Rozdział 12
18.04.2019r.
Izuku przestał się już szarpać w rękach Nomu, może z powodu bólu, a może po to, aby nie zachęcać wielkiego zwierza do dalszych czułości. Nie, gdy tkwił skonfundowany między rozkazem w stylu "dopadnij uczniów", a typowym psim stanem "ja jestem dobrym chłopcem, ja~".
Neon nie znał się na byciu bohaterem. Całe swoje życie trenował walkę, ćwiczył wytrzymałość, skakał od jednej dorywczej pracy do drugiej i ukrywał jak bardzo złożona jest jego zdolność w porównaniu z dziesiątkami innych. Wszystko, co wiedział o bohaterach było wiedzą, którą miał od Midoriyi, prawdziwego eksperta w tym temacie. Midoriyi, który zwisał w bezruchu w ręku Nomu.
Cholerny zwierzak.
Ktoś powinien wreszcie nauczyć go dyscypliny i tego, jak powinno się postępować z właścicielami.
- Hej, dziobata mordo! - krzyknął na powitanie, biegnąc w dół schodów, przeskakując po trzy na raz.
Spieszył się.
Uczył się całe życie różnych rzeczy, aby tylko pozostać w ukryciu. Z dala od świata. A jednak, tak jak powiedział kiedyś Izuku, nadszedł dzień, gdy musiał się ujawnić, aby nie stracić czegoś ważnego.
Bardzo często wkurwiającego i przerażającego, ale ważnego.
Wyminął troje czy czworo wciąż związanych zakładników, uniknął ataku posłanego przez jakiegoś oberwańca gdzieś z boku, a później rzucił się w stronę Nomu. Wziął zamach, aby potem, gdy już dzielił ich minimalny dystans, przebić rękę stwora na wylot mieniącym się, złocistym ostrzem. Odskoczył. Ledwie. W obronnym odruchu wielkolud puścił Midoriyę i chwycił, był jednak całkiem szybki, za skraj płaszcza.
Neon wykorzystał rozwiewające się już ostrze ze światła, aby odciąć materiał. Gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, pospiesznie wyobraził sobie inną, jakąś bardziej skuteczną broń.
Młot.
Młot z długim uchwytem. Zacisnął palce na rączce, przeklinając fakt, że twory ze światła nie ważą tyle ile światło, a mniej więcej tyle, ile rzecz, którą imitują. Trudno. Musiał z tym przeżyć. Wpatrując się w rozgniewane, ba, rozszalałe gniewem oczy Nomu, wpatrującego się z niedowierzaniem w zranioną kończynę kilka sekund, prawie przegapił moment, gdy jakiś bohater minął go i - na szczęście - zabrał z ziemi Izuku.
- No, co jest, wielkoludzie? - wyrzucił z siebie, mrużąc powieki. - Będziesz tak sobie stał?
Dziobaty wydał z siebie nieprzyjemny dźwięk, zanim ruszył w jego stronę. Zamachnąwszy się młotem, cisnął nim z pewnym trudem przed siebie. Przedmiot zderzył się z głową przeciwnika, ale jedynie zatrzymał go na moment w miejscu. Ułamki sekund. Dosyć, aby mógł zrzucić płaszcz, który miał tego dnia na sobie.
Nie powinien tego robić. Wszystko w nim było przeciwko. Ryzyko za duże, sytuacja kiepska, zbyt wielu złych i dobrych typów na jednej, niewielkiej przestrzeni...
Ale Midoriya!
Co z tego, że go ewakuowano? Ucierpiał. Nomu go skrzywdził. Nomu zasługiwał na to, aby dostać karę. A ci wszyscy oberwańcy wokół musieli zostać ostrzeżeni.
Midoriya czasem go wkurwiał, przerażał, dezorientował... Zawsze był tym mądrzejszym, tym pamiętającym i kojarzącym wszystko... Potrafił sobie radzić, nie potrzebował nikogo z zewnątrz - ale jednak mu ufał. W całym jego życiu nawet najbliższa rodzina, zanim nawiał, nigdy mu nie ufała. A Midoriya tak...
Starszy brat, jakkolwiek na niby by nim nie był... Powinien ukarać osoby, które skrzywdziły jego braciszka...
Chyba.
Używał imienia Neon. Nachylił się, unikając wielkiej łapy stwora, aby chwilę później przedostać się bardziej w lewo, tworząc w dłoni falujący, lekko rozmazany kształt zbliżony do następnego młota, ale mniejszego i poręczniejszego. To Midoriya Izuku nadał mu je w charakterze lekkiego żartu, wykorzystując bezczelnie imię i nazwisko, które otrzymał od rodziców. Wyskoczył do przodu, dziobaty zamachnął się i uderzył go tak, że boleśnie wyrżnął w ziemię. Broń się rozmyła, na moment, ale to nic. Zwizualizował ją znowu, nie patrząc nawet w stronę swojej ręki. Gdy używał daru, jego skóra lśniła we wkurzający sposób, którego nie znosił. Wyskoczył jeszcze raz, ale tym razem bardziej w bok. Wziął zamach i uderzył młotem w ramię przeciwnika. Puścił znikający młot i tym razem wykorzystał nadchodzący cios na własną korzyść, aby się na chwilę oddalić i zebrać myśli. Młot to za mało. Potrzebował czegoś większego. Ale lżejszego. Zanim został przyjacielem Midoriyi, nazywał się Onore Netsuzou, jego matka była wspaniałą, szeroko znaną bohaterką używającą zdolności do tworzenia przedmiotów. A ojciec popularnym świecącym facetem z jakiegoś muzycznego zespołu sławnego dziesięć i więcej lat temu... Kij do baseballa. Przypomniał sobie, jak bawił się takimi podczas pobytu w Ameryce. Jak przeglądał je nieprzekonany, a potem odkrył, że odpowiedni zamach może nie tylko świetnie odbić piłkę, ale też zapewnić niezłą samoobronę. Zacisnął palce na przedmiocie, który zaistniał w jego dłoni. Niepodobnym do kija z drewna, ani niczego innego. Gładszym, trochę jakby falującym przez to, że pod wpływem emocji nie mógł całkiem kontrolować swojego daru. Nomu już prawie znalazł sobie inny obiekt zainteresowania. All Mighta. Skrzywił się. Nie teraz, nie tym razem. Ruszył przed siebie, tworząc w drugiej dłoni jeszcze jeden kij. Zamierzał uderzyć na raz. Spróbować dosięgnąć głowy...
...chwycony pod ramiona, od tyłu, zupełnie nieoczekiwanie, upuścił oba narzędzia, zaczynając się natychmiast szarpać.
- Co jest, kurwa... Puszczajcie!
- Jesteś interesujący - oznajmił bezbarwnym tonem Shigaraki, dając znać dwóm przestępcom, aby się pospieszyli i dołączyli do niego i Kurogiriego przy fontannie, póki niedobitki ich kolegów i Nomu byli w stanie powstrzymać bohaterów jeszcze na moment.
- Czekaj! Zaraz się uwolnię i tak ci przywa.. gh... - zawisł, tracąc kontakt ze światem pod wpływem uderzenia w głowę.
Cholerny Shigaraki.
Przez to, że przyszedł na świat matka i ojciec ciągle się kłócili. Długo, bardzo długo był jedynie zwykłym dzieciakiem nie spełniającym ich oczekiwań. Bladym, nie lubiącym ciemności gówniarzem bez talentu muzycznego, który z pewnością nie mógłby odziedziczyć po rodzicielce jej agencji bohaterskiej. Nie ufali mu. Obserwowali i traktowali jak rodzice, ale bardzo chłodno. Wiedział, że podejrzewali, że został podmieniony w szpitalu, że nie jest ich. Słyszał jak raz o tym mówili...
Cholerny Shigaraki nie dał mu się wyżyć na dziobatym za to, że jedyna ważna osoba w jego życiu została skrzywdzona.
Ale może - może on tego nie robił bez powodu? Może dla dobra Midoriyi? Cholerny Shigaraki był dłużej od niego starszym bratem...
- Dalej! - jasnowłosy nerwowo przejechał palcami do szyi, tym razem rozdrapując skórę do krwi. Kurogiri westchnął, rzucił okiem na leżących na ziemi, nieprzytomnych uczniów i stworzył przejście do baru.
Gromada przypadkowych, ledwie duszących obdartusów, pseudo przestępców pozostała w USJ. Ogłuszony Todoroki Shoto i wijący się z bólu na ziemi Katsuki Bakugo z poważnie uszkodzonym ramieniem pozostali w USJ.
Nieprzytomny chwilowo, trochę ranny Midoriya Izuku pozostał w USJ.
Próbujący zatrzymać All Mighta Nomu pozostał w USJ.
To nic, czego nie będzie można później "naprawić". Na szczęście.
Liga Złoczyńców dała znać, że istnieją i zamierzają w najbliższym czasie zacząć robić wiele złych rzeczy. Być może zaczynając od zrobienia czegoś złego grupce wziętych na zakładników uczniów.
Być może...
***
Obudził się w szpitalu. Wirowało mu w głowie, wszystko wokół było zbyt jasne, a ciche pikanie sprzętu kontrolnego brzmiało jak coś, za czego słuchanie byłby skłonny zabić gdyby tylko nie czuł się wystarczająco źle, aby leżeć i nie narzekać.
- Witamy wśród żywych - odezwał się spokojny głos dyrektora.
Przekręcił powoli głowę. Pan Nezu siedział na stosie podręczników na krześle z boku. Pół herbatę z granatowej, lekko wyszczerbionej filiżanki... Dziwne. Izuku był pewien, że starszy używa jasnej zastawy...
A może używał?
Może ta sztuka to tylko na sytuacje poza szkolne, poza domowe...? Takie, gdy nie da się zabrać ze sobą całego kompletu?
- Pamiętasz, co wydarzyło się w USJ? - zapytał, opierając filiżankę na małym, granatowym spodeczku.
Przymknął na chwilę powieki.
- Tak. Raczej wszystko - potwierdził powoli.
- Opowiedz mi, dobrze?
- Od początku? - upewnił się.
- Od momentu, gdy tam weszliście - sprostował sytuację dyrektor.
To nie trwało długo. Z kilkoma przerwami, gdy musiał się trochę bardziej skupić, może pół godziny... Maksymalnie czterdzieści minut. Pewnie dlatego, że jego wiedza urywała się w momencie, gdy dziobaty zapomniał się i dosłownie złamał mu dwa żebra. Ból był wystarczająco paskudny, aby odpłynąć.
- Ktoś rzucił ci się na ratunek.
- Któryś z bohaterów, gdy przybyli? - zapytał z pewną nadzieją. Spróbował się lekko unieść, ale natychmiast zrezygnował, powracając do grzecznego leżenia na plecach.
- Twój brat.
- N-eon?! Wszystko z nim w po... W porządku?!
- Oddychaj - skarcił go poważnie pan Nezu. - Porządnie oddychaj. Jeśli zdołasz uszkodzić się bardziej leżąc w szpitalu, nikt mnie więcej nie wpuści na wizytę - parsknął, jakby powiedział coś zabawnego. Uniósł do pyszczka filiżankę. Przez chwilę pił herbatę, wyglądając jakby delektował się lekko nerwową ciszą, jaka zapadła. - Bohaterzy natknęli się na niego w drodze. Mówił, że miał się z tobą spotkać, gdy klasa będzie wracać z USJ - dyrektor spojrzał na niego z wyczekiwaniem. Midoriya kiwnął głową na znak, że się zgadza. - Gdy dowiedział się o ataku, pognał przodem. Rzucił się na podejrzanego wroga, tego z dziobem - Izuku drgnął mimowolnie, ale wcale nie z powodu wspomnienia Nomu, chodziło raczej o to, że zmuszony do działania pod wpływem gniewu Neon nigdy nad sobą nie panował jak należy.
- Czy... Czy wszystko z nim w porządku? Też jest w szpitalu? Mogę go zobaczyć?
- Nie wiem. Nie. Nie - odparł poważnie starszy.
- Co to znaczy?
- Razem z kilkoma twoimi kolegami został uprowadzony przez przedstawicieli tej, tak zwanej, Ligii Złoczyńców, która zaatakowała USJ.
Zbladł.
Braciszek Tomura zawinął zupełnie nie planowo Neona? Ale po co...? Przecież oni dwaj... Raczej się tolerowali niż lubili, a w większości wypadków mieli skrajnie odmienne zdania, o które kłócili się jak małe dzieci - używając gry w wymowne, natarczywe milczenie i złe spojrzenia.
- Są zakładnicy - powiedział bardzo powoli. - Przestępcy mają zakładników... Kogo, panie dyrektorze? K-kogo poza Neonem?
- Nie denerwuj się tak - mężczyzna odłożył filiżankę i spodeczek na szafkę nocną, podnosząc stamtąd teczkę. - Pomijając twojego brata dane wszystkich pozostałych mamy w komplecie i już dawno zaczęliśmy poszukiwania oraz dodatkowe śledztwa.
- Pomijając mojego brata...? - powtórzył z niezrozumieniem.
- Widzisz, aby go szukać musimy najpierw wiedzieć kim jest.
Zbladł, odwracając głowę i wbijając wzrok w okno.
Cholera.
Shigaraki nieźle ich wkopał. Przecież... Jeśli powie dyrektorowi, że Neon to syn znanej bohaterki... Miał ochotę przekląć. Grubo. Wiele razy. Ale to zupełnie nie pasowałoby do wizerunku jaki starannie tworzył.
Co by pasowało?
Starając się coś wymyślić zacisnął nerwowo drżące dłonie na brzegu kołdry, która był częściowo przykryty.
- Możesz powiedzieć mi prawdę po dobroci albo przekonać się jak wyciągam od ludzi takie informacje po złości, mój chłopcze - poinformował starszy.
Midoriya przełknął ciężko ślinę. Czyli jego słowa miały być najprawdopodobniej jedynie potwierdzeniem lub zaprzeczeniem dla przypuszczeń dyrektora, tak? Pewnie. Najprawdopodobniej. Gdyby miał już ułożony cały plan lub całą teorię i siedział teraz obok tego łóżka, a nie leżał na nim, prawdopodobnie robiłby dokładnie to samo, co jego mentor.
Pozostało się przyznać... przynajmniej do części swojej wiedzy. Niewielkiej, ale wystarczającej, aby pan Nezu w niego nie zwątpił. Znali się krótko, a mógł dowiedzieć się od starszego jeszcze mnóstwa niebywale przydatnych rzeczy!
Nie mógł zaprzepaścić swojego planu na zostanie podwójnym graczem.
- Gdy zaczęliśmy żyć razem nazywał się inaczej - podjął, odwracając głowę w stronę rozmówcy z powrotem. - Muszę powiedzieć, prawda...?
Kiwnął głową.
- Ale... Ale Neon nienawidzi tego - powiedział bardzo cicho, z wahaniem. - Nie użył tamtych danych nigdy od kiedy się znamy.. nawet w bardzo złych okolicznościach.
Pan Nezu chrzaknął, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
- Obiecuje pan, że zachowa to dla siebie?
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić, ponieważ musimy jakoś zacząć poszukiwania.
Westchnął cicho, oczywiście, że wiedział. Ale chciał wyglądać na jak najbardziej lojalnego i niespokojnego młodszego brata, jakiego tylko był w stanie.
- Onore Netsuzou.
- Zatem twój brat jest synem państwa Onore?
Przełknął ślinę ciężko. Tak. Dyrektor miał już wszystko przygotowane. Potrzebował tylko tak lub nie. Był niesamowity...
- Onore Tsubaki, bohaterki z umiejętnościami kreowania i Onore Miro, muzyka.
- Wiesz, że nie powinieneś ukrywać tego przed światem, ponieważ państwo Onore długo szukali swojego syna, prawda? - zapytał pan Nezu, ale nie wyglądał na kogoś rozgniewanego lub rozczarowanego. Jakby karcił go, ale nie karcił.
Jakby... Wiedział dużo więcej niż sugerował.
- Obiecałem bratu, że nikomu nie powiem - zacisnął dłonie mocniej.
***
Nezu opuścił pokój szpitalny, a później spokojnie przeszedł się korytarzem do pomieszczenia, w którym powinny rezydować pielęgniarki, ale chwilowo mieściło się coś w rodzaju bazy policyjnej. To powinno się dziać w Akademii, ale póki reszta klasy, a przynajmniej kilku uczniów z grupy nieuprowadzonych, znajdowało się w szpitalu, dużo bezpieczniej było ich pilnować.
Nie wiadomo o co chodziło tej całej Lidze Złoczyńców... Po co im ci uczniowie, których już porwali, ani czy nie spróbują dostać się do tych dzieciaków, których zostawili w USJ.
- Słyszeli państwo - powiedział krótko, pozwalając, aby chudy blondyn w garniturze w paski podsadził go na jedno z krzeseł. Rzucił okiem na sprzęt do podsłuchu stojący na stoliku, a później odpiął kilka niewielkich urządzeń od wewnętrznej strony swojego rękawa.
- Szukamy kilkorga dzieci z Akademii i jednego, uważanego za martwego od kilku lat, syna bohaterki... - detektyw stojący przy oknie westchnął ciężko. - W tej sytuacji ktoś chyba powinien ją powiadomić. Tak? - nie brzmiał na osobę bardzo chętną, aby to uczynić.
- Już się wszystkim zająłem - oznajmił krótko Nezu. - Oczywiście domyśliłem się wcześniej, po obejrzeniu nagrań z USJ. Jednakże musiałem zapytać. Dla formalności.
- A-ha...
- Porwani mogą być w poważnym niebezpieczeństwie - Present Mic, na siłę wyprowadzony z pokoju, w którym leżeli Trzynastka i Aizawa, przed trzydziestoma minutami, potarł palcami skronie. - Ale nie znajdziemy ich rozgłaszając sprawę w mediach, ani biegając po ulicach od pustostanu do pustostanu...
- Nie, oczywiście, że nie - zapewnił dyrektor. - Musimy skontaktować się z bohaterami zdolnymi do cichej infiltracji. To oni będą biegać po mieście.
- A reszta?
- Konieczne jest pilnowanie tych siedmiu uczniów i dwóch nauczycieli leżących w szpitalu. A także wzmocnienie ostrożności w szkole aż do rozwiązania sytuacji.
- Rodzice porwanych na pewno nie będą sobie cicho siedzieć - zauważył sucho jeden z policjantów. - Ich dzieci zostały uprowadzone spod opieki bohaterów i teraz znajdują się w rękach przestępców!
- Porwano jedynie krewnych ludzi pracujących jako bohaterzy trochę mniejszego prestiżu albo w ogóle poza tym fachem - powiedział dyrektor z powagą. - Skontaktowałem się z nimi i poinformowałem...
- Nie konsultował tego pan z nami!
- Poinformowałem, że jeśli którekolwiek z dzieci nie wróci bezpiecznie do domu, osobiście wezmę za to odpowiedzialność i oddam funkcje dyrektora komuś innemu.
- Co?! - Midnight zerwała się z kanapy tak gwałtownie, że kawa z trzymanego przez nią kubka chlusnęła wprost na koszulę młodego policyjnego praktykanta, uczącego się nawet nie na czynnego funkcjonariusza, a negocjatora. Nie miał młodzik szczęścia... A wyglądał na taką prostą duszyczkę. Szczerą, pewnie ze wsi i w ogóle.
W pomieszczeniu, pomijając kroki chłopaka wychodzącego pospiesznie, aby spróbować w łazience doprowadzić się do porządku, zapanowała bardzo nerwowa, napięta cisza.
Groźba odejścia dyrektora Nezu, która zawisła nagle w powietrzu, wpłynęła negatywnie nawet na starszych, bardziej doświadczonych policjantów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro