56. Opętanie
- Szybciej Mordko! Musimy zdążyć. - krzyknął do smoka. W głosie była stanowczość i ponaglenie. Furia ryknęła i przyśpieszyła. Czkawka praktycznie leżał w siodle, zmniejszając, jak się dało, opory powietrza. - Już ją widać. - powiedział. Parę chwil później wylądowali na kamienistej plaży. Wyspa była praktycznie płaska z kilkoma lekkimi wzniesieniami. Była mała, ale na tyle duża, by rozwinęła się roślinność. Szatyn natychmiast musiał zatkać nos i usta. Wyczuł Niebieskiego Oleandra. Szczerbatek mruknął zaniepokojony, bo on też go wyczuł. - Dam radę, ale ty odsuń się. - powiedział zduszonym głosem. Wstrzymał oddech i podszedł do siodła. Wyjął z małej torby kawałek płótna i zakrył starannie nos i usta. - Idę. Muszę go znaleźć. - oznajmił i ruszył. Pomału, bo szybszy krok utrudniłby mu chodzenie. Smok zaryczał zmartwiony, ale mimo to został. Nie mógł narazić siebie. Muszą wrócić na Berk. Twarz nie zakryta przez chustę była spocona i blada, oczy błyszczące. Chłopak ciężko oddychał, ale szedł w zaparte do przodku, zaglądając pod każdy krzak. - Gdzie on jest? - mruczał. Szatyn odsunął zarośla i ujrzał małą polankę i skały, które zostały okryte mchem i trawą. Wiatr poruszał zielenią i bystre oczy ujrzały błękit, wystający zza jednego głazu. - Jest! - wykrzyknął i podszedł na wstrzymanym oddechu. Kiedy wyłonił się zza kamienia, ujrzał aż cztery ciemnoniebieskie kwiaty z pięcioma płatkami. Zerwał wszystkie i schował do torby, dokładnie zamykając. Szybko oddalił się i ruszył z powrotem do smoka, który wszedł do morza. Czkawka natomiast się zanurzył, zmywając zapach i pyłek z siebie. - Lecimy. - powiedział już mocniejszym głosem i na wszelki wypadku owinął torbę jeszcze kawałkiem płótna. W dalszym ciągu czuł osłabienie i senność, ale siłą woli utrzymywał powieki szeroko otwarte. Zaczęło go też drapać w gardle. Szczerbek zaryczał zaniepokojony. - Dam radę Mordko. Lara jest teraz priorytetem. - Szczerbatek przyspieszył.
***Berk***
- Wracają! - wykrzyknął Pyskacz i ruszył do Gothi. Kilka minut później Czkawka przeleciał nad portem i skierował się prosto do domku. Wylądowali, a nastolatek szybko wbiegł na schody i wtargnął do środka. Do jego nozdrzy dotarł zapach Smoczego Korzenia. Natychmiast zakrył usta, ale i tak wziął potężny haust powietrza w środku.
- Kurwa! - krzyknął na wpół ryknął. - Oleander! - rzucił torbę i wybiegł. Kiedy tylko wyszedł i zatrzasnął drzwi, padając od razu na kolana i zaczął się trząść oraz warczeć. Szczerbatek od razu rozpoznał, co się dzieje i ogonem strącił go z czterech metrów prosto na piasek z dala od kilku mężczyzn. Podleciał do niego i przytrzymał go dzięki łapom. Czkawka ryknął nieludzko. Jego oczy były pełne wściekłości i chęci mordu.
- Czkawka! - wykrzyknęła przerażona Ella, widząc szaleństwo w oczach. - Szczerbate... - ostrzegawczy ryk ze strony Nocnej Furii zatrzymał ją w pół kroku. Kolejnym ryk, tym razem Szczerbatek zawołał Grzmota. Dwa smoki przytrzymały wierzgającego i ryczącego Drakana. Sączysmark, Astrid, Stoik i Pyskacz patrzyli na to w kompletnym osłupieniu.
- Co się z nim dzieje?! - wykrzyknął Stoik i spojrzał na bladą Gizelle.
- Smoczy Korzeń. - odezwał się niespodziewanie Śledzik. Ważki spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - Kie-dy Czkawka wszedł do Gothi ona mieliła Korzeń, byłem przy tym. Zaciągnął się nim. A, jako że jest pół smokiem, na niego działa tak samo, jak na inne smoki.
- Na Thora! - ściągnął hełm z głowy i ruszył do smoków. - Chcę pomóc. - powiedział do gadów. Te odsunęły się odrobinę, ale nadal mocno trzymały szatyna. Chłopak warczał i starł się wyrwać dwóm gadom - Puśćcie go na mój znak. - ukląkł i przytrzymał go za ramiona. Szczerbatek spojrzał w zielone oczy wodza i pokazał mu, że musi trzymać bardzo mocno. Wódz zrozumiał i przycisnął dłonie do ramion, unieruchamiając go. Pierwszy zwolnił uścisk Grzmot. Stoik sapnął i jeszcze mocniej przycisnął syna do piasku. - Co mam zrobić? - zapytał Szczerbatka, który chwycił Haddocka za nogawkę spodni i zaczął odciągać od domu Gothi. Stoik chwycił syna za ręce i pozwolił mu wstać, szybko przekręcił jego ramiona na plecy, unieruchamiając je. Wandale patrzyli na to w szoku. Stoik był cały spocony i zasapany. Wódz trzymał syna z całych sił. A ta siła była przeznaczona smoki. Oddalali, a chłopak zaczął coraz mnie wierzgać i warczeć, aż w końcu zwiotczał i dyszał ciężko. - Czkawka?
- Już... - szepnął - Możesz puścić. - Ważki zwolnił uścisk pomału. Kiedy całkiem puścił szatyna, ten padł na kolana, dysząc. - Kurwa... Ale ze mnie imbecyl... - mruknął i się położył Szczerbek polizał go po policzku. - Wszystko gra. Nie zraniłem cię? - przeczący pomruk. - Cała ulga. Oleander i Smoczy Korzeń to za wiele dla mnie. - smok parsknął i jeszcze raz polizał go. Czkawka poklepał go po nosie. - Jak ja się cieszę, że cię mam. - przytulił się do jego głowy, lekko podnosząc swoją. - Dziękuję Stoik. Lepiej odpocznij. Ostro dałem się we znaki.
- Nie przeczę. - odparł odruchowo - Jak silny jesteś? - spytał, a chłopak usiadł i się rozejrzał. Ujrzał duży kamień. Wstał i podszedł do siodła, wyjął z torby parę rękawic, wzmocnionych metalem. - Czasem ćwiczę w nich, uderzając o skały. - wyjaśnił i ubrał je. Stanął przed gazem i rozluźnił mięśnie. - Nie jestem teraz w pełni sił. - podkreślił i się zamachnął. Skała pękła i powstało w niej wgniecenie kształtu pięści. Pęknięcie rozeszło się na około trzydzieści centymetrów wokół wgłębienia.
- Na Thora! Jesteś w stanie pięścią rozłupać czachę! - stwierdził.
- Jestem, ale taki atak bardzo brudzi. - zaśmiał się nerwowo. - Nie fajny widok. - westchnął i spojrzał na domek, a potem na biegnącą w jego stronę Gizellę. Zbladł.
- Czkawko Haddocku Trzeci! - po czym uwiesiła mu się na szyi. Chłopaka sparaliżowało z przerażania i szoku. - Nie strasz mnie tak nigdy więcej, ty skończony kretynie!
- Wybacz. Akurat nie zwracałem uwagi na siebie. - odpowiedział głosem pełnym skruchy. - Zresztą teraz wiesz, dlaczego unikałem tak zawzięcie miejsc, gdzie rósł Korzeń oraz te wyborne jagody.
- Tak i teraz rozumiem. - odsunęła się od niego i dokładnie się mu przyjrzała. - Wszystko gra? - położyła swoje dłonie na jego policzkach i spojrzała w szmaragdowe oczy z pionową źrenicą.
- Tym dalej jestem od źródła, tym szybciej wracam do siebie.
- Dlaczego smoki...
- Były cały czas na zewnątrz i stały z wiatrem, więc zapach niósł się gdzie indziej.
- Racja. - spojrzała na Grzmota i Luminosę. - Zostajesz...
- Nie mogę się zbliżyć, ale będę koło smoków. - kopnął jakiś kamień - Chciałbym tam być... Przy niej.
- Ale nie możesz. - przerwała mu - Zrobiłeś wszystko teraz trzeba czekać. A tak w ogóle to Gothi dopiero zaczęła mielić Korzeń. Wyrobiłeś się Drak.
- Dzięki. - mruknął - Idziemy tam?
- Oczywiście.
- Stoiku, dziękuję ci za powstrzymanie mnie.
- A co by było, jeślibym tego nie zrobił?
- Najbliższe osoby, smoki zostałyby zmasakrowane. - odparł bez mrugnięcia. Wódz sapnął, jak i Ella.
- No nieźle, nie powiem. Maszynka do zabijania. Wystarczy spuścić z łańcuchów i gotowe. - zaśmiała się, a z nią chłopak, ale trochę nerwowo.
- No ba, ale spokojnie. Wyczuwam Korzeń dużo szybciej, tak jak smoki, dlatego nie wpadam w szał od razu. To ja popełniłem zasadniczy błąd i wparowałem do środka z biegu. Porządnie się zaciągnąłem nim. Jakbym wszedł na wstrzymanym oddechu i spokojnie wszystko, by było w porządku.
- A Oleander?
- Jest... - zaczął - Lepszy od Korzenia. O wiele. - skłamał, by Stoik nie dowiedział się wszystkiego.
- To dobrze. - odetchnęła z ulgą, ale stanowczy uścisk na dłoni Czkawki mówił co innego. Wiedziała, że kłamie. - Wracajmy tam w końcu.
- Dobra myśl. - oznajmił Stoik i we trójkę wrócili do reszty zbiegowiska. Każdy Wandal i część Wilków patrzyła z przerażaniem albo z szokiem. Szok był prędzej przeznaczony dla Wilków. Ris wystąpił z grupy. Czkawka odsunął się od Elli, gotowy na cios. Pochylił głowę i napiął mięśnie. Czekał.
- Ty przeklęty smarkaczu! Ducha chcesz, bym wyzionął?! - ryknął. Chłopak poderwał głowę i spojrzał w fiołkowe oczy wodza, które odbijały strach, nie z powodu sytuacji, a o samego Czkawkę - Jak tylko Iris się dowie, zrobi ci taką lekcję, że nauczysz się nie ukrywać takich istotnych rzeczy. Korzeń na naszej wyspie rośnie dość często od ciemnej strony. - po czym po prostu przygarnął go do uścisku. - Smarkaczu jeszcze jeden taki wyskok, a przykuję cię do Oris. Zrozumiano?
- Jak słońce wodzu. - zaśmiał się szatyn z pełną ulgą i objął Risa. Wilki ochłonęły i podeszły do winowajcy zdarzenia. Jedni go poklepywali plecach i inny nabijali się z niego przyjaźnie, a jeszcze inny grozili z uśmiechem, że pomogą wodzowi w przykuciu. Wandale patrzyli na to z kompletnym niezrozumieniu. Potwór, jakim jest dla nich nastolatek, tak po prostu poklepywany i przyjaźnie napominany. Inni Wandale za to w końcu zrozumieli, że Wilki z Oris znają chłopaka lepiej niż oni. Rocznik z Berk patrzył w osłupieniu, tylko Śledzik nie parzył na niego tak jak reszta. Odważnie podszedł do grupy Wilków i przecisnął się do szatyna.
- Śledzik? - zapytał ostrożnie i cofnął się na wszelki wypadek, kiedy spostrzegł blondyna.
- Nie obawiaj się. - podniósł dłonie i uśmiechnął się nieśmiało. - Ja się ciebie nie boję. Wiem, że zrobiłbyś krzywdy celowo. No, chyba że Sączysmarkowi.
- Dzięki i tak jemu tak. - zaśmiał się - Dziękuję Śledzik. - szatyn wyciągnął dłoń, za którą grubasek złapał.
- Pewnie jesteś zmęczony?
- Jestem, ale bywało gorzej, jeśli chodzi o mnie. Bardziej boję się o Larę.
- Nic jej nie będzie. Wyjdzie z tego. Zadziałałeś szybko. Już żyły praktycznie zniknęły, ale Korzeń jeszcze unosi się w domku.
- Wiem. Dopiero jutro będzie w porządku.
- Tak Gothi powiedziała. - zdziwił się. - Dużo wiesz, prawda?
- Sporo. Chcesz, mogę zdradzić tobie parę sekretów i opisać kilka nowych gatunków smoków.
- Naprawdę?! - podskoczył, a policzki zaróżowiły się z ekscytacji i ciekawości.
- Pewnie. Od zawsze wiem, że bardziej preferujesz naukę o gadach niż wojaczkę. - chłopak zaśmiał lekko zdenerwowany i rozejrzał się po Wilkach.
- Spokojnie dzieciaku. Nam wiedza też potrzebna. Mieczem i toporem gada nie pokonasz. Musisz mieć wiedzę na jego temat. A nasz Drakan z przyjemnością nam ją przekazuje.
- Ale nie za darmo Erm. Dalej wisisz nam beczkę miodku. - Wilk chrząknął i przejechał kciukiem po swoim karku, patrząc na uśmiechniętego Władcę Smoków z mordem w oczach. Wilki i Śledzik buchnęli śmiechem.
- Ho no tu... - o czym wziął go pod pachę i zaczął tarmosić za włosy - Takiś szczwany smarkaczu. - chłopak śmiał się, próbując wyrwać.
- Dobra już mi starczy! - wykrzyczał, poprzez śmiech. Erm wypuścił swoją ofiarę z tortur.
- Zapamiętaj smarkaczu. Nie obchodzi mnie czy masz ty te smocze moce, czy nie. Zawsze będziesz naszym smarkaczem i wariatem z nie wyparzonym pyskiem. - chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością i radością.
- To fakt. Takiego drugiego smarkacza się nie znajdzie na Archipelagu. - dopowiedział Degar - Zwłaszcza takiego szkieleta.
- O tak! - zawtórował z nim Bork - Prawisz dobre słowa. Taki... Szkielet... Zawsze będzie siedział na ziemi. - w tej samej chwili Korar podciął szatyna, ale ten złapał się odruchowo najbliższej osoby, a była nią Gizella. Pociągnął ją i wylądowała na nim. Musnęli się ustami. Nagle Czkawka usłyszał odgłos uderzania dłoni o dłoń. Korar i Bork przybili sobie piątki. Wielce zadowoleni z siebie.
- Wy podstępne gady... - mruknął i zaczął się śmiać, zaraz za nim była Ella, potem Śledzik i praktycznie każdy Wilk. Bork pomógł mu wstać, a Śledzik Elli, która posłała mu wdzięczny uśmiech. - Wiecie, jak podli jesteście?
- Wiemy! - odpowiedzieli chórem.
- Podaję się! - uniósł ręce do góry - Idźcie się upić czy coś, dobra? Ja sobie tu poczekam. - Mieszkańcy Oris zaśmiali się, ale usłuchali podtekstu. Szatyn chciał być przez chwilę sam albo w mniejszej grupie. Podziękował i odszedł razem z Ellą i Śledzikiem do smoków. Ingerman zatrzymał się w pół kroku, widząc trzy patrzące na niego smoki.
- Spokojnie. - powiedziała Ella - Nic ci nie zrobią. Śmiało. - zachęciła go.
- Szczerbek, zrób trochę miejsca. - poprosił smoka. Gad przesunął ogon i pozwolił szatynowi oprzeć się o swój brzuch. Okrył go ogonem. - Dzięki, daję radę. - pogłaskał go po nim. Śledzik bardzo ostrożnie podszedł do Nocnej Furii, która westchnęła i popchnęła go skrzydłem. Blondyn pisnął i zamknął oczy. Kiedy je otworzył ujrzał przed sobą pysk Lumi. Zakrył dłońmi twarz i zaczął się trząść. - Śledzik spójrz, proszę. - Ingerman odsłonił jedną dłoń i otworzył oko. Smoczyca polizała i pchnęła go lekko w dłoń.
- O dziwo cię lubi. - powiedziała Ella. Chłopak uśmiechnął się i ostrożnie przejechał po łuskach na głowie.
- Jest piękna. Taka delikatna, jednocześnie przejawia siłę. - smoczyca zamruczała na komplement i wtuliła się w brzuch. - Mogę ją obejrzeć?
- Nie krępuj się. - powiedział z uśmiechem. Zielone oczy przybrały pełne skupienie.
- Smukła budowa ciała. Mniejsza ilość wyrostków na psyku jak w przypadku samca. Lotka ogonowa zaokrąglona, delikatna. Biedna, oberwała mocno w brzuch i przednią łapę. - Dotknął bardzo ostrożnie i subtelnie tych miejsc. - Samica, a piękna wojowniczka swojego gatunku. Oczy pełne inteligencji. Skóry jeszcze nie zrzucała.
- O! Interesujące, jak to poznałeś? - zapytał.
- Blizna na brzuchu jest taka sama, jak ta na łapie.
- Brawo. - pochwalił. - Lumi dałabyś troszkę łusek, proszę? - smoczyca zaczęła się drapać i strąciła kilka białych łusek na piasek.
- Dziękuję bardzo, Lumi. - pogłaskał ją po szyi. Smoczyca warknęła i zwróciła uwagę na zapięcie siodła. - Co ona chcę?
- Ściągnij z niej siodło, a ci pokaże. - blondyn szybko wykonał zadanie. - Obserwuj ją uważnie. Bardzo uważnie. - podkreślił. Luminosa wzbiła się w powietrze, gdzie zrobiła parę kółek, po czym wystrzeliła plazmę, wlatując w nią. Nagle wyparowała.
- Wspaniałe! - wykrzyknął - Łuski pod wpływem gorąca stają się jak tafla jeziora albo lód. Odbija światło. Nagle smoczyca pojawiła się w całkowicie innym miejscu. - Niebywałe! - Lumi wróciła - Dziękuję za pokaz. Był niesamowity. - zwrócił się do niej.
- Śledzik marnujesz się tu. - powiedział wstrząśnięty szatyn.
- Zdecydowanie. - podkreśliła Ella. - Masz umysł i to wielki. - grubasek zarumienił się lekko.
- Dzię-ki.
- Dobra, dawaj te pytania. - przywołał go do siebie szatyn i po prosił, by usiadł. Smoki za to zrobiły taki miłą barykadę od innych, zakrywając trójkę ludzi. Śledzik zaczął zadawać pytania, jak Lara strzela z łuku. Zaśmiali się wszyscy, również smoki, kiedy Czkawka spowolnił go. I tak szatyn zaczął opowiadać, co wie, pomijając niektóre rzeczy, tak dla bezpieczeństwa. Ingerman zdawał sobie z tego sprawę i nie dociekał w danych informacjach.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro