Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CXXV

W pewnym momencie się po prostu zatrzymał. Dokładnie w tym samym, w którym uznał, że zabawa w chowanego przestała go już bawić, z powodu coraz mniejszej odległości, jaka dzieliła go od rodzinnego domu. Nie zrozumcie tego źle. Owszem, był śledzony. Ale jego prześladowca nawet w najmniejszym stopniu się do tego nie przykładał, po prostu szedł oddalony o parę czy paręnaście kroków, licząc na to, że obiekt A się nie obróci przez ramię. I to do pewnego momentu naprawdę działało, Hyungwon nie posiadał manii prześladowczej, by przy każdym kroku zerkać za siebie.

-Przecież widzę, że za mną idziesz - westchnął zmęczony, odwracając się w stronę Hoseoka, który był o zaledwie kilka kroków dalej.

-I co z tego? - Skrzyżował ręce na piersi postanawiając ostatecznie zlikwidować dzielącą ich odległość. - Zabronisz mi?

Nawet, jeśli Hoseok starał się grać niewzruszonego, to jego dzieło z dzisiejszego poranka wywołało na jego twarzy lekki grymas, który oczywiście nie umknął uwadze Hyungwona.

-Po prostu nie widzę sensu, dlaczego miałbyś zachowywać się jak dzieciak - westchnął. - I nie wciskaj mi tutaj, że wpadłeś na mnie przez przypadek - poprosił.

Chyba powinien być na niego zły, prawda? Powinien się wściekać, wyzywać i złorzeczyć na wiele wymyślnych sposobów, których nieco mniej douczony Hoseok, miałby problem ze zrozumieniem. Ale nie robił tego. Grał tak, jakby dzisiejszego poranka wcale nie dostał od niego kilku bolesnych ciosów z wyzwiskami w pakiecie. Po prostu przyjął do wiadomości, że to się stało. Już jakiś czas temu zauważył drogę, którą powinien poprowadzić Hoseoka. Nie był, co prawda psychologiem i zapewne rodzicie nigdy nie pozwoliliby mu nim zostać, ale miał silne przeczucie jak wyprowadzić Shina z tej dziury, w której się znalazł.

-Chcesz może zjeść u mnie obiad? - Zaproponował, po chwili ciszy, w której Hoseok nadal nie zebrał się na znalezienie dobrej wymówki dla swojej obecności w tym miejscu.

-U ciebie? - Skrzywił się.

-Do siebie mnie raczej nie zaprosisz, prawda? - Rzucił na przekór.

-Ale...

-Zdajesz sobie sprawę, że to wszystko nadal mnie cholernie boli? - Wskazał na twarz. - Nie mam zamiaru bawić się w jakieś gierki, Hoseok. Pójdziesz do mnie i zjesz ten obiad, dokładnie tak jak cię proszę.

-Dobrze... - Mruknął, przytłoczony mocą, z jaką Chae wypowiadał kolejne słowa.

Hoseok wcale się nie zmienił i sama próba doprowadzenia do tego, by zachowywał się wbrew sobie była absolutnie niewłaściwa... Prawie tak niewłaściwe jak bicie ludzi z błahych przyczyn. Jednym z naprawdę wielkich problemów jest sam wizerunek Shina. Chłopak jawi się wszystkim, jako osoba bez serca, kryminalista i chuligan, którego w życiu czeka rynsztok. Sam Hyungwon jeszcze do niedawna tak uważał. Ale on różnił się od nich wszystkich, prawdopodobnie, jako jedyny chciał zawalczyć i pomóc temu chłopakowi. Nie istnieli ludzie jedynie źli i jedynie dobrzy, świat nie jest tak skonstruowany i widać to niemalże na każdym kroku. Można spokojnie powiedzieć, że wszystko pokrywa szarość, która niekiedy jest jaśniejsza bądź ciemniejsza. Nigdy jednak czarna, albo biała.

Ci wszyscy, którzy odrzucili od siebie Wonho. Zapewne nawet przez chwilę nie zechcieli się zatrzymać, by pomyśleć nad tym wszystkim, co doprowadziło tego chłopaka do miejsca, w którym dzisiaj stał. Nie był taki sam przez siebie. Coś, i to naprawdę strasznego, musiało go do tego doprowadzić.

Shin posłusznie powłóczył nogami za coraz bardziej oddalającym się Hyungwonem, nie zdecydował jednak na zrównanie się z nim, pozostając zawsze te kilka kroków w tyle. Już od samego początku wyczuł, że coś jest zdecydowanie nie tak, chłopak wcale nie kierował się na przystanek, z którego mógłby ruszyć w stronę domu, odchodzenie tak daleko do taksówki również nie miało sensu. Dopiero, kiedy skręcili w jedną z bocznych uliczek, odważył się zadać pytanie, które już od dobrej chwili kiełkowało się jego głowie. Nie żeby był zmartwiony czy coś... Ale wolał wiedzieć gdzie jest ciągnięty, bo na obiad mu to nie wyglądało.

-Gdzie my, do cholery, idziemy?

-W zasadzie, to lekko zmieniłem trasę - zatrzymał się, po chwili odwracając się do swojego rozmówcy.

-Zauważyłem... Ale po chuja?

-Chciałbym coś między nami uregulować nim dojdziemy do mojego domu.

Ostrożnie zbliżył się do Hoseoka, początkowo nie przejawiając żadnych destrukcyjnych zamiarów do momentu, w którym jego dłoń z czułym gestem nie znalazła się na policzku coraz to bardziej zszokowanego Shina. Teraz już wiedział, dlaczego znaleźli się w mało uczęszczanej uliczce.

Hyungwon z tak bliska wyglądał jeszcze znacznie gorzej, łatwiej można było zaobserwować nawet najdrobniejszą z ranek, która powstała na jego twarzy.

-Nie musisz się obwiniać o to, co dzisiaj się stało - szepnął, sprawiając, że po ciele obiorcy przeszedł niekontrolowany dreszcz.

-Ja... - Zacisnął pięści.

-Wiesz... Dzisiaj pierwszy raz widziałem w twoich oczach coś, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto to wszystko ciągnąć.

-Co takiego?

-Poczucie winy, Hoseok.

Naprawdę z dziecięcą łatwością mógłby znaleźć tysiące powodów, dla których „Nie" okazałoby się znacznie lepszym wyborem, niż ciche „Tak". Jednak mu wystarczyła zaledwie jedna rzecz, by wybrać opcję, która przez innych była zrównana z szaleństwem czy najwymyślniejszym samobójstwem. Problem w tym, że Hyungwon był inny niż wszyscy i zdecydowanie nie zamierzał wybierać się na tamten świat w tak młodym wieku. Być może to serce pchało go do podejmowania tak irracjonalnych zachować, ale czy o wartościowych ludzi nie powinno się walczyć? Jeżeli istniała chociaż iskierka nadziei... Nawet taka najmniejsza, do której zobaczenia potrzeba było zbliżyć się, wejść do samego piekła. Ta którą on znalazł faktycznie się tam znajdowała, schowana była w oczach najpotworniejszego demona z jakim było mu nieprzyjemność zawalczyć.

Skradł ostrożny pocałunek z jego ust, niezwykle skrzętnie pilnując, by dzisiejsze rany nie zepsuły mu tej chwili. Dopiero, kiedy miał się odsunąć, poczuł tak wyczekiwane przez siebie umięśnione ramiona obejmujące go w pasie i twarz ich właściciela skrywającą się w zagłębieniu szyi.

-Jesteś popieprzony - stwierdził cicho, lekko wzmacniając swój uścisk.

-Nie mam pojęcia co się stało w twojej przeszłości - wyznał. - Nie wiem czy w ogóle będę mógł pojąć ile cierpienia zniosłeś, żeby stać w tym momencie. Ale nauczę się ciebie - obiecał. - Spośród tych wszystkich książek, które przeczytałem, Ty będziesz najciekawszą i najbardziej wyjątkową z nich... Taką, której nigdy nie zapomnę.

-Dostaniesz po dupie...

Hyungwon zaśmiał się.

-Wiem - przytaknął. - Ale to nie będzie pierwszy raz, prawda? Jestem gotowy - zapewnił. - Kocham cię.

-Jesteś poważnie popieprzony... - Usłyszał w odpowiedzi.

~~~

Witajcie

*Otwiera kopertę*

A nagrodę dla najdziwniejszego bohatera ST dostaje...

A nie powiem Wam

I tak każdy wie C:

Takim będę chamem~

Ostatnio kopnęła mnie wena

I napisałem aż dwa rozdziały jednego dnia

...

Nie patrzcie się tak na mnie!

Dla mnie to jest dużo, bo niekiedy z napisaniem jednego mam problem!

Zauważyłem, że przebywanie na wsi bardzo dobrze działa na moją kreatywność

I coś czego zwykle nie zrobiłbym w Łodzi

Robię tutaj

Powinienem się przeprowadzić w to miejsce

Może bym napisał książkę xD

Kto wie~

Dobrze

Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro