10
Dziękuję za 1k wyświetleń! Niesamowite! <3 Koniecznie włączcie muzykę z mediów czytając rozdział!!!
- Przecież masz fanów - próbowałam go pocieszyć wszelkimi sposobami. Widok smutnego Miachaela był dla mnie przytłaczający. Nigdy nie lubiłam, gdy coś go dręczyło.
- Fani - westchnął i popatrzył w okno. - Kocham ich, fakt.
- I oni kochają ciebie.
- Ale fani to nie to samo co przyjaciele - przeniósł na mnie wzrok. Głaskał kciukiem ucho kubka. - Fani mnie nie znają, ani ja nie znam ich.
- No... Tak - skrzywiłam się. - Ja ciebie też nie znam, a jednak mnie tu zaprosiłeś. Czyli w jakimś sensie ufasz fanom.
- Jak masz na imię? - zmrużył na mnie oczy.
- Diana.
- Diana - powtórzył kiwając głową. - Jestem w takim punkcie swojej kariery, gdzie samotność od nowa mnie przytłoczyła. Wszyscy myślą, że gdy piosenkarz przestaje pisać, tworzyć, śpiewać... To umiera - wykonał gest ręką, lekko nią machając. - A tak nie jest. On wtedy odpoczywa. Poznałem tylu ludzi podczas swojej kariery... Ale co z tego, jak jedyne co o nich wiedziałem, to imiona i nazwiska?
Słuchałam go i tylko potakiwałam głową. Mówił tak pięknie. Przekonywaująco i ze wzruszeniem. Zwykłe słowa w jego ustach zamieniły się w coś niezwykłego. Nie można sobie tego wyobrazić... Trzeba to usłyszeć.
- Dopiero, gdy odpuściłem karierę, zagłębiłem się w życie towarzyskie - pokręcił głową. - Ci ludzie okazali się tacy ciekawi, a ja uświadomiłem sobie jak bardzo szare było moje życie - spojrzał w moje oczy. Boże... Przysięgam, żse nigdy nie widziałam takiej mądrości płynącej z czyichś tęczówek. - Nagle się okazało, że 'król popu' - zrobił cudzysłów manualny. - Jest tylko samotnym człowiekiem, który nie mając komu się wygadać, przelewał swoje myśli na papier.
Pokiwałam głową. Zamurowało mnie. Nie potrafiłam powiedzieć słowa. I nie chodziło tylko o to, że siedziałam na przeciwko legendy... Ale o to, co on do mnie mówił. Byłam tą osobą, do której się wygadał?
- Zawsze miałem swoje poglądy, swoje zdanie, ale wyrażałem je tak, żeby nie zranić nikogo - gestykulował każde słowo. - Wiem, że trudno się ze mną rozmawia, bo... Przyznajmy, nie jestem taki jak wszyscy.
- 'Mały chłopiec uwięziony w ciele dorosłego mężczyzny' - zacytowałam zdanie z jednego czasopisma, które kiedyś czytałam. Michael patrzył na mnie chwilę w zastanowieniu i pokiwał głową. - Chesz dobrze dla wszystkich, ale nikt tego nie rozumie.
- To jest to - oboje westchnęliśmy i to było podsumowanie naszej rozmowy.
- Ale nie ma co się załamywać - podsunęłam. - W końcu masz mnie - uśmiechnęłam się lekko. Mike również to zrobił. - Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?
- Pytaj o co chcesz, nie wiem, czy jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję porozmawiać - upił łyk herbaty. Jego głos brzmiał wtedy zbyt poważnie jak na niego. Przestraszyłam się.
- Wyjeżdżasz jutro? - w odpowiedzi pokręcił głową. Odchyliłam trochę głowę. - Więc czemu nie będziemy mogli? Och... Pewnie jesteś zajęty nagraniami i próbami. Ale ja jestem głupia - walnęłam się dłonią w czoło.
- Nie, mam czas - usmiechnał się do mnie smutno. - O co chciałaś zapytać?
- Um... - postanowiłam dopuścić temat tego, czemu nie będziemy mogli więcej rozmawiać. - Nie wiem... Mam taki mętlik w głowie - zaśmiałam się nerwowo, przykładając rękę do głowy.
- Ja też, uwierz mi - również się zaśmiał.
- To takie dziwne, że tak bardzo mi ufasz - przyznałam. - Mówisz mi to wszystko, a skąd masz pewność, że nie polecę jutro do jakiejś gazety i powiem o tym? - pytałam ostrożnie, żeby nie pomyslał, że tak właśnie zrobię.
- Szczerze? Mam gdzieś czy polecisz, czy nie. Nie mam nic do stracenia, Diana.
- A kariera? Fani? Opinia publiczna?
- To wszystko i tak się kiedyś skończy - wzruszył ramieniem. - Prędzej czy później moja gwaizda zgaśnie i nikt nie będzie pamiętał o Michaelu Josephie Jacksonie.
Patrzyłam na niego w ciszy, nie wierząc w to, co powiedział. Jak mógł...? Przecież każdy go kocha, wszyscy słyszeli o nim. Może nie wszyscy są fanami, ale na pewno każdy słyszał.
- Ja będę - odezwałam się ze łzami w oczach. Nawet nie wiedział jak skrzywdził mnie tymi słowami. Na pewno nie tylko mnie. Każdego swojego adoratora. Michael spojrzał na mnie tymi smutnymi oczami. Kilka łez opuściło moje oko, gdy zobaczyłam, że on też ma szkliste oczy.
Bałam się o niego. Samotność pożerała go jak fala statek podczas sztormu na oceanie. Czułam, że coś złego ma się wydarzyć i byłam zdesperowana, żeby go od tego uratować.
Ale... Uratować Michael przed nim samym?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro