52 Pani domu
Kobieta jak gdyby nigdy nic wchodzi do jadalni i siada obok mnie.
- Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszał – zaczyna Collin. Spojrzenie jego ciemnych oczu jest wyjątkowo nieprzyjazne. Sama zaczynam czuć się niepewnie, gdy tak obserwuję, jak szef morduje Camille wzrokiem.
- Wpadłam tak po przyjacielsku. White mówił, że chcesz zorganizować kolację przed licytacją dla niektórych jej uczestników. Pomyślałam sobie, iż pomogę ci z tym i zajmę się wszystkim, w końcu nie masz żadnej pani domu, więc mogę na chwilę wejść w jej rolę – wyjaśnia brunetka. Jest jak zawsze olśniewająca i pewna siebie. Nawet złowrogie spojrzenia Collina nie robią na niej wrażenia.
- Pani domu? - powtarza szef. Unosi jedną brew i spogląda wyczekująco na kobietę. Cami kiwa poważnie głową.
- Tak. Nie masz żony, a wszyscy uczestnicy kolacji przyjdą w parach, więc pomyślałam, że będę ci towarzyszyła, tak po przyjacielsku, oczywiście – przekonuje mężczyznę. Steward chce coś powiedzieć, ale w tym momencie jego telefon zaczyna natrętnie wibrować. Collin spogląda na wyświetlacz, po czym szybko wychodzi z pomieszczenia. Przed wyjściem rzuca mi uważne spojrzenie.
- Zaraz wrócę. Poczekaj tutaj, Ayleen – poleca cicho.
Gdy zostaję sama z Cayem i Camille, zaczynam czuć się nieswojo. Młodszy z braci cały czas wbija we mnie uważne spojrzenie, a i kobieta jakoś tak dziwnie mi się przygląda.
- Co ci się stało w szyję? - pyta po chwili.
- Namiętne spotkanie z chłopakiem – spieszy z wyjaśnieniem Cayden. Nie patrzę na niego. Wbijam wzrok w talerz. Modlę się po cichu, żeby niczego się nie domyślił.
- Z tym, którego widzi raz na parę miesięcy? - docieka Cami – w sumie nawet mu się nie dziwię, jak taki stęskniony to i rzucił się na nią.
- Patrz, że przez tyle lat, jak Col rzucał się na ciebie, to ani razu nie widziałem, żeby zostawił ślady na twojej skórze. Widocznie mój brat musi pogadać z chłopakiem Ayleen, może ten go trochę zmotywuje do bardziej drapieżnych zachowań. Rozbudzi w staruszku Collinie dzikie zwierzę – kontynuuje Cay. Wyraźnie kpi, ale Camille chyba tego nie wyłapuje, bo zaraz odzywa się z pełnym przekonaniem.
- Collin jest zbyt poważny na takie gówniarskie zachowania. Ayleen jest młoda i ten jej chłopak to jakiś niewyżyty studencik, więc zachowuje się tak, jak widać. Collin taki nie jest, woli raczej konkrety i nie marnuje czasu na całowanie, a gdy już całuje, to raczej delikatnie. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek zostawił ślad na mojej szyi, bo to nie w jego stylu.
- Twierdzisz, że mój brat oferuje tylko nudny seks? - czepia się Cay. Podnoszę głowę i zaczynam przyglądać się Camille. Kobieta zaczyna mrugać oczami, jak gdyby dopiero docierało do niej, iż popełniła gafę.
- Gdzie! Seks z Collinem był ciekawy! Po prostu... zawsze skupialiśmy się na konkretach, a nie na mitrężeniu czasu na całowanie czy przytulanie. Collin nie lubi takich rzeczy, więc to, co zrobił chłopak Ayleen jest zdecydowanie nie w stylu mojego... znaczy Collina – reflektuje się szybko.
Dopiero teraz przypominam sobie, że oni przecież byli tyle lat w związku. Szef wprawdzie mówił mi kilka tygodni temu, że zerwał z Camille, ale ona widocznie chciałaby kontynuacji.
- Dobrze, że jesteś, bo w zasadzie mam do ciebie pytanie – brunetka nieoczekiwanie zwraca się do mnie.
- Tak? - odpowiadam ostrożnie. Nie mam pojęcia, czego może ode mnie chcieć. Nie jesteśmy znajomymi, ani nic nas nie łączy...
Otwieram szerzej oczy, gdy uświadamiam sobie, że to nieprawda.
Coś nas jednak łączy. A w zasadzie ktoś.
Obie sypiamy z Collinem.
- Jesteś osobistą asystentką, prawda? - pyta. Nie wyczuwam na razie żadnego podstępu, więc potwierdzam.
- To w takim razie wiesz wszystko o spotkaniach Collina, bo pewnie pilnujesz jego kalendarza – docieka. Zaczynam spoglądać na nią z ostrożnością. Nie mam pojęcia do czego dąży.
- Wiem tyle, ile pan Steward mi mówi – odpowiadam lakonicznie, co zresztą jest prawdą, bo szef czasami wychodzi na spotkania, o których nie wiem i zapewne nie powinnam wiedzieć.
Cami kiwa poważnie głową. Nachyla się do mnie tak blisko, iż od razu wyczuwam duszącą woń jej ciężkich perfum.
- Z kim się teraz pieprzy? - pyta nieoczekiwanie. Nie potrafię ukryć drżenia rąk, dlatego też gwałtownie odkładam sztućce i chowam ręce pod stołem. Układam je na kolanach i zaciskam w pięści.
Nie uchodzi to uwadze Caydena. Mężczyzna bez przerwy się we mnie wpatruje. Gdy zauważa moje zdenerwowanie, uśmiecha się wesoło.
- No właśnie, Ayleen... Zdradź nam, kto teraz ogrzewa łóżko mojego brata? Nie było mnie tu miesiąc, bo byłem zajęty malowaniem, a coś czuję, że wiele się zmieniło... Niektóre mury chyba zostały skruszone, a dystanse nagle drastycznie zmalały - dodaje z zadowoleniem.
Myślę, że po kolorze moich policzków łatwo można wywnioskować, jaka jest prawidłowa odpowiedź i Cay od razu to wyłapuje, Camille natomiast w dalszym ciągu przygląda mi się tak, jakby czekała na to, co powiem.
- Chciałabym wrócić do Collina i muszę wiedzieć, czy z kimś się spotyka, czy może jednak nie i to nasze rozstanie to tak naprawdę tylko krótka przerwa – wyjaśnia brunetka, gdy moje milczenie się przedłuża.
- Myślę, że skoro z tobą zerwał, to definitywnie, żmijko. Col już taki jest... jak coś postanowi, to nie ma przeproś – uśmiecha się Cayden. O ile mnie krępuje ta cała rozmowa, o tyle on świetnie się bawi. Jak zawsze.
Cami wzdycha z niezadowoleniem i wygina swoje idealne wargi.
- Szkoda. Było nam tak dobrze – mówi sama do siebie.
- Teraz mu też na pewno jest dobrze... Prawda, Ayleen? - Cay puszcza oczko w moją stronę. Nie mam pojęcia, co mu odpowiedzieć, ale na szczęście Collin wraca na swoje miejsce, więc po prostu nic nie mówię.
- Coś się stało? - pyta mnie od razu. Widzę, że intensywnie się mi przygląda. Muszę wyglądać naprawdę żałośnie, skoro od razu wyłapuje, że coś jest nie tak.
- Tak sobie tylko plotkujemy o tym, z kim aktualnie sypiasz, bo Cami jest ciekawa, ale Ayla lubi tajemnice i nic nie chce nam zdradzić – wyjaśnia młodszy Steward. Collin powoli przenosi spojrzenie na brata.
- To, z kim sypiam, to nie wasza sprawa i nie powinno was interesować. - Mężczyzna odwraca się do Camille – a już na pewno nie ciebie. Myślałem, że wyraziłem się jasno, gdy zakończyłem naszą relację. Wyjaśnij mi, czego nie zrozumiałaś? - poleca poważnym głosem.
Brunetka w końcu orientuje się, że zrobiła głupotę i zaczyna nerwowo chichotać.
- Wszystko zrozumiałam. Po prostu... tak się tylko zastanawiałam...
- To nie zastanawiaj się więcej, bo to nie jest twoja mocna strona – wchodzi jej w słowo – nie potrzebuję twojej pomocy w organizacji kolacji. Może nie zauważyłaś, ale w tym domu pracuje wystarczająco wiele kobiet, które wiedzą, jak co przygotować, bo są najlepsze w swoim fachu.
- A do tego jedna mieszka tu na stałe i to ją możemy nazwać panią domu, prawda Col? - dodaje Cayden. Rzuca mi przy tym porozumiewawcze spojrzenie.
Collin też na mnie patrzy. Widzę, jak jego oczy błyszczą tajemniczo, gdy tak przez chwilę nic nie mówi i po prostu obserwuje mnie.
- Prawda – wyznaje cicho – w tym domu jest już pani domu. Nie chcę żadnej innej.
Nie mam szans zastanowić się nad sensem jego słów, bo młodszy Steward zaczyna się głośno śmiać. Spoglądamy na niego wszyscy z zaskoczeniem.
- Ten dziki zwierzak, który upolował naszą niewinną sarenkę, okazuje się jednak być naszym lokalnym, leśnym zwierzakiem... - Cay kręci głową z zadowoleniem – nie spodziewałem się, iż gwiazdeczka wywołuje w tobie aż takie emocje. Ta twoja dzika natura... porządnie ją ukrywałeś przez ten cały czas – mówi patrząc na brata.
- Widocznie potrzebowałem odpowiedniej osoby, żeby ją pokazać – odpowiada Collin. Od razu też przenosi spojrzenie na mnie.
- Widocznie – powtarza za nim brat. Camille spogląda raz na jednego mężczyznę, a raz na drugiego. Wyraźnie widać, że nie ma pojęcia o czym mówią i chyba boi się zapytać. Jestem pewna, że w głębi serca żałuje, iż tu dziś przyjechała. Collin w dalszym ciągu morduje ją wzrokiem i to się chyba już nie zmieni.
- Żeby nie było, też ostatnio pokazałem moją dziką naturę – oświadcza Cay. Rozsiada się wygodnie na krześle i spogląda na nas wyczekująco. - Niestety straciłem przez to przyjaciół, ale cóż, tak to czasami bywa.
- Chyba nie chcę znać szczegółów – szef przygląda się poważnie swojemu bratu.
- Ale ja chętnie o nich opowiem – uśmiecha się Cayden. - Cały weekend spędziłem w takim jednym hotelu z trzema kolegami i ich żonami. Świetnie się bawiliśmy, w zasadzie te dwa dni były po prostu jedną, wielką imprezą – zaczyna opowiadać.
- To chyba dobrze? - dopytuje Cami. Ona jako jedyna zainteresowała się historią Caya. Ja słucham, ale raczej nie zamierzam męczyć o szczegóły.
Tak jakoś... boję się ich.
- Pewnie, że dobrze. Niestety w pewnym momencie koledzy porządnie popili i padli, a ich żony były niezadowolone z tego powodu, więc z wrodzonej rycerskości postanowiłem się nimi zająć.
Tak... to są te szczegóły, których wolałabym nie znać.
- Ooo... to miło z twojej strony. - Dodaje Camille. Zastanawiam się, czy ona jest naprawdę taka głupia, czy tylko udaje. Cay uśmiecha się szeroko.
- I za to cię lubię, żmijko. Ty jedna doceniasz mój szlachetny gest! Koledzy niestety nie docenili, a naprawdę wzorowo zająłem się ich żonami. Pieprzenie trzech naraz to nie lada wyzwanie. Uwierz mi, że odpowiednio zająłem się każdą. To była ciężka noc... A potem jeszcze te pretensje... I bądź tu człowieku miły dla innych... - wzdycha teatralnie.
Coś tam podejrzewałam, że to „zajmowanie się" żonami kolegów mogło sprowadzać się do jednego, ale mimo to jestem zaskoczona, gdy słyszę, z jaką lekkością Cayden o tym opowiada. Zero... wstydu, a przecież uprawiał seks z żonami swoich kolegów! To tak cholernie niemoralne, że nawet nie wiem, co powiedzieć.
- A nie mogłeś tych kolegów obudzić, żeby dołączyli i zajęli się żonami? - pyta brunetka. Nie wygląda na oburzoną wyznaniem Caya.
- No gdzie! - mężczyzna podnosi głos – nigdy nie dzielę się moimi kobietami z nikim! Nawet jeśli są na jedną noc, to wtedy są tylko moje!
- Nawet z ich mężami się nie dzielisz? - Cami unosi brew. W końcu coś ją zaskoczyło.
- Z mężami przede wszystkim... Skoro są takimi chujami, że nie potrafią się zająć własnymi kobietami, to nie zasługują na udział w moich orgiach. Najważniejsze, że dziewczyny były zadowolone. Planujemy powtórzyć taki wypad, ale już bez ich mężów. Za bardzo narzekali w drodze powrotnej. Coś podejrzewam, że nasza przyjaźń definitywnie się skończyła, ale... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Straciłem kumpli, zyskałem seks koleżanki... Ostatecznie jestem zadowolony z rezultatu naszej wycieczki.
Collin kręci głową nad nierozwagą swojego brata. Pyta, czy ci cali koledzy nie będą się teraz mścić, ale Cay twierdzi, że za dobrze go znają, żeby choć próbować. Nie mam pojęcia, o co chodzi, jednak nie posiadam tyle odwagi, żeby dopytywać.
Cayden naprawdę mnie przeraża.
- Skoro mój brat wyraźnie dał ci do zrozumienia, że odstawił cię na boczny tor i jego lokomotywa już nie zahaczy o twój tunel, to mam dla ciebie propozycję, Cami... - rzuca w pewnym momencie młodszy Steward.
Wstrzymuję oddech, bo on chyba nie... nie będzie proponował seksu byłej dziewczynie brata w obecności... brata. To byłoby zbyt oryginalne, nawet jak na niego, prawda?
- Mam ochotę pieprzyć cię całą noc, co ty na to?
Uchylam usta ze zdziwienia. Cay umie w bezpośredniość jak nikt inny. Spoglądam dyskretnie na Collina, ale on wydaje się być tak obojętny, jak zwykle. Może nie daje tego po sobie poznać, że rusza go to, co wygaduje brat, a może rzeczywiście nie obchodzi go to? Nie mam pojęcia, jak interpretować jego zachowanie.
Jeszcze bardziej dziwi mnie to, co robi Camille.
Brunetka też w pierwszej chwili wydaje się być zaskoczona oburzającą propozycją Caya, jednak w następnej wzrusza ramionami i spogląda na mężczyznę z zaciekawieniem.
- W zasadzie mam dziś wolny wieczór. Myślałam, że skończy się trochę inaczej – kobieta rzuca szybkie spojrzenie w stronę Collina – ale nie mam nic przeciwko temu.
Cayden podnosi się z krzesła i okrąża stół, żeby podać dłoń Cami.
- W takim razie zabieram cię na spacer do mojej sypialni. Pewnie jeszcze tam nie byłaś – stwierdza, gdy wychodzą z jadalni.
- Byłam w tej Collina, a to chyba obok... - mówi Camille. Słyszę śmiech Caya, ale oboje odeszli za daleko, żeby dotarły do mnie słowa mężczyzny.
Zostałam w jadalni z szefem. Dłuższą chwilę nic nie mówimy.
W dalszym ciągu jestem w szoku. Cayden i Camille??? Serio??? I ona tak po prostu poszła??? Co więcej – poszła z nim po tej całej historii o orgii i kolegach? Przecież chyba nie jest głupia i zdaje sobie sprawę, że dla Caya będzie tylko jednorazową rozrywką... Że też sama się na to godzi...
- Będę musiał coś jeszcze załatwić. Możesz iść na górę do tej mojej właściwej sypialni i się w niej rozgościć. Pamiętaj, że od dziś tam śpisz, Ayleen. Kazałem zlikwidować pokój przy siłowni, żebyś przypadkiem mi nie uciekła – odzywa się poważnym głosem Collin.
Nie mam pojęcia, skąd wiedział, iż właśnie to planowałam. Chciałam... uciec i pobyć chwilę sama. Zastanowić się nad tym wszystkim.
- A moje rzeczy? - pytam cicho. Spoglądam nieśmiało na mężczyznę. Jego tęczówki błyszczą z taką mocą, iż od razu czuję, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega dreszcz ekscytacji. On doskonale wie, że chciałam uciec i nie zamierza mi na to pozwolić.
- Wszystko jest w garderobie. Wrócę za kilka godzin – dodaje podnosząc się z miejsca. Przed wyjściem podchodzi do mnie i nachyla się, żeby wsunąć dłoń pod moją brodę, a następnie składa na moich ustach powolny pocałunek. Gdy odrywa się ode mnie, nic nie mówi. Przygląda się dłuższą chwilę mojej twarzy, a potem odsuwa dłoń i prostuje się.
- Do zobaczenia w nocy – rzuca. Zdecydowanym krokiem wychodzi z jadalni.
Nie mam pojęcia, co może robić o tej porze, ale nie pytam. Są sprawy, o których nie powinnam wiedzieć. Jedyne, co zauważam, to to, iż żadne auto nie ruszyło z podjazdu, co może świadczyć o tym, że Collin pracuje z domu. Domyślam się, że przez wycieczkę do Phoenix ma trochę zaległości i pewnie dlatego nadrabia wieczorem. Postanawiam, że jutro mu pomogę. Nie mogę się obijać, w końcu wypad do Zane'a był zorganizowany dla mnie, Collin wcale nie musiał się na niego godzić.
Gdy wjeżdżam na ostatnie piętro, przez chwilę po prostu błądzę po korytarzu. Nie wiem dlaczego, ale sypialnia szefa trochę mnie przeraża. Kiedy tam wejdę, to wszystko stanie się takie... namacalne. Oficjalnie zacznę z nim sypiać, a pracownicy domu będą o tym wiedzieć.
Podchodzę do drzwi mojej dawnej „klatki" i powoli je otwieram. Steward miał rację. Nic tu nie ma. Szafa i łóżko zostały wyniesione. Pomieszczenie jest całkowicie puste.
Bardzo mocno chce mi pokazać, że mam spać z nim. Teraz naprawdę nie mam wyjścia. Przez myśl przeleciał mi pomysł noclegu na jednej z kanap, ale jestem pewna, że nie zostałabym tam długo, bo od razu by mnie przytargał do sypialni. Bez żadnych dyskusji.
Powoli podchodzę do pokoju Collina. Nie wiem, dlaczego się tak stresuję. Byłam w nim już kilka razy, a nawet spałam tu z szefem.
Zawsze jednak było to chwilowe i przypadkowe. Teraz natomiast... miałam spać tylko tu. Z nim. Korzystam z samotności i rozglądam się ciekawie po pomieszczeniu. Wystrój sypialni jest bardzo elegancki i zdecydowanie męski. Na małym stoliku obok przeszklonej ściany zauważam fotografię dwóch kobiet, a w zasadzie kobiety i dziewczyny, chyba nastolatki. Po rysach twarzy domyślam się, że to mama i siostra Collina. Wszyscy są do siebie podobni. Jestem ciekawa, jak wyglądał ojciec Stewarda, ale w pomieszczeniu jest tylko to jedno zdjęcie. Nie mam tyle śmiałości, żeby grzebać w osobistych rzeczach Collina, nawet, gdy jestem sama. Tak jakoś... po prostu nie.
Cieszę się, że w łazience mężczyzny znajduje się wielka wanna. Trochę przeszkadza mi, iż jest zaraz obok ogromnego okna, ale odkrywam, jak sobie z tym poradzić. Dom szefa jest bardzo nowoczesny i zautomatyzowany, dlatego też pierwsze co robię, to zapoznanie się z menu panelu sterującego, który znajduję na jednej ze ścian. Nie mogę się nadziwić wszystkim funkcjom, które tam są. Z premedytacją przyciemniam łazienkowe okno tak, iż staje się niemalże czarne. Teraz przynajmniej mam pewność, że żaden jeleń nie będzie mnie podglądał.
Po dość długiej zabawie różnymi opcjami z panelu sterującego, przechodzę do garderoby. Pomieszczenie jest ogromne. Mam podejrzenie, że zmieściłabym w nim całą moją kawalerkę z Easton Village, a zapewne jeszcze zostałoby miejsca.
Collin miał rację, wszystkie moje rzeczy zostały tu przyniesione i schludnie poukładane. Mężczyzna przeznaczył dla mnie całą jedną ścianę szafek i wieszaków, a do tego dokupił tyle ubrań, ile pewnie przez całe życie nie wykorzystam.
Przesuwam palcami po pudełkach z butami i nachodzi mnie niepokojąca myśl. Aż zatrzymuję się w miejscu.
Czy byłoby to możliwe, że wszystkie ubrania, które przynosiła mi Jane, tak naprawdę były od szefa? Gdy tak spoglądam na to, co wisi w garderobie, nabieram co do tego coraz większej pewności. Mam tu dosłownie pół sklepu. Są sukienki, eleganckie bluzki, kilkanaście par butów, kilka torebek różnych wielkości, bielizna...
Collin po raz kolejny pokazuje, że to on rządzi wszystkim. Ubiera mnie, jak chce. Robi ze mną, co chce. Z jednej strony podoba mi się to. Czuję się zaopiekowana i ważna. Nikt nigdy tak o mnie nie dbał. Nikt nigdy nie dał mi tylu rzeczy, ile znajduje się w tym pomieszczeniu. Nawet nie próbuję zgadywać, ile to wszystko musiało kosztować... I chyba nie chcę szukać takich informacji w internecie, bo tylko humor mi się zepsuje.
Z drugiej strony... czuję się coraz bardziej osaczona. Collin kontroluje dosłownie wszystko. Nie wiem, czy to dobrze.
Nie wiem, czy chcę takiego życia... Nawet na chwilę.
Ale... czy w tym momencie mam jakiś wybór? Czy on zgodziłby się na powrót do czysto formalnej relacji?
Nie sądzę. Podejrzewam, iż Steward ma pewnego rodzaju obsesję na punkcie kontroli... i na moim punkcie.
Obsesja to nie miłość, to po prostu obsesja.
Czy to wystarczy, żebym czuła się z nim szczęśliwa przez te kilka miesięcy? Tak łatwo przychodzi mi zakochiwanie się w nim mimo tego, iż zadaję sobie sprawę z jego wad. Zachowanie mężczyzny od jakiegoś czasu rzeczywiście robi się niepokojące. Obserwował mnie, gdy spałam... Podawał antykoncepcję bez mojej wiedzy... Wychodzi na te, że i ubierał mnie od samego początku...
Teraz wszystko wydaje się być niegroźne, w końcu nie robi mi nic złego, ale co się stanie, gdy czymś mu podpadnę?
Czy jego „opiekuńcza" obsesja nie przerodzi się w „nienawistną" chęć skrzywdzenia mnie?
Tak bardzo chcę mu zaufać i oddać się w jego ręce, ale cały czas coś mnie blokuje.
Dlaczego mam wrażenie, że jeszcze będę cierpiała? I to tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
Dlaczego mimo to dalej idę w tę relację?
Doskonale znam odpowiedź na to pytanie.
Głupia, naiwna Ayleen.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro