Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Drobina zmiejszająca cz.1

Elka stała w drzwiach kuchni i patrzyła wyczekująco na całą trójkę. Piórka miała w nieładzie.

– Coś przede mną ukrywacie – powiedziała głosem, w którym wyraźnie rosło napięcie. – Czuję to w kościach.

Zielony Kot, chcąc przymilić się gęsi, poprosił szafkę gotującą o kawkę z kapką mleka (wiedział, że taką Elka lubiła najbardziej). Postawił pękaty kubek na stole i uśmiechnął się zachęcająco. Gęś zignorowała go.

– No dobra – poddał się Kot. – Masz rację, jest coś, o czym ci nie powiedzieliśmy. Sami najpierw musieliśmy przedyskutować całą sprawę, ale teraz wszystko jest już jasne. Mamy dobre wieści.

Ela spojrzała na niego wyczekująco, nie kwapiąc się nawet, by sięgnąć po kubek z kawą i kapką mleka.

– Mamy pomysł, jak możemy odstawić cię do domu. Przez zupełny i absolutny przypadek odkryliśmy istnienie pewnego Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć. Podejrzewamy, że wystarczy cię do niego wpakować, żebyś znalazła się z powrotem u siebie – wyjaśnił futrzak, wyraźnie z siebie zadowolony. – Oczywiście najpierw musimy dowiedzieć się jak go otworzyć, ale niech cię już o to głowa nie boli, to zadanie bierzemy na siebie. Czy to nie fantastyczna nowina? Będziesz wreszcie mogła wrócić do dzieci!

Gęś prychnęła.

– Skąd wiesz, że portal odstawi mnie do domu, skoro rzekomo zabiera wszystkich w miejsca, w których powinni się znaleźć? – spytała.

Zielony Kot spojrzał na nią zdumiony.

– Cały czas myślałem, że chcesz wrócić do dzieci. Niby gdzie indziej miałby zabrać cię portal?

– Do teatru oczywiście. – Elka westchnęła teatralnie. – Zawsze chciałam zostać aktorką!

Usłyszawszy to niespodziewane wyznanie, Rosa wydała z siebie ciche parsknięcie. Marcel spojrzał na przyjaciółkę i oboje momentalnie wybuchnęli głośnym śmiechem. Po chwili dołączył do nich Zielony Kot i cała trójka nie mogła opanować się przez kilka dobrych minut. Obrażona Elka zanurzyła dziób w kubku z kawą i nie powiedziała już ani słowa więcej.

***

Naburmuszona gęś dopijała poranną kawę z kapką mleka, a Zielony Kot postanowił wziąć relaksującą kąpiel, by pobyć trochę w samotności, zebrać myśli i zastanowić się nad planem działania. Uważał, że należała mu się chwila dla siebie. Rosa i Marcel byli więc zupełnie sami w okrągłym pomieszczeniu na dole stacji.

– Hej Rosa – zaczął Marcel, przyglądając się przyjaciółce starannie ścielącej swoje łóżko. Przez okno wpadała wąska smużka porannego światła. Widać w niej było drobinki kurzu, które unosiły się w powietrzu.

– Hm? – Rosa odwróciła się do chłopaka i rzuciła mu pytające spojrzenie.

Marcel nie był pewien, jak najlepiej miał zacząć tę rozmowę, ale wiedział, że musi to zrobić teraz, kiedy byli sami. Rozejrzał się po pokoju i poczuł nagłe ukłucie żalu. Wiedział, że zwykłe wakacje nie mogą trwać wiecznie i w końcu trzeba będzie ruszyć dalej, wrócić do początku, do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Naprawić pomyłkę związaną z jego pojawieniem się w Donikąd. A jednak trudno mu było o tym myśleć. Podczas pobytu w stacji miało miejsce tyle wspaniałych chwil. Te wszystkie wyprawy nad jezioro, wspólne spacery, posiłki jedzone w stacyjnej kuchni. Długie, słoneczne dni, wypełnione słodkim lenistwem spędzanym w towarzystwie osobliwej grupki, która na krótki czas stała się jego rodziną.

– Co o tym wszystkim sądzisz? – zapytał. – O tym portalu i... no wiesz, moim powrocie do domu?

Wyglądała tak, jakby nie do końca zrozumiała jego pytanie.

– Trzeba po prostu płynąć z nurtem rzeki – powiedziała spokojnie. – To wszystko, co możemy zrobić w życiu.

Znów poczuł ukłucie żalu. W głębi serca liczył na to, że wizja ich rozłąki zasmuci Rosę, że przyjaciółka może nawet zacznie przekonywać go do tego, by został z nią tu, w Donikąd. By zapomniał o wszystkim tym, co wcześniej było jego życiem, i zaczął je od nowa. Tutaj. Z nią. Trochę wstydził się tych myśli i próbował je od siebie odgonić. Bez skutku. Przyczepiły się do niego, zupełnie jak rzep do psiego ogona, i nic nie wskazywało na to, że miały go szybko opuścić.

Jednocześnie wiedział przecież, że wcale nie mógłby zostać w Donikąd na zawsze. Nie, jego świat był gdzie indziej, zdawał sobie z tego sprawę od samego początku.

– A może ja wcale nie chcę wracać – powiedział zaczepnie, jakby chcąc ją sprowokować.

– Nie wydaje mi się, że masz wybór – odparła smutnym głosem dziewczyna. Podeszła do jego łóżka i usiadła tuż obok przyjaciela.– Zawsze wydaje nam się, że mamy wybór, ale to nigdy nie jest prawda – dodała. – Musisz wrócić i oboje dobrze o tym wiemy. W każdym razie dobrze było cię tutaj spotkać.

Mówiła takim tonem, jakby dziękowała mu za popołudniową herbatkę.

Nagle Marcelowi przyszedł do głowy szalony pomysł.

– Rosa! – wykrzyknął. – Wiem, że ja muszę w końcu wrócić, ale co z tobą? To jest zupełnie nie fair, że ty zostaniesz tutaj. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć. To takie niesprawiedliwe. Nie, kiedy już raz się spotkaliśmy. Nie zniósłbym tego. Powinnaś pójść ze mną – dokończył.

– Co? – zdziwiła się Rosa.

– Powinnaś pójść ze mną – powtórzył Marcel. – Ja naprawdę muszę tam wrócić. Do mojej rodziny i w ogóle... wszystkiego. – Nie bardzo wiedział, do czego poza swoją rodziną tak naprawdę powinien był wracać. – Coś wymyślimy. Powiem wszystkim, że jesteś moją przyjaciółką, że znamy się z... że gdzieś tam cię przypadkiem poznałem. Tam nie jest tak źle, naprawdę. Przyzwyczaisz się szybko. Wszystko się ułoży. – Z  każdym kolejnym słowem jego argumentacja wydawała mu się coraz bardziej absurdalna.

Rosa spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechała się, ale chłopak nie wiedział, czy był to uśmiech który wywoła radość, czy może smutek. Z Rosą nigdy nic nie było do końca wiadomo.

– Jesteś naprawdę uroczy – powiedziała, a Marcel poczuł, że się rumieni. Ze wszystkich możliwych komplementów „uroczy" było chyba ostatnim, który chciałby usłyszeć. Czy to w ogóle był komplement? – Myślisz, że mogłabym tam łowić perły dla jakiegoś czarownika? W tym jestem naprawdę dobra.

Marcel zaśmiał się, wyobrażając sobie Rosę, która zaczyna pracę w osiedlowej piekarni i wynajmuje mały pokój w mieszkaniu ze studentami w najtańszej dzielnicy. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro