Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

³

✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧

Usiadłem na drzewie dokładnie zaciągając kaptur. W ostatnich dniach nie działo się nic ciekawego. No może oprócz akcji z BlackDogami i dniu kiedy nie umiała wyjść z krzaków. Zasadniczo i to było nudne.

Westchnąłem i nie mając zamiaru marnować czasu wtargnąłem na teren kwatery. Jako, że było bardzo wcześnie nikogo nie napotkałem. Wbiegłem do środka i skierowałem się do pomieszczenia z wielkim błękitnym kryształem. Idioci nawet tego nie pilnują. Nie dziwię się, że mają co chwilę jakieś kłopoty. Schowałem się po schodami zamykając za sobą pozłacaną klapę. Oparłem się i przymknąłem oczy czekając na jakieś nowości.

𝚡

Słysząc czyjeś kroki oraz szmery schowałem się bardziej do rogu na nowo zaciągając kaptur. Niemożliwym było mnie zobaczenie. Może jedynie wyczucie, ale nie martwiłem się o to. Zawsze mogłem się przemienić, bądź ich powalić.

— Cześć, jestem. O co chodzi? — usłyszałem białowłosą.

— To dosyć ważne — odpowiedziała jak dobrze pamiętam, Miiko.

— Zamieniam się w słuch.

— Za dziesięć dni odbywa się bal w plemieniu, z którym mamy dobre kontakty.

— I co ja mam z tym wspólnego? — wtrąciła.

— Chcę, abyś to Ty tam pojechała. Jednak nie znasz wszystkich naszych zwyczajów, więc Ykhar podszkoliła by Cię trochę. Zgadzasz się?

— Kto będzie moim partnerem? — zapytała podejrzliwie.

— Nevra — odparła niemal natychmiast.

Przewróciłem oczami, a dziewczyny dalej dyskutowały. W końcu ziemianka przystanęła na jej propozycję i wyszła powiadomić nieznaną mi Ykhar.

𝚡

Zapukałem w drzwi, a już po chwili przede mną pojawiła się Kaori. Uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka. Usiadłem, a ta uraczyła mnie kawą. Opowiedziałem jej o wyjeździe dziewczyny na bal. Za to staruszka zaczęła opowiadać mi o spotkaniu ze smokami i ich przypuszczeniach. Jak się okazało wszystko się łączyło w spójną całość. Niemalże pewne było, iż nasza przybłęda jest zaginionym wilkiem.

Czas szybko mijał, aż w końcu musiałem się zbierać. Kobieta wręczyła mi cztery fiolki wraz z opisami do nich. Teraz wszystko leżało w moich rękach.

Podziękowałem jej i wróciłem do kryjówki. Od razu powędrowałem do swojego pokoju i przeanalizowałem działanie danych mi substancji. Następnie odłożyłem wszystko w bezpiecznym miejscu. Spokojnym krokiem ruszyłem do pokoju Plativa. Zapukałem do drzwi, a słysząc zaproszenie do środka wszedłem do pomieszczenia. Usiadłem na krześle i opowiedziałem mu o wszystkim... prawie wszystkim. W końcu każdy musi mieć jakieś tajemnice.

W końcu zaczęliśmy opracowywać plan na porwanie niedoszłego wilka. W końcu nie wejdziemy tam od tak podczas balu.  Przegadaliśmy praktycznie całą noc. Resztę postanowiliśmy dokończyć po południu.

𝚡

Minęło kilka dnia, a nasz plan był dopracowany. Wszystko zostało zaplanowane idealnie. Zadowolony skierowałem się w stronę plemienia. Miałem obserwować posiadłość. Plativ zjawić się miał dopiero późnym wieczorem.

Ułożyłem się wygodnie na gałęzi i lustrowałem wzrokiem wejście. Po kilku godzinach, znudzony wdarłem się na ich teren. Niezauważony przechadzałem się korytarzami. Sprawdzałem wszystkie drogi ucieczki oraz zwinąłem parę błyskotek.

Zauważając, że robi się coraz ciemniej wybyłem na zewnątrz. Stanąłem przy umówionym miejscu i wyczekiwałem swojego wspólnika. Nim się obejrzałem zatrzymał się przede mną na powozie. Bal się już zaczął, a ja miałem zamiar trochę pokrzyżować im plany.

Stanąłem tuż przy wejściu do środka czekając, aż zgasną wszystkie światła. Równocześnie śledziłem wzrokiem swoją ofiarę. Z każda chwilą czułem, że zbliża się ten moment. W końcu wszędzie nastąpiła ciemność.

Wbiegłem do środka i wywęszyłem Leilę. Złapałem ją w pasie i pociągnąłem do tyłu. Czując, że mi się wyrywa zawarczałem i uderzyłem w tył głowy. Ta straciła przytomność co ułatwiło mi sprawę. Zaciągnąłem ją na zewnątrz i dotarłem do pojazdu. Położyłem ją na deskach i związałem ręce oraz nogi. Usta zakryłem kawałkiem szmaty i dobrze zamknąłem drzwi. Usiadłem w kącie z zamiarem pilnowania dziewczyny. Nie mogłem pozwolić na to, aby jakimś sposobem uciekła.

𝚡

Kiedy Plativ zahamował naciągnąłem naszej ofierze przepaskę na oczy. Następnie szarpnąłem za ramię i zacząłem prowadzić. Przedostaliśmy się przed drzwi i korytarzem skierowaliśmy się do piwnicy. Posadziłem ją na krześle i przywiązałem. Następnie zdjąłem szmatę z oczu. Nie chcąc, aby cokolwiek usłyszała zacząłem rozmawiać ze swoim partnerem w, mam nadzieję, nieznanym jej języku.

Po kilkudziesięciu minutach materiał zakrywający jej usta został ściągnięty. Naciągnąłem lepiej kaptur i uśmiechnąłem się szeroko ukazując kły. Znów czułem ten przypływ satysfakcji.

— Czego ode mnie chcecie? — zapytała wściekła.

— Nic się nie martw złociutka. Jeżeli będziesz się słuchać to ujdziesz z życiem.

Uśmiechnąłem się raz jeszcze i wraz z Plativem opuściłem pomieszczenie. Żaden z nas się nie odezwał. Po prostu każdy poszedł w swoją stronę. Ja pokierowałem się do łazienki. Wziąłem prysznic, po czym przeszedłem do swojego pokoju.

𝚡

Wstałem i nawet nie przebierając się nałożyłem na siebie pelerynę. Ułożyłem ją tak, aby nie było mnie widać. Następnie skierowałem się do piwnicy. Ziewnąłem i otwarłem drzwi stanąłem naprzeciw dziewczyny i zlustrowałem ją wzrokiem.

— Czego chcesz?! — zaczęła się szarpać.

— Spokojnie. Bądź grzeczna, a dowiesz się kilku dosyć interesujących rzeczy. Na pewno nie będziesz zawiedziona.

— Ciekawe jakich — przewróciła oczami.

— Zacznijmy od tego, że powiem jak się nazywam, a Ty zrobisz to samo. Nie ma sprzeciwu no chyba, że chcesz wrócić do swojej ukochanej Kwatery w kawałkach. To jak zgoda?

— Zgoda — mruknęła niechętnie.

— Cudownie. Zatem jestem Villend, a Ty złotko? Leila, tak? — uśmiechnąłem się.

— Tak. Skąd znasz moje imię? — warknęła.

— Wiem więcej niż Ci się wydaje — stanąłem krok bliżej.

— A ten drugi? — zapytała jakby od niechcenia.

— Plativ.

— Jest was więcej? — próbowała wykorzystać okazje na doinformowanie się.

— Nie.

— Co? To nie ma sensu. Przecież gdyby was zaatakowali to nie mielibyście szans — na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.

— Tak sądzisz? Wiesz my mamy wszystko dopięte na ostatni guzik. Pewnie ta cała banda z Kwatery Głównej tu przyleci, ale będą tu za jakieś 2-3 dni. Do tego czasu złociutka nie będziesz już nam potrzebna — uśmiechnąłem się ukazując kły.

— Czekaj, co Ty chcesz mi zrobić? — odrobinę spanikowała.

— Wszystko w swoim czasie złotko. I pamiętaj nie kombinuj jeśli chcesz przeżyć. Wiesz w pewnym sensie dzięki nam odkryjesz prawdziwe ja.

Zostawiłem ją samą z zapewne nurtującymi pytaniami. Jednak miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Takie jak ubranie się i zjedzenie czegoś. Żyć trzeba. To, że akurat to Plativ będzie dostarczał jej jedzenie... No nie ma farta dziewczyna.

𝚡

Cały dzień spędziłem na szwendaniu się po naszej posiadłości oraz sprawdzenie jak radzą sobie w K.G. Kiedy wróciłem postanowiłem odwiedzić naszą gwiazdeczkę. Wyciągnąłem fiolki i zaaplikowałem je tak, aby pasowały do strzykawek. Następnie wraz z nimi powędrowałem do przyszłego wilka. Wszedłem do środka i postawiłem przedmioty na metalowym stoliku tuż obok niej. Od razu na nie spojrzała i znacznie zbladła.

— Co ty chcesz z tym zrobić? — w jej głosie wyczułem strach.

— Będzie dobrze złociutka. To pierwsza faza naszego planu.

— Jak to? Ile ich jest?

— Tak z trzy, może cztery. Zobaczy się w praktyce, a teraz zabawę zaczynamy — uśmiechnąłem się szeroko.

Podszedłem bliżej uważając, aby żarówka nie oświetliła mojej twarzy. Następnie podsunąłem stolik bliżej niej i wziąłem do ręki strzykawkę z niebieskim płynem. Wbiłem w jej ramię, a już po chwili ciesz znalazła się w jej ciele. Odczekałem chwilę i to samo zrobiłem z czerwoną substancją.

— Jutro powtórka złotko. Przygotuj się — skierowałem się w stronę drzwi.

— Czekaj!

— Sprężaj się — odwróciłem się do niej przodem, czego najprawdopodobniej nawet nie zauważyła.

— W jaki sposób mi to pomoże?

— Zdradzę Ci tajemnicę tego wszystkie, dobra?

— Dobra.

— Od czego by tu zacząć — westchnąłem.

— Najlepiej od początku — zażartowała.

— Złociutka lepiej schowaj pazurki bo to ja teraz jestem panem Twojego losu — uśmiechnąłem się, a ta przełknęła ślinę.

— Dobra, opowiadaj już — zrezygnowała ze słownych przepychanek.

— Tak też myślałem. Zatem głównie chodzi o to, że Ci idioci z K.G. nie zrobili Ci testu na obecność magicznej krwi.

— I co z tego?

— To był ich błąd. Taka krew w Tobie płynie. Nie jesteś do końca człowiekiem.

— Że co?! — krzyknęła.

— Dzięki płynom zawartych w tych strzykawkach odkryjesz swoje prawdziwe ja. Z chęcią bym Ci powiedział co dzięki nim uzyskasz, ale wole zostawić Cię w niepewności. Tak, więc miłej zabawy złociutka. Do zobaczenia jutro.

Nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z pomieszczenia. Ogarnąłem się i poszedłem spać. Nie miałem ochoty na pogaduszki ze swoim wspólnikiem. Potrzebowałem wyciszenia.

𝚡

Następnego dnia pierwsze co zrobiłem, to powędrowałem do Plativa. Oczywiście jak na złość musiał wyprowadzić mnie z równowagi swoimi mądrościami. Trzasnąłem za sobą drzwiami i przeszedłem do Leili. Wziąłem głęboki oddech nie chcąc wybuchnąć i wszedłem do piwnicy. Spojrzałem na nią, a ta odwróciła głowę w moją stronę.

— Czego znowu chcesz? — warknęła.

— Złotko, zapomniałaś? — przybrałem swoją maskę. — Dzisiaj kolejne dwie strzykawki — uśmiechnąłem się szeroko.

— O tym akurat pamiętam — fuknęła. — W ogóle, czemu nie zaświecisz tu światła? Tak, czy siak masz kaptur.

Słysząc jej pytanie przewróciłem oczami. Wydawała się tak głupia i naiwna. Podszedłem bliżej spoglądając na pozostałe płyny.

— Tajemnica — mruknąłem od niechcenia. — Lepiej się przygotuj.

Po chwili oba płyny znalazły się w organizmie dziewczyny. Posprzątałem za sobą i stanąłem na przeciwko niej. Westchnąłem czując jak dalej buzuje we mnie zła energia.

— Jutro pewnie, ta idiotyczna straż przybędzie Cię uratować — wywróciłem oczami.

— Nie nazywaj ich tak — warknęła, a ja poczułem w kościach, że będzie ciekawie.

— Jak złotko? — zapytałem kpiąco. — Idiotami?

— Sam jesteś idiotą.

— Tak sądzisz?

Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Podszedłem do niej obnażając kły. Wszystko na mnie napierało. Potrzebowałem dać upust swoim emocjom. Chcąc nie chcąc, porwana dostała w twarz. Wyjątkowo lekko jak dla mnie, ale cóż. Wyjąłem sztylet i zrobiłem jej na dłoni znaczek.

— W dalszym ciągu nie zmieniasz swojego zdania? — uniosłem jedną brew.

— Nie — odpowiedziała krótko.

— Skoro tak...

Powtórzyłem swoją poprzednią czynność. Nie chcąc robić jej większej krzywdy po prostu wyszedłem. Zatrzasnąłem drzwi i ułożyłem dłonie na twarzy. Cały czas szarpały mną emocje. W końcu wstałem i wyszedłem do lasu z zamiarem odreagowania.

__________

1658

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro