Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56. Opętanie

- Szybciej Mordko! Musimy zdążyć. - krzyknął do smoka. W głosie była stanowczość i ponaglenie. Furia ryknęła i przyśpieszyła. Czkawka praktycznie leżał w siodle, zmniejszając, jak się dało, opory powietrza. - Już ją widać. - powiedział. Parę chwil później wylądowali na kamienistej plaży. Wyspa była praktycznie płaska z kilkoma lekkimi wzniesieniami. Była mała, ale na tyle duża, by rozwinęła się roślinność. Szatyn natychmiast musiał zatkać nos i usta. Wyczuł Niebieskiego Oleandra. Szczerbatek mruknął zaniepokojony, bo on też go wyczuł. - Dam radę, ale ty odsuń się. - powiedział zduszonym głosem. Wstrzymał oddech i podszedł do siodła. Wyjął z małej torby kawałek płótna i zakrył starannie nos i usta. - Idę. Muszę go znaleźć. - oznajmił i ruszył. Pomału, bo szybszy krok utrudniłby mu chodzenie. Smok zaryczał zmartwiony, ale mimo to został. Nie mógł narazić siebie. Muszą wrócić na Berk. Twarz nie zakryta przez chustę była spocona i blada, oczy błyszczące. Chłopak ciężko oddychał, ale szedł w zaparte do przodku, zaglądając pod każdy krzak. - Gdzie on jest? - mruczał. Szatyn odsunął zarośla i ujrzał małą polankę i skały, które zostały okryte mchem i trawą. Wiatr poruszał zielenią i bystre oczy ujrzały błękit, wystający zza jednego głazu. - Jest! - wykrzyknął i podszedł na wstrzymanym oddechu. Kiedy wyłonił się zza kamienia, ujrzał aż cztery ciemnoniebieskie kwiaty z pięcioma płatkami. Zerwał wszystkie i schował do torby, dokładnie zamykając. Szybko oddalił się i ruszył z powrotem do smoka, który wszedł do morza. Czkawka natomiast się zanurzył, zmywając zapach i pyłek z siebie. - Lecimy. - powiedział już mocniejszym głosem i na wszelki wypadku owinął torbę jeszcze kawałkiem płótna. W dalszym ciągu czuł osłabienie i senność, ale siłą woli utrzymywał powieki szeroko otwarte. Zaczęło go też drapać w gardle. Szczerbek zaryczał zaniepokojony. - Dam radę Mordko. Lara jest teraz priorytetem. - Szczerbatek przyspieszył.

***Berk***

- Wracają! - wykrzyknął Pyskacz i ruszył do Gothi. Kilka minut później Czkawka przeleciał nad portem i skierował się prosto do domku. Wylądowali, a nastolatek szybko wbiegł na schody i wtargnął do środka. Do jego nozdrzy dotarł zapach Smoczego Korzenia. Natychmiast zakrył usta, ale i tak wziął potężny haust powietrza w środku.

- Kurwa! - krzyknął na wpół ryknął. - Oleander! - rzucił torbę i wybiegł. Kiedy tylko wyszedł i zatrzasnął drzwi, padając od razu na kolana i zaczął się trząść oraz warczeć. Szczerbatek od razu rozpoznał, co się dzieje i ogonem strącił go z czterech metrów prosto na piasek z dala od kilku mężczyzn. Podleciał do niego i przytrzymał go dzięki łapom. Czkawka ryknął nieludzko. Jego oczy były pełne wściekłości i chęci mordu.

- Czkawka! - wykrzyknęła przerażona Ella, widząc szaleństwo w oczach. - Szczerbate... - ostrzegawczy ryk ze strony Nocnej Furii zatrzymał ją w pół kroku. Kolejnym ryk, tym razem Szczerbatek zawołał Grzmota. Dwa smoki przytrzymały wierzgającego i ryczącego Drakana. Sączysmark, Astrid, Stoik i Pyskacz patrzyli na to w kompletnym osłupieniu.

- Co się z nim dzieje?! - wykrzyknął Stoik i spojrzał na bladą Gizelle.

- Smoczy Korzeń. - odezwał się niespodziewanie Śledzik. Ważki spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - Kie-dy Czkawka wszedł do Gothi ona mieliła Korzeń, byłem przy tym. Zaciągnął się nim. A, jako że jest pół smokiem, na niego działa tak samo, jak na inne smoki.

- Na Thora! - ściągnął hełm z głowy i ruszył do smoków. - Chcę pomóc. - powiedział do gadów. Te odsunęły się odrobinę, ale nadal mocno trzymały szatyna. Chłopak warczał i starł się wyrwać dwóm gadom - Puśćcie go na mój znak. - ukląkł i przytrzymał go za ramiona. Szczerbatek spojrzał w zielone oczy wodza i pokazał mu, że musi trzymać bardzo mocno. Wódz zrozumiał i przycisnął dłonie do ramion, unieruchamiając go. Pierwszy zwolnił uścisk Grzmot. Stoik sapnął i jeszcze mocniej przycisnął syna do piasku. - Co mam zrobić? - zapytał Szczerbatka, który chwycił Haddocka za nogawkę spodni i zaczął odciągać od domu Gothi. Stoik chwycił syna za ręce i pozwolił mu wstać, szybko przekręcił jego ramiona na plecy, unieruchamiając je. Wandale patrzyli na to w szoku. Stoik był cały spocony i zasapany. Wódz trzymał syna z całych sił. A ta siła była przeznaczona smoki. Oddalali, a chłopak zaczął coraz mnie wierzgać i warczeć, aż w końcu zwiotczał i dyszał ciężko. - Czkawka?

- Już... - szepnął - Możesz puścić. - Ważki zwolnił uścisk pomału. Kiedy całkiem puścił szatyna, ten padł na kolana, dysząc. - Kurwa... Ale ze mnie imbecyl... - mruknął i się położył Szczerbek polizał go po policzku. - Wszystko gra. Nie zraniłem cię? - przeczący pomruk. - Cała ulga. Oleander i Smoczy Korzeń to za wiele dla mnie. - smok parsknął i jeszcze raz polizał go. Czkawka poklepał go po nosie. - Jak ja się cieszę, że cię mam. - przytulił się do jego głowy, lekko podnosząc swoją. - Dziękuję Stoik. Lepiej odpocznij. Ostro dałem się we znaki.

- Nie przeczę. - odparł odruchowo - Jak silny jesteś? - spytał, a chłopak usiadł i się rozejrzał. Ujrzał duży kamień. Wstał i podszedł do siodła, wyjął z torby parę rękawic, wzmocnionych metalem. - Czasem ćwiczę w nich, uderzając o skały. - wyjaśnił i ubrał je. Stanął przed gazem i rozluźnił mięśnie. - Nie jestem teraz w pełni sił. - podkreślił i się zamachnął. Skała pękła i powstało w niej wgniecenie kształtu pięści. Pęknięcie rozeszło się na około trzydzieści centymetrów wokół wgłębienia.

- Na Thora! Jesteś w stanie pięścią rozłupać czachę! - stwierdził.

- Jestem, ale taki atak bardzo brudzi. - zaśmiał się nerwowo. - Nie fajny widok. - westchnął i spojrzał na domek, a potem na biegnącą w jego stronę Gizellę. Zbladł.

- Czkawko Haddocku Trzeci! - po czym uwiesiła mu się na szyi. Chłopaka sparaliżowało z przerażania i szoku. - Nie strasz mnie tak nigdy więcej, ty skończony kretynie!

- Wybacz. Akurat nie zwracałem uwagi na siebie. - odpowiedział głosem pełnym skruchy. - Zresztą teraz wiesz, dlaczego unikałem tak zawzięcie miejsc, gdzie rósł Korzeń oraz te wyborne jagody.

- Tak i teraz rozumiem. - odsunęła się od niego i dokładnie się mu przyjrzała. - Wszystko gra? - położyła swoje dłonie na jego policzkach i spojrzała w szmaragdowe oczy z pionową źrenicą.

- Tym dalej jestem od źródła, tym szybciej wracam do siebie.

- Dlaczego smoki...

- Były cały czas na zewnątrz i stały z wiatrem, więc zapach niósł się gdzie indziej.

- Racja. - spojrzała na Grzmota i Luminosę. - Zostajesz...

- Nie mogę się zbliżyć, ale będę koło smoków. - kopnął jakiś kamień - Chciałbym tam być... Przy niej.

- Ale nie możesz. - przerwała mu - Zrobiłeś wszystko teraz trzeba czekać. A tak w ogóle to Gothi dopiero zaczęła mielić Korzeń. Wyrobiłeś się Drak.

- Dzięki. - mruknął - Idziemy tam?

- Oczywiście.

- Stoiku, dziękuję ci za powstrzymanie mnie.

- A co by było, jeślibym tego nie zrobił?

- Najbliższe osoby, smoki zostałyby zmasakrowane. - odparł bez mrugnięcia. Wódz sapnął, jak i Ella.

- No nieźle, nie powiem. Maszynka do zabijania. Wystarczy spuścić z łańcuchów i gotowe. - zaśmiała się, a z nią chłopak, ale trochę nerwowo.

- No ba, ale spokojnie. Wyczuwam Korzeń dużo szybciej, tak jak smoki, dlatego nie wpadam w szał od razu. To ja popełniłem zasadniczy błąd i wparowałem do środka z biegu. Porządnie się zaciągnąłem nim. Jakbym wszedł na wstrzymanym oddechu i spokojnie wszystko, by było w porządku.

- A Oleander?

- Jest... - zaczął - Lepszy od Korzenia. O wiele. - skłamał, by Stoik nie dowiedział się wszystkiego.

- To dobrze. - odetchnęła z ulgą, ale stanowczy uścisk na dłoni Czkawki mówił co innego. Wiedziała, że kłamie. - Wracajmy tam w końcu.

- Dobra myśl. - oznajmił Stoik i we trójkę wrócili do reszty zbiegowiska. Każdy Wandal i część Wilków patrzyła z przerażaniem albo z szokiem. Szok był prędzej przeznaczony dla Wilków. Ris wystąpił z grupy. Czkawka odsunął się od Elli, gotowy na cios. Pochylił głowę i napiął mięśnie. Czekał.

- Ty przeklęty smarkaczu! Ducha chcesz, bym wyzionął?! - ryknął. Chłopak poderwał głowę i spojrzał w fiołkowe oczy wodza, które odbijały strach, nie z powodu sytuacji, a o samego Czkawkę - Jak tylko Iris się dowie, zrobi ci taką lekcję, że nauczysz się nie ukrywać takich istotnych rzeczy. Korzeń na naszej wyspie rośnie dość często od ciemnej strony. - po czym po prostu przygarnął go do uścisku. - Smarkaczu jeszcze jeden taki wyskok, a przykuję cię do Oris. Zrozumiano?

- Jak słońce wodzu. - zaśmiał się szatyn z pełną ulgą i objął Risa. Wilki ochłonęły i podeszły do winowajcy zdarzenia. Jedni go poklepywali plecach i inny nabijali się z niego przyjaźnie, a jeszcze inny grozili z uśmiechem, że pomogą wodzowi w przykuciu. Wandale patrzyli na to z kompletnym niezrozumieniu. Potwór, jakim jest dla nich nastolatek, tak po prostu poklepywany i przyjaźnie napominany. Inni Wandale za to w końcu zrozumieli, że Wilki z Oris znają chłopaka lepiej niż oni. Rocznik z Berk patrzył w osłupieniu, tylko Śledzik nie parzył na niego tak jak reszta. Odważnie podszedł do grupy Wilków i przecisnął się do szatyna.

- Śledzik? - zapytał ostrożnie i cofnął się na wszelki wypadek, kiedy spostrzegł blondyna.

- Nie obawiaj się. - podniósł dłonie i uśmiechnął się nieśmiało. - Ja się ciebie nie boję. Wiem, że zrobiłbyś krzywdy celowo. No, chyba że Sączysmarkowi.

- Dzięki i tak jemu tak. - zaśmiał się - Dziękuję Śledzik. - szatyn wyciągnął dłoń, za którą grubasek złapał.

- Pewnie jesteś zmęczony?

- Jestem, ale bywało gorzej, jeśli chodzi o mnie. Bardziej boję się o Larę.

- Nic jej nie będzie. Wyjdzie z tego. Zadziałałeś szybko. Już żyły praktycznie zniknęły, ale Korzeń jeszcze unosi się w domku.

- Wiem. Dopiero jutro będzie w porządku.

- Tak Gothi powiedziała. - zdziwił się. - Dużo wiesz, prawda?

- Sporo. Chcesz, mogę zdradzić tobie parę sekretów i opisać kilka nowych gatunków smoków.

- Naprawdę?! - podskoczył, a policzki zaróżowiły się z ekscytacji i ciekawości.

- Pewnie. Od zawsze wiem, że bardziej preferujesz naukę o gadach niż wojaczkę. - chłopak zaśmiał lekko zdenerwowany i rozejrzał się po Wilkach.

- Spokojnie dzieciaku. Nam wiedza też potrzebna. Mieczem i toporem gada nie pokonasz. Musisz mieć wiedzę na jego temat. A nasz Drakan z przyjemnością nam ją przekazuje.

- Ale nie za darmo Erm. Dalej wisisz nam beczkę miodku. - Wilk chrząknął i przejechał kciukiem po swoim karku, patrząc na uśmiechniętego Władcę Smoków z mordem w oczach. Wilki i Śledzik buchnęli śmiechem.

- Ho no tu... - o czym wziął go pod pachę i zaczął tarmosić za włosy - Takiś szczwany smarkaczu. - chłopak śmiał się, próbując wyrwać.

- Dobra już mi starczy! - wykrzyczał, poprzez śmiech. Erm wypuścił swoją ofiarę z tortur.

- Zapamiętaj smarkaczu. Nie obchodzi mnie czy masz ty te smocze moce, czy nie. Zawsze będziesz naszym smarkaczem i wariatem z nie wyparzonym pyskiem. - chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością i radością.

- To fakt. Takiego drugiego smarkacza się nie znajdzie na Archipelagu. - dopowiedział Degar - Zwłaszcza takiego szkieleta.

- O tak! - zawtórował z nim Bork - Prawisz dobre słowa. Taki... Szkielet... Zawsze będzie siedział na ziemi. - w tej samej chwili Korar podciął szatyna, ale ten złapał się odruchowo najbliższej osoby, a była nią Gizella. Pociągnął ją i wylądowała na nim. Musnęli się ustami. Nagle Czkawka usłyszał odgłos uderzania dłoni o dłoń. Korar i Bork przybili sobie piątki. Wielce zadowoleni z siebie.

- Wy podstępne gady... - mruknął i zaczął się śmiać, zaraz za nim była Ella, potem Śledzik i praktycznie każdy Wilk. Bork pomógł mu wstać, a Śledzik Elli, która posłała mu wdzięczny uśmiech. - Wiecie, jak podli jesteście?

- Wiemy! - odpowiedzieli chórem.

- Podaję się! - uniósł ręce do góry - Idźcie się upić czy coś, dobra? Ja sobie tu poczekam. - Mieszkańcy Oris zaśmiali się, ale usłuchali podtekstu. Szatyn chciał być przez chwilę sam albo w mniejszej grupie. Podziękował i odszedł razem z Ellą i Śledzikiem do smoków. Ingerman zatrzymał się w pół kroku, widząc trzy patrzące na niego smoki.

- Spokojnie. - powiedziała Ella - Nic ci nie zrobią. Śmiało. - zachęciła go.

- Szczerbek, zrób trochę miejsca. - poprosił smoka. Gad przesunął ogon i pozwolił szatynowi oprzeć się o swój brzuch. Okrył go ogonem. - Dzięki, daję radę. - pogłaskał go po nim. Śledzik bardzo ostrożnie podszedł do Nocnej Furii, która westchnęła i popchnęła go skrzydłem. Blondyn pisnął i zamknął oczy. Kiedy je otworzył ujrzał przed sobą pysk Lumi. Zakrył dłońmi twarz i zaczął się trząść. - Śledzik spójrz, proszę. - Ingerman odsłonił jedną dłoń i otworzył oko. Smoczyca polizała i pchnęła go lekko w dłoń.

- O dziwo cię lubi. - powiedziała Ella. Chłopak uśmiechnął się i ostrożnie przejechał po łuskach na głowie.

- Jest piękna. Taka delikatna, jednocześnie przejawia siłę. - smoczyca zamruczała na komplement i wtuliła się w brzuch. - Mogę ją obejrzeć?

- Nie krępuj się. - powiedział z uśmiechem. Zielone oczy przybrały pełne skupienie.

- Smukła budowa ciała. Mniejsza ilość wyrostków na psyku jak w przypadku samca. Lotka ogonowa zaokrąglona, delikatna. Biedna, oberwała mocno w brzuch i przednią łapę. - Dotknął bardzo ostrożnie i subtelnie tych miejsc. - Samica, a piękna wojowniczka swojego gatunku. Oczy pełne inteligencji. Skóry jeszcze nie zrzucała.

- O! Interesujące, jak to poznałeś? - zapytał.

- Blizna na brzuchu jest taka sama, jak ta na łapie.

- Brawo. - pochwalił. - Lumi dałabyś troszkę łusek, proszę? - smoczyca zaczęła się drapać i strąciła kilka białych łusek na piasek.

- Dziękuję bardzo, Lumi. - pogłaskał ją po szyi. Smoczyca warknęła i zwróciła uwagę na zapięcie siodła. - Co ona chcę?

- Ściągnij z niej siodło, a ci pokaże. - blondyn szybko wykonał zadanie. - Obserwuj ją uważnie. Bardzo uważnie. - podkreślił. Luminosa wzbiła się w powietrze, gdzie zrobiła parę kółek, po czym wystrzeliła plazmę, wlatując w nią. Nagle wyparowała.

- Wspaniałe! - wykrzyknął - Łuski pod wpływem gorąca stają się jak tafla jeziora albo lód. Odbija światło. Nagle smoczyca pojawiła się w całkowicie innym miejscu. - Niebywałe! - Lumi wróciła - Dziękuję za pokaz. Był niesamowity. - zwrócił się do niej.

- Śledzik marnujesz się tu. - powiedział wstrząśnięty szatyn.

- Zdecydowanie. - podkreśliła Ella. - Masz umysł i to wielki. - grubasek zarumienił się lekko.

- Dzię-ki.

- Dobra, dawaj te pytania. - przywołał go do siebie szatyn i po prosił, by usiadł. Smoki za to zrobiły taki miłą barykadę od innych, zakrywając trójkę ludzi. Śledzik zaczął zadawać pytania, jak Lara strzela z łuku. Zaśmiali się wszyscy, również smoki, kiedy Czkawka spowolnił go. I tak szatyn zaczął opowiadać, co wie, pomijając niektóre rzeczy, tak dla bezpieczeństwa. Ingerman zdawał sobie z tego sprawę i nie dociekał w danych informacjach.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro