Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie mam serca

Po opuszczeniu pomieszczenia skierowałem się na skały, w których były wyryte głowy Hokage. Cóż nadal nie mogłem uwierzyć, że wybrali Sakurę na Hokage. Przecież ona to najmniej odpowiedzialna osoba w całej wioski. Naprawdę byłoby lepiej, gdyby został nim Shikamaru, który swoją drogą był drugą osobą, która przeżyła. Nie mogłem zrozumieć, jakim cudem oni żyją. Byłem pewny, że ich zabiłem....coś tu nie gra.

-Śledzisz mnie ?- zapytałem

-Nie, po prostu...to co mi pokazałeś... nie daje mi to spokoju.

-Wiesz spokoju może ci to nie dawać, ale jak widzisz na załączonym obrazku mam się bardzo dobrze.

-Ale nawet ta szrama...przecież oni chcieli pozbawić cię oka.

-Szrama mi nigdy nie zniknie. Ukrywam ją pod przepaską, wzbudza lęk w innych ludziach, gdy ja widzą.

-Ale tu nie chodzi o innych ludzi! Tu chodzi o ciebie! Byłeś niewinnym chłopcem, dzięki, któremu Konoha nadal istnieje...

Nie wiem czemu, ale słowa dziewczyny mnie rozśmieszyły. Było w nich coś czego nie mogłem pojąć. Moja historia to daleka przeszłość, powinna zająć się tym co dzieje się obecnie.

Może i rzeczywiście byłem niewinny, ale moja niewinność zniknęła gdy wstąpiłem do ANBU Korzenia. Zostałem zmuszony do wyrzeknięcia się uczuć...a także sprowokowano mnie i zabiłem pięciu specjalnych ANBU. Wtedy byłem już winny. Winny śmierci ludzi...

To właśnie zapoczątkowało moją chęć zemsty na ludziach. Chciałem, żeby poczuli to co ja, gdy mnie bili i wyzywali. To nie było przyjemne, a szczególnie dla kilkuletniego dziecka. Wiem, że uważali mnie jako potwora, ale nigdy nikt ze mną nie porozmawiał. Czy może coś się zmieniło, czy mam kontakt z Kuramą, czy chociażby powiedzieć mi prawdę. Zostałem sam, nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia, moja samotność stała się tym, co chroniłem za wszelką cenę. Gdy poszedłem do akademii ludzie zobaczyli, że nie jestem taki straszny...ale wtedy to ja nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Tylko Kurama był ze mną przez cały czas i nadal jest. Nigdy się mnie nie wyparł...pomagał mi za każdym razem, nawet wtedy, gdy go nie prosiłem.

Wszystkie uczucia znikły, nie można było ich zranić. Teraz jestem pusty i nie mam zamiaru nic zmieniać. Dobrze mi tak jak jest.

Nikt nie jest w stanie mnie pokonać, nikt mnie nie zabije...panuje nad życiem i śmiercią.

-Moze i byłem niewinny, ale zniknęła ona gdy w wieku pięciu lat zabiłem pięciu specjalnych ANBU. Nie znasz mnie...nie mów tego co nie jest prawdą od dwudziestu lat.

-Ale...ja sama sobie nie mogę wybaczyć-powiedziała ze skruchą- Gdy tylko Hokage opowiedziała o tobie byłam wściekła, nie nawidziłam cię. Nie mogłam zrozumieć dlaczego zniszczyłeś wioskę mimo tego, że byłeś szanowany i tak dalej...a teraz, gdy ty sam pokazałeś mi swoje wspomnienia...czuje się winna.

-Nie przejmuj się, nie ranisz mnie jeśli tak uważasz. Nic nie poradzę na to, że Hokage was okłamała.

Dziewczyna miała już coś powiedzieć, gdy obok niej pojawili się dwaj chłopcy w jej wieku.

-Chisato! Co ty tu robisz, on jest niebezpieczny! - krzyknął jeden z nich patrząc mi w oczy.

-Gdybym chciał zabiłbym ją dawno, po prostu rozmawialiśmy o jednej mało ostatniej rzeczy. A więc Chisato, nie przejmuj się tym, teraz wiesz jaka jest prawda, sama zdecyduj co chcesz zrobić- powiedziałem, odwróciłem się i zacząłem iść w swoją stronę, gdy wyczułem atak.

Złapałem atakującego za rękę, która była pokryta błyskawicami. Cóż, chyba zniwelowałem jakąś technikę.

Chłopak popatrzył na mnie ze strachem. Miał się czego bać. Jeśli ktoś mnie atakuje, niech liczy się z tym, że musi mi dorównać chociaż w połowie, bo inaczej po jednym konkretnym ataku zginie.

-Chłopaku... uwierz mi, nie chcesz ze mną zadzierać. Twój styl błyskawic to dla mnie nic. Nie pokonasz mnie takim czymś.

-Naruto, proszę nie rób mu krzywdy, ja wiem, że ...

-Cicho! Nic ci nie zrobię bo ona mnie o to poprosiła, więc szanuj ja, bo zawdzięczasz jej w tej chwili życie- powiedziałem i rozmyłem się w powietrzu.

POV CHISATO

Naruto tłumaczył mi, że moje poczucie winy nie jest dla niego raniące, ale każdy byłby zraniony...

Miałam właśnie powiedzieć mu, że nie powinnam oceniać go z góry, ale przy mnie pojawił się Kaneki i Makishima.

-Chisato! Co ty tu robisz, on jest niebezpieczny!- krzyknął Makishima.

Naruto...nie tłumacz im, oni nie zrozumieją. Chciałam powiedzieć im, żeby zostawili go w spokoju, ale nie mogłam nic powiedzieć.

Gdy zobaczyłam, że Naruto zablokował atak Kanekiego wiedziałam, że on nie puści mu tego płazem.

-Naruto, proszę nie rób mu krzywdy, ja wiem, że ...- powiedziałam, jednak on mnie tylko uciszył.

Odetchnęłam z ulgą, gdy powiedział, że nic mu nie zrobi. Jednak gdy otworzyłam oczy, jego już nie było.

-Chisato o czym ty z nim rozmawiałaś!? Bo jakoś nie mogę uwierzyć w to, że tylko rozmawialiście. Napewno namawiał cię do zniszczenia Konohy, albo chciał przeciągnąć na woja stronę!- krzyczał Makishima.

-Makishima uspokój się! Jak widzisz nic mi nie jest, a my tylko rozmawialiśmy. Jedyne co wam powiem, to to, że Hokage kłamie co do jego osoby. Wszystko co nam wpajała było kłamstwem.

-O czym ty mowisz Chisato!?- tym razem krzyknął Kaneki.

Nie mogłam im powiedzieć o jego wspomnieniach, to zbyt trudne żeby o tym mówić.

-Nic więcej nie powiem- powiedziałam i oddaliła mnie się od nich. Usiadłam kilkanaście metrów dalej od nich.

Nie wiem ile tak siedziałam, ale nie mogło minąć dużo czasu, bo poczułam jak ktoś się do mnie przytulił od tyłu.

-Chisato...-rozpoznałam głos Makishimy- Tak bardzo się martwiłem, gdy zobaczyłem cię z nim byłem pewny, że zaraz cię zabije...ja..ja cię kocham Chisato, od tak dawna chciałem ci to powiedzieć... Ale nie było nigdy odpowiedniej okazji.

Wyswobodziłam się z jego uścisku i popatrzyłam na niego. Czyli nie był świadomy...nie był świadomy, że przez moją moc nad żywiołami straciłam cenną rzecz. Straciłam serce...żyje tylko dzięki Hokage i jej umiejętnościom leczenia. Moje serce to zwykły kawałek drewna.

-Makishima...nie wiem co powiedzieć. Ty...Nikt o tym nie wie oprócz Hokage i mojego ojca. Ja nie mogę odwajemnić twoich uczuć...nie to że cię nie lubię czy coś w tym stylu...ale...nie umiem tego ubrać w słowa...może jak powiem to prosto. Ja nie mam serca. Nie wiem co to smutek, radość, czy uczucie miłości...

-Czemu kłamiesz!?

-Nie kłamie!- powiedziałam i rozpięłam bluzę w której byłam. W miejscu gdzie powinno być serce miałam jakby dziurę załataną drewnem. Wyglądałam okropnie- Teraz wiesz...ja nie umiem kochać...dlatego dobrze mi się rozmawiali z Naruto. Ja go rozumiem.

Chłopak podszedł do mnie i dotknął delikatnie drewna. Nie czułam nic. Żadnego ciepła czy zimna...kompletne zero.

-Makishima...nie mów nikomu, ale wierz mi, że gdybym miała serce i umiała czuć, pewnie bym odwzajemniła twoje uczucia, ale i teraz gdy mam tego świadomość cieszę się, że cię mam- powiedziałam i przytuliłam go.

POV NARUTO

Czyli to prawda...jej ojciec mówił prawdę. Nie da się jej zmusić do niczego. Czuła winę mimo tego, że nie ma serca...martwiła się. Czyli musi mieć serce, inaczej by tego nie poczuła.

Zapowiada się ciężka praca przede mną. Chce jej pomóc, bo jeśli ma się stać taka jak ja...nie chce żeby żyła w samotności...chociaż mogę to wykorzystać na swoją korzyść. Zrobię wszystko, żeby poszła za mną. Żeby znienawidziła Konohe. Posunę się do czegoś co wykonałem raz w całym swoim życiu. Zmienie jej wspomnienia...zapomni kim jest i zaufa tylko mi...tylko mi będzie posłuszna.

****************************
GOMEN NASAI ! Przepraszam za prawie dwu tygodniową zwłokę z rozdziałem, ale szkoła itd nie miałam czasu!

Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta i rozdział się spodobał.

GOMEN jeszcze raz i nie bójcie proszę 😅😂

!Rozdział nie sprawdzony, więc mogą pojawić się błędy !


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro