14. Wilk w owczej skórze cz.2
Jesteśmy jak Kopciuszek – żyjemy, czekając, aż świat się przemieni, czekając na kilka godzin hucznego, wspaniałego balu. Resztę czasu spędzamy w łachmanach, w brudnych lepiankach rzeczywistości. Jakbyśmy żyli w głębokim letargu. Od czasu do czasu budzimy się na parę chwil, po czym znów pogrążamy się w pustym śnie.
—Eugène Ionesco, Teraźniejszy przeszły, przeszły teraźniejszy
Kiedy opuściłam łazienkę, konferansjerzy zapraszali do walca, a kwartet smyczkowy już przygrywał pierwsze dźwięki Walca Szostakowicza. Mikołaj spojrzał w moim kierunku i ledwo zauważalnie dygnął. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, dając znać, że oczywiście jestem gotowa do wspólnego tańca.
Jednak, nagle, jak cień wyrósł przede mną Sergiusz.Jego wzrok był zimny, a uśmiech wyraźnie wymuszony, jak zawsze.
- Lilianno, pozwól, że uprzedzę mojego syna i jako pierwszy zaproszę Cię do wspólnego tańca - spojrzałam z dezorientacją na Mikołaja, ale ten wydawał się równie zdziwiony co ja. Całej tej sytuacji przyglądała się także Julia, zaskoczona nie mniej niż my. Jednakże kobieta zrobiła dobrą minę do złej gry i dołączyła w parze do starszego syna.
Nie było odwrotu. Jego ojciec delikatnie ujął mnie za rękę, a ja czułam, jak każdy jego dotyk działa na mnie jak lodowaty wiatr. Starałam się zachować kamienną twarz, jednakże w środku wrzałam. Nasze ruchy były w każdym stopniu perfekcyjne, wręcz książkowe.
Sergiusz prowadził pewnie, jednak z cudownego widowiska utworzył sobie prywatny pokaz siły. Jakby za wszelką cenę chciał pokazać swoją kontrolę, nie tylko nad naszą parą, ale nad każdą kwestią dotyczącą Mikołaja. Gdy wykonywaliśmy kolejny obrót, mężczyzna przerwał ciszę, która nas otaczała pomimo wszechobecnej muzyki.
-Przemyślałaś moją propozycję? - zapytał dyskretnie
-Słucham? Chyba żartujesz. Myślałam, że ten durny pomysł, mamy za sobą - wycedziłam przez zęby, skupiając się na tym by nie pomylić kroków.
-Nic się w tej materii nie zmieniło, pora zakończyć Twoją bajkę Kopciuszku, tylko nie zgub pantofelka - szepnął mi do ucha - a jeśli powiesz tylko słowo mojemu synowi, to jego kariera wyparuje równie szybko, co pieniądze z konta Twojego ojca.
Do moich oczu napłynęły łzy. Byłam wściekła. Dookoła otaczało nas ponad sto par, radośnie pląsających po parkiecie, a ja mimo, że byłam tego częścią, czułam się jak pieprzona marionetka.
Jak mogłam sobie pozwolić na to by uśpić swą czujność.
-No już, daruj sobie te łzy, przyklej uśmiech do buźki i ciesz się ostatnim wieczorem w towarzystwie mojego syna - uśmiechnął się szyderczo
-Nie zrezygnuję z Mikołaja - syknęłam.
-Nie musisz, bo to on zrezygnował z Ciebie - odparł, w momencie, gdy muzyka i nasz taniec dobiegały końca.
Jak gdyby nigdy nic ukłonem podziękował za walca i wręczył mi kieliszek szampana. Dosłownie sekundę później, pojawił się Mikołaj.
-Lilianno - szepnął - wszystko w porządku? -zapytał, stojąc za moimi plecami i obejmując mnie w talii.
Kiwnęłam głową, bo gula w gardle, która wciąż rosła, uniemożliwiała mi wypowiedzenie choćby słowa "tak". Pocałował mnie w czubek głowy i nie drążył tematu, bo na scenie pojawił się Sergiusz, dzierżąc w ręce mikrofon.
Mikołaj
Kiedy zobaczyłem, że mój ojciec poprosił Lili do tańca, pojawiła się we mnie iskierka nadziei, być może Sergiusz w końcu zrozumiał, że to nie jest kolejna przypadkowa kobieta w moim życiu. Dlatego kiedy mama zaproponowała bym zatańczył z nią, nie protestowałem.
Jednak, przez cały taniec obserwowałem parę, kilkukrotnie gubiąc kroki, aż ostatecznie oddałem prowadzenie Julii.
-Synku - szepnęła pomiędzy kolejnymi obrotami - cokolwiek by się nie działo, walcz o Was, proszę. Widzę, jak Lilianna Cię uszczęśliwia. Nie zmarnuj tego - pogłaskała mój policzek i delikatnie dygnęła dziękując za taniec.
Natychmiast podszedłem do Lili, widziałem, że walczy ze łzami, a gdy nie odpowiedziała słowami, zyskałem pewność, że moja wcześniejsza nadzieja była płonna. Gdyby nie to, że mój ojciec właśnie wskoczył na scenę, już bym go stąd wywlukł.
-Drodzy Goście - tembr jego głosu był donośny i ciężki - chciałbym w imieniu swoim i całej rodziny oficjalnie Was przywitać i podziękować, że jesteście z nami w tym jakże podniosłym dniu. Niektórzy z was wspierają naszą firmę od samego początku. To niesamowite jak wiele się zmieniło przez te dwadzieścia pięć lat. Zaczynaliśmy od niewielkiego wynajmowanego lokalu na leśnicy, a dziś S&S Medicus jest jednym z największych graczy na rynku usług medycznych w Europie.
Wielu z naszych klientów zastanawiało się nad rozwinięciem skrótu S&S, wielokrotnie słyszeliśmy, że jest to Skrzycki and Skrzycka, lub na odwrót. Czasem, robiąc ze mnie absolutnego megalomana, rozwijano to jako Sergiusz Skrzycki, choć bez mojej cudownej żony nie osiągnąłbym absolutnie nic.
Natomiast S&S zawsze miało jedno znaczenie Skrzyccy i Syn, a następnie Synowie. Naszym marzeniem było aby zarówno Nikodem jak i Mikołaj poszli w nasze ślady. Niestety, młodszy z synów ograniczył się do częstego korzystania z naszych usług. - Po sali przelała się fala śmiechu. – Natomiast Mikołaj, pokochał medycynę już od najmłodszych lat. Ciężko pracował, nie zważając na niewielkie przeszkody pojawiające się na jego drodze.
Prychnąłem, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Niesamowite, samobójstwo dziewczyny, którą kochałem i odnalezienie jej martwej, nazywał niewielką przeszkodą.
Lili, jakby wyczuwając mój nastrój, splotła nasze dłonie. Pocałowałem ją w czubek głowy i szczejniej otuliłem ramionami, gdy ojciec kontynuował:
Rodzina zawsze była dla nas najważniejsza - Tym razem to z ust Lilianny wydobył się dźwięk rozczarowania, w postaci przeciągniętego westchnienia.
Moi...nasi synowie niejednokrotnie udowodnili swoją determinacją i ciężką pracą, że mogą osiągnąć wszystko co sobie zaplanowali
Obawiałem się, że wiem do czego zmierza Sergiusz i modliłem się, żeby jednak nie okazał się takim chujem, za jakiego go mam. Zacisnąłem ręce na talii Lilianny tak mocno, że dziewczyna odwróciła głowę w moimi kierunku, a na jej twarzy malowało się przerażenie.
Nie mogłem już nic zrobić, w moimi umyśle szalała burza. Gdybyśmy wyszli, Lilianna by się zorientowała, że coś jest nie tak. Jeśli byśmy zostali, usłyszałaby to na co nie zdążyłem jej przygotować i to w najgorszy możliwy sposób - z ust Sergiusza.
Wbiłem w niego wzrok, starając się odwieść ojca od pomysłu, który miał za chwilę nadwyrężyć moją przyszłość z Lili. Jednak ojciec bezczelnie patrząc mi w oczy ciągnął dalej:
Szanowni Państwo, w tak ważnym dniu mam zaszczyt podzielić się z Wami informacją, która napawa serca moje i Julii, radością i niemożliwą do zmierzenia dumą.
Spojrzałem na matkę, która tak samo jak ja zastygła w przerażeniu, nie odrywając wzroku od Lilianny. Wsłuchiwała się w dalsze wywody ojca z przyklejonym do twarzy uśmiechem, ale znałem ten grymas, była potwornie zła.
Mikołaj, nasz starszy syn - wskazał ręką w naszym kierunku - dostał pracę w jednej z najlepszych klinik neurochirurgii w Polsce, w Szpitalu Bródnowskim. Tym samym od października S&S Medicus zyskuje nowego dyrektora generalnego, odpowiedzialnego za placówki w Polsce. Przed Państwem Mikołaj Skrzycki, nowy CEO S&S Medicus Polska.
Na sali rozbrzmiały gromkie brawa, jednak miałem to gdzieś. Przez falę oklasków przedarło się do moich uszu chłodne, oschłe:
Puść mnie.
- Lili, poczekaj, porozmawiajmy - jęknąłem, nadal trzymając ją w ramionach.
-Teraz chcesz rozmawiać? - prychnęła - Mikołaj, proszę cię, puść mnie.
Rozluźniłem ramiona i pozwoliłem jej odejść. Wiedziałem, że teraz nic nie wskóram
Nie krzyczała, nie płakała, nie spojrzała nawet w moją stronę. Opuszczała salę z podniesioną głową. Z gracją sunęła przez parkiet, a następnie lobby, wprost do wyjścia.
-Nie powiedziałeś jej?! - Poczułem szarpnięcie za ramię - Obiecałeś mi! Kurwa Mikołaj, to był mój jedyny warunek gdy leciałam do jebanego Paryża! Oszukałeś mnie, ale przede wszystkim skrzywdziłeś Lilkę, a tego Ci nie wybaczę.
Zuza miała rację, skrzywdziłem Lili i tego już nic nie zmieni.
Dlaczego ja tu nadal jestem? Dlaczego za nią nie wybiegłem?! Co ze mną jest nie tak?
-Przepraszam - wymamrotałem, puszczając się biegiem do wyjścia.
Zielona sukienka mignęła mi, gdy drzwi od taksówki się zamykały.
-Lili, poczekaj! - szarpnąłem za klamkę, jednak ta nie ustąpiła. Dziewczyna opuściła szybę i spojrzała na mnie oczami przepełnionymi rozczarowaniem, poza tym nie było w nich nic.
- Wolałeś z nas zrezygnować, niż zmierzyć się z problemem - mruknęła smutno i zwróciła się do taksówkarza - możemy jechać.
Stałem na podjeździe jak skończony kretyn, patrząc na znikającego za zakrętem Priusa. Zacisnąłem pięści i wróciłem do hotelu szukając ojca. Stał z gośćmi, wymieniając się anegdotami jak gdyby nigdy nic. Jakby wcale właśnie nie zrujnował mi wszystkiego co starałem się odbudować.
-Miki, co jest grane? O czym mówił ojciec? Czemu Lilka wyszła? - Brat bombardował mnie pytaniami od momentu gdy tylko przekroczyłem próg hotelu, ale teraz stanął przede mną uniemożliwiając przejście do ojca. - Odpowiedz mi kurwa na pytanie - syknął
- Nikodem, nie teraz- wycedziłem przez zaciśnięte zęby i wykorzystując moment nieuwagi, zgrabnie minąłem brata.
Nim zdążył mnie dogonić, byłem już przy ojcu.
-Przepraszam Państwa. - Uśmiechnąłem się sztucznie - Chciałbym zamienić słówko z seniorem, tato pozwolisz?
- Oczywiście, wybaczcie mi. - Obdarował gości wyćwiczonym przez lata oficjalnym uśmiechem.
- Wyjdziemy na zewnątrz? Chcę pogadać - zapytałem z lodowatym spokojem.
- Chcesz mi podziękować? - Poklepał mnie po ramieniu.
- O tak, z pewnością - odparłem, nie zdradzając swoich zamiarów.
Opuściliśmy salę przez drzwi wychodzące na ogród. Zszedłem po marmurowych schodach wyprzedzając ojca i wymierzyłem mu cios, prosto w szczękę. Sergiusz zachwiał się i jęknął z bólu.
- Dziękuję za regularne rozpierdalanie mi życia. Miej pewność, że tak tego nie zostawię... tato - wyplułem z siebie i udałem się w stronę garażu podziemnego, gdzie od wczoraj stał Range.
Odebrałem klucz od parkingowego i zamierzałem udać się w stronę auta, kiedy zatrzymał mnie damski głos.
-Synku, poczekaj! - Zatrzymałem się automatycznie, gdy usłyszałem miarowy stukot szpilek za swoimi plecami.
Spojrzałem na nią z miną zbolałego psa, już wszystko było mi obojętne.
Straciłem Liliannę...na własne życzenie. To co powiedziała było prawdą. Nie potrafiłem zmierzyć się z problemem.
-Co teraz zamierzasz? - zapytała zmartwiona
-Teraz Cię to obchodzi?! Dlaczego go nie powstrzymałaś - zapytałem zrezygnowany, nie miałem siły by krzyczeć.
-A zająknąłeś się choć słowem, że postanowiłeś zrobić największą głupotę w swoim życiu? - Spojrzała na mnie surowo - Kiedy zamierzałeś jej powiedzieć?! Dzień przed wyjazdem? Godzinę? A może zamierzałeś zadzwonić z Warszawy. Twój ojciec zarzeka się, że też nie wiedział.
-Boże mamo, do reszty zgłupiałaś?! Ojciec wiedział o wszystkim! - Roześmiałem się histerycznie - Jak myślisz od kogo wiem, że uratowałaś Liliannie życie, przecież ty zapomniałaś mi o tym wspomnieć! A oceniasz mnie, że nie powiedziałem jej o Warszawie?!
-Mikołaj, chyba się zagalopowałeś i to mocno. Przypominam Ci, że nadal jestem Twoją matką, choć nasze stosunki są bardzo przyjacielskie. - Wiedziałem, że przegiąłem, wskazywał na to jej ton. - Komu jak komu, ale Tobie chyba nie muszę tłumaczyć czym jest tajemnica lekarska. Poza tym - jej głos zaczął się łamać - jak do kurwy nędzy, po tym wszystkim co spotkało Ciebie i Matyldę miałam powiedzieć swojemu synowi, że dziewczyna, którą pokochał pierwszy raz, od znalezienia martwej ukochanej, próbowała popełnić samobójstwo! - krzyczała, a po jej policzkach spływały łzy.
Ten widok złamał mi serce, pierwszy raz widziałem, żeby moja mama płakała, kiedykolwiek. Natychmiast zamknąłem ją w swoich ramionach.
-Przepraszam mamo, tak bardzo Cię przepraszam - szepnąłem.
-Nie jestem ze stali synu, choćbym chciała. Całe życie próbowałam uchronić Was przed przed złem. Nawet będąc w Anglii, robiłam wszystko, by niczego Wam nie zabrakło - szlochała.
-Mamo, wiem, wszystko się jakoś ułoży. Obiecuję. Zrezygnuję ze stanowiska CEO. Najwyższa pora by nasza rodzina przestała być powiązana biznesowo.
-Co? - Podniosła gwałtownie głowę, wlepiając we mnie niebieskie tęczówki - Absolutnie nie, nie możesz tego zrobić, potrzebuję Cię w strukturach firmy.
-Dlaczego aż tak Ci na tym zależy? Nie rozumiem.
-Synku, nie mogę Ci teraz nic więcej powiedzieć, zaufaj mi proszę. Nie możesz odejść. Niedługo przekażę Ci także swoje udziały. - Popatrzyłem na nią skonsternowany
-Czemu? Wyjaśnij mi co tu się do cholery dzieje.
-Chcę zabezpieczyć przyszłość Twoją i Nikodema - skłamała.
-Mamo, doskonale wiesz, że sami o siebie zadbaliśmy. Wszystkie pieniądze ze spadku po dziadkach zainwestowaliśmy. Nikodem dobrze zarabia w lidze. Oboje wiemy, że nie chodzi o pieniądze, zatem o co.
-Mikołaj, to nie jest czas, ani miejsce. Wiesz, że wszystko co robię jest z myślą o Was. Niedługo dostaniesz wyjaśnienia, ale teraz nic więcej nie mogę Ci powiedzieć.
-Mamo, czy powinienem się martwić? Proszę, bądź ze mną szczera. Już za dużo kłamstw jest wokół nas.
-Synku. - Pogłaskała mój policzek i spojrzała mi prosto w oczy - Przysięgam Ci, że nie musisz się o mnie martwić, po prostu mi zaufaj. A teraz jedź do niej i zrób wszystko by to naprawić, proszę. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też i mam nadzieję, że jest tak jak mówisz. - Ucałowała mnie w oba policzki, otarła łzy i jak gdyby nigdy nic wróciła na galę.
Lilianna
Siedząc w taksówce, zastanawiałam się jak do tego doszło. Łzy nieustannie spływały mi po policzkach. Telefon uporczywie wibrował, w niewielkiej połyskującej kopertówce, a myśli galopowały niemożliwe do zahamowania.
Kierowca podał mi chusteczki, nie wiem czy ze współczucia czy z obawy, że zasmarkam mu całą tapicerkę.
Teraz już wszystko składało się w całość. Jego dziwne zachowanie. Ta nieszczęsna wizytówka. Rozmowy w ukryciu, gdy myślał że nie słyszę.
Od początku miałam być tylko na chwilę. Na umilenie czasu przed wyjazdem. A ja, naiwniara, wierzyłam że naprawdę połączyło nas coś wyjątkowego.
Znowu zamierzał zniknąć z mojego życia. Tylko tym razem najpierw postanowił sprawić, że nie będę w stanie bez niego żyć.
Te zapewnienia o uczuciach, gadki o miłości, zazdrość - to wszystko było obłudą, bez odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Czułam jak wszystko się we mnie rozpada. Jakby każda cząsteczka postanowiła być osobnym bytem.
Wysiadłam z taksówki, wręczając stówkę kierowcy. Kiedy szłam do domu, moja pokryta kryształami szpilka utknęła między płytami chodnikowymi, spadając przy tym ze stopy.
Jaka baśń, taki Kopciuszek...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro