Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6 Better Man

Ciszę pomiędzy blondynem a brunetką przerywa głośne kichnięcie dziewczyny. Luke wzdycha i kręci głową z żałosnym wyrazem twarzy. Wie, że po części jest to jego wina, ale skąd mógł przewidzieć, co tej bezmyślnej istocie, zwanej również jego dziewczyną, wpadnie do głowy?

- To co zrobiłaś było totalnie głupie i nieodpowiedzialne- stwierdza. Ma zamiar dodać coś jeszcze, ale jedno spojrzenie na brunetkę i ciskane przez jej oczy pioruny zamyka mu usta. Wzdycha jedynie zniecierpliwiony i posyła jej zirytowane spojrzenie.

Ze zmarszczonym w zmartwieniu czołem zajmuje miejsce na wygodnej, miękkiej kanapie obok brunetki i wsuwa w jej dłonie kubek gorącej, parującej herbaty owocowej. Arzaylea przyjmuje go bez słowa podziękowania i duszkiem wypija jego zawartość, nie patrząc na chłopaka.

Luke otwiera usta, a następnie je zamyka. Przez chwilę nic nie mówi, ale ostatecznie chęć zbesztania brunetki staje się zbyt wielka i kusząca. Po raz kolejny podejmuje próbę delikatnego zwrócenia uwagi dziewczyny na jej nieodpowiedzialne, infantylne  zachowanie, jednak ona zdaje się w ogóle nie zauważać problemu i tego, że zrobiła coś nieodpowiedniego.

- Dlaczego to zrobiłaś? Widzisz, do czego doprowadziło twoje głupie obrażanie się?- pyta najdelikatniej jak potrafi, ale na jego twarzy nie widać nic z wcześniej wpomnianej delikatności, jedynie zawód i wyrzuty do dziewczyny. Usiłuje zatuszować to próbą uchwycenia jej za rękę, ale ona gwałtownie wyrywa się z jego uścisku.

Arzaylea prycha, na co niebieskooki wywraca oczami.

Jej reakcja momentalnie przypomina mu tamto popołudnie, kiedy rozwścieczona, przemoczona brunetka wyszła z wanny i bez słowa skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, zostawiając za sobą mokry szlaczek.

- Co ty robisz?- spytał zszokowany Luke, na co ta rzuciła mu spojrzenie spode łba, po czym bez słowa wyszła, ociekająca wodą, na wietrzną, zimną pogodę, zupełnie ignorując nawoływania i prośby chłopaka, który widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru w ogóle go słuchać, w końcu odpuścił.

- Zachowałaś się jak pięcioletnie, obrażone dziecko- kwituje rozsierdzony blondyn, zaciskając dłonie w pięści. Ma już dość całej tej sytuacji. To ich pierwsza kłótnia- pierwsza i jedna za dużo. Emocje buzujące w dwójce młodych ludzi są tak absurdalne, że można by pomyśleć, że tak naprawdę to para pokłóconych nastolatków.

- No i co?- wyprowadzona z równowagi Arzyalea zrywa się z kanapy.- I co z tego?! Ile razy ty zachowywałeś się jak dziecko, co?- spogląda na niego wściekłymi oczami.- Choć raz popatrz na to, jak zachowujesz się ty, a nie inni!

Luke wypuszcza pod nosem wiązankę przekleństw, po czym również wstaje i przybliża się do brunetki, sięgającej mu zaledwie do ramienia.

- Może tak zrobię, wiesz?- mówi podniesionym głosem. Wyzywająca mina Arzyalei potęguje jego gniew, w wyniku czego jego dłonie wylatują w powietrze w gwałtownej gestykulacji.- Może będę mógł porównać infantylne, idiotyczne zachowanie innych z moim, przemyślanym i rozsądnym i będę dumny z tego, że potrafię zachować się jak człowiek myślący!

- No i świetnie!- krzyczy Arzaylea.

- No i świetnie!- odwarkuje Luke.

Dziewczyna przez chwilę mierzy wzrokiem blondyna, po czym odwraca się na pięcie, szybkim ruchem zrywa z wieszaka swój płaszcz i na trzęsących się nogach prawie biegiem kieruje się w stronę wyjścia.

- Co ty robisz?- chłopak wpatruje się w nią z niedowierzaniem.

- Wychodzę!- wyjaśnia krótko Arzaylea, co Luke komentuje ironicznym prychnięciem.

- Masz rację, idź sobie!- macha ręką rozdrażniony.- Przecież to takie proste, prawda? Uciec od problemów, zamiast dojrzale je wyjaśnić i rozwiązać!

Brunetka kompletnie ignoruje jego dogryzający komentarz i kładzie dłoń na klamce, z zamiarem opuszczenia mieszkania blondyna. Jest już prawie na zewnątrz, kiedy Luke złapawszy ją w pasie, wciąga ją z powrotem do środka i zamyka drzwi na klucz, by dziewczyna nie mogła wyjść.

- O nie! Nigdzie nie pójdziesz! Już wystarczająco problemów narobiłaś, wychodząc w emocjach ostatnim razem!- przytrzymuje wyrywającą się brunetkę jedną ręką w talii, a drugą unieruchamia jej ręce tak, by nie znajdowały się one wciąż niebezpiecznie blisko jego twarzy.

- Puść mnie, słyszysz?! Puszczaj!- rozkazuje Arzyalea, ale tym razem Luke ma kompletnie gdzieś jej humorki. Prowadzi rozwścieczoną dziewczynę do swojej sypialni, po czym bezceremonialnie wpycha ją do pomieszczenia i zamyka drzwi na klucz.

- Zostaniesz tam, dopóki się nie uspokoisz i nie zaczniesz myśleć racjonalnie!- zapowiada i ignorując krzyki dziewczyny, oddala się od drzwi.

Luke siedzi na balkonie któregoś z wielu hoteli, które odwiedził z chłopakami w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nogi zwisają mu pomiędzy prętami barierki jakieś sześć metrów nad ziemią, a blondyn wymachuje nimi zawzięcie, jakby znów był tym dzieciakiem z Sydney, którego największym zmartwieniem było to, co zrobić następnego dnia z włosami. Tak cholernie chciałby ponownie móc przeżyć tamtą część swojego życia, by choć na chwilę zapomnieć o aktualnych problemach, troszkę bardziej poważnych niż dylemat nad nową lub starą fryzurą. Ileż by oddał, by móc tak jak wtedy, wyjść na balkon, stanąć obok o wiele wyższego Jacka tak blisko, że czułby zapach jego duszących, okropnych perfum i jeszcze gorszego dymu papierosowego wydobywającego się z jego ust.

Blondyn śmieje się, zaciągając się głęboko nikotyną, która podobno miała sprawić, że stres zostanie wydalony z płuc razem z dymem. Nie wie, co strzeliło Calumowi do głowy, gdy radził mu, by w razie stresujących sytuacji po prostu zapalił, nie wie też, co strzeliło do głowy jemu samemu, gdy uwierzył brunetowi. Smród tytoniu wywoływał w nim odruchy wymiotne, ale paczka sama się nie wypali, prawda?

Poza tym uznał, że nawet pasuje to do sytuacji- siedzi w środku nocy na zimnej, kamiennej posadzce, nad nim gwiazdy świecące jasnym blaskiem, pod nim pojedyncze ludzkie życia przemierzające w pośpiechu chodnik, gęsty, duszący dym w płucach i papieros między wargami. Klip z filmu? Scena z książki?

„Dobrze by było" myśli Luke. „Ale to tylko moje nic nieznaczące, roztrzaskane życie."

Zamyka oczy, przypominając sobie uradowany uśmiech Michaela na kłamstwo, że czuje się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Ale nie potrafił wydusić z siebie prawdy wiedząc, jak szczęśliwy będzie wtedy jego przyjaciel. Zwłaszcza, że z głowy Clifforda zupełnie wyleciał fakt, że to właśnie dziś mijają dwa lata od momentu, w którym Luke nieodwracalnie spieprzył sobie życie.

Chłopakowi ściska się serce na myśl, że w ciągu zaledwie kilku, z pozoru mało znaczących minut, runął cały jego dotychczasowy świat, w tym samym momencie pociągając za sobą również szczęście i chęci do dalszego trwania.

Luke wzdycha głośno i usiłując odgonić od siebie pesymistyczne myśli, które ostatnio dziwnym trafem zaskakująco łatwo udało mu się wyrzucić ze swojego umysłu, pozwala, aby jedyna rzecz kojąca rozdzierający serce ból i pustkę złagodziła te uczucia.

Wspomnienia napływają do niego powoli, coraz bardziej oddalając od chłopca zabójczy pesymizm.

Zagubieni chłopcy, tacy jak ja, są wolni

- Luke, nie możesz powiedzieć mi jak normalny człowiek gdzie mnie zabierasz?- Arzaylea spogląda na niego wilkiem.

- Nie- zaprzecza blondyn stanowczo.- Dobrze wiesz, na czym polegają niespodzianki, a na pewno nie na tym, by już na początku wyjawiać swoje plany- furczy zirytowany. Ma dość narzekania dziewczyny i z przyjemnością wykopałby ją teraz z samochodu, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja.

Brunetka fuka pod nosem i odwraca się obrażona w stronę okna, na co Luke wzdycha ze złością. Ręce mu opadają, gdy widzi jak dziecinnie zachowuje się jego dziewczyna. Zaciska dłonie na kierownicy i daje sobie chwilę na to, by gęsta atmosfera, którą można by kroić nożem i negatywne emocje wyparowały.

- Nie przesadzaj, spodoba ci się- chłopak uśmiecha się krzywo pod nosem. Patrzy na naburmuszoną Arzayle'ę i delikatnie chwyta jej dłoń w swoją. Zamyka ją wokół lodowatej ręki brunetki, próbując choć trochę ogrzać jej skórę i serce.

- Dlaczego zawsze masz takie zimne ręce?- mruczy, marszcząc brwi.

Arzaylea w dalszym ciągu nie odpowiada. Patrzy tylko ostentacyjnie w szybę samochodu mając nadzieję, że w ten sposób się on od niej odczepi, na co Luke wzdycha.

- Kochanie, nie bądź zła- prosi zrezygnowany. Nie ma pojęcia co się stało brunetce. Nigdy taka nie była. Nigdy nie czepiała się o byle co. W zasadzie to o nic się nie czepiała, zawsze próbowała zrozumieć drugą stronę, niezależnie od tego co dana osoba zrobiła. Blondyn przypomina sobie historię związaną z ich późnym powrotem do domu. Wracali wtedy na pieszo, zaśmiewając się jak szaleni, Luke z ramieniem owiniętym wokół talii dziewczyny, Arzaylea z bosymi nogami i szpilkami w rękach. Przechodnie mogliby pomyśleć, że są niesamowicie zapatrzeni w siebie nawzajem i choć było w tym ziarnko prawdy, nie byli skupieni na sobie aż tak bardzo, żeby nie zauważać świata wokół nich. Arzaylea zobaczyła młodego chłopaka leżącego na ziemi, nieprzytomnego. Podbiegła bliżej i uklękła przy jego głowie. Chciała sprawdzić jego stan, na co Luke powiedział, żeby go zostawić, bo jest to na pewno jakiś pijak lub ćpun.

Wtedy właśnie dziewczyna wbiła mu do głowy, żeby nie oceniać książki po okładce. Aby nie oceniać ludzi poprzez wygląd. Poprzez zachowanie. Poprzez podejście do różnych rzeczy. Zdał sobie wtedy sprawę, że nie można oceniać drugiego człowieka, dopóki nie pozna się jego historii. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.

Jesteśmy oschli, bo boimy się kontaktu, boimy się zaufać. Boimy się zostać skrzywdzeni, zmieszani z błotem, wyśmiani. Boimy się zostać znów sami. Więc wybieramy łatwiejsze wyjście, którym jest samotność. Przecież powietrze nas nie skrzywdzi, prawda? Ekran telefonu? Muzyka w uszach? One nie sprawią nam przykrości. Nie mają takiej mocy. Nie są w stanie wbić nam noża w serce, wystrzelić z pistoletu o magazynku napełnionym słowami. Nie są w stanie wykopać naszych nadziei, a potem na powrót ich zakopać, jakby nigdy nic nie znaczyły. Nie potrafią nakreślić na naszych sercach niegojących się blizn. Możemy to tylko my. Możemy krzywdzić siebie nawzajem, a przychodzi nam to tak łatwo jak kolejny oddech. Jakbyśmy mieli prawo odebrać komuś radość życia. Jakbyśmy mieli prawo odbierać sobie nawzajem miłość do siebie samych. Jakbyśmy mieli prawo zabijać. Bo przecież możemy być bogami, prawda?

Chłopak przeżył, ale jego stan był krytyczny. A byłby milion razy gorszy, gdyby Arzaylea siłą nie zmusiłaby go do zainteresowania się życiem tego dzieciaka.

Głos Arzaylei wyrywa Luke'a z zamyślenia.

- Zimne ręce, ale serce gorące- chichocze dziewczyna, a blondyn uśmiecha się słysząc ten dźwięk. Dźwięk szczęścia?

Ale jak brzmi szczęście?

Może jak cichy szept, mówiący 'kocham cię'?

Może jak kojący głos matki, śpiewającej kołysankę i utulającej do snu?

A może jak śmiech młodszego rodzeństwa zaraz po otarciu łez?

A może jak ćwierkanie ptaków o poranku?

- Jak śmiech miłości- szepcze Luke, a Arzaylea odwraca się w jego stronę zdezorientowana.

- Słucham?- wbija w niego zaskoczone spojrzenie.

- Nic, ja tylko... Zastanawiałem się jak brzmi miłość- blondyn uśmiecha się łagodnie, a dziewczyna przez chwilę patrzy na niego z niedowierzaniem, by wreszcie objąć jego ramię rękoma i wtulić się w nie, zaciągając się zapachem chłopaka.

- A ja zastanawiałam się jaki ma zapach... I teraz już wiem- mruczy cicho.

>*<

- Hej, Arz... Arz!- szepcze Luke ponaglająco.- Obudźże się wreszcie- marudzi.

Brunetka zabawnie marszczy nos, po czym z cichym, zaspanym westchnięciem przeciąga się. Zerka na blondyna, nie będąc jeszcze do końca pewną, co się dzieje wokół niej. Mruga parę razy zaskoczona.

- Jesteśmy na miejscu- chłopak uśmiecha się uroczo w odpowiedzi na jej pytający wzrok.

Dziewczyna marszczy brwi, rozglądając się wokoło zdezorientowana.

- Gdzie ty mnie znowu wywiozłeś?- poddaje się wzdychając.

- Zaraz się dowiesz- blondyn mruga do niej zabawnie chcąc rozbawić brunetkę, na co ta przewraca oczami.

- Już wystarczająco długo trzymałeś mnie w niewiedzy, Lukey- łapie go za rękę.- Chcę wreszcie wiedzieć, na jakie pustkowie mnie wywiozłeś.

Luke śmieje się pod nosem.

- Żadne pustkowie, kochanie. Jesteśmy w San Francisco.

Arzaylea patrzy na niego wielkimi oczami, na co chłopak wygina usta w zadowolonym z siebie uśmiechu.

- Wywiozłeś mnie do San Francisco? Luke, czyś ty do reszty oszalał?! Jutro mam wykłady!- krzyczy przerażona brunetka.

Blondyn macha ręką lekceważąco.

- Przecież nie masz obowiązku być na każdym pojedynczym wykładzie- kręci nosem.- Arz...- podchodzi do dziewczyny i bierze jej zimne dłonie w swoje, obejmując je delikatnie. Wbija swoje niebieskie tęczówki w brązowe, zdenerwowane oczy brunetki.- Spędzimy wspólnie czas... Mówię ci, będzie wspaniale- uśmiecha się zachęcająco, jednocześnie próbując ją udobruchać. Jego wzrok jest tak podekscytowany i pełen nadziei, że dziewczyna nie potrafi zbyt długo się na niego gniewać.- Wyluzuj choć trochę- prosi.

Arzaylea zamyka oczy, po czym bierze głęboki wdech, próbując się uspokoić.

- Luke'u Hemmingsie, to był pierwszy i ostatni raz kiedy zrobiłeś mi niespodziankę i kiedy wplątałeś mnie w coś bez mojej zgody- mówi poważnie. Przez parę sekund przygląda się blondynowi uważnie sprawdzając, czy zrozumiał, jednak chwilę później jej twarz rozświetla radosny uśmiech.- A teraz: zabierzesz mnie na plażę?

- Dla ciebie wszystko, kochanie- chłopak składa na jej ustach krótki pocałunek, po czym szybko schyla się. W jednym momencie jego głowa znajduje się pomiędzy nogami Arzyalei, a w drugim brunetka siedzi mu na barkach.

- Luke, ty ośle!- krzyczy przestraszona dziewczyna.- Postaw mnie natychmiast na ziemi, słyszysz?!- zaczyna bić chłopaka pięściami po barkach, ale ten niewiele sobie z tego robiąc, po prostu łapie za nadgarstki dziewczyny i stanowczo przytrzymuje je w miejscu. Jego twarz błyskawicznie rozświetla zawiadacki uśmieszek, który czasem tak drażni Arzayle'ę.- Jeżeli spadnę i złamię sobie kark, będzie to tylko i wyłącznie twoja wina- zapowiada wyniośle obrażona brunetka.

-Jasne, kochanie- śmieje się Luke.- Ale dla mnie, gdybym był tobą, byłaby to największa radość, gdybym nie musiał chodzić, a zamiast tego ktoś by mnie nosił. Traktuję cię jak księżniczkę, bo jesteś moją księżniczką- wyjaśnia rozbawiony, na co dziewczyna nie reaguje.

Blondyn cicho wzdycha, ale nie ma zamiaru, dawać za wygraną. Powoli kieruje się w stronę oddalonej o kilkadziesiąt metrów plaży i musi przyznać, że Arzaylea nie jest wcale taka lekka, jak mu się na początku wydawało. Ciało dziewczyny nie jest co prawda ciężkie, ale zmęczenie, które jest wynikiem dość długiego niesienia jej na ramionach, zaczyna powoli dawać mu się we znaki.

Na szczęście chłopak szybko znajduje dogodne miejsce na spoczynek. Zatrzymuje się. Ugina kolana najdelikatniej jak potrafi, tak, by Arzaylea mogła bez szwanku stanąć naprzeciw niego.

- Jesteś idiotą- podsumowuje wciąż lekko nadąsana dziewczyna, usiłując wyglądać na zagniewaną.

Luke łapie brunetkę za nadgarstki i bezceremonialnie przyciąga do siebie, przez co Arz wpada zaskoczona na jego klatkę piersiową. Ich spojrzenia się spotykają- nieco zagubiony wzrok Arzaylei natrafia na kipiące pewnością siebie oczy blondyna.

- Ale kochasz tego idiotę- kwituje krótko. Jego usta lądują na miękkich wargach dziewczyny, a Luke wyczuwając radość rozsadzającą ją od środka, uśmiecha się przez pocałunek. Zatapiają się  w sobie coraz bardziej, wciąż pragnąc  więcej i więcej, zachłanni i spragnieni dotyku i bliskości drugiej osoby.

W końcu jednak są zmuszeni oderwać się od siebie, co przychodzi im z ogromną niechęcią.

- Masz rację- przytakuje lekko zdyszana brunetka. Omiata rozbieganym wzrokiem twarz chłopaka.- Kocham tego idiotę, co wcale nie zmienia faktu, że tym idiotą jest- uśmiecha się zadziornie, po czym widząc groźny wyraz twarzy blondyna, z piskiem zaczyna uciekać.

Jej stopy zapadają się w miękki piasek, przez co bieg jest trudniejszy niż w normalnych warunkach, jednak jej tempo nie jest wcale takie wolne. Luke z trudem nadąża za dziewczyną, ale wytęża się jeszcze bardziej i w końcu udaje mu się chwycić skrawek koszulki Arzaylei.

Brunetka gwałtownie zatrzymuje się i leci w tył. Jej plecy mało delikatnie uderzają w podłoże, na co chłopak parska śmiechem.

Jego płuca płoną, ale czuje się wyśmienicie wiedząc, że ma obok siebie tak wspaniałą istotę ja Arz. Był pewien, że dla niego miłość już nie istnieje, że wyczerpał już limit uczuć, które miał do wykorzystania, a jednak wciąż potrafił zadziwić sam siebie. Jego serce znowu zaczęło naprawdę bić.

Blondyn gramoli się z piasku i z zadowolonym uśmiechem zbliża się do leżącej na ziemi, zdyszanej Arzaylei.

- Złaź ze mnie!- woła dziewczyna, gdy chłopak postanawia zrobić sobie z niej poduszkę. Zaczyna wymachiwać nogami i wierzgać nimi zapamiętale, jednak jej próba pozbycia się irytującego osobnika płci męskiej, który uśmiecha się szelmowsko, spełza na niczym. Ostatecznie naburmuszona brunetka odpuszcza sobie i z rękami założonymi na piersi patrzy na Luke'a krzywo.- Zadowolony?- prycha zdenerwowana.

- Bardzo- po twarzy blondyna przebiega usatysfakcjonowany uśmieszek. Szybkim ruchem podnosi się z dziewczyny, jednocześnie zwracając jej możliwość ruchu, po czym wyciąga do niej pomocną dłoń. Przez chwilę wydaje mu się, że Arzaylea kompletnie ją zignoruje, ale po kilku sekundach wahania brunetka łapie za silną rękę blondyna. Luke zaciska palce na zimnej dłoni brązowookiej i jednym ruchem ustawia ją do pionu.

- Dzięki- wzdycha ta.- Ale dalej jesteś kretynem- jej zęby błyszczą w krótkim, zawiadackim uśmiechu.

- Zawsze musi skończyć się na twoim, prawda?- Luke kręci głową ze śmiechem, na co dziewczyna uśmiecha się jeszcze szerzej, patrząc na blondyna spod przymrużonych powiek.

- Lubisz to- kwituje z pewnością siebie wymalowaną na twarz.

Chłopak parska, ale nie może się z nią nie zgodzić.

- Uwielbiam wszystko, co jest częścią ciebie- potwierdza, po czym bez ostrzeżenia odwraca się i rusza wzdłuż plaży. Zaskoczona Arzaylea przez chwilę patrzy na niego, ale zaraz otrząsa się ze zdziwienia i podbiega do chłopaka.

- Gdzie idziesz?- dopytuje z ciekawością.

- Przejść się- wyjaśnia Luke.- Nie lubisz chodzić po mokrym piasku, z wodą która obmywa ci stopy, wsłuchując się w szum morza, fal i wiatru świszczącego w uszach?- spogląda na nią.- Ja uwielbiam, a zdarza mi się to, niestety, niewiarygodnie rzadko. Ale wtedy przypominają mi się stare czasy, kiedy mieszkałem jeszcze w Sydney, a na plażę można było dostać się w paręnaście minut- uśmiecha się na wspomnienie tamtych beztroskich chwil. Brunetka również posyła mu lekki uśmiech. Posłusznie i bez protestów kroczy u boku chłopaka. Niemalże stykają się ramionami, a Luke, nie mogąc się powstrzymać, niepewnie łapie za dłoń brunetki i otula ją swoją.

- I see you running in the sand, long hair blowing in the wind- nuci cicho, zamykając oczy.

- Never thought that it would end- kończy brunetka swoim słodkim, dziewczęcym głosem. Spogląda ukradkiem na blondyna, na którego ustach błądzi delikatny uśmiech.

- Leaves fall from the tallest trees, even mountains crumble into the sea, holding on to memories, and i can't let go- ich głosy zlewają się i łączą idealnie dopasowując się i tworząc coś niesamowitego. Para spogląda na siebie z uśmiechami, w które wpleciona jest czysta radość z towarzystwa drugiej osoby.

- Byłam pewna, że nikt mnie nigdy nie pokocha- wyznaje Arzaylea, spuszczając wzrok. Nie ma odwagi spojrzeć chłopakowi w oczy, dlatego intensywnie wpatruje się we własne stopy.- Że wszyscy będą widzieli tylko tą dziewczynę z zewnątrz, piękne ciało i twarz, ale będą tak zaabsorbowani moim wyglądem, że nie zauważą również pięknego wnętrza- głos brunetki jest tak cichy, że Luke ledwo może ją usłyszeć.

Blondyn delikatnie ściska dłoń brunetki, próbując dodać jej otuchy.

- Każdy musi się nauczyć miłości- wzdycha.- Jak to jest kochać , i jak to jest być kochanym. Znaleźć kogoś, kto będzie sprawiał, że staniesz się lepszym człowiekiem- dodaje niepewnie.

Kąciki ust Arzaylei drgają w uśmiechu.

- Ty nauczyłeś mnie obu tych rzeczy.

Tego dnia ich usta były słone jak morska woda i spragnione ciepła niczym najbardziej zlodowaciałe serca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro