Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

– Słyszałem, że przyprowadziłaś młodych gości. Jestem Teodor – przedstawił się i ukłonił, po czym podał wszystkim po kolei swoją dłoń. Pani Eleonora wymieniła imiona nastolatków, wskazując ręką na każde z osobna.

– Bardzo miło nam cię poznać. Jesteś niezwykle podobny do Elgizibiusza – stwierdziła Teresa.

– Ah bo to mój rodzony brat! – krzyknął radośnie, a w drzwiach niemal na zawołanie pojawił się Elgizibiusz.

– Gdzie ty żeś się podziewał? – zapytała lekko poirytowana Ali.

– Poszedłem po coś dla chłopaka – wyprostował się i wyciągnął zza pleców dwie drewniane kule do podpierania przy urazach nóg.

– Ekstra, dziękuję! – powiedział z entuzjazmem Albert i natychmiast chwycił po przedmiot. Spróbował przejść kilka kroków opierając się na kulach, bez strącenia żadnego przedmiotu. – O niebo lepiej!

Pani Eleonora uśmiechnęła się i pokręciła głową.

– Siadajcie wszyscy, przygotuje dodatkowe nakrycie – rozkazała i sięgnęła z szafki kolejny komplet talerzy.

Ali zabrała garnek z zupą z palnika i postawiła go na drewnianej desce, leżącej na środku stołu.

– Częstujcie się! – ogłosiła radośnie i zasiadła za stołem ze wszystkimi.

Posiłek minął w ciepłej, domowej atmosferze. Nastolatkowie zmęczeni i głodni po podróży zjedli podwójne porcje i rozeszli do pokoi. Teresa i Anastazja otrzymały większy pokój na górze, a Albert, z racji zwichniętej kostki miał przygotowane małe pomieszczenie zaraz za salonem. Pani Eleonora miała swoją sypialnie naprzeciwko pokoju dziewcząt, dlatego kiedy tylko znalazła się na górze, od razu do nich zajrzała.

– Myślałam, że śpicie – oznajmiła, kiedy zobaczyła dziewczęta siedzące obok siebie na jednym łóżku.

– Nie śpimy, tylko nie możemy się doczekać, aż zaczniemy szukać Rozalii – rzekła Anastazja.

– Rozmawiałam już z Ali, Teodorem i Elgizibiuszem, o tym co się stało i o was. Wieczorem wspólnie usiądziemy w salonie i o wszystkim wam opowiemy. Nie martwcie się, znajdziemy ją. Odpocznijcie teraz i nie szwendajcie się po korytarzach – pani Eleonora ogłosiła informację, stojąc w progu i zamknęła za sobą drzwi.

– Oni coś przed nami ukrywają – rzekła szeptem Anastazja, gdy drzwi się zamknęły.

– Też o tym myślałam. Całe to miejsce jest jakieś dziwne – zgodziła się Teresa.

– Po co się tak ukrywają przed światem? I te drewniane chatki... nie powiem, że są brzydkie, ale mam wrażenie, że są z innej epoki.

– Mnie bardziej martwi to, że takich stworów jak w zaatakował was w Motylu może być więcej.

– Nawet nie chce o tym myśleć! To wszystko jest jakieś dziwne i przerażające. Mam nadzieję, że będą mieli dla nas jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji i szybko znajdziemy Rozalię, całą i zdrową.

Dziewczęta po cichu otworzyły drzwi i rozejrzały się na boki. Gdy zauważyły, że korytarz jest pusty, prześlizgnęły się do schodów. Usłyszały tam dochodzącą z kuchni rozmowę pani Eleonory oraz Ali. Wzdrygnęły się przez chwilę, ponieważ schody znajdowały się tuż za ścianą, a stopnie były wykonane z drewna, które w każdej chwili mogło zaskrzeczeć, zwracając uwagę kobiet. Do tego, nie miały pojęcia, czy po drodze nie natkną się na Elgizibiusza albo Teodora. Mimo wszystko nastolatki postanowiły spróbować swoich sił i krok po kroku, ostrożnie stawiały stopy na kolejnych stopniach. Anastazja szła przodem, dlatego to jej zadaniem było zbadanie, w którym miejscu drewno nie wyda z siebie żadnego dźwięku. Prawie jej się to udało, jednak na ostatnim schodku usłyszała głośne skrzypnięcie. Teresa chciała już uciekać z powrotem na górę, ale Anastazja złapała ją za rękę i ułożyła wskazujący palec na ustach, aby ta cicho stanęła w miejscu. Zauważyła bowiem, że pani Eleonora i Ali były tak zajęte rozmową i zmywaniem talerzy, że nie usłyszałyby nawet, gdyby dziewczęta zbiegły po schodach w drewnianych butach. Wystarczyło tylko przebiec kilka metrów i nastolatki znajdowały się już w pokoju przyjaciela.

– Co wy tu robicie? Nikt was nie widział? – ucieszył się, ale i zmartwił Albert.

– Nikt, ale gorzej będzie wrócić – zaśmiała się nerwowo Teresa.

– Przyszłyśmy tylko na chwilę – oznajmiła blondynka. – Pani Borgacz powiedziała, że o wszystkim porozmawiamy dziś wieczorem w salonie. Mam nadzieję, że szybko zaczniemy szukać Rozalii. Strasznie się o nią martwię.

– Ja tak samo – zgodziła się Teresa. – Siedzimy tutaj i zajadamy się pysznościami, a ona może jest gdzieś samotna, zagubiona. Aż strach pomyśleć!

– Wiem, ale sami niczego zrobić nie zdołamy. Nie potrafimy nawet kontrolować naszych mocy – odrzekł Albert. – No i nie wiemy z czym walczymy. Pani Borgacz by nas tu nie przyprowadziła, gdyby nie wiedziała, że mogą nam pomóc.

– Zgadzam się, ale obawiam się, że zmarnujemy tutaj za dużo czasu. Też myślę, że w głębi duszy jej na nas zależy, ale jest inna, odkąd tu dotarliśmy. Mam nadzieję, że dowiemy się tutaj więcej o naszych mocach i nauczymy się ich używać – dopowiedziała Anastazja.

– Moce! No właśnie, skąd je mamy?! I co to w ogóle jest za miejsce?! Nie wiemy nawet, czy to jakiś inny kraj lub miasto! – uniosła się Teresa.

– Obawiam się, że może to być coś zupełnie innego. Chyba musimy zaakceptować fakt, że świat nie jest taki jak nam się wydawało – odpowiedziała jej Anastazja.

– Miałem nadzieję, że te moce to taka nagroda od życia, za zmarnowane dzieciństwo – powiedział ponuro Albert, nie zważając na obecność przyjaciółek.

– Ja uważam, że moje dzieciństwo nie było zmarnowane. Cieszę się, że mam ciebie, Teresę i Rozalię. Gdyby nie Motyl, nigdy bym was nie poznała. Przykro mi, że twoje dzieciństwo ci się nie podobało Albercie – z oczu Anastazji wylała się łza, którą dziewczyna szybko wytarła.

Teresa nie mogła nie zgodzić się z Anastazją. Dzieciństwo spędzone w Motylu pozwoliło im na zawiązanie przyjaźni na całe życie. Słowa Alberta niesamowicie zraniły dziewczyny, dlatego bardzo szybko podniosły się z miejsc i skierowały ku drzwiom.

– Do zobaczenia, Albercie – rzuciła Teresa.

– Ej, nie o to mi chodziło! – krzyknął Albert, próbując jak najszybciej złapać za swoje kule, by powstrzymać przyjaciółki przed wyjściem.

– Ale właśnie to powiedziałeś – odrzekła mu z wyrzutem Anastazja i już chciała pociągnąć za klamkę, ale drzwi same się przed nią otworzyły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro