Światełko Nadziei
Opowiem Wam dziś o światełku.
Tak, dokładnie moi drodzy, światełku.
Słyszeliście o Światełku Nadziei? Jeśli tak, czy kiedykolwiek je widzieliście?
Światełka te to małe kulki, które oświetlają nam drogę przez życie.
Małe światełka chodzą jednak do szkół. Muszą bowiem za młodu dowiedzieć się, jak dobrze pomagać ludziom swoją osobą.
Jest ich jednak miliony. Na korytarzach, a także w klasach, jest tam więc bardzo jasno.
Światło kojarzy nam się z czymś ciepłym, radosnym.
Można więc orzec, że wszystkie światełka są tam szczęśliwe.
Jednak...czy na pewno?
Czy na pewno blask rozsiewany przez każde z nich jest prawdziwy?
W całej tej gęstwinie jasności jest jedna mała kuleczka, która po wyjściu ze szkoły, nagle traci swój blask.
Przy swoich kolegach i koleżankach jest taka jak oni. Daje ciepło lepszego jutra.
Lecz kiedy koledzy znikają z horyzontu widoku, to małe Światełko traci całe ciepło.
Nagle staje się ono czarne.
Nie jest już to Światło Nadziei, lecz Ciemność Smutku.
Nigdy bowiem nie widziało ono radości w tym, co będzie robiło, gdy dorośnie.
Ludzie i tak będą błądzić, po co one ma się jakimś opiekować?
Nadzieja jest przecież tylko złudą.
Po co ona komu?
A nawet jeśli ona się przydaje, to i tak znika po jakimś czasie.
Światełku nie podobało się to, do czego zostało stworzone.
Uważało, że jest niepotrzebne.
Marzyło, że pewnego dnia całkiem zgaśnie.
Czy ktoś by w końcu zauważył, że jedno z miliarda światełek zniknie?
Wątpliwe.
Światełko więc czuło tylko smutek, które ukrywało jednak przed znajomymi. Nie chciało bowiem być uznanym za dziwaka, a litości również nie chciało.
Czy ktoś by mu pomógł, choć tego samemu nie przeżywając?
Mało prawdopodobne.
Światełko żyło tak przez cały czas nauki. Z fałszywym światłem radości bijącym z niego, by w samotności oddać się swojemu smutkowi.
W końcu nadszedł dzień, kiedy to dorosłe już światełka miały zostać wysłane na Ziemie, aby tam wybrać człowieka, któremu będą oświecać drogę.
Czy wspominałem już gdzie one są?
Nie?
W takim razie spójrzcie w nocy na bezchmurne niebo.
Słucham?
Meteoryty? Gwiazdy?
Oj głuptasy, to są światełka!
Myślicie, że dlaczego te punkty tak jasno świecą?
To co wymieniliście, to zaledwie nazwy wymyślone przez człowieka!
Wróćmy jednak do naszej historii...
Gdy nasze Światełko wraz ze swoimi licznymi przyjaciółmi zeszło na Ziemie pewnej nocy, nie mogło uwierzyć, jak bardzo tu jest żywo.
W szczególności nie mógło oderwać wzroku od ludzi. Nigdy ich nie widział.
Wydali mu się dziwni.
Czy to możliwe, żeby takie istoty naprawdę odczuwały emocje i potrzebowały pomocy?
W tej chwili wszystkie te przedziwne istoty pokazywały ich i krzyczały "Patrzcie, spadające gwiazdy!". Cokolwiek to było, musiało być to coś fajnego, ponieważ ludzie wyglądali na zachwyconych.
Wszyscy towarzysze Światełka rozdzielili się, każdy poleciał szukać swojego wybrańca.
Jednak mała kuleczka nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
Nie czuła się potrzebna.
Zaczeła się błąkać po różnych ulicach.
Widziała, jak jej współbratymcy nagle wskakują w miejsce serca człowieka, a ten przedtem smutny, nagle zaczyna podskakiwać i wesoło tańczyć, gwizdać, a nawet śpiewać.
"Dziwne" pomyślało Światełko.
Latało tak samo bez celu, zastanawiając się, co ma teraz ze sobą począć.
Skoro zostało stworzone do jednej rzeczy, to co się teraz z nim stanie?
Po cichu miało nadzieje, że zniknie i wreszcie uwolni się od tego ciężaru.
Po pewnym czasie, nasz mały bohater zmęczył się zbyt długim lataniem, wylądował więc na małej ławeczce.
Zadumał się przez chwile nad swoim losem.
Nagle, na ławeczke wpadła mała dziewczynka.
Zakrywała twarz, która zalewała się łzami.
Wyglądała na jakieś siedem lat, miała brązowe włosy związane w dwie kitki.
Była ubrana w zaledwie pidżame, nie miała nawet kapci
(a trzeba wiedzieć, iż był to okres zimowy, czego światła nie odczuwały ze względu na wydzielane ciepło).
Nie mogła zobaczyć Światełka, które siedziało obok niej.
Wpatrywało się ono w dziewczynkę, jej łzy, smutek bijący od niej...
Wtedy zrozumiał.
Właśnie po to został stworzony.
Aby niszczyć to, co nim cały czas targało.
By być opiekunem uczuć osób, jak na przykład tej małej dziewczynki, którym się coś przytrafiło.
Bez namysłu wskoczył w serce dziewczynki.
A tam poczoł się świecić się największym blaskiem, jakie tylko mógł z siebie wyrzucić, przesyłając jednocześnie myśl:
"Wszystko będzie dobrze, nie płacz".
Światełko połączyło się z dziewczynką.
Zaczeło widzieć jej oczami.
Czuło, jak jej oddech się uspokaja, jak dziecko się prostuje i oddycha głęboko.
Usłyszał nagle w oddali "Klaro!", a spojrzenie przeniosło się na kobietę, biegnącą w stronę małej.
To musiała być jej mama. Była bardzo podobna z wyglądu do córki, tyle że miała płaszcz.
I również płakała.
Porwała córkę w ramiona i przytuliła ją, szepcząc "Wszystko będzie dobrze, nie płacz".
Ale Klara już nie płakała, bo w sercu miała już małego przyjaciela, który ją ocieplał od środka i już rozumiał.
"Nadzieja, choć ulotna, jest piękna. A roztaczanie jej jest wspaniałe".
Światełko i Klara od tamtego momentu byli już zawsze razem. Ono, siedząc w jej sercu, dodawało jej otuchy, a ona przyjmowała jego ciepło w trudnych chwilach.
∆ ∆ ∆
A ja życzę Wam, moi drodzy, aby każde z Was znalazło swoje własne Światełko Nadziei, w nawet najczarniejszym tunelu.
Dziękuje.
A w tym miejscu możecie oznaczyć swoje już znalezione światełka~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro