Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Quaestiones

*Kayn*

Ocknąłem się,skulony na łóżku.Koc leżał na podłodze,a ja byłem cały zlany potem.Rozejrzałem się po pokoju.Kosa leżała pod moim łóżkiem...przesunęła się.Obawiałem się podniesienia ciała z łóżka.Bałem się,że ta cholerna kosa zareaguje...

-Rhaast...-Podniosłem głowę i obok pojawiła się twarz demona.

-Witaj słonko.-Miał doskonały humor.Ciekawe czemu...

-Jesteś jakiś wesoły...-Zmierzyłem go.

-Przecież mamy taki piękny dzień...-Zachichotał...-Jak miło zaspokoić uczucie głodu...

Spojrzałem na moje zakrwawione ramię.

-Co ty mi zrobiłeś?-Zabiłem go wzrokiem.

-Oh...Głód tak bardzo mi doskwierał,że wydałeś się po prostu przepyszny...-Machnął szponem.-Nie chciałem ci zrobić krzywdy,więc zasmakowałem odrobinkę twojej krwi.

-Pogłaskał mnie po głowie,a ja odepchnąłem jego rękę.

-Nie dotykaj.-Odparłem chłodno.

Nie wierzę,że ten wampir wysysa ze mnie krew,gdy śpię...

Rhaast przewrócił oczami,widząc mój wyraz twarzy.

-Teraz Tobie potrzebny jest posiłek.-Machnął ręką.-Musisz mieć siły na nasze dzisiejsze polowanie.-Wsadził mi w dłoń jabłko.-Smacznego,słonko.

-Rhaast już ci mówiłem.-Ugryzłem owoc.Mimo wszystko odczuwałem najzwyklejszy,ludzi głód.-Nie będę zabijał.

-Obiecałeś mi coś,chłopcze.-Złapał mnie za brodę,aż prawie zadławiłem się kawałkiem,który miałem w ustach.-A obietnic się dotrzymuje.Jedz.Nie mamy całego dnia.

-Teraz idę na trening.-Odparłem chłodno,trzymając w ręce nadgryzione jabłko.

-W takim razie widzimy się już po tych Twoich zabawach z waszym śmiesznym Mistrzem...

Prychnąłem i przygotowałem się na zajęcia.

Trening z Mistrzem był bardzo przyjemny i męczący.Zed wrócił już do formy i ćwiczyliśmy na poważnie.Dawałem z siebie wszystko przy każdym ćwiczeniu.Naprawdę czuję,że mam szansę stać się dobry w poznaniu tajników sztuki cienia.

-Dobrze ci idzie.-Mistrz pochwalił mnie,a ja poczułem się doceniony.Tylko on zawsze mnie chwali...

-Dziękuję.-Westchnąłem,ocierając mokre od potu czoło.

-To chyba koniec na dziś.Biegnij pod prysznic.-Mistrz uśmiechnął się lekko.-To ci dobrze zrobi.

Faktycznie,capiłem jak stare skarpety.

-Wspaniały pomysł.-Kiwnąłem głową i skłoniłem się do Zeda na zakończenie lekcji.

Postanowiłem,że się trochę polenię.Wtuliłem się w łóżko i wziąłem w dłoń książkę,którą pożyczyłem od Yi.Strasznie się nią zachwycał.

-Wstawaj Kaynuś.-Obok mnie pojawił się rozpromieniony Rhaast.-Idziemy na polowanie.-Wytrącił mi książkę z ręki.

Podniosłem powieść i spojrzałem na niego z zaskoczeniem.

-Co?

-Czas na coś dobrego-Demon zatarł łapy.-Już wybrałem ofiarę.-Pociągnął mnie za ramię,a ja nie mogłem się uwolnić.Wyglądało to jak pająk z muchą w bezlitosnej sieci.

-Zostaw mnie!Nie chcę zabijać!-Zacząłem się szarpać ale bez skutku.Rhaast praktycznie wlekł mnie za sobą.Kamienie raniły mi kolana.Walczyłem o wolność.Na moment mi się to udało ale po chwili poczułem drugą duszę,wypełniającą moje ciało.

-Znowu się sprzeciwiasz...-Przemówił moim głosem.

-Zostaw mnie!-Tym razem odpowiedziałem ja.Wyglądało to jakbym miał rozdwojenie jaźni.

-Wyczuwam świeżą krew.Kaynuś,poznaj naszą ofiarę...-Demon rzucił się do skoku,biegnąc w jakąś alejkę.

-Rhaast...-Wyszeptałem.-Błagam,zostaw moje ciało.Nie chcę czuć tego po raz kolejny...

-Mogłeś sie nie sprzeciwiać.-Zarechotał,mocno ściskając moją dłonią kosę.

Dostrzegłem Rizuki odwróconą tyłem.Chciałem krzyczeć,by uciekła lecz nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa.Rhaast całkowicie mnie kontrolował...A ja to wszystko widziałem...Bezsilnie...

Nim się obejrzałem demon chłeptał krew tej dziewczyny.Czułem jej smak...

-Wyśmienita.-Zarechotał wesoło.-Cieplutka...Taką lubię najbardziej.

Teraz udało mi się przemóc.Zmusiłem ciało do upadku na kolana.

-Co ja uczyniłem...-Spojrzałem na ciało.Musiała nie życ...Rhaast zmasakrował jej gardło kosą...A ja nic nie mogłem zrobić.

-Świetna robota chłopcze.-Klepnął mnie w ramię.

-Nieprawda!-Krzyknąłem na niego.-Zrobiłeś ze mnie mordercę!

-Jakież brudne słowa.-Objął mnie ramieniem.-To nie morderstwo to sztuka.

-Jesteś nienormalny!-Strzepałem jego dłonie z ramienia i rozpłakałem się,ocierając krew z twarzy.-Dlaczego każesz mi robić takie rzeczy!?-Strzeliłem mu policzek w twarz i odbiegłem jak najszybciej,jak najdalej od tego wszystkiego...

Natychmiast wpadłem do pokoju i zamknąłem wszystko na klucz.Spojrzałem na swoje ręce,czerwone od cieczy,zostawiające ślady na ścianach.

-Dlaczego?-Załkałem.Czuję się taki winny...To jego intencje ale to moje dłonie odebrały życie...

-Nie przesadzaj,chłopcze.-Za mną usłyszałem głos Rhaasta i od razu się odwróciłem.Jak się tu dostał...-Mi się podobało.-Złapał mnie za twarz i przyciągnął do siebie.

-Nie dotykaj mnie!-Rzuciłem w niego książką i odsunąłem się pod sąsiednią ścianę.

-Co za zdenerwowanie.-Pokiwał głową.-Wyluzuj.Nie zrobię ci nic złego...wręcz przeciwnie.

Chciałem się odsunąć ale za mną była już tylko ściana.Demon złapał mnie i przytrzymał w ramionach.

-Zostaw mnie.Czy nie dość już dokonałeś moimi rękoma?-Otarłem twarz,na której dłonie pozostawiły widoczne ślady krwi.

-Ależ spokojnie.Mam doskonały humor.Nic ci nie zrobię.-Uśmiechnął się bardzo szeroko.

-Co chcesz zrobić?-Nagle mnie pocałował.Zacząłem tłuc jego ramiona pięściami,żeby mnie puścił.Nie działało.Wręcz przeciwnie,zaczął wpychać mi swój jęzor do gardła.Obrzydliwość...Zacząłem wbijać mu paznokcie w skórę.Nie zareagował.Przycisnął mnie do ściany i zablokował dłonią moje dwie.Próbowałem się wyrwać z jego pocałunku ale skutecznie mnie przytrzymał.

-Nie chcę...-Odparłem,gdy dał mi na chwilę złapać oddech.Ciągle czułem w ustach smak miętowych landrynek.Ktoś tu lubi cukiereczki...

-Spokojnie,słodziutki.-Uśmiechnął się.-To nagroda.-Podniósł mnie i przycisnął do ściany,trzymając za nogi.
Naprawdę czułem się bardzo niekomfortowo...

-NIE CHCĘ RHAAST!-Uderzyłem go w twarz.Rzucił mną o ziemię,aż poczułem ból w kolanach.

-Czy mam zmienić nagrodę w karę?Bo do tego zmierzasz.-Szarpnął kołnierz mojego stroju,tak że powoli mnie dusił.

-Możesz mnie po prostu zostawić...-Jęknąłem,czując jak na mojej szyi zaciska się niewidzialna pętla.-Albo zabić.Błagam,zabij mnie.

-Zabić?-Demon zostawił mój strój,aż uderzyłem plecami w ścianę.-Nie żartuj sobie.Jesteś taki rozkoszny,że nie mogę tego uczynić.

Oddychałem szybko,trzymając głowę spuszczoną do ziemi.Nie chcę patrzeć mu w oczy.Tak się boję...

-Nie bój się.-Pogładził mnie po twarzy.Ten dotyk był okropny...-Nie chcę ci zrobić krzywdy,słoneczko.

Wsadził mi dłoń pod kołnierzyk i zaczął gładzić moją szyję.Tłukłem go pięściami jak tylko mogłem ale trzymał się doskonale...Tak nie chcę by mnie dotykał w taki sposób.

-Rhaast.Przestań.-Próbowałem być stanowczy lecz on zatkał mi usta łapa,a drugą zagłębiał palce w moim obojczyku,delikatnie radząc sobie z guzikami.-Błagam nie rozbieraj mnie...

- Chcę zobaczyć czym tak zachwyca się twój Zedzik.-Zachichotał i w pewnym momencie zdarł ze mnie górną część stroju,aż guziki posypały się po podłodze.Jęknąłem ze strachem,chcąc nerwowo zakryć dłońmi klatkę piersiową.

-Skarbie nie ukrywaj się.-Delikatnie złapał mnie za dłonie.-Masz takie ładne ciałko.Idealnie nadawałbyś się na moją ofiarę.Pozwól,że skosztuję...

-Co ty...AAAH!!-Krzyknąłem,gdy brutalnie wgryzł mi się w ramię.Próbowałem się wyszarpać ale to tylko sprawiało mi większy ból.Czułem krew,płynąca po mojej piersi i dłoni,była okropnie gorąca.Albo po prostu już się tak boję.Rhaast uśmiechnął się i chwycił szponem moje policzki,delikatnie je raniąc.

-Boże.Wspaniała.-Zasyczał,po czym zaczął zlizywać krew cieknącą z rany.To było takie okropne...

-Przestań...-Zacząłem go już zwyczajnie błagać o litość,wijąc się po podłodze,ubrudzony własną krwią.-Rhaast...-Z moich oczu poleciało kilka łez.Ukryłem twarz w dłoniach.

-Oj słoneczko.-Przestał wysysać ze mnie krew i pogładził po policzku.-Bardzo cię przepraszam.Zapomniałem się.-Kopnął mnie,aż potoczyłem się pod łóżko.-Może zmienimy odrobinkę naszą zabawę?

-Nie chcę się w nic z Tobą bawić.-Odparłem,trzymając się za krwawiące ramię.Piekielnie bolało.

-Ależ to bedzie świetne.Zaufaj mi.-Położył mnie na poduszce i przygniótł własnym ciężarem.Nie wiem co boli bardziej.Ramię czy paraliżujący strach.Musnął mnie w usta.Ciągle próbowałem się wyrwać,aż chyba się znudził i nagle ugryzł mnie w sutek.To tak bardzo bolało.Zacząłem krzyczeć i wierzgać,chciałem by mnie uwolnił,by odszedł i zostawił.

-Uspokój się!-Złapał mnie za twarz,generując kolejne rany na policzkach.-Ciągle tylko marudzisz.-Usiadł na mnie i zaczął mnie gładzić po brzuchu.-Smakowicie wygląda...

-Niee...-Zacząłem go odpychać rękami ale szarpnął mnie za nie i wygiął do tyłu,wywołując palący ból.-Ałaaaaa!-Zacząłem wrzeszczeć z bólu,a on ponownie zatkał mi usta ręką.

Uśmiechnął się mrocznie,a ja płakałem cicho,krzywiąc się z bólu...Dlaczego ja?
Rhaast wrócił do mojego brzucha,tylko teraz zaczął wodzić dłońmi po moich spodniach.

-No dalej.Ciekawe jak wyglądasz w całości.-Wsadził mi dłoń pod ubrania,dotykając wielu miejsc których nie powinien.

-Nie tam...Błagam...-Wtuliłem się w poduszkę,zrozpaczony swoją bezsilnością.Praktycznie łkałem w pościel.

-O tam,tam.Kochaniutki,przecież masz takie wspaniałe ciałko.-Zacisnął dłoń na materiale spodni,po czym zaczął je powoli zsuwać.Zacząłem wierzgać nogami,kopiąc go w twarz,aż wreszcie chyba się zdenerwował bo w podciągnął moje nogi do góry i zdarł ze mnie spodnie i bieliznę.Czułem się jak tania dziwka.

-Mmm..-Oblizał się z lekkim uśmiechem,a ja wtuliłem twarz w poduszkę,by go nie oglądać.

-Niee...-Zacząłem zasłaniać się stopami jak tylko mogłem.

-Cóż,będę musiał sobie pomóc.-Westchnął i po chwili poczułem unieruchomienie na rękach.

-Wąż!?-Wytrzeszczyłem oczy,widząc moje dłonie oplecione przez ciało ogromnego węża.

-To...mój stary przyjaciel.Teraz nam pomoże.-Rhaast zachichotał,kładąc dłoń na moim podbrzuszu.Czułem się jak w jakimś erotycznym lochu.

-Dlaczego mi to robisz?-Załkałem i po chwili cicho jeknąłem,gdy poczułem scisk w okolicach przyrodzenia.Wąż oplatał także to miejsce.

Rhaast tylko cicho się zaśmiał i zaczął delikatnie mnie dotykać.
Wcześniej dotykał mnie tam tylko Zed.To jego dotyku pragnąłem,a nie tego potwora.Przyspieszał ruchy,a ja czułem strach,ból i jednocześnie podniecenie...Tak bardzo nie chcę.Zaczął mnie bardzo mocno sciskać,a ja wiłem się w pościeli błagając o litość.Wąż nie pozwalał mi walczyć,leżałem tak na poduszcze i krzyczałem.

-Nikt cię nie usłyszy,słoneczko.-Złapał mnie za szyję i zrzucił na podłogę,uwalniając od węża.-Zadbałem o to.Przez sciany tego pokoju nie wyjdzie żaden dźwięk.

-Ty...potworze...-Zmierzylem go nienawistnie,a on pokiwał tylko głową.

-Zaraz ci pokażę prawdziwą bestię.-Zachichotał i szarpnął moją szyję w dół.

-Rhaa...-Wepchnal mi do ust swoje ogromne przyrodzenie,aż poczułem jak główka wbija mi się w podniebienie.To bolało.

-Wspaniale wyglądasz.-Rhaast uśmiechnął się i zaczął poruszać moją głową.Ustami ślizgałem po jego penisie,a z oczu leciały mi łzy.Nawet nie mogłem walczyć,bo znów poczułem się zniewolony.Pierdolony wąż.

-R...a...t...p..z...s..t..n..-Próbowałem coś powiedzieć ale co literę w moich ustach pojawiał się jego penis.Po prostu się mną bawił.

-Nie gadamy,tylko ssiemy.-Przycisnął mnie do swojej męskości i spojrzał oczekująco.-No?Co powiedziałem?

Kiwnąłem głowa i zacząłem ssac.Tak bardzo nie chciałem tego robić...

-Świetnie ci idzie.-Jęknął,szarpiąc moją głowę w dół.Praktycznie musiałem ssać jego jądra.Tak bardzo nie chciałem.

-Już wystarczy,słonko.-Uśmiechnął się i rzucił mną o łóżko,obejmując w pasie.-Co powiesz na drobną rozgrzewkę?

-BŁAGAM JUŻ DOŚĆ!-Zacząłem jeszcze głośniej łkać,wierzgając głową.

-Nie to chciałem usłyszeć.-Pokiwał głową i zaczął mnie całować po nogach.-Ale trudno.-Wsadził mi ze trzy szpony do dziurki.Wrzasnąłem z bólu.Jego pazury raniły mnie wewnątrz...To było takie straszne...

-RHAAASTTT...RHAAAA...-Zacząłem głucho wrzeszczeć,zaciskając ręce na pościeli.Czułem jak wypełniam się z tyłu czymś gorącym.Krew.Rozerwał mi tymi pazurami odbyt...

-Chyba troszeczkę za mocno.Ale to nic.-Chwycił mnie za biodra i podwinął do góry,tak że wisiałem nad ramą łóżka tyłkiem do góry.

-BŁAGAM CIĘ!!-Załkałem najgłośniej jak potrafię ale on nie słuchał.Wbił się we mnie,a ja krzyknąłem i po raz kolejny się rozpłakałem.To było takie okropne doświadczenie.

-Masz takie wspaniałe wnętrze.-Zachichotał,szarpiąc mnie za pośladki,żeby mieć więcej miejsca.Był tak ogromny...A to wszystko tak bolało.

Praktycznie tylko stękałem,próbując złapać oddech i zalewając się łzami.

-AAAAH!!-Poczułem coś wijacego się w moim wnętrzu.Wąż i Rhaast...okropne połączenie.
Opadłem na ramę łóżka.Chciałem w tym momencie się wykrwawić albo umrzeć...Wszystko mi jedno.

-Od razu wiekszy...-Obrócił mnie i rozchylił moją dziurkę.Była jakieś trzy razy większa niż zazwyczaj...-Siadaj.-Wskazał na swoje przyrodzenie,a ja kiwnąłem głową i opadłem,zatapiając się w jego penisie.Znów się rozpłakałem.Chwycił mnie za pośladki i klepał w nie tak mocno,że aż zacząłem podskakiwać z bólu.

-Oooo tak,słonko...-Pogłaskał mnie po wardze,rozcinając ją.Krew obmyła moją brodę i szyję.Chwycił mnie za plecy i przciągnął do siebie,unosząc obie nogi.Zatopił się we mnie po sam koniec i zaczął bardzo szybko nabijać się w moją dziurkę.

-AAAAH!JAK BOLI!!!-Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem i ukryłem twarz w dłoniach.

-Jest wspaniale...-Rhaast jęknął i po chwili znów zagłębił się,dociskając do końca.-Wspaniale.-Poczułem ciepło wlewające się w mój tyłek.Powoli opuścił moje wnętrze, a ja opadłem na podłogę.Czułem jak ogromne ilości nasienia spływają z mojego tyłu na panele.Rhaast stanął nade mną i poczułem nagle strumień spermy,lejący się po całym moim ciele.

-Wyglądasz jak ciasteczko.-Otarł dłonie,a ja wyplułem ciecz z ust.

-BŁAGAM...-Wyszeptałem,slizgając się na nasieniu Rhaasta.

-No dobrze.-Kiwnął głową, pocałował mnie i zniknął.

Natychmiast ruszyłem do łazienki,włączyłem prysznic i zsunąłem się po posadzce do brodzika.Łkałem,wtulony w kafelki.Woda obmywała moje ciało, oczyszczając liczne rany i zadrapania.Do tego czułem moje rozerwane wnętrze.Pozwoliłem wodzie się opłukać i wywlokłem się z kabiny.Opadłem na podłogę ale szybko odzyskałem rezon i wciąż płacząc posprzątałem pokój po pozostałościach mojej krwi i spełnienia Rhaasta.
Po wszystkim opadłem na fotel i głośno westchnąłem.

-Kayn!-W drzwiach pojawiła się Irmina.Była cała roztrzesiona.Na chwilę przystanęła.-Wiesz co się stało!?

Podniosłem się z fotela i słabo oparłem o ścianę.

-Rizuki nie żyje!Ktoś ją zamordował!-Dziewczyna rozpłakała się.

Starałem się udawać zaskoczonego,zamarłem.

-Dobry Boże...

-Jak ktoś mógł to zrobić!?-Rozpłakała się na dobre,a ja podszedłem i objąłem ją ramionami.

-Nie mam pojęcia...Ten ktoś jest potworem...-Prawda Rhaast?

Dziewczyna dotknęła mojego policzka.

-Twoja twarz...krwawi...-Zmartwiła się,a ja Kiwnąłem głową.

-Zraniłem się ostrzami podczas treningu...To nic takiego...

-Może powinieneś to oczyścić?-Zmierzyła mnie.-Ja zaraz...

-Nie musisz.-Złapałem ją za dłoń, zatrzymując.-Jesteś zrozpaczona.Sam się tym zajmę.

-Na pewno?-Kochana jest.

-Tak...-Uśmiechnąłem się lekko.-Poradzę sobie.

Kiwnela głowa i wtuliła się w moje ramię.

-To takie straszne...Jak to mogło się stać...

-Nie mam pojęcia.-Kiwnąłem głową.-Nie mam zielonego pojęcia...

-Może pójdziemy do ogrodu?-Spytała cicho.

-W porządku.-Kiwnąłem smutno głowa.

*Zed*

-Zedziu wiesz moze co to?-Yasuo pojawił się w moim pokoju,akurat gdy rozmyślałem.Zacząłem nawet nerwowo chodzić po pokoju.

-Co,nie widzisz że mam pilne sp...Skąd to masz?-Zatrzymałem się,widząc kosę wykonaną z ciemnej stali.Coś mi mówiła.

-No chciałem wziąść książkę od Kayna dla Yi i znalazłem to na środku pokoju...

-Gdzie to znalazłeś!?-Złapałem się za głowę i wyrwałem mu kosę z ręki.-Czy to...-Chwyciłem książkę,leżącą na półce,zwalając kubek naparu,który rozbił się na dywanie.

-I znowu ja będę musiał go prać...-Yasuo oburzyl sie w najgorszym momencie jakim mógł.

-Zamilcz na chwilę.-Burknąłem,kartkując książkę.-Mam...Nie jest dobrze...

-Co?-Yas zaciekawił się.

-On wykończy Kayna...-Mruknąłem,patrząc na zakrzywiony kawał stali.

-Kto?-Yas nadal chciał się dowiedzieć prawdy.

-Potem ci powiem,teraz nie mam czasu.-Wstałem i jak najszybszej wyszedłem z pokoju.Gdzie jest ten chłopak?

******************************
-Kayn!-Złapałem go za rękę i pociągnąłem do siebie.Spojrzał na mnie przybitymi oczyma.Twarz miał całą poranioną.Zaczęło się...-Chodź ze mną.

Nie odpowiedział,szedł ze spuszczoną głowa,tam gdzie go prowadziłem.

-Skąd to masz?-Wziąłem w dłoń kosę i pokazałem mu przed nosem.

-Nie dotykaj jej...Jeszcze coś się stanie...-Odparł cichutko.

-Nic się nie stanie.Skąd ją masz?!

-Znalazłem...-Kiwnął głowa.

-Poszedles tam gdzie ci stanowczo zakazałem!?-Zmierzyłem go w lekkim gniewie,sciskajac broń.

-Przepraszam...Nie mogłem się powstrzymać...-Spuścił głowę.

-Kayn czy wiesz jak potężnej istoty padles ofiarą!?-Spojrzałem na chłopaka,który stal przede mną.Miał w pewnym stopniu zniszczona psychikę.Muszę temu zapobiec.

-Ja...

-Zawarłeś pakt z Darkinem.-Spojrzałem mu stanowczo w oczy.-Może jestem w stanie ci pomóc.Powiedz tylko jak się nazywa.

-Nie mogę!-Rozplakal się.-On...on..zrobi ci krzywdę...

-Nie zrobi.-Podszedłem i objąłem go ramionami.-Potrafię o siebie zadbać.

-Ale on jest inny...-Kayn zaczął szlochać.-Wolę,żeby tylko krzywdził mnie...

-A ja nie chcę by krzywdzil właśnie Ciebie.-Pozwoliłem mu wtulić się w pierś.

-Nie..On...on skrzwdzi wszystkich,wszysciutkich...

-W takim razie nie mów.-Przytuliłem go do siebie i pogłaskałem po wlosach.Były poszarpane i zmierzwione.Zawsze tak dba o włosy...-Sam znajdę odpowiedź.

Podnioslem go i polozylem do swojego łóżka.

-Wiem,że się boisz.Ale musisz być silny.Jak chcesz mogę z Tobą spać.

Kiwnął głowa i otarł oczy, po czym skulił się w kłębek.

-Zaraz do ciebie wrócę,tylko zalatwie kilka rzeczy.

-Mhm.-Odparł słabo.

Wziąłem kosę i rzuciłem nią w stronę dziedzińca.Nie pozwole mu nawiedzac Kayna we śnie.

-Wiedz,że cię zniszczę.Kimkolwiek jesteś.-Odparłem w stronę broni i wróciłem do chłopaka.Spał niespokojnie,zwinięty w kłębek.

-Obronie cię.-Mruknąłem mu do ucha i mocno przytuliłem.Mimo,że w pokoju panowal polmrok to widziałem czerwone światło,roznoszące się z okna.Zadarliśmy z czymś bardzo potężnym...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro