Rozdział 10. Powiększenie rodziny.
Minęło już kilka miesięcy od kąt mieszkam z Raphem w Nowym Jorku. Jestem w ciąży i to jest już 9 miesiąc. Będą to bliźniaki. Chłopczyk i dziewczynka. Jeszcze nie zastanawiałam się nad imionami. Raph jak było w mailu pracuje na policji. Ciesze się z tego, że od razu znalazł przyjaciół. Raph samodzielnie zrobił pokoiki dla naszych dzieci. Obecnie jestem w salonie i oglądam telewizje. Od kąt zaszłam w ciążę Raph jest nadopiekuńczy. Ale to było urocze z jego strony. Rapha był w pracy. W pewnej chwili zaczął mnie boleć brzuch. Dostałam skurczy. Przerażona zadzwoniłam po karetkę.
(Perspektywa Raphaela)
Właśnie złapałem kolejnego handlarza narkotyków. Razem z moim partnerem Arkiem zakuliśmy go i zabraliśmy mu prochy. Kiedy nadjeżdżali kryminalni usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Mój szef, koledzy i koleżanki z pracy wiedzieli, że zostanę niedługo ojcem. Dlatego szef ustalił ze mną, że jak coś z moją żoną będzie się dziać to mam jechać do niej. Arek spojrzał na mnie. Pewnie domyślił się, że muszę odebrać połączenie. Odszedłem kilka kroków i wyjąłem telefon. Byłem przerażony kiedy zauważyłem, że dzwoni Kasai. Odebrałem połączenie.
-Raph przyjedz... aua!- Usłyszałem głos żony. Potem jakby wyjechała z jakiegoś pomieszczenia.
-Pani doktor dziewczyna rodzi.- Usłyszałem głos jakiejś kobiety. Rozłączyłem się.
-Arek moja żona rodzi.- Powiedziałem zdenerwowany. Arek na moje słowa szybko wsiadł ze mną do radiowozu i ruszyliśmy. Po chwili byliśmy na miejscu.
(Perspektywa Kasai)
Byłam w sali segregacji. Bardzo chciałam by był przy mnie Raph. Słuchałam poleceń lekarki i położnej. Nagle pielęgniarka przyprowadziła Rapha. Raph szybko złapał mnie za rękę. Ściskałam dłoń kiedy przełam. Po kilkunastu minutach usłyszała jak moje i Rapha maluszki płaczą. Spojrzałam zmęczona ale z uśmiechem na twarzy na dzieci.
-Brawo kochanie.- Powiedział Raph całując mnie w czoło.
-Zabierzemy cię na sale po porodową. Tam odpoczniesz, a ja zbadam wasze maluchy.- Powiedziała położna.
-Skarbie. Odpocznij. Ja pojadę po twoje rzeczy.- Odparł gdy po czasie byłam w sali. Od razu zasnęłam. Kiedy się obudziłam zauważyłam obok łóżka Rapha. W pewnej chwili do sali weszła pielęgniarka z dwoma łóżeczkami w których były zawinięte w kocyki nasze maluszki. Pielęgniarka delikatnie dała mi na ręce córkę, a Raphowi naszego synka. Uśmiechnęłam się patrząc na maluszków. Wtedy przyszła pani doktor.
-Oba maluszki są zdrowe. Teraz muszą państwo wymyślić imiona dla nich.- Odparła pani doktor. Zaczęłam się zastanawiać nad imieniem dla córki.
-Córeczkę nazwę Yuki, a synka Jack.- Powiedziałam na co Raph i pani doktor się uśmiechnęli.
-Ślicznie. Ale teraz musisz odpocząć.- Powiedział Raph wkładając do łóżeczka Jacka. Następnie wrócił do mnie. Wziął Yuki która jakimś cudem wyjęła rączki z kocyka i złapała go za nos. Raph zaśmiał się cicho. Po chwili zasnęłam.
(Perspektywa Raphaela)
Kasai spała jak aniołek. Tak samo jak Jack. Ale nie Yuki. Ona ciągle łapała za mój nosek. Bawiło mnie i to bardzo. Kucnąłem nadal trzymając Yuki na rękach. Wyjąłem z torby pluszowego kotka. Yuki od razu wyciągnęła rączki do zabawki. Po dłuższym czasie zasnęła. położyłem ją do łóżeczka i po cichu wyszedłem z sali. Po powrocie do domu poszedłem spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro