꒰ diesiocho ꒱
OPIS SYTUACJI: Oboje wracają do centrum miasta, by tam spędzić jeszcze trochę czasu. Kiedy tam dojeżdżają nagle zaczyta padać deszcz. Patrzą na siebie zaskoczeni, widząc na niebie równie pięknie świecące żółte słońce. Śmieją się, ale deszcz wcale nie żartuje, coraz mocniej odbijając krople o ziemię. Szatyn i blondynka wsiadają na rowery i pędzą do domu, by zdążyć przed największą ulewą. W drodze na ich twarzach ani na chwilę nie schodzi uśmiech, wygłupiając się i wjeżdżając specjalnie w kałuże lub puszczając nogi z pedałów. Docierają do domu i odstawiają rowery do dużego garażu, gdzie stał tam czarny mercedes Solera.
Callie: To był najlepszy rajd rowerowy jaki przeżyłam *śmieje się, idąc w stronę łazienki*
Álvaro: Mój też. To było coś pięknego *idzie do ich sypialni i wygląda za okno na piękny krajobraz miasta* Mieliśmy szczęście, kochanie *woła, gdy nagle czuje, jak czyjeś mokre ręce oplatują się wokół jego bioder* Boże drogi, Cal! Nie strasz mnie!
Callie: *wybucha śmiechem, szybko wstając na palce i czochra mu jego włosy, które i tak są mokre* Wybacz, musiała to zrobić!
Álvaro: Ja z tobą kiedyś nie wytrzymam *również się śmieje, ale odwraca się przodem do niej, po czym całuje słodko w czółko* Co ja bym bez ciebie zrobił?
Callie: Nie mam zielonego pojęcia, ale pewnie byś się zanudził *chichocze* Dobra, kto pierwszy idzie się wykąpać?
Álvaro: Mi się nie spieszy. Możesz ty iść *spogląda w jej oczy, gładząc kciukiem jej policzek*
Callie: Jeśli ktoś mnie będzie zatrzymywał to tak szybko nie pójdę tam *puszcza mu oczko*
Álvaro: Dobrze, oj no dobrze. Leć już *odsuwa się lekko od niej*
Callie: Zaraz wracam!
*skip time*
OPIS SYTUACJI: Callie jest już po prysznicu i siedzi w wygodnym outficie dresowym, przeglądając Wattpada na swoim tablecie. Álvaro wychodzi z łazienki ubrany jedynie w spodnie od dresu i mokrymi wodą włosami po ich myciu. Pojawia się w ich sypialni, gdzie widzi relaksującą się blondynkę. Przeciera szybko włosy ręcznikiem, którego ma w dłoni, a później zerka na swoją ukochaną kobietę.
Callie: Czy ty musisz mi to robić, seksowny Bogu? *przygryza delikatnie dolną wargę*
Álvaro: Zastanówmy się... *śmieje się, gdy nagle pojawia się na jej kolanach, odrzucając urządzenie na bok łóżka* Ale najpierw zrobię coś, co muszę w tej sytuacji *uśmiecha się łobuzersko, po czym wpija się w jej usta namiętnie i głęboko całując*
Callie: *zasysa gwałtownie powietrze, otwierając usta, oddając zachłanne pocałunki i błądząc dłońmi po jego nagim torsie*
Callie & Álvaro: *odrywają się po kilkunastu minutach od siebie, uśmiechając się*
Álvaro: *schodzi z jej nóg i przeskakuje na wolne miejsce przy jej prawym boku* Więc jakie dalsze plany na spędzenie dnia?
Callie: Co powiesz na Netflix & Chill?
Álvaro: Wiesz, że ma to dwa znaczenia?
Callie: To drugie już działo się przed chwilą, mój drogi *śmieje się* Więc pozostaje to pierwsze. Ale taki mam właśnie plan. Na zewnątrz nadal pada deszcz, co daje takiego boskiego klimatu...
Álvaro: W towarzystwie Boga to tym bardziej... *przekręca głowę w jej stronę i puszcza jej oczko*
Callie: Oh ty mój Álvaro *kiwa głową na boki, uśmiechając się pod nosem* Dobrze by było, gdybyśmy się podzielili obowiązkami. Bóg zajmie się napojami i przekąskami, a ja przygotuję miejsce.
Álvaro: Eyeyey! Jeśli masz na myśli łóżko to tu praktycznie nie ma nic do roboty!
Callie: *wybucha gromkim śmiechem*
Álvaro: No co się śmiejesz?
Callie: Połącz fakty *spogląda na niego wyczekując jego reakcji*
Álvaro: No ja nie mogę... *podnosi się do siadu, ale sam potem się śmieje*
Callie: Żartuję, ogarnę nam przekąski. Spokojnie, nie zostawię cię w tym samego *szturcha go w bok*
Álvaro: No dobra. To do pracy, rodacy *wstaje z łóżka i idzie do kuchni* Herbatka?
Callie: TAK! Kokosową poproszę. I nie zapomnij o soku pomarańczowym!
Álvaro: PAMIĘTAM!
Callie: To dobrze *chichocze, po czym poprawia poduszki i włącza TV, który jest zamocowany do ściany naprzeciwko ich łóżka i wyszukuje dobrego filmu*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro