Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27


Suzanne obudziła się z samego rana. Zegarek wskazywał wpół do piątej,więc wstała i poszła się przygotować. Po krótkim prysznicu, ubrała się w szkolne szaty i zapakowała torbę na zajęcia. Dzisiaj w planie miała obronę przed czarną magią, transmutację, starożytne runy i zaklęcia. Gryfonka wyszła z komnat i udała się do lochów. Po drodze nie spotkała nikogo, w sumie nie ma się co dziwić, mało kto jest na nogach o piątej rano. Była ciekawa czy Hermiona też musi wstawać o tak wczesnej porze. W końcu ona także warzy eliksiry, chociaż nie ma tak napiętego grafiku, jak Suzanne. Dotarła na miejsce punkt piąta. Zapukała do drzwi i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka.
- Dzień dobry profesorze. - przywitała się, na co Snape tylko coś burknął pod nosem.
Nietoperz siedział przy biurku w swoich nieśmiertelnych szatach i sprawdzał eseje uczniów. Na przeciwko niego, znajdowało się stanowisko pracy Gryfonki. Na blacie zostały ustawione składniki na eliksir, niektóre z nich bardzo trudno dostępne. Mała rozpoznała, że z tych ingrediencji można zrobić Wywar Tojadowy. Zastanawiała się dla kogo ma być przygotowany. Nie znała nikogo z Zakonu, kto byłby wilkołakiem. Postanowiła zapytać o to Mistrza Eliksirów.
- Panie profesorze?
Snape oderwał się od sprawdzania wypocin uczniów i spojrzał na Suzanne.
- Tak, panno Dumbledore?
- Dla kogo mam uwarzyć Wywar Tojadowy? Nie znam nikogo z Zakonu Feniksa kto choruję na likantropie. - zapytała niepewnie.
- Dla Remusa Lupina.
- Naprawdę!?
- Nie na niby. - odwarknął. - Oczywiście, że dla niego, a dla kogo innego?
- Po prostu nie wiedziałam. Remusa znam od niedawna i wątpię, że powiedziałby mi o tym. - odparła. - No dobrze, ile mam zrobić kociołków?
- Trzy powinny wystarczyć na najbliższe dwie pełnie. Na więcej nie starczy składników, więc trzeba będzie udać się do Zakazanego Lasu. - myślał na głos. - Podczas pełni udamy się po potrzebne ingrediencje.
- Dobrze profesorze. - odparła i zabrała się za warzenie. Po dwóch godzinach eliksir był w fazie końcowej zostało tylko czekać i dodać ostatni składnik. Gryfonka sprawdziła godzinę na zegarku, w końcu nie chciałaby się spóźnić na lekcję. 7.15. Spokojnie zdąży ukończyć eliksiry. Dziewczyna poczuła na sobie wzrok profesora. Zauważyła, że przygląda jej się od dawna, zawsze jak warzy eliksiry.
- Przepraszam profesorze, ale mógłby się pan na mnie nie patrzeć? To mnie rozprasza.
- Wybacz, ale mogę sobie patrzeć gdzie chce i nic Ci do tego Dumbledore. - warknął, na co ona tylko fuknęła pod nosem. Snape od jakiegoś czasu próbował ją obserwować. Nie rozumiał do końca po co Czarny Pan jej potrzebuje, choć podejrzewał, że musi to mieć coś wspólnego z jej magią. Aura, jaką wokół siebie roztacza gdy warzy eliksiry, jest niezwykle silna i pozytywna. Moc aż promienieje od niej i przyciąga jak magnes wszystkich dookoła. Sposób w jaki przyrządza eliksiry jest wprost hipnotyzujący. Wszystkie jej ruchy są płynne i pewne. Rzadko zdarza mu się spotkać osobę o takich umiejętnościach, ostatni był Mistrz Eliksirów u którego odbywał swoje praktyki. Ocknął się, jakby z jakiegoś transu. Stał tuż za Gryfonką, nawet nie zauważył kiedy wstał i podszedł tak blisko. Z tej odległości czuł jej perfumy o pięknym kwiatowym zapachu. Dziewczyna była tak zajęta eliksirami, że nie zwróciła uwagi na Snape' a.
- Profesorze, skończyłam.
- Odłóż eliksir na moje biurko. - powiedział i wrócił na swoje miejsce. Suzanne przelała eliksiry do fiolek, zakorkowany wywar położyła na biurku.
- Do widzenia profesorze. - pożegnała się i ruszyła na śniadanie.
W Wielkiej Sali zajęła swoje miejsce przy stole Gryffindoru. Harry, Ron i Hermiona jeszcze nie przyszli. Minęło już pół godziny śniadania, kiedy przez drzwi do Wielkiej Sali wpadło wyraźnie rozbawione Złote Trio. Bez słowa usiedli na swoje miejsca i zaczęli jeść.
- Cześć. Coś się stało? - zapytała lekko przestraszona Suzanne.
- Nic poważnego. - powiedział Harry, ale musiał zauważyć, że ta odpowiedź nie spodobała się dziewczynie, więc dodał. - Nie długo się przekonasz.
Jak na zawołanie w Wielkiej Sali zrobiło się ciemno, ale po chwili wszystko wróciło do normy. No prawie wszystko. Nauczyciele przy stole nauczycielskim mieli przefarbowane włosy, każdy profesor na inny kolor. I tak na przykład profesor Flitwick miał niebieskie, profesor Sprout pomarańczowe, a profesor McGonagall czerwone. Chociaż i tak najlepiej wyglądał Snape, w jego przypadku nie tylko włosy zmieniły kolor, ale także jego ubrania. W ten sposób nieśmiertelne czarne szaty Postrachu Hogwartu zostały zastąpione różowymi. Włosy też przybrały ten kolor. Wszyscy uczniowie w Wielkiej Sali wybuchneli śmiechem, nawet dyrektor nie krył rozbawienia. Nauczycielom nie do końca było do śmiechu.
- Jak się dowiem, kto to zrobił to nie ręczę za siebie! - mówił Syriusz. - Nie daruję! No i dlaczego właśnie zielone!?
Uczniowie już ledwo wytrzymywali, żeby się nie udusić ze śmiechu. Ale nic nie mogło trwać wiecznie i trzeba było udać się na lekcję. Huncwoci z wielkimi uśmiechami na ustach udali się na pierwsze zajęcia tego dnia, czyli OPCM. Wszyscy Gryfoni szóstego roku byli ciekawi, czy profesor Black podoła zadaniu. Jak można się było spodziewać lekcja przebiegła pomyślnie. Profesor sprawdzał tylko wiedzę uczniów i zadał im esej na temat zaklęcia Patronusa, bo jak wspomniał będą na następnej lekcji go ćwiczyć. Następne zajęcia tego dnia minęły spokojnie.

Postaram się napisać następny rozdział na jutro rano. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro