Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Stiles bał się meczu. Z jednej stronie miał Scotta, który za przegraną go zabije, a z drugiej Dereka, który jeszcze bardziej go znienawidzi. Z dwojga złego, wybierał opcje numer jeden.

- Drętwota! - krzyknął i po chwili Scott leżał na ziemi. Ćwiczyli wszystkie poznane im zaklęcia, co bardzo nie spodobało się klasie. Robili to już czwarty raz z rzędu i po prostu mieli dość.

- Stary, to pierwsze zaklęcie, które udało ci się dziś dobrze wypowiedzieć. Gratuluję - powiedział Scott, uśmiechając się złośliwie. Doskonale wiedział, dlaczego mu nie wychodziło.

Czasami miał go dość. McCall był chamski, bezczelny, pozbawiony uczuć i niemiły. Ale w końcu byli przyjaciółmi i akceptował go takiego jaki był, chociaż mógłby kiedyś po prostu go pocieszyć.

Zadzwonił dzwonek, a nauczyciel szybko zadał im pracę domową. Uczniowie spakowali się i wyszli z klasy.

Stiles skrzywił się, kiedy jakiś głupi duch przez niego przeszedł. Nienawidził tego.

Razem ze Scottem poszli na obiad do Wielkiej Sali.

- Nie lubię tego całego Jacksona - mruknął z kpinął McCall, patrząc na wysokiego blondyna. - Myśli, że skoro jego ojciec jest ministrem, to jest kimś wielkim.

- Ale ty masz problemy - westchnął Isaac, dosiadając się. Wyglądał na zaniepokojonego.

Chłopaki spojrzeli na niego zdziwieni.

- Wszystko dobrze? - zapytał Stilinski.

- Danny'ego ktoś zrzucił ze schodów, ledwo się rusza.

Stiles poczuł się słabo. Mahealani był ich obrońcą i po prostu nie mogli go stracić. Bez niego wygrana była niemożliwa.

Ale z drugiej strony Derek nie będzie na niego zły.

- I był to Hale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro