Rozdział 9
– Tony? Dlaczego się do mnie nie odzywasz?
– Jestem na ciebie wściekły, Gianna. To nie jest wystarczający powód?
– Przecież cię przeprosiłam. Prawda? Przeprosiłam cię!
– I uważasz, że to wystarczy i sprawy nie było, tak?
Zjeżdżam ze skrzyżowania z zamiarem zatrzymania się na stacji benzynowej, ostatniej na drodze wylotowej z Bostonu. O ile wcześniej mój żołądek nie chciał nawet myśleć o czymś takim jak fast food, tak teraz soki trawienne są w stanie skonsumować go w całości, jeżeli za chwilę nie dostarczę im choćby samej parówki. W dodatku towarzystwo tej rozwydrzonej nastolatki zaczyna przyprawiać mnie o ból głowy, więc z chęcią pozbędę się jej towarzystwa nawet na kilka minut. Wybryk Gianny kosztował mnie resztki energii, którą koniecznie muszę jakimś cudem odzyskać, by myśleć trzeźwo podczas wieczornej akcji z Amantim. Nie mogę spieprzyć, bo jeżeli to zrobię, Tony już nigdy nie powróci na ulicę.
Zatrzymuję auto przed wolnym miejscem parkingowym. Starszy pracownik stacji w pomarańczowej kamizelce unosi w górę trzęsącą się dłoń, po czym kiwa na znak, że mogę wjechać. Skończył mozolne odśnieżanie. Wyłączam świata i pracujące wycieraczki. Gianna niespokojnie zaczyna przerzucać zawartość swojego skórzanego plecaka.
– To był głupi zakład. – Śmieje się nerwowo. – Wytłumaczyłam ci, o co chodziło! I przecież nic się nie stało, a ty się zachowujesz tak, jakbym popełniła przestępstwo.
– Bo popełniłaś.
– Jakoś nie siedzę za kratkami – potrząsa dłońmi – albo w kajdankach!
– Bo miałaś pieprzone szczęście! – Unoszę się w reakcji na jej ignorancję. – Pieprzone to za mało powiedziane, bo ja na miejscu tej dziewczyny kompletnie bym ci tego nie darował. Ale może miała ochotę zagrać matkę Teresę i akurat padło na ciebie.
I zupełnie nie bez powodu, bo sądzę, że dobrze wiesz, Marie, czyją córką jest Gianna i kim jednak jest Marco, prawda? Dlatego postąpiłaś tak, a nie inaczej.
– Przepraszam! – Ciska plecakiem pod nogi. – Dobra? Żałuję! Zadowolony?!
– Nie. I jakoś słabo ci wierzę. Długo nie wyjdę z podziwu dla twojej bezmyślności, Gianno. Gdyby córka Russo ci nie darowała, mógłbym na posterunku pajacyki strzelać i stawać na głowie, a by cię nie wypuścili. Chryste! Dokonałaś próby kradzieży, czy do ciebie w ogóle dociera, co zrobiłaś? – pytam, oczekując, że może w końcu przestanę obserwować na jej twarzy ten lekceważący wszystko wyraz.
– Nie miałam zamiaru kraść! Okej?! – Formuje różowy balon z gumy do żucia, który po chwili pęka. – Miałam ją wynieść, pokazać i zanieść z powrotem na miejsce. To miało wyglądać jak głupia pomyłka.
– Gianna, jeżeli próbujesz mnie okłamywać, to chociaż spróbuj być w tym bardziej kreatywna. – Gaszę silnik, przez co wnętrze auta wypełnia cisza obnażająca burczenie w moim żołądku. – Pomogłem ci, poręczyłem za ciebie swoim imieniem i nazwiskiem, a teraz łaskawie transportuję twój chudy tyłek do domu, więc choćby z tego względu należy mi się coś takiego jak szczerość i... – unoszę palec wskazujący, bo chyba moja towarzyszka chce zaprotestować – nie próbuj mi przerywać, bo nie skończyłem. I wracając do wątku, policjant, który przyjechał na miejsce i zabrał cię na posterunek, streścił mi cały przebieg wydarzenia, nad którym ja, jako twój wyimaginowany chrzestny ojciec, niezmiernie ubolewałem i okazywałem wyrazy skruchy. – Gianna opuszcza wzrok, po czym przenosi go na przednią szybę. – Złapano cię przy próbie wyniesienia dwudziestoczterokaratowej obrączki, którą schowałaś sobie w ustach. Nie wiem, Gianna, co tobą kierowało, ale czy ty naprawdę myślałaś, że kobieta, która pokazywała ci obrączkę, jest na tyle głupia, by nie zauważyć, nawet jeśli chwilowo coś odciągnęło jej uwagę, że zrobiłaś podmianę?
Swoją drogą, genetyka zrobiła swoje. Marco, możesz być dumny z córeczki.
– I wszystko by się udało, gdybym przy wyjściu nie wbiegła wprost na tę lalunię z mrożoną herbatką w kubeczku – fuknęła. – Te kilka sekund zaważyło na wszystkim!
– Ta lalunia jest współwłaścicielką salonu, w którym ty popisywałaś się idiotycznie przed swoim równie mądrym towarzystwem, które w ostateczności się na ciebie wypięło i spieprzyło. I ta lalunia, Gianna, miała w swoim sercu na tyle wyrozumiałości, by całą sprawę zamknąć miłym „zwróć moją własność i więcej tego, skarbie, nie rób", ale tobie i tak było mało, bo oczywiście musiałaś jeszcze pyskować policjantowi i pokazać mu środkowy palec. Zakończ już tę kompromitację, zanim całkowicie stracę do ciebie cierpliwość.
– Wyślę jej laurkę z podziękowaniami – burczy, krzyżując ręce. – I to ty już skończ, bo nie proszę o moralizowanie. I jak idziesz na stację, to kup mi fajki.
No teraz, Gianna, to mnie cholernie zszokowałaś. Nie sądziłem, że potrafisz być aż tak bezczelna i lekkomyślna. Ewentualnie dręczy cię jednak poczucie winy i wstydu, dlatego mnie atakujesz, nie chcąc już dalej słuchać niczego na temat siebie oraz tego, co zrobiłaś. Dobrze się składa, bo ja nie mam zamiaru już nigdy więcej biec do ciebie ze ściereczką, gdy celowo rozlejesz mleko, po czym wycierać wszystkiego do czysta. I jeszcze słuchać przy tym twoich nieuzasadnionych pretensji.
Naprawdę nie płacą mi za niańczenie tej młodej i charakternej Włoszki.
– Masz rację, moja rola już się zakończyła. Resztę niech załatwi twój ojciec, a fajki masz w schowku – informuję, odpinając pas.
Gianna chwyta mnie za rękaw ramoneski.
– Żartujesz chyba?!
– Nie... – Schylam się i otwieram wskazane wcześniej miejsce. – Naprawdę tu są, o tam, w rogu.
Ledwo udaje mi się cofnąć rękę, gdy Gianna z hukiem zatrzaskuje schowek.
Domyślam się, czym spowodowana jest jej wściekłość, ale sam jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji dotyczącej tej kwestii. Jeżeli jednak zacznie się stawiać i pyskować bardziej, niż robi to do tej pory, nie będę miał już wątpliwości co do wyboru opcji. Z nowiną, że córka zapieprzyła obrączkę z salonu jubilerskiego jego szefa, Marco będzie radził sobie sam. Trafiła się specjalna okazja, by wykazał się w kwestiach moralnych i wychowawczych. Przykład przecież idzie z góry, prawda?
– W dupie to mam! Już mi się odechciało palić.
– Gianna, o co ci chodzi? – Naciskam klamkę i uchylam drzwi. – Jestem zmęczony, głodny i kurewsko marzę o tym, żeby wrócić do domu, więc streszczaj się, bo wysiadam.
– Chodzi mi o ojca! Powiedz, Tony, że naprawdę żartujesz!
Zatrzaskuję drzwi i opieram łokieć o kierownicę.
– Z tym, że powinienem powiedzieć o tym twojemu ojcu?
– Nie zrobisz tego... Kurwa! Tony! – Klepie mnie w ramię. – Nie mów, że będziesz takim dupkiem!
– O tak, Gianna. – Śmieję się, kiwając palcem. – Będę tym dupkiem, po którego zadzwoniłaś w nadziei, że dzięki temu twój stary o niczym się nie dowie. Mam rację, mała? Sama narobiłaś popeliny, a teraz boisz się konsekwencji? Gdzie się podziała twoja dotychczasowa odwaga?
– Nie wyjdę z domu przez rok!
– No – rozkładam ręce – jakieś więzienie za taki występek musi być, przykro mi. Przynajmniej będziesz miała czas, aby wszystko sobie przemyśleć i porządnie, o, tutaj – pukam ją w czoło, widząc zbierające się w kącikach oczu łzy – utrwalić.
– Proszę cię, Tony, błagam, zrobię wszystko... Pójdę nawet na wolontariat do domu starców i będę podcierać tyłki, tylko błagam cię, nie mów ojcu. On mnie zabije.
– Nie przesadzaj.
– Zablokuje mi kartę kredytową na amen! Więc nie przesadzam!
– To nadal nie śmierć.
– Ooo, tak! To jest śmierć! A ty gówno wiesz! – odszczekuje, uderzając plecami o fotel. Zagryza niespokojnie dolną wargę i nerwowo pociera kolanem o kolano.
Na miejscu twojego ojca, Gianna, ściągnąłbym ci gacie i zlał po tyłku. Tylko zastanawiam się, czy przyszłoby mi to na tyle łatwo z taką podwójną moralnością.
Moralnością...
I to słowo wypowiadam ja, kiedy kilka godzin temu byłem jeszcze w stanie pociągnąć za spust w kierunku człowieka, który nie był mi nic winien.
Stop!
Do tego chciał się posunąć Tony, a odzywające się sumienie dręczy tylko i wyłączenie Chestera.
Cóż, pokutuj, stary.
– Ukrywając to przed twoim ojcem, zrobię ci większą krzywdę niż on, gdy zabierze ci tę pieprzoną kartę kredytową.
– Nie tobie to osądzać.
– Wplątałaś mnie w to – zaznaczam dużo poważniejszym tonem. – Błędnie stwierdzając, że ujdzie ci wszystko płazem, ale wiedz, Gianna, że nie zrozumiesz swoich błędów, jeżeli nie poniesiesz za nie konsekwencji. Próbowałem z tobą rozmawiać, ale twoja ignorancja i pycha nakazywały ci pokazywać, jaka to nadal jesteś cwana i wyszczekana. Koniec. Tym razem ci się udało, ale jeżeli ktoś tego nie zatrzyma w odpowiednim momencie, to los skusi cię, by spróbować jeszcze raz. Wtedy pamiętaj, może już nie być tak pięknie.
– Ciekawe, czy mojemu ojcu ktoś kiedyś zaserwował taką piękną mowę. Albo tobie? Jesteś śmieszny, Tony. Ty i ojciec, teraz to doskonale widzę. – Omiata mnie wzrokiem. – Cóż za hipokryzja...
Czuję, jak drga mi powieka, jednak ze wszystkich sił staram się nie okazać zaskoczenia. Zapanować nad nim, zanim brązowe oczy Włoszki, spoglądające na mnie spod gęstych, sztucznych rzęs, zamrożą moje ciało już do reszty. Chłód, jaki zapanował w aucie po unieruchomieniu silnika, jest niczym w porównaniu z tym, co widzę w jej rozżalonym i pełnym pytań spojrzeniu. Zaczyna do mnie docierać, że dzisiejsze wydarzenie może mieć drugie dno, które dla mnie i dla tego, co robię, oznaczać będzie nieoczekiwane problemy.
Niczego w swojej pracy nie pragnę tak bardzo, jak wścibskiej nastolatki.
Przysuwam twarz do jej twarzy i staram się zbić jej rosnącą teraz pewność ostrym spojrzeniem. Przez tę pyskującą gówniarę sam proszę się o kłopoty. Odcięcie jej od siebie i od życia, które wiedzie Tony, to jedyne wyjście, by przestała interesować się tym, czym już zaczęła.
– Myśl sobie o mnie, co chcesz i rób sobie, co tylko chcesz, tylko mam jedną prośbę, Gianna. W razie ponownego zachłyśnięcia się jakimś gównem nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Nie potrzebuję spluwania mi w twarz w ramach podzięki za okazaną pomoc. Mam to w dupie, rozumiesz? Bo zamiast siedzieć teraz w domu i skupiać się na robocie, włóczę się z tobą po mieście, obrywając rykoszetem przez twoje buzujące hormony. A teraz wybacz, idę po żarcie, a gdy wrócę, do końca drogi masz już się więcej nie odzywać, bo wywalę cię z auta na pierwszym lepszym przystanku, zrozumiałaś? – pytam, oczekując odpowiedzi, ale dostaję tylko głuchą ciszę. – Odpowiedz mi, czy zrozumiałaś, co do ciebie przed chwilą powiedziałem.
– Jesteś w mafii, Tony! – wyrzuca mi prosto w twarz. – Tak samo jak mój ojciec, bo zapytałam go o to, wiesz? Zapytałam ostatnio mojego pieprzonego ojca, czy jest cholernym przestępcą!
– To na pewno nie jest odpowiedź na moje pytanie. – Jestem wyraźnie rozbawiony – ale odpuszczę ci, bo aż jestem ciekawy, co ci odpowiedział. Uważam nawet, że to może być zabawne. Boże... dziewczyno, co ja z tobą mam? – Odpalam papierosa, rozsiadając się wygodnie. Ze zjedzenia czegoś w ciągu następnych dwudziestu minut chyba jednak zrezygnuję. Ponownie przestaję mieć na to ochotę, wiedząc, że czeka mnie trudna próba wybicia jej z głowy czegoś, na podstawie czego wysnuwa tak niebezpieczne wnioski.
– Jak to, co mi odpowiedział? Pierwsze, co od niego usłyszałam, to skąd mi to w ogóle strzeliło do głowy.
Unoszę brodę i wypuszczam z ust kilka kółek tytoniowego dymu, które po sekundzie tracą idealne kształty. Jeszcze chwila, a przez Giannę zacznę puszczać ostrosłupy.
– I słusznie. Też bym o to zapytał, gdyby mnie własna córka podejrzewała o bycie w... czym? W mafii? – pytam, po czym ponownie się zaciągam, a dym wypuszczam po chwili przez uchylone okno. – Szczególnie taka córka, której z dostatku chyba zaczyna przewracać się w głowie – dodaję mocno drwiąco.
– Nie jestem głupia i potrafię korzystać z internetu.
– Trafiłaś tam na jakiś poradnik? Dziesięć wskazówek, jak rozpoznać, że twój tata jest mafiozem?
– Mówię poważnie, Tony! Dlaczego się głupio śmiejesz?!
– Bo to jest głupie – odpowiadam na zupełnym luzie – więc głupio się śmieję, no ale mów, jestem niezmiernie ciekawy dalszego rozwoju tej rozmowy.
– Po co? Skoro ciebie to bawi, to co bym nie powiedziała, i tak weźmiesz to za kompletną bzdurę!
Pudło, Gianna. Wszystko dokładnie przefiltruję.
– Po prostu chcę wiedzieć, czym zasłużyłem sobie na takie oskarżenia.
– Przyjaźnisz się z ojcem i sam mi ostatnio zasugerowałeś, że może jesteś taki sam jak on. Pamiętasz? Powinieneś, to było jeszcze dzisiaj, gdy puszczały cię dragi...
Po tym, co od niej usłyszałem, powróciło do mnie cholerne uczucie niesmaku i fatalnego niepokoju pomieszanych z palącym wnętrze wstydem przed samym sobą. Wiedziałem już bowiem, że jestem w stanie naprawdę nisko upaść i płacić niebezpiecznie wysoką cenę za doprowadzenie tej sprawy do końca. Ale co wtedy? Co będzie ze mną? Z moim prawdziwym „ja", gdy Tony zniknie z ulicy? Tak bardzo zaczynam się obawiać, że pozostanie już po mnie tylko wrak człowieka, z którym będę musiał nauczyć się żyć od nowa, niby w znanej, a jakby już odległej rzeczywistości.
– Miałem na myśli wspólne cechy charakteru i postępowanie w pewnych sytuacjach – wyjaśniam, zdając sobie jednocześnie sprawę, że od teraz muszę ważyć wszystkie słowa, które padną przy niej z moich ust.
– Być może. – Opuszcza głowę, zaczynając zdrapywać z paznokcia czerwony lakier. – Ale już nawet nie o to chodzi. Po prostu... ja coś ostatnio usłyszałam. Wróciłam wcześniej ze szkoły, bo moja nauczycielka gry na klarnecie odwołała zajęcia z powodu jakichś prywatnych problemów, a że Peter... – urywa, podnosząc na mnie niepewne spojrzenie.
– Twój chłopak?
– Tak – wyjaśnia, przełykając wolno ślinę. – Proszę, tylko nie mów ojcu. Powiedziałam mu, że z nim zerwałam. Nie chcę, by Peter miał problemy.
– Nie wtrącam się. Twój ojciec, jak widać, ma własne zdanie w tym temacie.
– Rozmawiałeś z nim o tym? – pyta nieco zaskoczona.
Jeżeli dalej tak pójdzie, rozmowa zejdzie za chwilę na zupełnie inny tor, a ja za wszelką cenę muszę się dowiedzieć, czego świadkiem były uszy tej nastolatki. Sięgam do kieszeni kurtki po zapalniczkę-dyktafon, lecz po chwili cofam ruch, pozostawiając ją na miejscu.
Nie będę kutasem. Nie zrobię jej tego.
– Nieważne. I nie pytaj mnie o to ponownie. – Chrząkam. – To co tam usłyszałaś? Gdy wróciłaś ze szkoły?
– Peter skończył pracę na stacji, więc przyjechał po mnie. Wysadził mnie przystanek wcześniej, gdzie miał na mnie zaczekać. Musiałam wskoczyć do domu, by przebrać się w coś wygodnego, bo chcieliśmy pojechać na kręgle. Tata nie wiedział, że skończyłam wcześniej zajęcia, ale ja wiedziałam, że mimo południa on i tak będzie w domu... I to mnie w zasadzie też zawsze dziwiło, ale nie przywiązywałam nigdy do tego większej wagi.
– Co takiego?
– Że nigdy nie wychodzi rano do biura albo nie załatwia spraw związanych z firmą.
Bo nie musi. W zasadzie, Gianna, biuro firmy elektrycznej twojego taty nawet fizycznie nie istnieje. Ale punkt za spostrzegawczość.
– Życie szefa. – Śmieję się. – Ma pewnie od tego ludzi. Też bym wolał zlecać pewne rzeczy związane z prowadzeniem działalności jakimś wyspecjalizowanym ludziom, niż sam się w tym paprać. Szczególnie jeżeli chodzi o kwestie podatkowe i tym podobne... – Wzdycham, drapiąc się po szyi. – No ale z moimi dochodami programisty zwyczajnie mnie nie stać.
Bzdura. Po prostu moja firma również jest przykrywką, ale z zupełnie innych powodów niż firma twojego taty. Co nie zmienia faktu, że obaj w tej sprawie po prostu cię oszukujemy.
– Fakt... Nie pomyślałam o tym. Boże, Tony, przepraszam, masz rację. Co ja w ogóle wymyślam?
– Jak na razie to jeszcze nic takiego, oprócz tego, że dowiedziałem się właśnie, że jestem gangsterem.
– Bo ta rozmowa tak właśnie brzmiała!
– Gianna, jaka rozmowa? Moja? Wysłów się wreszcie, bo zaczyna mnie to męczyć, poważnie.
– Nie twoja... Ojca i jakiegoś mężczyzny. Usłyszałam ich, gdy schodziłam do pralni po bokserkę i dres. Zatrzymałam się na schodach, gdy ojciec zapewniał, że... oczyści teren najszybciej, jak się da. Ten człowiek był bardzo niecierpliwy i mocno wkurzony, bo poganiał ojca w tym jakimś oczyszczaniu i powiedział coś jeszcze o jakichś procentach i pieniądzach. Nie słuchałam więcej i nie widziałam twarzy tego faceta. Wybiegłam z domu i chciałam o tym wszystkim zapomnieć.
Tak bardzo, że postanowiłaś sprawdzać w internecie definicję mafii, pod którą podłożyłaś sobie to, co usłyszałaś.
– Może chodziło o jakieś firmowe zlecenie? Bardzo niebezpiecznie jest budować sobie obraz przez wyrwane z kontekstu zdania. Łatwo o pomyłkę.
Choć ja się domyślam, czego była świadkiem. Przekazywania informacji o sprzątnięciu Amantiego. Sugerują to te same słowa, których użył Marco w rozmowie z Czerwonym Lucą, gdy wspomniał o oczyszczaniu terenu. Z kim więc mogłeś, Caruso, rozmawiać w pralni tego dnia? Odpowiedź jest prosta, z underbossem, bo tylko on mógł wydać rozkaz swojemu capo. Ale to nadal tylko mój cholerny domysł. Przez cztery pieprzone lata nie zbliżyłem się nawet o jeden milimetr do nazwiska czy ksywki tego kokainowego następny białego bossa i jeżeli w punkcie kulminacyjnym operacji coś pójdzie nie tak, to możemy być pewni, że długo go nie poznamy. Amanti wtedy nie sypnie ani litery więcej.
– I ojciec rozmawiał o firmowym zleceniu w pralni? Faktycznie – śmieje się ironicznie – może to tam ma biuro.
O tak, informacja z pierwszej ręki. Dziękuję, Gianna, teraz już mam pewność, w którym pomieszczeniu przykleić twojemu ojcu podsłuch. O ile Bóg pozwoli kontynuować Angelowi misję.
– Nie fantazjuj – daję jej pstryczka w ucho – a przede wszystkim nigdy nie oskarżaj kogoś o złe rzeczy bez braku konkretnych przesłanek czy dowodów, a w szczególności, Gianna, nie rób tego wobec rodziców, którzy potrafią bywać niezrozumiali. Taki konflikt pokoleń i inne postrzeganie rzeczywistości.
– Jakoś z tobą nie mam takiego konfliktu, a jesteś ode mnie starszy.
– Bo ja jestem teraz gdzieś pośrodku, więc rozumiem ciebie i twojego ojca na tyle, by wiedzieć, że on bardzo cię kocha, a ty po prostu się buntujesz. Całkiem normalna relacja.
Kurwa. Znowu to robię. Znowu go bronię.
– Powinno mi być teraz głupio?
– A tak się czujesz?
– Chyba tak... – Zaczyna szlochać, zaciskając powieki. – Przepraszam, Tony! Strasznie mi wstyd za to wszystko, co zrobiłam i powiedziałam! Jestem skończoną kretynką.
Czuję na skórze mokry od łez policzek, gdy w porywie żalu rzuca mi się na szyję. Przytulam ją i pozwalam się wypłakać, by jej emocje – od buzującego gniewu po niepokój związany z niewyjaśnionym zachowaniem ojca – ulotniły się i pozwoliły dojrzewającemu umysłowi osiągnąć w końcu równowagę, której potrzebowałem też i ja. Słysząc wzbierający ciągle w piersi płacz tej niczemu winnej dziewczyny, przeklinam sam siebie, że kiedyś jej podejrzenia staną się tak realne, że spalą całą nagą i bezwstydną rzeczywistość. Ta świadomość odradza się we mnie za każdym razem, gdy zbliżam się do rodziny Marca, a w szczególności do Gianny. Potem daje mi solidny plask w policzek, okraszony jej nastoletnim spojrzeniem. Zrobiłbym wszystko, abyś nie była tego częścią i ubolewam nad tym, że kiedyś przypomnisz sobie tę rozmowę, ale wtedy rozbrzmi ona w twojej głowie zupełnie innym echem: „Tony wiedział, że mówię prawdę o ojcu i mafii. Od początku o wszystkim wiedział".
– Już dobrze... – Przytulam ją mocniej, gładząc lśniące czarne włosy. – Wiedz, że to właśnie chciałem od ciebie usłyszeć, nawet jeżeli miało cię to kosztować kubeł zimnej wody na głowę i parę nieprzyjemnych słów, które ode mnie usłyszałaś.
– Jestem miękką pipą – chlipie w kołnierzyk mojej koszuli – bo zamiast wziąć się teraz w garść, beczę jak jakaś rozpieszczona pięciolatka. Nie chcę, żebyś miał o mnie takie zdanie, Tony.
– Nie myśl tak i jeżeli masz ochotę, to becz, bo uwierz, nie ma nic lepszego i bardziej szczerego wobec samego siebie niż takie łzy. – Opuszczam powieki, widzę pod nimi uśmiech mojej mamy. – Sam mam na to ochotę, i to wielokrotnie.
Gianna się ode mnie odrywa i wyciera opuszkami palców rozgrzane do czerwoności policzki.
– Żeby beczeć? Przykro mi, jeżeli masz do tego powód.
– Każdy je ma, a takie chwile przychodzą najczęściej, gdy czujesz się samotny albo zupełnie bezradny wobec tego, co serwuje ci życie, i to w dodatku na własne życzenie. Ale i tak najlepsza jest po tym ta cholerna ulga, fatalnie szczypiące oczy i zapchany nos.
– Tak – pociąga nosem, ale już przez wyraźny śmiech – już mam w nim pełno glutów i jak na złość, skończyły mi się chusteczki.
– Skoczę na stację i kupię, a sobie przy okazji coś do jedzenia. Tobie też coś wziąć? – Wskazuję kciukiem w stronę rozświetlonego budynku z halogenowym, niebieskim napisem. – Podwójny, wołowy cheeseburger z półlitrową, gazowaną dawką cukru?
– Mogą wsadzić w bułkę całego byka, jeżeli tylko mają. Umieram z głodu. – Zagryza wargę, po czym ponownie obejmuje mnie mocno za szyję. – Jesteś kochany i wiedz, że nie będę miała do ciebie pretensji, jeżeli powiesz o wszystkim ojcu. Zasłużyłam sobie, wiem o tym.
Wzdycham głośno, pocierając dłonią materiał kurtki okrywającej jej plecy. Od początku liczyłem, że ta sytuacja zakończy się właśnie tak, choć było kilka momentów, w których dopadło mnie mocne zwątpienie.
Gianna, chciałem, byś zrozumiała, że zawsze istnieje moment, w którym można zahamować i zacząć wcześniej dostrzegać pojawiające się znaki ostrzegające o zbliżającym się niebezpiecznym zakręcie, a wszystko po to, by minąć go bez uszczerbku na najcenniejszym darze, jakim jest nasze życie.
– Masz rację, zasłużyłaś. – Odsuwam ją od siebie, czując telefoniczną wibrację w wewnętrznej kieszeni ramoneski. – Ale propozycja wolontariatu w domu starców jest bardziej kusząca – dodaję, równocześnie się śmiejąc i zerkając na ekran.
O wilku mowa.
– Czy to znaczy, że...
– Że nie powiem nic twojemu ojcu – wtrącam, odrzucając połączenie.
– Boże! Tony! Kocham cię! – Piszcząc, ponownie próbuje uwiesić mi się szyi, ale tych czułości było już zdecydowanie zbyt dużo, więc opanowuję jej emocjonalny gest, chwytając ją za ramiona.
– Ale powiedz jeszcze raz, że mnie kochasz, a zmienię zdanie.
– Jestem nieokrzesana. – Speszona ukrywa twarz w dłoniach. – I przepraszam, że tyle razy się na ciebie rzuciłam. Naprawdę nic mu nie powiesz?
Unoszę kącik ust i przekręcam kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik. Podkręcam ciepły nawiew, co sprawia, że śnieg, który przez te dziesięć minut zdążył już pokryć szybę, zaczyna topnieć.
– Dam ci kredyt zaufania, ale tylko raz – mówię, narzucając na głowę kaptur szarej bluzy. – Spieprzysz? A odbije ci się to czkawką, bo to nie są żarty, Gianna. W przyszłości powinnaś skończyć szkołę, a nie jeden z programów resocjalizacji dla młodocianych przestępców.
– Nie spieprzę, obiecuję ci to!
– Obiecaj to przede wszystkim sobie. – Uśmiecham się. – A teraz zaczekaj tutaj, idę po tego byka w bułce.
Zatrzaskuję drzwi auta, oddychając z ulgą, że w spokoju uda mi się odwieźć Giannę do domu, nie czując już po drodze nerwowych ukłuć w żołądku. Temat zamknięty. Jak na razie.
I oby już nigdy więcej nie przyszło ci, Gianna, do głowy, by ponownie otwierać do niego furtkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro