Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#24

Peter

Próbowałem jakoś przezwyciężyć uczucie nierealności ostatnich paru dni i wychodziło mi to nie najgorzej. Po rozmowie z ciocią przestałem wypierać się tego wszystkiego i małymi krokami zacząłem dążyć do spokojnego zaznajomienia się z faktem, że ostatniej nocy, po drugiej stronie korytarza spała moja córka, która wyglądała, jakby była w moim wieku. To wszystko było takie dziwne.

Nigdy nie spodziewałbym się, w otoczeniu superbohaterów i kosmitów, że takie coś się wydarzy. (A w szczególności mojej osobie.) Gdyby ktoś powiedziałby mi miesiąc temu, że niedługo będę rozmawiał z moją prawie dorosłą córką, to wyśmiałbym go. Ech, ale niestety wszystko poszło się jebać tego dnia, gdy złapałem ją spadającą z nieba i muszę jakoś sobie z tym poradzić.

Oczywiście, że nie żałuję tego, że ją złapałem! Co to, to nie! Po prostu to wszystko jest takie dziwne.

Z moją ekipą staraliśmy się wymyślić jakiś sposób, aby wysłać May do jej czasów, ale jak na razie, to nic z tego. Jedyne, co ustaliliśmy, to to, że musielibyśmy z nią dokładnie porozmawiać. (A dokładniej, to mnie do tego wyznaczyli, ale mniejsza z tym.) Pan Stark też pracuje nad jakimś sposobem sprowadzenia jej do domu, ale jak na ten czas, to nie otrzymał zamierzonego efektu. Zamknął się w swojej pracowni i trudno go z niej wyciągnąć jak i trudno się do niego dodzwonić. Zdaje jedynie nam co jakiś czas 'raporty' dotyczące postępów.

Ostatniej nocy zdecydowałem, że chciałbym bliżej poznać May. A co mi tam, nie? Nikt w tym nie ucierpi, a ja może zyskam pajęczego partnera na ten czas?* Czułem z nią dziwną więź, ale raczej nie rodzicielską. No, bo ludzie! Tak szczerze (oczywiście tylko między nami), to jestem przerażony. Mam tylko osiemnaście lat i jakoś nie myślałem o dzieciach, ponieważ, po pierwsze, to jestem za młody i jeszcze całe życie przede mną, a po drugie to z kim miałbym mieć dziecko? Jestem singlem i raczej szybko się to nie zmieni.

Zaproponowałem May patrol, aby jakoś bliżej ją poznać. Była to świetna okazja dla dwójki pająków. Bujanie się na sieci wzmacnia więzi - poleca Spider Man. Chyba tak jest, powinno w każdym razie. Taa.

Mogłem wyglądać na zamyślonego w czasie przemieszczania się między budynkami, ale zauważyłem dziwne zachowanie May. Znaczy, może nie dziwne, a nieskoordynowane. Kilka razy siecią nie trafiła w budynek i parę razy też, by w coś wpadła, ale pajęczy zmysł ją od tego uratował. Czy to była moja wina, czy po prostu nikt nie nauczył jej jak to poprawnie robić? Moje rozmyślania przerwało zamieszanie gdzieś przede mną. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem May z trudem utrzymującą pełny autobus. Cholera, jak mogłem się tak rozproszyć i tego nie zauważyć?!Natychmiast rzuciłem jej się z pomocą.

Doskoczyłem obok niej, pomagając postawić autobus na czterech kołach. We dwójkę poszło nam to o wiele łatwiej i nie minęła chwila, a problem został zażegnany. Spojrzałem przez okno, sprawdzając czy wszystko dobrze z pasażerami. Pomachali mi, więc spokojny odwróciłem się do May, ale nikogo tam nie było. Spanikowany zacząłem obracać się wokół siebie.

Dlaczego uciekła? I dlaczego dałem jej uciec?! Dobra, spokojnie Peter, spokojnie.

Odetchnąłem z ulgą, widząc oddalającą się sylwetkę dziewczyny. Nie musiałem raczej jej gonić, bo kierowała się w stronę domu, a gdyby i tak miałaby uciec, to pan Stark przyczepił do jej stroju urządzenie namierzające, więc łatwo byśmy ją znaleźli. O wiele spokojniejszy skierowałem się do mojego miejsca, żeby się przebrać.

Coś czułem, że nadchodziła poważna rozmowa, więc udałem się do cukierni po jakiś dobry placek, przy którym powinno się chyba lepiej rozmawiać.

***

Wszedłem do domu z papierową torebką w dłoni, w której znajdowały się dwie czekoladowe babeczki. Miałam zamiar kupić placek, ale one tak się do mnie uśmiechały zza lady, że po prostu musiałem je kupić. Cioci nie wziąłem, bo przechodzi przez czas bycia fit, czy coś w tym stylu. Em, w każdym razie to nie pytałem.

- May! - krzyknąłem, nasłuchując odpowiedzi.

Ciocia i tak by mi nie odpowiedziała, ponieważ wróci późno, więc w domu powinna być tylko jedna posiadaczka tego imienia.

Gdy nie usłyszałem odpowiedzi, przyspieszyłem kroku i zacząłem przeglądać wszystkie pokoje po drodze, kuchnię, łazienkę, a następnie piętro. Kiedy i tam jej nie znalazłem, chciałem włączyć GPS, ale usłyszałem jakiś odgłos zza otwartego okna na końcu korytarza, więc ruszyłem w tamtą stronę.

Wychyliłem się, od razu zauważając dziewczynę siedzącą na daszku nad drzwiami wyjściowymi na podwórko. Znajdował się on pod oknem, więc był idealnym miejscem na ukrycie się. Ale cóż znalazłem ją, więc chyba powinienem zacząć rozmawiać, czy coś. Chciałem się odezwać, ale słowa ugrzęzły mi w gardle i wyszło z tego dziwne odchrząknięcie.

May zamarła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności, co było dziwne. Nie odpowiedziała, jedynie przesunęła się bliżej prawej krawędzi. Wyglądało to jakby robiła mi miejsce, więc z tą myślą przerzuciłem swoje ciało przez ramę okna, siadając przy lewej krawędzi daszku.

Przez dłuższy czas żadne z nas się nie odzywało. Wpatrywałem się przed siebie w ciemne niebo obsypane milionami gwiazd. To było relaksujące zajęcie, ale miałem jeszcze robotę do wykonania, więc gdy gdzieś wysoko nad nami przeleciał samolot, postanowiłem się odezwać:

- Myślałem, że uciekłaś - zacząłem cicho, zerkając na nią ukradkiem.

- Gdzie niby - prychnęła, podciągając kolana do klatki piersiowej i opatulając je ramionami. - Nie miałabym gdzie.

Westchnąłem głęboko, wyjmując z torebki babeczkę.

- Trzymaj. - Wyciągnąłem w jej kierunku słodycz. Spojrzała na mnie i z wahaniem przyjęła babeczkę.

- Dzięki - odpowiedziała, zaczynając jeść, co i ja uczyniłem.

Po tym krótkim czasie doszedłem do wniosku, że jak mieliśmy rozmawiać, to powinienem pozwolić jej mówić pierwszy. Tak na hama, to raczej nic z niej nie wyciągnę, więc będę tutaj siedział aż nie zainicjuje rozmowy. (Co może potrwać trochę, bo raczej nie paliła się do tego, aby zacząć. Ale, cóż, cel uświęca środki, nie?)

- Przepraszam - wyszeptała wreszcie po paru minutach ciszy. Spojrzałem na nią zaskoczony, nic nie rozumiejąc.

- Za co? - Przekręciłem się tak, aby być przodem do dziewczyny. Co prawda, to nadal siedziała do mnie bokiem, ale przynajmniej nie musiałem już przekręcać głowy.

Westchnęła, patrząc na gwiazdy.

- Za to wszystko - odparła. - Wprowadziłam w twoje życie zamieszanie. Przepraszam. - Na końcu głos jej się trochę załamał, jakby zaraz miała zacząć płakać.

Wychyliłem się trochę, dostrzegając w oczach May łzy.

- Hej, hej. - Przysunąłem się bliżej niej tak, że stykaliśmy się teraz lekko kolanami i wyciągnąłem nad nią prawą rękę i niepewnie położyłem ją na prawym ramieniu dziewczyny. Spięła się trochę, ale po chwili rozluźniła. - To nie twoja wina, tylko tego... Jak mu tam? Eee, doktor Mi... Misiek? - Spróbowałem zażartować.

- Kamikadze - odpowiedziała cicho, ale podniosła lekko kąciki ust. - Mówię na niego doktorek.

Ha! Zwycięstwo! I to podwójne! Uśmiechnęła się i powiedziała coś więcej! Dobra, Peter, tylko tego nie zjeb.

- Nie mam ci tego za złe, bo to nie twoja wina. Ratowałaś tylko przyjaciela tak, jak powinien to zrobić prawdziwy bohater.

- Nie jestem nim. Ty nim jesteś. - Pochyliła głowę, a włosy zasłoniły całą jej twarz.

I zjebałem. Brawa dla mnie, kurde.

- Słuchaj. - Chwyciłem ją gwałtownie za ramiona, odwracając w moją stronę. - Spójrz na mnie. - Pokręciła gwałtownie głową. - Hej, proszę. Ładnie proszę. - Po chwili wahania, podniosła niepewnie wzrok. - Ło, na prawdę twoje oczy wyglądają jak moje, ale eee... nie do tego dążę. Chodzi mi o to, że ja też nie jestem idealny i popełniam błędy, masę błędów. Chociaż teraz jest u mnie lepiej niż kiedyś, bo pracowałem nad sobą i wiesz co? Nie jestem sam, mam przyjaciół, którzy niesamowicie mnie wspierają i ty - ścisnąłem lekko jej ramiona - nie jesteś teraz sama. Masz mnie i ja... - Nie dokończyłem, bo rzuciła mi się w ramiona, przytulając mocno. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje i dopiero, gdy usłyszałem ciche pociągnie nosem, objąłem jej chude ciało, przyciągając bliżej siebie.

- Dziękuję. Nawet nie-e wiesz ile to d-dla mnie znaczy.

Oj, dziewczyno. Myślę, że wiem, pomyślałem wzdychając cicho i przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.

Czułem się dziwnie, przytulając swoją córkę z przyszłości, która była jakoś w moim wieku, ale też było to niezwykle relaksujące.

- Chodź do domu - odezwałem się po paru minutach, czując dreszcz przechodzący przez moje ciało przez chłód nocy.

Jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć? Noc była coraz bardziej zimna, a dziewczyna w moich ramionach nie drżała już z płaczu, a właśnie z tego zimna.

May przytaknęła, podnosząc się, gdy usłyszałem jakiś dziwny hałas. Jakby coś pękało. Stałem się czujniejszy, kiedy dziewczyna weszła powoli przez okno. Nagle uruchomił się mój pajęczy zmysł, więc szybko chwyciłem się parapetu w chwili, gdy daszek pode mną się załamał i spadł na schody poniżej. Patrzyłem zszokowany w dół, gdy May chwyciła mnie za nadgarstek, pomagając wejść do domu.

- Peter?! - spojrzeliśmy na siebie przerażeni, słysząc kroki cioci wchodzącej po schodach.

Ona na prawdę lubiła ten daszek.

Tony Stark

Podłączyłem ostatnie kabelki i podszedłem do płytki kontrolnej, klikając odpowiednie przyciski, aby uruchomić maszynę. Cofnąłem się parę kroków, żeby lepiej widzieć cały proces włączania i by nie przegapić żadnej nieprawidłowości. Nie zauważając niczego niepokojącego, wystukałem na konsoli odpowiednią datę, wkładając jabłko do środka urządzenia. Zamknąłem drzwi i wcisnąłem przycisk START. Po lekkim rozbłysku, otworzyłem wehikuł. Jabłka już nie było.

- Tak! - Uradowany z efektu, zamknąłem szybko drzwi, klikając w przycisk POWRÓT. Po zajrzeniu do środka, od razu zrzedła mi mina. Tam, gdzie miało być jabłko leżała jakaś dziwna, czarna breja. - Cóż, zgaduję, że to nie miało tak być.

Kopnąłem zły w maszynę i podszedłem do kartek porozrzucanych na całym biurku, aby poprawić obliczenia, bo coś musiało być w nich źle napisane jak wehikuł nie zadziałał.

___________________________________________

*W mojej opowieści nie ma innych Spider Man'ów i jak na tą chwilę, to nie planuję żadnego innego wprowadzać.

Ech, jestem taka żałosna we wstawianiu rozdziałów. 😖😫 Ale wiedzcie, że pomomo nieregularnego publikowania, nie porzucę tej książki, skończę ją!

Do następnego!
Kanexsia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro