26
Nasza rozmowa ciągnęła się do trzeciej trzydzieści. Skupiała się na zwykłych tematach takich jak czy chcielibyśmy mieć kiedyś psa bądź czy żona Harry'ego naprawdę jest taka okropna na żywo jak w telewizji. Staraliśmy się rozluźnić we własnym towarzystwie i nie przejmować sytuacjami z przeszłości. Nie komentowaliśmy też naszej konwersacji o możliwym spróbowaniu poznania się bliżej.
Nie sądziłam, że Jack wróci do mojego życia. Od niego to wszystko się zaczęło i w pewnym sensie zawdzięczałam mu to co teraz posiadałam, lecz nigdy nie był szczególnie ważny dla mnie. Nigdy nie poświęciłam mu więcej uwagi niż powinnam. Może jedynie wtedy, kiedy szantażowałam Harry'ego, że powiem jego wspólnikowi o tym, że przespał się z jego żoną.
Było mi go żal. Z ręką na sercu mogłam przyznać, że zasługiwał na więcej. Nie był wobec mnie nie w porządku, dlatego nie posiadałam większego powodu do życzenia mu źle. Był niezwykle szarmancki, przyjacielski i zorganizowany. Należało mu się więcej niż życie mu dało.
Poszłam spać około czwartej i bolał mnie fakt, że budzik nastawiłam na dziewiątą.
Zasnęłam z niewielkim uśmiechem na twarzy i zwyczajną nadzieją na lepszy dzień. Przynajmniej tuż przed snem pozbyłam się wszelkich trosk.
Obudziłam się trochę po dziewiątej i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że za niecałe cztery godziny miałam się spotkać z Harrison'em, zaczęłam robić wszystko dwa razy szybciej.
Uporządkowałam sypialnie na tyle, aby nie wstydzić się otworzyć drzwi. Wyszłam z pokoju i do moich nozdrzy doszedł zapach świeżej kawy. Poprawiłam włosy i spotkałam Jack'a w salonie przy swoim laptopie z kubkiem gorącego napoju.
- Zrobiłem ci śniadanie. Masz na blacie. - posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam i natychmiast skierowałam się do kuchni. Na talerzu miałam podane dwa jajka sadzone z tostami z pomidorami oraz awokado. Obok stała herbata z cytryną.
Zrobiło mi się miło. Od dawna nikt nie przyrządził dla mnie posiłku w jakiejkolwiek formie. Z niewiarygodnym zadowoleniem jadłam swoją porcję, przeglądając wiadomości ze świata w telefonie.
- Mam dzisiaj kilka spraw do załatwienia na mieście. Zadzwoniłem do starych znajomych i może coś dla mnie znajdą. Może wpadnę też na jakieś ogłoszenie mieszkalne. - odłożył brudne naczynia do zmywarki i odwrócił się do mnie, oczekując mojej reakcji.
- Z mieszkaniem nie musisz się śpieszyć. O ile będziesz robił takie śniadania częściej. - zaśmiał się delikatnie, nie odwracając ode mnie wzroku chociaż na chwilę. Czułam się przytłoczona jego niebieskimi tęczówkami, lecz jednocześnie imponowało mi to, że po tylu latach i niepowodzeniach on nadal miał chęci do pogłębiania relacji.
- Jakieś plany na dzisiaj? - przerwał ciszę, odbierając ode mnie kubek i talerz.
- Umówiłam się na trzynastą na spotkanie w kancelarii. Właściwie powinnam się już przygotowywać. - patrząc na zegarek, wstałam z impetem. Ucałowałam jego policzek i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Po wykonaniu porannej toalety, umyłam włosy i wysuszyłam je. Później potraktowałam je delikatnie lokówką, a makijaż zrobiłam standardowo. Bez niespodzianek.
Z szafy wyjęłam długi biały kombinezon, którego dekolt układał się w literę "v". Na nogi nałożyłam czerwone szpilki, pasujące do torebki oraz pomadki na ustach.
- Wow. - usłyszałam, gdy pakowałam najprzydatniejsze rzeczy do torebki. Stanęłam przodem do niego i wtedy doświadczyłam widoku kompletnie oszołomionego Kerry'ego. Jego źrenice zrobiły się większe a usta były delikatnie otwarte. - Przysięgam, że nie widziałem nikogo piękniejszego.
- Dzięki. - wysłałam mu buziaka w powietrzu i pomachałam na do widzenia. Zamknęłam za sobą drzwi, zostawiając mu na szafce zapasowy pęk kluczy.
Idąc do windy, obserwowałam wskazówki na moim zegarku. Było kilka minut po jedenastej, kiedy weszłam do samochodu.
Zmieniłam buty na czas jazdy i wyjechałam ze swojego parkingu. Chciałam być wcześniej niż były mąż Charlotte. Musiałam przygotować swój gabinet i posprzątać parę dokumentów, które na dzisiaj spreparowałam.
Nie byłam zdenerwowana spotkaniem z nim. Bardziej ciekawiło mnie, co mogłam się od niego dowiedzieć. Prawda była taka, że nie wiedział, czego od niego chciałam. Była szansa, że popatrzy na mnie pobłażliwie i zwyczajnie opuści pokój. Liczyłam na to, że jednak do tego nie dojdzie.
Musiałam sobie wymyślić różne scenariusze tej dyskusji. O ile będzie mi dane ją prowadzić. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek komórki. Bezpiecznie zamontowałam ją na uchwycie i odebrałam od osoby, którą okazał się być Harry.
- Słucham?
- Przyjedziesz do mnie dzisiaj?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Twoja żona...
- Nie dowie się o niczym. Nie ma jej nawet w Nowym Jorku.
- Co?
- Wyjechała gdzieś. - jego obojętność w głosie była jednocześnie satysfakcjonująca, lecz niepokojąca. Cholera, nie tak wyobrażałam sobie jego małżeństwo.
- Mam ważne spotkanie. Nie wiem czy dam radę. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Musieliśmy przystopować. Najważniejsze było teraz rozwiązanie sprawy. Nasze sprawy miłosne mogły poczekać.
- To ja przyjadę do ciebie.
- Nie! - konfrontacja z Jackiem nie wydawała się teraz najlepszym pomysłem. Gdyby stanęli twarzą w twarz to nie wiadomo jakby zareagowali. Wolałam tego uniknąć.
- Indie, co się dzieje?
- Nic, po prostu nie mam czasu, Harry.
- Och, rozumiem.
- To nie jest tak. Chcę, żeby sytuacja z Charlotte skończyła się jak najszybciej. Robię wszystko, ale to nie jest takie łatwe. Daj mi to załatwić i wtedy zadzwonię, dobrze?
- Dobrze. Przepraszam. Nie planowałem cię w to mieszać...
- Nic się nie stało. Sama zadecydowałam, żeby ci pomóc.
- Kocham cię, Indie.
- Do zobaczenia, Harry. - co było ze mną nie tak, że spanikowałam w tym momencie. W ciszy się rozłączyliśmy, bo oboje chyba poczuliśmy dyskomfort. W tej chwili nie umiałam mu okazać żadnych uczuć. Byłam przekonana o swojej miłości do niego, lecz nie pozwoliłam, żeby to opuściło moje wnętrze.
Nie był świadomy tego co ja. Jeżeli moje przypuszczenia były prawdziwe, to czekała mnie trudna decyzja i on o tym nie miał pojęcia. Ja niestety tak, dlatego się hamowałam.
Zapewnianie o tym, że go kochałam, mogło mu później złamać serce. Nie chciałam, aby jeszcze bardziej cierpiał.
Westchnęłam głęboko i oparłam głowę o kierownicę.
Dlaczego nie posiadałam poukładanego, zdrowego i szczęśliwego życia? Bez problemów. W końcu przeżyłam nałóg i agresję ojca. Śmierć swojej matki i brata. Byłam praktycznie marginesem społecznym. Nie stać mnie było nawet na opłacanie czynszu. Przeszłam przez całą tę historię z Harry'm. Jego wahania nastroju, jego pretensje. Pozwalałam, aby mnie ranił w ważnych momentach mojego życia.
I gdy myślałam, że stanęłam na nogi i w końcu udało mi się dostać na wymarzone studia, dostałam kolejne ciosy w plecy. Jego związek zaledwie kilka miesięcy po moim wyjeździe dobił mnie wystarczająco. Tak łatwo mnie zastąpił. Teraz wiedziałam dlaczego. Mimo to, był to ogromny cios dla mnie. Ślub z nią znów sprowadził mnie na drogę walki z depresją. Później pokonałam to i postanowiłam być najlepszą wersją siebie.
I teraz byłam ponownie w Nowym Jorku i ponownie wpadłam na Styles'a. Tym razem było to bardziej skomplikowane, ponieważ on był żonaty z kobietą, która mogła okazać się zabójczynią swojego własnego rodzeństwa. I to ja miałam podjąć decyzję czy wsadzić ją do więzienia na resztę lat i zniszczyć bruneta czy udawać, że wszystko było w porządku i pozwolić jej realizować swój plan.
Wszystko sprowadzało się do tego, że gdzie byłam ja i Styles, tam były kłopoty. Kłopoty, które zaczynały mnie przerastać.
Jedyne o czym marzyłam to zrównoważone, zgodne życie.
♥
Witajcie kochani!
Piszcie co sądzicie, a w weekend zrobimy maraton!
Pamiętajcie, żeby wejść na I Fell Twice!
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro