Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Katy stała w dużym pokoju na widoku kilkudziesięciu par oczu. Nie czuła się z tym zbyt komfortowo, ale przecież związała się z Alfą tego stada, więc pora było wziąć na swoje barki wszystko, co zechciał zesłać los. Najbardziej urzekły ją dzieci, małe, bezbronne kruszynki, które wpatrywały się w nią z rezerwą i zaciekawieniem. Za to ich rodzice patrzyli z odrazą. Gdyby mogła wybierać, to nie przyjechałaby nigdy więcej tutaj. Ale na myśl, że Wolf byłaby jakiejś suki, skręcało ją z zazdrości. Po moim trupie go oddam - pomyślała i uniosła wyżej głowę, dając im znać, że się nie bała. Mieli okazywać jej szacunek bez względu czy ją lubili, czy nie. Uścisnęła dłoń Wolfa, który obejmował ją opiekuńczo jednym ramieniem.

- Pragnę wam przedstawić - zaczął Wolf, widząc grymas u niektórych - Katy, moją partnerkę i waszą Lunę, której należy się szacunek. Jeżeli komuś to nie pasuje, może odejść ze stada, nie zatrzymuję.

- Nie możesz być z nią związany - odezwała się ponętna blondynka, w której Katy od razu dostrzegła rywalkę - ona nawet nie potrafi zmienić się w wilka. Poza tym to ja jestem najsilniejsza ze wszystkich samic i to mi należy się miejsce przy twoim boku.

- Jak, kurwa, śmiesz kwestionować miejsce swojej Luny?! - Ryknął Wolf, na co wszyscy poza kobietą cofnęli się.

- Ośmielam się i to bardzo, nawet cholernie bardzo, bo ta suka nie zasługuje na ciebie. Odebrała mi ciebie.

- Nikt ci nic nie odebrał. Nie byliśmy ze sobą.

- Ale mnie pieprzyłeś! - Katy poczuła jak jej żołądek na tę wzmiankę zawiązał się w supeł, a lodowe szpikulce wbiły się w serce. 

- Chyba jak każdy tutaj - warknął wkurwiony - co nie znaczy, że któryś z nich chciał cię na partnerkę. Odejdź albo uszanuj swoją Lunę.

- Mam lepszy pomysł, wyzywam ją na pojedynek. - Po pomieszczeniu przeszedł szmer. 

- Nie możesz! - Ryknął.

- Właśnie, że mogę i robię to. Jeżeli wygram, zajmę jej miejsce i będziesz mój, Wolf.

Wolf puścił Katy i warknął, przybliżając się do tej niesubordynowanej suki. Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem, obnażając kły. Nie miał zamiaru cackać się z gównem, ale nie mógł też odmówić jej prawa do wyzwania. Kochał Katy i nie chciał, żeby jego partnerka przegrała, a tak się stanie, jeśli stanie do walki. Tylko, że on nawet jako Alfa nie mógł teraz już nic zrobić. Jednak było coś, czego nikt nie wiedział i wątpił, żeby Big Red go zdradził.

- Skąd wiesz, że Luna nie potrafi zmieniać formy? - wysyczał pytanie.

- Żadna tajemnica, jeśli wiadomo gdzie szukać.

- Mów - klapnął kłami.

- Od pewnego faceta, który chce ją odzyskać.

Furia popłynęła w żyłach Wolfa.

- Poszłaś z nim na układ, ty suko? - Złapał ją za gardło.

- Nie, powiedział co trzeba, a że ja chcę ciebie, i to ona przegra. Zabije ją albo on sobie ją weźmie, dla mnie bez różnicy. Nie możesz mi odmówić walki.

- Nie mogę - odpowiedział zalany furią - ale mogę sprawić, że pożałujesz. Nigdy nie będziesz moją partnerką. - Posłała jej lodowaty uśmiech, miał zamiar skorzystać z pradawnego prawa. 

- Nie zrobisz tego - wyjąkała.

- Owszem zrobię. - Puścił ją i podszedł do Katy. Jego wilk przeraźliwe wył, próbują wydostać się na zewnątrz i rozerwać na strzępy blond samicę. - Skarbie...

- Zrobię to, będę z nią walczyć - szepnęła Katy do niego, po czym zwróciła się do pozostałych. - Przyjmuję wyzwanie. Pochodzę ze stada Srebrny księżyc i nie należę do tchórzy. Wybierz czas i miejsce.

Wolf uśmiechnął się na waleczność swojej samicy. Wiedział, że będzie dobra matką i Luną, ale jej pozycja była poważnie zagrożona. Westchnął i objął ją ramieniem, okazując jej czułość w postaci całusa w skroń.

- A ja skorzystam z prawa, które pozwala mi na samotność do końca życia - zwrócił się do swojego stada. - Jeżeli moja prawowita bratnia dusza zostanie pokonana, zrzeknę się funkcji Alfy i tym samym praw do zwyciężczyni, przekazując ją mojemu następcy, którego sam wybiorę.

- Nie możesz - odezwał się zszokowany Big Red oraz blondynka.

- Mogę i zrobię to. Rita sama mnie zmusiłaś do tego, więc nie dostaniesz mnie. Nigdy! - Ryknął. 

- Czyżby? Może i nie, ale zamienię w piekło życie tych wszystkich szczeniaków, które nie mogą się przemieniać. Są zakałą tego stada i zlikwiduję je. - Po pomieszczeniu rozniósł się płacz dzieci i okrzyk przerażenia rodziców.

- Nie zrobisz tego! - Krzyknęła Katy, podchodząc do blond dziwki i pchając ją mocno. - Jeżeli spadnie im choćby jeden włos z głowy, zabiję cię!

- Ty mnie? Litości. Nawet nie potrafisz przywołać swojej wilczycy. Jesteś żałosną imitacją zmiennych. - Pchnęła Katy, aż upadła kilka metrów dalej. - Zdaje się, że to jest czas i miejsce na walkę, mała wywłoko.

- Powiedziała sprzedajna sucz oferująca każdemu swoją dupę - odparowała Katy, podnosząc się. W jej żyła żywiej krążyła krew, czując jej pulsowanie w każdej komórce swojego ciała. Przez ciało przechodziła gorąca lawa, wstrząsając nią. Nieznany rodzaj bólu przeszył jej pierś, powodując upadek na kolana i zmianę w ostrości widzenia.

- Katy... - Wolf chciał podjeść, ale Red go powstrzymał.

- Stój.

- Oho - zakpiła Rita - czyżby nasza mała Luna nie dawała rady? No to może to cię zmobilizuje. - Bez ostrzeżenie złapała dwuletnią dziewczynkę, warcząc na jej rodziców i podnosząc ją wysoko. Płacz dziecka rozniósł się po domu. - Ani mi się ważcie mnie tknąć, bo rozszarpię jej gardło.

- Nie zrobisz tego - lodowaty głos spowodował, że zamarła. - Nic nie zrobisz, bo zginiesz. Jestem Luną tego stada, a to małe jest pod moją opieką. Postaw dziecko i stań do walki.

- A proszę cię bardzo. - Zaśmiała się blondynka i rzuciła dzieckiem przez pomieszczenie.

Katy wyskoczyła do góry, łapiąc dziewczynkę w swoje objęcie i bezpiecznie lądując z nią na nogach. Przytuliła drobne ciałko do swojego i szepnęła na ucho, żeby podeszła do swojego Alfy, po czym obróciła się do Rity.

- Ty i ja mamy niezałatwioną sprawę. Ale ta walka odbędzie się na dworze. 

- Jak to zrobiłaś? - Dopytywała blondynka.

- Domyśl się - warknęła Katy, czując jakby ktoś inny przejmował kontrolę nad jej ciałem i umysłem. Powoli poddawała się temu, wiedząc, że w końcu nadszedł jej czas.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro