Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✘19✘

Christian nucił pod nosem jedną z ulubionych piosenek, odbijając o ścianę kortową piłkę. Nudził się jak cholera.

Carla zniknęła gdzieś w swoim różowym porsche, Ander był zbyt zajęty przygotowaniami do zaręczyn, Ernesto nie nadawał się na towarzystwo, a pozostali znajomi albo odsypiali imprezę, albo siedzieli w pracy.

Kto to widział, by pracować?! Christian nigdy nie przepracował choćby godziny i aż go mdliło na myśl, że miałby kiedyś zająć się siecią rodzinnych hoteli. Teoretycznie był prawowitym następcą, w praktyce jednak staruszek już dawno zdecydował, iż gdy przyjdzie czas, przyuczy Carlę i uczyni ją swoją następczynią.

Christian może i by się przejął, gdyby nie fakt, że absolutnie mu nie zależało na tym stanowisku. Zwyczajnie nie nadawał się na szefa ze swoim lekkomyślnym podejściem do życia. Nazwisko gwarantowało mu dostatnie życie i dopóki nikt do niczego go nie zmuszał, dopóty cieszył się z najlepszych lat swej młodości i czerpał z niej garściami.

Nawet z odwyku urządził sobie huczną imprezę. Albo raczej seks-party z psychoterapeutką i paroma uzależnionymi dziewczynami, które omal nie urwały mu głowy, gdy na jaw wyszło, że żadna z nich nie była tą „jedyną".

Na samo wspomnienie rozwścieczonych dziewczyn, ścisnął mocniej piłeczkę i uśmiechnął się pod nosem.

Odrzucił przedmiot na łóżko i podniósł się na nogi, słysząc dźwięk dzwonka. Zwykle nie interesowało go, kto się pojawiał w willi, jednak tym razem dostał nagłej ochoty, by wyjść na basen. Na zewnątrz panował upał, mógł więc zadbać o opaleniznę, na którą leciały dziewczyny. A że zwykł do pływania na golasa, nie przejął się ubraniem kąpielówek i opuścił pokój w czarnych, krótkich spodenkach i białym podkoszulku. Przed odwykiem mógł pochwalić się umięśnionymi ramionami oraz sześciopakiem na brzuchu, dziś był zwyczajnie chudy. Na szczęście nadrabiał przystojną twarzą, zawadiackim uśmieszkiem i pewnością siebie, której nie jeden mógłby mu pozazdrościć.

Schodząc ze schodów, ujrzał zarys sylwetki Lei. Miała na sobie białą, krótką sukienkę, a jasnobrązowe włosy kręciły się jak sprężynki, przez co sięgały jej niewiele za ramiona.

Już miał powiedzieć coś zaczepnego, gdy doszły do niego nerwowe szepty.

Zaciekawiony podszedł bliżej, chcąc poznać powód nerwowej atmosfery i dziwnych szeptów, gdy w drugim głosie rozpoznał głos Sary. Gosposia zdawała się dobrze znać Leę.

– Musimy dalej utrzymywać to w sekrecie...

Christian wyłonił się zza rogu, uważnie lustrując przerażenie, które momentalnie pojawiło się na twarzach obu kobiet.

Podczas gdy Sara uciekała przed nim wzrokiem, nerwowo ściskając w dłoniach koperty, Lea ukryła coś za plecami, naiwnie wierząc, że Christian tego nie dostrzeże.

– Co tam masz? – spytał zaczepnie, nie spuszczając wzroku z lśniących, jasnoniebieskich oczu Lei.

– Nie twój interes. – Jej głos zabrzmiał dość stanowczo, a na piegowatej twarzy malowały się determinacja i nieugiętość.

Podobała mu się jej zadziorność. Było to coś nowego i sprawiało, iż uczucie nudy ulotniło się w oka mgnieniu.

– Pójdę odkurzyć pokój Carli... – Sara niepewnie spojrzała na Christiana, wymuszając na dużych, pełnych ustach uśmiech.

– Daj mi pocztę. Sam się nią zajmę. – Christian wyciągnął ku gosposi dłoń. Widząc zawahanie w jej piwnych oczach, poruszył palcami. – Nie będę się powtarzał.

Sara skinęła głową i posłusznie podała chłopakowi pocztę, po czym nerwowo czmychnęła z jadalni.

Christian i Lea zostali sami.

Mierzyli się na spojrzenia w ciszy, żadne niegotowe do spuszczenia wzroku.

– Oddaj korespondencję, która nie należy do ciebie – oznajmił stanowczo Granch, na moment skupiając wzrok na ramionach dziewczyny.

– To moja poczta i nie mam obowiązku ci jej pokazywać – odparła, hardo patrząc mu w oczy.

Christian mógłby jeszcze chwilę się z nią podroczyć i bawić się w kotka i myszkę, ale zwyczajnie zaczęło brakować mu cierpliwości. Czuł, że Leę i Sarę coś łączyło i powinien to sprawdzić. Nie znał przyjaciółeczki Carli i jeśli ta miała nadal mieszkać pod ich dachem, musiał się upewnić, iż nie miała jakichś ukrytych zamiarów. Jego siostra mogła być naiwna i pokładać wiarę w ludzi, jednak on był realistą i mimowolnie zgadzał się z Anderem w kwestii, że biednych i bogatych ludzi dzieliła zbyt wielka przepaść, by relacje między nimi mogły być prawdziwe i długowieczne.

Bez słowa podszedł do Lei, wykręcił jej rękę i bezceremonialnie wyrwał z niej list. Zniósł wyzwiska i próbę odebrania listu ze stoickim spokojem, a dziewczyna w końcu odpuściła, nerwowo zagryzając wargę i krzyżując dłonie na piersiach.

Jasne brwi Christiana zmarszczyły się w chwili, gdy przeczytał nadawcę listu oraz adres więzienia, w którym mężczyzna odsiadywał wyrok za porwanie Carli i wiele innych przewinień.

– Co to ma, kurwa, znaczyć?! – krzyknął, wpatrując się w Leę z niedowierzaniem. – Dlaczego przechwytujesz listy Carli? Dlaczego ten gnój do niej wypisuje?!

– Wszystko ci wyjaśnię...

– Mam nadzieję, bo inaczej nie tylko wylecisz stąd na kopach, ale gwarantuję, że zamienię twoje życie w piekło! – Christian wbił palec w jej ramię z taką siłą, że była pewna, iż pojawi się w tym miejscu siniak. – Kim ty jesteś?! Skąd wiesz o tym bydlaku?!

– Z gazet...

– Nie pierdol! – Tracił cierpliwość. Gniew zdawał się buchać z jego uszu, a knykcie bielały od ściskania je w pięści. List, stanowiący obecnie największy problem Lei, został zgnieciony.

– Mówię prawdę!

Jeśli Lea starała się go przechytrzyć, obrała złą taktykę. Najwidoczniej zapomniała, że miała do czynienia z bratem Carli, a nie z kimś, kto tylko powierzchownie znał prawdę o jej porwaniu.

– Laleczko. – Słowo w jego ustach zabrzmiało jak zniewaga. Lea momentalnie się spięła, rozglądając się za drogą ucieczki. – W żadnej z gazet nie powiązali tego gnoja z moją siostrą, ponieważ do tego nie dopuściliśmy. Media wiedzą, że została porwana, ale nie znają szczegółów. Skończ więc tę gierkę i gadaj, albo urwę ci łeb.

Lea czuła, jak grunt walił jej się pod nogami. Dłonie trzęsły się niemiłosiernie, dlatego ukryła je za plecami. W niebieskich oczach czaiły się łzy, jednak za nic w świecie nie pozwoliła im spłynąć.

Bała się. Christian po raz pierwszy sprawił, że dostrzegła w nim kogoś, z kim nie można było sobie pogrywać.

Znalazła się w potrzasku i jeśli nie chciała zabrać ze sobą Sary na dno, musiała improwizować.

Musiała kłamać, by prawda nie wyszła na jaw.



Randka z Dario była magiczna. Zupełnie inna od tych, które dotychczas przeżyła.

Dzięki niemu Carla zrozumiała, że nawet tanie rzeczy potrafiły cieszyć, a czas można było spędzać inaczej, niż wydając grube pieniądze. Było to dla niej coś nowego i choć z początku myślała, iż traci czas, ostatecznie świetnie się bawiła.

Opowiedziała mężczyźnie nieco o swoim życiu, on opowiedział jej o sobie. Przytulali się, całowali i obejrzeli zachód słońca, sącząc tanie wino i siedząc na badziewnym, różowym kocu, który zamierzała zabrać do domu.

Zajechała z piskiem opon pod hotel, zajmując miejsce parkingowe i posłała chłopakowi ujmujący uśmiech.

– Cieszę się, że nie uciekłeś, gdy podjechałam tym różowym cackiem. Spędziłam miło czas – wyznała, a uśmiech rozjaśnił jego przystojną twarz.

Ilekroć na nią patrzył z tymi niebezpiecznymi ognikami w błękitnych oczach, idealnym uśmiechem z uroczymi dołeczkami w policzkach, czuła się zgubiona. Ten facet miał w sobie coś, co nie pozwalało jej o nim zapomnieć, dlatego nie dziwiła się, że kobiety tak za nim szalały. Przydomek Apollo, jaki otrzymał w Hasta Rojo pasował do niego jak ulał.

– Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Nie jeden facet mógłby się od ciebie uczyć parkowania – przyznał Dario, wywołując u Carli śmiech.

– Niezły ze mnie kierowca, co? – rzuciła zaczepnie, puszczając mu oczko. – Pozory mylą. Ty też nie jesteś bezmózgim przystojniakiem, który zna się jedynie na ruchaniu i chodzeniu na siłownię.

– Dlaczego przystojnych, zadbanych mężczyzn od razu uważa się za bezmózgich?

– Dlaczego bogate blondynki uważa się za egoistyczne, głupiutkie paniusie?

– Pozory. – Dario skinął ze zrozumieniem głową.

– Otóż to.

Patrzyli przez moment przed siebie, ciesząc się wzajemnym towarzystwem w akompaniamencie gwiazd.

– Może chcesz wejść do środka? – zaproponował.

Wyczuła w jego głosie nadzieję. Czując intensywnie wbijające się w nią spojrzenie, odpięła pas, przekręciła kluczyk i zgasiła samochód. Przez tę przeklętą miniówę nie mogła swobodnie się poruszać.

Nachyliła się nad chłopakiem i odpięła jego pas, powoli gładząc dłonią ukrytą pod koszulką klatkę piersiową.

Dario podobał jej się jak cholera. Przyciągał ją jak magnes. Wywoływał dreszcze na ciele, a nawet te przeklęte, przereklamowane motyle w brzuchu, o których starała się nie myśleć. Był jak zakazany owoc, a nie od dziś wiadomo, że te smakowały najlepiej i najbardziej kusiły.

– Nie chcę – wyszeptała, ledwo muskając jego wargi.

– Dlaczego?

– Ponieważ chcę zapamiętać ten dzień jako coś niewinnego. Coś, co nie ma nic wspólnego z seksem – wyznała, mimowolnie czując się jak nastolatka, która naoglądała się za dużo romantycznych filmów.

Prawda była jednak taka, że seks towarzyszył jej bardzo wcześnie i głównie na nim opierała się każda relacja z facetem. Dorastała w poczuciu, że było to coś normalnego, a kobiety jeśli chciały być traktowane poważnie, musiały oddać ciało potencjalnemu partnerowi.

Z Dario również połączył ją seks. W dodatku jego profesja opierała się na zadowalaniu kobiet i ciężko było jej spojrzeć na niego jak na partnera do ustatkowania się. Po dzisiejszej randce jednak czuła, że ten jeden jedyny raz mogła udawać, iż w życiu chodziło o coś więcej, niż satysfakcję w łóżku i ulotną chwilę uniesienia.

Dario wyciągnął dłoń do jej policzka i przyciągnął do siebie, by ją pocałować.

Całowali się powoli, idealnie dopasowując ruchy języków. Przyjemne ciepło wypełniały ich serca, sprawiając, że ta krótka chwila stała się magiczna.

– Podoba mi się ten pomysł – stwierdził, gdy w końcu się od niej odsunął.

Uśmiechy ponownie zakwitły na ich radosnych, nieco zaczerwienionych twarzach.

Carla niespodziewanie kątem oka zauważyła zbliżającą się do nich zapłakaną, młodą dziewczynę. Bez wątpienia nadal była nastolatką, choć mogła poszczycić się już krągłymi, szerokimi biodrami i sporym biustem, kołyszącym się z każdym jej krokiem. Kruczoczarne, proste niczym drut włosy opadały na grube ramiona. Były lśniące i niesamowicie długie.

– Dario? – W chwili, gdy z ust nastolatki zostało wypowiedziane imię chłopaka, a ten spojrzał za siebie z szokiem wymalowanym na twarzy, Carla zmarszczyła brwi w konsternacji.

Miała nadzieję, że Dario nie sypiał z niepełnoletnimi dziewczynami. Była to jednak pierwsza myśl, jaka ją naszła, gdy dostrzegła rozpacz wymalowaną na młodziutkiej twarzy nieznajomej i szoku Ferrery.

To miał być magiczny dzień, a zapowiadało się, iż skończy się tragicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro