TOM 2 - Rozdział 13
4/10
*-*-*-*-*
- Śledził nas? - zapytała cicho blond włosa dziewczyna. Razem ze starszym, czarnowłosym mężczyzną przemykali się nocą, jedną z ciemnych uliczek Brighton.
- Nie. - zaprzeczył. - To ja śledziłem jego. A on wpadł w moją pułapkę. - dodał ze złośliwym uśmiechem.
- Więc Pan to wszystko zaplanował? I nie raczył mi Pan nawet o tym wspomnieć? - mówiła z wyrzutem.
- Chciałem panienkę poinformować, ale sama wyszła Pani z propozycją, która była mi na rękę. - wyjaśnił spokojnie. - Po prostu zataiłem pewne fakty.
- Mianowicie?
- Wychodząc z hotelu starałem się zachowywać, jak najbardziej podejrzanie. Gwałtowne, niespokojne ruchy, nadpobudliwość i wzmożona czujność. Ktoś taki przyciąga uwagę ludzi. - wytłumaczył. - Zwykły człowiek uzna kogoś takiego za paranoika, ale dobry obserwator wyłapie, że ta osoba ma coś do ukrycia. Dlaczego? Bo sam coś ukrywa.
- Teraz wszystko wydaje się jasne. - stwierdziła na głos. - Cortez zaniepokoił się pojawieniem kogoś podejrzanego w mieście. Postanowił go sprawdzić.
- Dokładnie. - potwierdził jej przypuszczenia. - Dlatego też tak bardzo nalegałem, żeby panienka nie wychodziła. Chciałem mieć pewność, że zainteresuje się tylko i wyłącznie mną. Wczoraj udało mi się dowiedzieć gdzie się ukrywa. - resztę drogi pokonali w milczeniu. Kilka minut później stanęli przed niebieskim domem, którego okna były szczelnie zastawione. - Jesteśmy na miejscu. Wyciągnij różdżkę.
Podeszli do drzwi i otworzyli je zwykłą Alohomorą, oboje pomyśleli o tym samym, poszło im za łatwo. Jeszcze bardziej czujni weszli do środka. Znaleźli się w korytarzu o przyjemnych, neutralnych kolorach. Pod ścianą znajdowały się wąskie schody prowadzące na piętro. Nim zdążyli się lepiej rozejrzeć drzwi za ich plecami zamknęły się z trzaskiem, a pomieszczenie pogrążyło się w mroku. Suzanne i Snape' a stanęli do siebie plecami, tak by mogli się nawzajem osłaniać. Nagle przed oczami dziewczyny błysnął czerwony promień, który o mało w nią nie uderzył. Zdążyła odbić zaklęcie i posłać trzy własne. Snape także się pofatygował i dołożył kilka klątw od siebie, w skrócie napastnik nie miał żadnych szans. Jednak nie docenili swojego przeciwnika, który zgrabnie wyminął wszystkie zaklęcia, po czym sam zaatakował ze zdwojoną siłą. Nie było to na pewno łatwe, ale po kilkunastu minutach zaciekłej walki obezwładnili swojego rywala.
- No Dan, starzejesz się. - powiedział prześmiewczo Snape.
- To nie Ciebie Sev, atakuje dwójka potężnych czarodziei na raz. - bronił się, zmęczony ich pojedynkiem ledwo stał na nogach.
- Nie. Mów. Na. Mnie. Sev. - wysyczał przez zaciśnięte zęby profesor, na co drugi mężczyzna szczerze się roześmiał.
- Już przez to przechodziliśmy Severusie. - odparł spokojnie, rozglądając się w poszukiwaniu różdżki, która wyleciała z jego dłoni pod wpływem zaklęcia dziewczyny. Niestety przez mrok panujący w pomieszczeniu nie było to takie proste. - Skoro jednak w końcu przyszedłeś może wyjaśnisz mi, co to były za chore podchody?
- Czyli już domyśliłeś się, że to byłem ja? Świetnie. - odpowiedział, nie czekając na potwierdzenie. - Mógłbyś zaświecić światło?
Cortez spojrzał na Snape' a z pobłażaniem, po czym włączył światło. Dopiero teraz Suzanne miała możliwość przyjrzeć się dokładnie mężczyźnie. Był od niej wyższy, ale nadal niższy od Mistrza Eliksirów. Jego ciemne, brązowe włosy miały już kilka widocznych siwych pasemek. Tęczówki mężczyzny były całkiem czarne, podobnie jak te należące do nauczyciela Eliksirów, jednak można było dostrzec w nich wyraźną różnicę. Nie było w nich tego wszechogarniającego chłodu. Cortez swoją postawą zmuszał człowieka do szacunku, ale w całkiem inny sposób niż Snape. Nikt widząc tego czarodzieja nie byłby w stanie przejść obok niego obojętnie. W końcu i on zobaczył nastolatkę.
- Och, a kto tu przyszedł z tobą, Severusie? - zapytał, a na jego ustach pojawił się zalotny uśmiech. Już rozumiała co miał na myśli jej dziadek. - Nie miałem okazji się przedstawić, Dan Cortez. - podszedł do dziewczyny, po czym ucałował jej dłoń, a ona delikatnie się zarumieniła. Wypieki na jej policzkach musiały usatysfakcjonować mężczyznę, ponieważ nie protestował, gdy został odsunięty od niej przez Mistrza Eliksirów.
- Nie próbuj swoich sztuczek na tej dziewczynie. Nie mam zamiaru tłumaczyć się później przed jej dziadkami. Obiecałem, że będę jej pilnować i słowa dotrzymam. - powiedział pewnie.
- A kim jest ta piękna, tajemnicza dziewczyna? - spytał zaciekawiony.
- Nazywam się Suzanne Dumbledore. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Dumbledore. - mruknął pod nosem. - Jesteś spokrewniona z Albusem? - zapytał, mówiąc już głośniej.
- To jego jedyna wnuczka. - wtrącił Snape, zanim dziewczyna zdążyła choćby pomyśleć o odpowiedzi.
- Mari... - szepnął. - Jesteś córką Mari i Lucasa, prawda?
- Zgadza się. - odpowiedziała. W oczach mężczyzny niespodziewanie pojawiły się łzy, które powoli zaczęły spływać po jego twarzy.
- Byłem pewien, że jesteś martwa. Na szczęście myliłem się. - ulga w jego głosie była wyraźnie słyszalna. Starł niechciane łzy, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Chodźcie, usiądziemy w salonie.
Poprowadził ich do innego pomieszczenia na parterze. Pokój ten miał czerwone ściany, a praktycznie wszędzie znajdowały się złote dodatki, Snape wyraźnie skrzywił się na ten dobór kolorów, natomiast dziewczyna zachichotała. Cortez zaproponował im coś do picia, na co chętnie przystali. Usiedli w wygodnych fotelach oczekując na powrót gospodarza. Gdy ten wszedł do salonu w dłoni ściskał butelkę Ognistej i jedno kremowe piwo. Podał napój dziewczynie, a sobie i profesorowi nalał po szklance Whiskey.
- Wnioskując po wystroju wnętrz był Pan w Gryffindorze. - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Mów mi Dan i tak masz rację, w Hogwarcie należałem do domu lwa. - przyznał jej rację. - Ale po co tu w ogóle jesteście?
Suzanne milczała, napiła się trochę piwa i czekała na słowa Snape' a, które nie nadchodziły.
- Doczekam się odpowiedzi? - dziewczyna westchnęła zrezygnowana.
- Dziadek chce byś został naszym nowym nauczycielem Obrony. - odpowiedziała niepewnie.
- Właściwie nie mam nic przeciwko. - powiedział po chwili namysłu. - W szkole jest bezpiecznie i na pewno nie będę się nudził. Choć przyznam, że będzie mi brakować tego spokojnego życia.
- Spokojnego życia? - czarnowłosy parsknął śmiechem. - Wybacz Dan, ale twojego życia nie można nazwać spokojnym, a szczególnie naszych wspólnych wakacji. - na ostatnie słowa wzdrygnął się delikatnie, co od razu zauważył Cortez.
- Nadal masz mi za złe ostatnie wakacje? - zapytał z udawanym smutkiem. - Już Cię przepraszałem.
- A ja powiedziałem, że na razie nie jestem Ci w stanie wybaczyć.
- A teraz? - spytał z nadzieją. - Dalej się gniewasz?
- Już mniej. - burknął niezbyt wyraźnie. - Ale to był ostatni raz w Amazonii! - zastrzegł.
- Spokojnie. Raczej wątpię by ponownie pozwolili nam się tam udać, nie po tym pożarze.
- O czym mówicie? - zapytała zdezorientowana.
- O niczym. - odparli równocześnie.
- Właściwie Suzanne, jeśli mogę Ci mówić po imieniu - dziewczyna skinęła na zgodę. - to, ile masz lat?
- Za kilka dni kończę siedemnaście.
- A ile miałaś lat kiedy... - słowa nie były w stanie wydostać się z jego ust, w gardle stanęła mu gula, która skutecznie to uniemożliwiała. Jednak ona dobrze wiedziała o co chciał ją zapytać.
- Rok. W moje pierwsze urodziny. - wyjaśniła z bólem. - Przeżyłam tylko dlatego, że babcia uparła się, żeby urządzić przyjęcie w Hogwarcie. Dzień przed nimi zostałam przeniesiona do zamku. Rodzice zostali w domu. Ale... musiałeś wiedzieć o ich śmierci, więc skąd to pytanie?
- To prawda, że wiedziałem iż nie żyją. Ale za to nie wiedziałem kiedy dokładnie zmarli. Ukrywałem się u mugoli od czasu odejścia z Hogwartu, nie miałem zbyt wielu wieści ze świata magii. Wieści o ich śmierci doszły do mnie dopiero po pokonaniu Voldemorta. Podejrzewałem tylko, że zginęli przed Potter' ami. - kolejne nazwisko, które wspominał z bólem. Ilu niewinnych musi jeszcze zginąć?
- Znam ich syna, Harry' ego. Jesteśmy w jednym domu, przyjaźnimy się. - wyznała.
- Wasi rodzice byli prawie nie rozłączni. Szczególnie Huncwoci. - Suzanne szeroko się uśmiechnęła słysząc znajomą jej nazwę.
- W szkole reaktywowano tą grupę. - rzuciła beztrosko. - Miejsce oryginalnego składu zajęli Rogacz, Kieł, Pers i Jackie.
- Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że wiesz o nich ciut więcej niż reszta szkoły. - stwierdził z tajemniczym uśmiechem.
- Całkiem możliwe, że tak jest. - nastolatka ziewnęła przeciągle.
- Czas się zbierać. - zarządził Snape, wstając z miejsca.
- Może zostaniecie? - zapytał Cortez. - Mam dwie sypialnie gościnne. Lepiej żebyście się nie włóczyli o tej godzinie.
- Co panienka na to? - spytał uprzejmie dziewczyny.
- Ja nie mam nic przeciwko. - odpowiedziała.
- Zaprowadzę Cię do sypialni, a ty Sev poczekaj, zaraz wrócę. - powiedział szybko i zaprowadził dziewczynę na piętro nie zważając na krzyki i protesty Mistrza Eliksirów. Pokój w którym miała spać Suzanne, nie był za duży. Znajdowało się tam tylko podwójne łóżko i szafka nocna. Dan poinstruował ją gdzie może znaleźć łazienkę, po czym zostawił nastolatkę samą sobie i zszedł na dół. Gryfonka w tym czasie wzięła szybki prysznic, przetransmutowała swoje ubrania w piżamę i położyła się spać, całkiem nieświadoma toczącej się na dole rozmowie.
*-*-*
Muszę Was serdecznie przeprosić, ale jutro wypada mi nagły wyjazd, więc z tej racji pojawi się tylko jeden rozdział. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Najwyżej w sobotę wstawię jeden zamiast jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro