Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Percy#10

Percy stał na korytarzu i rozmawiał z kolegami czekając na Hazel. Po drugiej stronie korytarza stała Clariss wpatrując się w niego z nienawiścią. Nagle przez korytarz przebiegł Nico, po drodze potrącając Clariss. Ta już miała za nim iść, kiedy nadszedł Oktawian. Powiedział coś do niej, a ona uśmiechnęła się złośliwie. Zawołała jakichś swoich kolegów i razem z Oktawian pobiegli w stronę Nica. Percy patrzył na to przerażony. Uśmiechnął się do swoich przyjaciół, powiedział, że zaraz wróci i pobiegł szukać Nica.

••••Nico••••

Nico biegł. Nie obchodziło go gdzie. Byle jak najdalej od Willa. Musiał sobie teraz to wszystko dokładnie przemyśleć. Po drodze wpadł na Clariss i już wiedział, że ma kłopoty.

Zatrzymał się dopiero kiedy wszedł w jakiś ślepy korytarz. Dalej zaczerwieniony, oparł się o ścianę. I wtedy usłyszał ten głos.

- Jednak żyjesz - odezwała się Clariss - jak wczoraj cię nie było to myśleliśmy...

- Niesamowite... - mruknął Nico. Clariss zbliżyła się do niego i uderzyła go pięścią w brzuch. Chłopak zachwiał się lekko, ale nie upadł.

- ... myśleliśmy, że w końcu zdechłeś di Angelo. Już nawet się o to pozakładaliśmy.

- Szczerze to nawet o tym myślałem, ale potem uznałem, że oglądanie waszych wściekłych twarzy będzie zabawniejsze. O... właśnie tych twarzy- Clariss uderzyła go z liścia w policzek, a Oktawian stał obok i uśmiechał się złośliwie.

- Clariss. Uspokój się. Mamy bardziej wyrafinowane metody niż bicie z liścia nieletnich. Chłopaki, przytrzymajcie go. - dwóch osiłków złapało Nica za ręce. On chwilę się poszarpał, ale w końcu dał za wygraną. Oktawian złapał go za włosy i pociągnął do góry tak, że Nico musiał patrzeć prosto w te jego rozwodnione niebieskie oczy.

Z kieszeni blondyn wyciągnął scyzoryk. I przystawił do twarzy chłopaka. Nico nie reagował. Patrzył tylko na Oktawiana z nienawiścią.

- Może przestaniesz nam pyskować jak zyskasz jakąś fajną bliznę na twarzy, pedale. Może będziesz wyglądać bardziej... męsko? - mówiąc to przejechał płytko nożem po policzku Nica. Ten tylko syknął z bólu. Nic nie powiedział. Oktawian już miał coś powiedzieć, kiedy ktoś go popchnął. Chłopak odwrócił się akurat żeby zobaczyć pięść Percy'ego lądującą na jego twarzy.

Jason już zajął się chłopakami trzymającymi Nica. Leżeli oni na podłodze jęcząc. Clariss tylko spojrzała na chłopaków. Mieli przewagę trzech na jedną, więc uznała, że nie ma szans. Odwróciła się i odbiegła. Krzycząc, że jeszcze pożałują..

- Nic ci nie jest? - zapytał Jason patrząc na ranę Nica.

- Wszystko w porządku. Chodźmy już. Gdzie Hazel? - chłopak przycisnął sobie chusteczkę do policzka

- Nie wiem. Musimy jej poszukać

Hazel jak się okazało czekała na nich przed szkołą.

- Nico, co ci się stało? - zapytała z troską w głosie.

- Powiem ci w domu. Jason, Percy odprowadzicie ją? Hazel, powiedz rodzicom, że wrócę... Późno. - brunet odwrócił się i zaczął odchodzić. Hazel chciała zapytać o co chodzi. Podeszła krok w jego stronę i już otwierała usta, ale Jason położył jej rękę na ramieniu.

- Później - szepnął i pociągnął ją w stronę jej domu. Hazel odwróciła się jeszcze żeby spojrzeć na Nica. Zobaczyła jak wyciąga z plecaka zieloną, starą czapkę z daszkiem.

••••Nico••••

Nico po drodze wstąpił do kwiaciarni i kupił bukiet goździków. Później poszedł na cmentarz. Usiadł na ławeczce przed grobem swojej siostry. Złożył bukiet na zimnej płycie grobowej. Łzy pociekły po jego policzkach. Wyciągnął z plecaka cynamonową świeczkę zapachową, zapalił ją i włożył do szklanego, zielonego znicza. Już chwilę później w powietrzu unosiła się słodka woń przyprawy.

Bianca zawsze pachniała cynamonem. Zawsze miała w pokoju kilka takich świeczek. Bardzo często je zapalała. Nico uśmiechnął się przez łzy.

Krew z jego rany i łzy zmieszane ze sobą kapnęły na ziemię i szybko w nią wsiąkły. A później jeszcze raz.

- To moja wina. Tylko moja wina. Nie ty powinnaś tu teraz leżeć. Powinienem cierpieć bardziej za to co zrobiłem... owiele bardziej...

Nagle zerwał się lodowaty wiatr, ale Nico nie czuł zimna. Czuł ciepło w sercu. Wiedział, że Bianca jest tu teraz z nim. Poczuł lekki dotyk na skórze na policzku. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się smutno. Wiatr wysuszył jego łzy i ustał tak nagle jak się zerwał.

Nico spędził jeszcze kilka godzin na cmentarzu wpatrując się w napis na grobie. W jej ostatnie słowa wyryte w kamieniu.

"Nie daj się im. Żyj pełnią życia dla mnie. Kocham cię"

Bianca powiedziała to do Nica resztkami sił, leżąc bez ruchu na asfalcie. A potem... umarła, z lekkim uśmiechem na ustach. Jej oczy błyszczały jeszcze przez chwilę, a później zaszły mgłą, zgasły. Jej mały wtedy braciszek szlochał, wtulając się w jej martwe ciało. Nie chciał jej zostawić. Dopiero policja odciągnęła płaczącego chłopca od ciała dziewczyny.

Tylko dlatego Nico żył. Gdyby się zabił to nie spełniłby jej prośby. Jej ostatniej prośby.

Nico klęczał na ziemi. Wiele ludzi w międzyczasie przyszło tu. Chłopak słyszał kilka ich rozmów. Głównie dzieci. Jedno zapytało co tak pachnie, drugie czemu ten chłopak się nie rusza. Oni wszyscy przychodzili tu tylko na chwilę. Nico spędził tu cały dzień.

Kiedy postanowił wracać do domu było koło dwudziestej. Zapukał do drzwi. Otworzyła Persefona. Kiedy zobaczyła Nica o nic nie pytała. Zacisnęła tylko usta i wpuściła go do środka. Nico odrazu poszedł pod prysznic, a później zamknął się w pokoju.

Zaczekał do późna. Upewnił się że drzwi są zamknięte (nie zakluczone) i wyciągnął spod łóżka pudełko...
Otworzył je i wyciągnął z niego kolejną świeczkę zapachową, kilka bandaży i kilka... żyletek. Cienkie ostrza połyskiwały w świetle lampki, kiedy Nico przyłożył jedną z nich do skóry na przedramieniu.

Nie zamierzał podcinać sobie żył. Nie chciał się zabijać. Chciał sprawić sobie jak największy ból. Ukarać się za to co zrobił. Co roku w dzień śmierci swojej siostry coś sobie robił. W szkole pyskował i prowokował bójki. W domu, nocą ciął się.

Kiedy miał 9, 10 i 11 lat tylko płakał. Kiedy miał 12 uderzył się w twarz linijką kilka razy, 13 przytrzasnął sobie nogę drzwiami. W wieku 14 lat pierwszy raz się pociął. Bolało mocniej niż wszystko wcześniej. I dlatego robił to co roku.

Zawsze robił trzy cięcia na przedramieniu. Teraz miał ich sześć.

Ciepła krew spłynęła po jego rękach. Pierwsze cięcie.

Jęknął z bólu. Drugie cięcie.

Popatrzył na rany zaciskając zęby. Trzecie cięcie.

Było już po wszystkim. Jego rękę przeszywał ostry ból, a na biurko kapała szkarłatna ciecz. O to mu chodziło. Jak najwięcej cierpienia w jak najkrótszym czasie. Myślał, że robił to świadomie żeby się ukarać. Tak naprawdę to kiedy rany na rękach zajmowały cały jego umysł to nie myślał o poczuciu winy. O tym wstrętnym głosie, który szeptał w głębi umysłu "Skończ. Wiesz, że to powinieneś być ty. Wiesz, że możesz to zrobić". Za każdym razem Nico zastanawiał się czy nie przesunąć żyletki te kilkanaście centymetrów w dół.

Zapatrzył się na swoje zakrwawione ręce. Ale jego wzrok przeszedł na świeczkę palącą się obok.

" Czemu nie" - pomyślał wsuwając rękę w płomienie. To też bolało. I to bardzo. Cofnął dłoń. I wtedy usłyszał pukanie do drzwi.

••••Hazel••••

Hazel znowu się obudziła. Uznała, że poprostu nie jest przyzwyczajona do nowego łóżka i niedługo te pobudki w środku nocy jej przejdą. Nie zamknęła tym razem na noc drzwi i widziała że Nico nie śpi. Cienie tańczyły w wąskiej szparce pod drzwiami jego pokoju. Postanowiła pójść do niego. Może w końcu dowie się o co chodziło mu po szkole.

Wymknęła się z pokoju i zapukała lekko, odrazu otwierając drzwi. Weszła do pokoju i zamknęła za sobą.

- C-co ty tu robisz- wydukał Nico szybko zgarniając jakieś rzeczy z biurka. Hazel odwróciła do niego twarz.

- Nie mogłam spać i... - spojrzała na Nica z przerażeniem. Zauważyła plamy na biurku i rany na jego rękach. Ledwo powstrzymała się od krzyku. Spojrzała w oczy brata, ale ten odwrócił wzrok.

Hazel podeszła do niego i chwyciła jego rękę.

- Czemu...Czemu to sobie zrobiłeś? - szepnęła. Nico usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.

- Hazel... To nie tak...

- A jak? Co się dzieje? Nico, teraz jesteśmy rodziną. Jeżeli coś jest nie tak to naprawdę możesz mi o tym powiedzieć.

Chłopak podniósł głowę. W jego dużych, brązowych oczach błyszczały łzy.

- To... Przez moją siostrę. Ty i twoja mama... nie wiecie co się stało. Ojciec wam nie powiedział... Dzisiaj jest ósma rocznica jej śmierci.- głos mu się łamał- Tylko w ten dzień to robię. N-naprawdę... - mówił szeptem.

Hazel nic nie powiedziała. Poprostu go objęła. On wtulił się w jej koszulkę szlochając cicho. Kiedy się uspokoił, Hazel opatrzyła jego ręce.

- Nico... Co jeszcze ukrywasz? Co? Poprostu...powiedz

- Chciałbym...ale nie mogę. Przepraszam, ale są sprawy o których zabronili mi mówić tobie...

- Cokolwiek się dzieje, chcę ci pomóc

- On się dowie jeśli ci powiem... - wyrwało mu się.

- Kto? - Nico milczał. Hazel przytuliła go mocniej - Nie musisz mówić...

Nagle telefon Nica zaczął cicho dzwonić. Nico westchnął i odebrał.

- Halo?

- Jak się trzymasz? - odezwał się głos że słuchawkami

- Oprócz tego, że mogłeś mnie teraz obudzić to wszystko dobrze.

- Wiem, że nie spałeś. Dzwonię, żeby się umówić na kawę. Percy i Frank będą. I jakiś kolega Percy'ego. Pozdrów jutro Hazel.

- Hazel tu ze mną jest. Sam ją pozdrów.

- Co ona robi w twoim pokoju w nocy o północy, Książę Ciemności?

- Sam zadaję sobie to pytanie.  U ciebie ta kawa?

- Jasne. Powiedziałeś już Hazel o tym chłopaku który ci się...

- Zamknij się Grace.

- Dobra muszę kończyć. Percy wraca z popcornem. Pa.

- Cześć.

Hazel popatrzyła na Nica.

- O jakim chłopaku mówił Jason?

- N-no wiesz - Chłopak zarumienił się. - Jest taki jeden...

- Podoba ci się?

- Tak?

- Ale fajnie. Jak się nazywa? Jak wygląda? Całowaliście się już?

- Will Solace, blondyn, opalenizna, piegi, niebieskie oczy, tak. Teraz chodźmy już spać, a o moich zauroczeniach pogadamy kiedy indziej - powiedział, a Hazel przytuliła go jeszcze mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro