From: Hyperion
~początek części drugiej~
"I sit, and moan,/ Like one who once had wings"
John Keats, Hyperion
*Zawiera: wulgarny język, seks
Zapach perfum wybudza mnie z powtarzającego się snu. Ocean powoli opuszcza moje nozdrza zastąpiony przez rześką woń kwiatów. Dawno przyzwyczaiłem się do poczucia bezpieczeństwa, które przynosi ten zapach łąki pełnej kwitnącego kwiecia. Nawet jeśli gdzieś pomiędzy kwiatami znajdują się chwasty mój wzrok celowo nie zatrzymuje się zbyt długo na ziemi. Wodzę leniwie wzrokiem i czasem nawet podoba mi się to, co widzę. Cień na ścianie przypominający klepsydrę; wcięcie talii i łagodne zaokrąglenie bioder przypominają mi, że piasek wciąż się sypie, a czas nieustannie ucieka. A ja jestem spóźniony. Ale znajoma twarz, która teraz spogląda na mnie uprzejmym wzrokiem, nie wie, gdzie chodzę każdego piątku o 8:00. Chciałbym być na tyle szlachetny, by móc powiedzieć, że nie dzielę się tą informacją, bo nie chcę jej smucić. Mężczyzna, który mija śliczną nagą młodą kobietę w drodze do łazienki, myje zaspaną twarz i spoglada w swoje janusowe odbicie, wie, że to nieprawda. Gdy jestem już ubrany zostawiam ostatni pocałunek na jej drobnych ustach, ściskając jej ramiona, jakbym przytrzymywał ją w miejscu, jakby miała odfrunąć niczym ptak. Ale to ja wyfruwam z gniazda jako pierwszy i aportuję się przed wejściem. Gdy pukam do drzwi, przypominam sobie, czemu tam chodzę. Powracające sny oscylujące pomiędzy dèja vu i jamais vu. Gdzieś pomiędzy mglistym wspomnieniem a mrożącą krew w żyłach przepowiednią. Znam je na pamięć, a za każdym razem reaguję, jakbym po raz pierwszy został poznany z tym przeklętym scenariuszem. Zwykle widzę Ciebie. To Twój brak jest prawdziwym powodem, dla którego w każdy piątek punkt 8:00 (za wyjątkiem dzisiejszego poranka) siedzę na starej skórzanej kanapie, chowając dłonie pod udami w nadziei, że odciągnie to uwagę od moich spoconych dłoni. Tylko gdy zwisałem z klifu widziałem swoją matkę. Ojciec pojawia się cześciej - zdecydowanie dużo bardziej regularnie niż w moim życiu. Gdy wychodzę, nie pamietam, o czym rozmawialiśmy. Myślami jestem gdzie indziej. Odczuwam głód, ktory oznajmia swoją obecność cichym mruczeniem mojego brzucha. Nie wiem, czemu odciąga to moje myśli sprawia, że przypominam sobie jej ciche pomruki zadowolenia.
Udaję się do kawiarni naprzeciwko. Nikomu o tym nie mówię, ale spędzanie paru cichych chwil po wizytach w klinice stało się moim zwyczajem, moją skrytą przyjemnością. Popijam kawę nad świeżym numerem Guardiana. Wyglądasz przystojnie, choć swoje piękne włosy chowasz pod czepkiem. Nic nowego, nie to wytrąca mój świat z jego stałej ramy. Gorąca kawa z mlekiem rozmazuje tytuł tak, że widoczne pozostaje tylko twoje nazwisko. Ale to też moje nazwisko. Nasze wspólne. Przecieram oczy dla pewności, że to nie kolejny koszmar, z którego nie potrafię się wybudzić. Jednak czy to naprawdę złe nowiny? Czy nie tego właśnie pragnąłem? Czemu więc nie odczuwam radości?
Mam pewien problem. Nie widzę logicznego ciągu, nic nie rozumiem. Gubię się w tym labiryncie zdań, wyrazów, kropek, przecinków. Zatroskana kelnerka chyba podziela moje zdanie.
- Lubiłam go oglądać. Wszyscy są zdziwieni. Był u szczytu kariery - sięga po moją przewaloną filiżankę, powstrzymując się przed zadawaniem pytań. Nieznacznie odwraca się, gdy stwierdza, że wróciłem myślami do gazety. Cholera, musi ją jednak zżerać ciekawość.
Zostawiam pieniądze na stoliku i wybiegam z lokalu, pożegnany trzaskiem szklanych drzwi. Moje serce bije jak szalone i zdaje mi się, że znów moge dostać ataku paniki. Mokrymi dłońmi wyciągam swój telefon i szukam numeru, ktory kiedyś znałem na pamięć. Dziś zajmuje mi wieki, zanim udaje mi sie go odnaleźć. W tym stanie nie dałbym rady wpisać Twojego imienia. Kilka sygnałów a potem poczta glosowa. Prawie podskakuję, gdy słyszę Twój głos. Zostawiam wiadomość. Zwykle tego nie robię. Nie lubię spotykać próżni. Wciąż jednak pragnę Twojej niezwłocznej odpowiedzi. Wieczorem urodziny mamy. Znów się spotkamy. Tylko czy potrafię spokojnie czekać, by zobaczyc odpowiedzi w Twoich oczach? Gdy moja wiosenna kurtka powiewa na chłodnym wietrze, zdaję sobie sprawę jak wyglądam. Dokładnie tak samo jak wiele lat temu. Zagubiony chłopczyk z dobrego niedobrego domu. Nieprzytomny, klikam dwa razy przycisk na kluczyku do samochodu i wsiadam do środka po charakterystycznym bip. Myślę jak zareagujesz, gdy zobaczysz moje imię na wyswietlaczu komórki. Jak masz mnie zapisanego? Scorpius? Brat? Moja miłość? Nie, to ostatnie dawno nie przeszło Ci przez gardło. Sam zapomniałem jak brzmi w kontekście związanym z Tobą. Widujemy się tylko podczas wiekszych świąt. Niczym znajomi obcy. Obcy sobie znajomi. Możemy nie być blisko, ale te nasze rzadkie spotkana wyznaczają rytm mojemu życiu, utwierdzają mnie, że wciąż w nim istnieje(sz), że wcale aż tak sie nie zmieniłem. Są sprawdzianem rzeczywistości. Moje życie ma swój lejtmotif, którym jestes Ty. Szzzzz. Zapędziłem sie w Dział Ksiąg Zakazanych. Wciąż jesteś moim ulubionym tytułem. Gdy wracam do pustego mieszkania skąpanego w przypominającym o zimie wczesnowiosennym półmroku wita mnie cisza. Moja dziewczyna nadal siedzi w pracy w Minsterstwie. Idę na nocną zmianę do Munga, zaraz po tym jak pocałuję oba policzki moich rodzicow na pożegnanie. Rozpakowuję zakupy, ktore wczoraj zostawiłem w samochodzie. W dni takie jak ten zajmuję się gotowaniem. Nie powiem, że to moje ulubione zajęcie, ale nie różni sie tak bardzo od sporządzania eliksirów. Może wyniki nie są takie szczytne, jak wtedy gdy sporządzam lekarstwa, ale sądzę, że jedzenie ocaliło wielu ludziom życie. Lubię myśleć, że te bezsensowne, przyziemne czynności, którymi zapełniam luki między męczącą pracą, seksem z dziewczyną i moim nieregularnym snem, mają jakieś znaczenie. Za każdym razem kocham tak samo smak makaronu. Ale nie lubię jeść sam. Chowam jedzenie do lodówki i zaczynam przygotowywać się na oczekiwane spotkanie. Do tej pory nie oddzwoniłeś. Czy jesteś zajęty? Zdaje się, że już nie trenujesz. Powiedzieli, że masz zamiar pisać powieści. Uśmiecham się na tę myśl, przez co jeszcze trudniej mi trafić w dziurkę od koszuli. Los lubi płatać figle. Kto by pomyślał, że zostaniesz pisarzem. Robię się spięty, gdy nagle myślę, o tym jakie historie zechcesz opowiedzieć światu. I czy ja w nich jestem? Może jednak zostałem w tej mniej znaczącej części Twojego życia. Może jestem jednym z rozdziałów, które pragniesz puścić w niepamięć. Kiedy próbuję sobie przypomnieć, jaki byłem w wieku 5 lat, nic nie pamietam. Może stałem się taką mgłą w Twoim umyśle. Może jestem kamykiem na dnie morza. Morze...Jakoś zawsze do niego wracam. Choć tak obawiałem się wody. Czemu używam czasu przeszłego? Chyba nawet teraz mam gęsią skórkę pod cienkim materiałem koszuli. Spoglądam na fotografię wyświetlającą sie obok Twojego numeru. Pochodzi z jakiejś gazety. Ty na tle morza. Spokojny i elegancki, niemal stoicki. Twoje usta sie nie śmieją, ale zielone oczy błyszczą. Spełniłeś swoje marzenia. A przynajmniej tak mi sie wydaje. Wciąż czuję ucisk w klatce piersiowej na widok Ciebie obok wody. A jednak woda dała nam życie. Codziennie utrzymuje mnie przy życiu. Czemu mam wierzyć, że kiedyś Ci je zabierze? Moja gonitwa myśli zaczęła sie na dobre. Wybrzmiało start, a z trybun już słychać doping. Uginam się pod presją. Siadam na niepościelonym łóżku i chowam głowę miedzy kolanami. Biorę głębokie wdechy, jakbym właśnie wynurzył się z natłoku fal. Za każdym razem, gdy muszę Cię spotkać, czuję się jak mały chłopiec. Jeszcze nie ustaliłem, czy powinno mi być z tego powodu smutno.
W zasadzie nie wiem, co dzieje się zanim docieram pod znajome drzwi. Gdy dochodzę, Ty już stoisz w wejściu, witając sie z rodzicami. Ktoś jest u Twojego boku. Moje serce gubi rytm. Zmiana podobna do tąpnięcia. Do małego trzęsienia ziemi. Do dźwięku lądującego samolotu. Kiedy zbliżam sie ze zdziwieniem dostrzegam znajomą sylwetkę. Nie potrafię jednak połączyć tej osoby z żadnym imieniem. Do czasu, kiedy się do mnie odwraca i wyciąga rękę. Nasz profesor z Beauxbatons. Jak mogłem to przeoczyć? Ściska moją rękę trochę zbyt mocno, gdy próbuję sobie przypomnieć, jakiego mógł mnie zapamietać ze szkoły. Szybko się zaadaptowałem. Francuski nie szedł mi najgorzej - wyniosłem podstawy z domu. Większość uczniów nie miało tak złych skojarzeń z moim nazwiskiem jak ci z Hogwartu. Zacząłem chodzić na kółko eliksirów, spotykałem się z dziewczynami, chodziłem się upić z kolegami do pobliskiej winiarni. Dni mijały znacznie szybciej niż w Anglii.
Nigdzie w pobliżu nie było wody, co chyba Ciebie smuciło, ale mi było łatwiej oddychać. Nikt nie trącał nas ramieniem, nikt nie wyzywał. Wszystko było trochę zbyt normalne. Słodka rzeczywistość przeplatana była moimi obawami i powracającymi motywami sennymi, ale zdążyłem się do nich przyzwyczaić. Chyba zacząłem myśleć, że była to cena, którą musiałem zapłacić za swoje szczęście.
Profesor od wróżbiarstwa. Ciekawy wybór biorąc pod uwagę jak bardzo bałeś się moich przepowiedni. Wiem, że nigdy w nie nie wierzyłeś. Chyba nawet ten mężczyzna nie mogł sprawić, że jest inaczej. Co mówisz mu leżąc w łożku? Kiedy wasze ciała się rozplatają, jakie myśli wciąż kołaczą w Twojej głowie? Gdy wspomni o swojej pracy, czy śmiejesz się jak poważni ludzie śmieją się, gdy ktoś mówi o przesądach i horoskopach? Jak ateista, kiedy ktoś mówi o Bogu? A jak on reaguje na Twoją przyziemność? Pytania się mnożą, a Ty nie śpieszysz z odpowiedziami. Próbuję nie myśleć o tym, czy jest dobry w łóżku.
Harry klepie mne po plecach, Ginny całuje. A ty tam po prostu stoisz jak posąg.
Wchodzimy do środka. Przypominam sobie o prezencie i wciskam go w dłonie matki.
Siadamy wszyscy przy stole niczym prawdziwa rodzina. Pytają mnie, czemu nie przyprowadziłem dziewczyny. Pracuje. W zasadzie nie kłamię. Ale i tak bym jej nie wziął. Nie tam, gdzie Ty obserwowałbyś jej każdy krok uważnym wzrokiem. Nie bawi mnie to. Dawno przestało.
Rozmowy jak szmer lasu. Światło nie przenika przez gałęzie, by ogrzać moje zmarzniete ciało. Dopóki Harry nie pyta o pływanie. Stąpa po cienkim lodzie i nie wiem jak wydostanie się, jesli lód pęknie i wpadnie do mroźnej wody.
- To już nie to samo. Pływając, czułem sie wolny...Zbyt wiele ode mnie oczekują, więc zamiast tego czuję się jak w klatce.
- Al pływa codziennie w oceanie. Tam gdzie mieszkamy mamy wspaniałe warunki do treningów i nadal lubi to robić. Po prostu nie chce juz startować w zawodach, prawda?
Kiedy zaczął zabierać głos za Ciebie? Nie rozumiem, czemu mówi o Tobie znienawidzonym zdrobnieniem. Choć może teraz ta persona bardziej Ci odpowiada. Minęło wiele czasu i prawdopodobnie już nie jesteś chłopcem, którego znałem na wylot. Wiem jak bardzo nie lubiłeś zwracać na siebie uwagi, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że tak samo mocno ceniłeś sobie niezależność. Teraz to ja zaczynam się dusić.
Przepraszam wszystkich i wychodzę na dwór zapalić. Jakiś ptak pomiędzy liśćmi śpiewa swoją piosenkę. Ktoś pomyślałby, że to romantyczne, ale sam nie jestem wielkim wielbicielem tych zwierząt. Szczególnie kruków i srok. Coś w ich dziobach i pazurach, w sposobie w jaki są spiczaste i złożone z samych ostrych kątów, sprawia, że zawsze mam ochotę cofnąć sie o krok. Strzepuję popiół na bruk, gdy słyszę Twoje kroki. Może jestem troche zdziwiony, że przychodzisz, a może wcale. Myślę, że atmosfera w środku stała sie gęsta.
- A więc jednak mężczyźni.
- Słabe powitanie, Scorpiusie.
Po chwili wzruszasz ramionami, wyciągając dłoń po papierosa. Podaję ci paczkę i lustruję Cię wzrokiem. Wyglądasz porządnie. Trochę za porządnie jak na Ciebie. A więc co sprawiło, że chcesz to wszystko rzucić? Czy potrafię Ci zadać to pytanie? Umiałem spytać o Twojego kochanka. Czemu pytanie o pływanie jest takie niezręczne? Czy to przez naszą pamiętną kłótnię w Hogwarcie?
Zaciągam się i wypuszczam dym, obserwując jak rozpływa sie w powietrzu. Zupełnie jak nasze stare życie. Zlewa się z nowym, stopniowo znika pochłonięte przez fale nowego. Od dawna panuje odpływ. Nie wiem, czy mogę liczyć na nagły przypływ.
Wszystkie istotne słowa, ktore miałem Ci powiedzieć też znikają w odmętach wody.
- Tak wyszło. Może tak. Chyba tak. Nie wiem. Bardzo się zbliżyliśmy. Jakoś zacząłem mu ufać. - urywkowe, zdawkowe zdania, które mają na celu odciągnąć uwagę: może niektóre rzeczy się nie zmieniają.
- Masz na myśli, że naprawdę nawiązaliście więź?
Kiwasz głową.
- To chyba coś w tym stylu.
Zastanawiam się, kto nauczył Cię palić. Może podpatrzyłeś, jak ktoś inny to robi. Czy on pali? Próbuję znaleść adekwatne wspomnienie ze szkoły, ale mój umysł jest czystym płótnem, na którym chyba obawiam się malować. Nie starcza mi farb i umiejętności.
- Masz kogoś? - pada pytanie, którego nie chciałem usłyszeć.
- Dziewczynę.
Zdaję mi się, że uśmiechasz się kątem ust. Nie zadajesz takiego głupiego pytania jak ja.
Ale zadajesz inne. Pustka musi byc czymś wypełniona, choć tego braku w moim sercu może już nic nie zapełni.
- W naszym wieku? Znam ją?
- Młodsza....Cóż, dużo. Ma 22 lata.
Gwiżdzesz, a potem rozdeptujesz niedopałek czubkiem swoich dziwnie schludnych butów. Chciałbym móc się do Ciebie zbliżyć. By przekonać się, że dalej istniejesz, że nie jesteś tylko misterną iluzją. Ale nie dostrzegam wielu znajomych rzeczy. Tylko twoje usta zdają sie poruszać w taki sam sposób.
- Zdaje sie, że oboje sobie ułożyliśmy jakoś życie. Scorpiusie...
Moje imię w Twoich ustach brzmi jakby nie należało do mnie. Zresztą w zasadzie rzadko go używam.
- Hmm?
- Może wydam książkę.
- O czym?
- A o czym może być książka? Każda powieść jest o miłości.
Gdy orientuję się, że się śmieję, jest już za późno, by przybrać starą maskę. Tęskniłem za żartowaniem ze swoim bratem. Z Tobą.
- To nie prawda!
- Ach, Scorpius, musisz sie jeszcze wiele nauczyć o świecie.
- Ach tak? Co takiego na przykład?
- Przyprowadź następnym razem swoją dziewczynę. Matka sie denerwuje. Poza tym nie chciałbym być jedynym pod ich ostrzałem. Myślisz, że podejrzewali, że jestem z mężczyzną?
Kręcę głową.
- Jesteś zagadką dla wszystkich.
- Nawet dla ciebie? - gdy zadajesz to pytanie stajesz nieznacznie przede mną i nie potrafię zrozumieć, co to może tak naprawdę oznaczać.
Chwytasz moją dłoń i ściskasz ją pokrzepiająco.
- Biorę ślub.
Chyba tonę. Moje wizje przekręcone w krzywym zwierciadle. Ściągasz mnie na dno.
To moment, w którym powinienem sie cieszyć. No dalej, powiedz coś, Scorpiusie.
- To świetnie, Al - klepię Cię po ramieniu, a potem przypominam sobie, że nie tak masz na imię - Jestem z ciebie dumny. Gratuluję, Albusie.
Wyszedłem zaczerpnąć powietrze, a zostało mi ono odcięte.
Zaciskam palce wokół Twojej drobniejszej dłoni, jakbyś był moją ostatnią deską ratunku. Nigdy nie miałem takiego poczucia obcości we własnym życiu. Braku komfortu. A może po prostu zapomniałem smaku cierpienia. Swoimi kilkoma słowami zmuszasz mnie do przełknięcia gorzkiego lekarstwa. Kolejne spotkanie z rzeczywistością - nieudane.
- Kochasz go?
Ptaki zrywają się do lotu jak na znak. Nawet jeśli coś byś mi odpowiedział Twoje słowa zginęłyby pośród kakofonii dźwięków. Drzwi od domu otwierają się, a ja szybko miażdżę niedopałek papierosa pod czubkiem swoich nowych butów. Ginny wola nas do środka, więc nie pozostaje mi nic innego jak poklepanie Cię po plecach po bratersku i posłanie Ci pokrzepiającego uśmiechu. Zawsze taki byłem. Stawałem się dla kogoś ramieniem nawet jeśli sam potrzebowałem wsparcia.
*
Dzwonek telefonu rozbrzmiewa pośród ciszy wiosennego poranka. Jeszcze raz spoglądam na stos pudeł na strychu. Czemu wybrałem taki ładny dzień na odkurzanie wspomnień? Kiedy słyszę znajomy głos w słuchawce, zbliżam się jeszcze bardziej do przeszłości. Może zostałem zamknięty w wehikule czasu tego dnia, gdy powiedziałeś mi, że bierzesz ślub. Spoglądając na stos starych podręczników, zacząłem się zastanawiać, czy w końcu nie pozbędziesz się znienawidzonego sławnego nazwiska, by kupić sobie wymarzone życie. Nasza historia chyba zatoczyłaby idealne koło. Oboje pozbylibyśmy się grzechów ojców.
Ale czy chciałem zrzucić ten ciężar, czy zwyczajnie pozostałem bez wyboru?
Kamień Syzyfa może był ciężki, ale należał tylko do niego. Należał tylko do mnie. Chcę moją własność z powrotem. Moje dziedzictwo.
- Pewnie dziwisz się, że dzwonię.
Milczę, bo w zasadzie to nie wiem, co mogę na to odpowiedzieć. Chyba w zasadzie masz rację. Ale jeśli chodzi o Ciebie to zawsze miłe zdziwienie.
- Mogłem wysłać sowę, ale...to chyba raczej pilne.
Czuję, że uchwyt słuchawki robi się trochę śliski, wiec przekładam telefon do drugiej dłoni.
- Zamieniam się w słuch.
Słyszę głośne westchnięcie. Jest jakby przerywane, jakbyś wrócił z długiego treningu. Zanim zaczynasz zwierzenie chyba odsuwasz krzesło, siadasz i opierasz się o stół.
- Nie wiem od czego zacząć. Słuchaj...Pamiętasz tę książkę, o której mówiłem?
- Myślę, że o tym pamięta cała Wielka Brytania. Widziałem artykuł w Guardianie.
- Mój narzeczony ją przeczytał. To znaczy tyle! ile jest gotowe. Bez mojej zgody.
- Hmmm, to chyba faktycznie problem.
- To jest problem. A wiesz czemu, Scorpiusie? - po tych słowach zapada cisza, tak jakbyś rzeczywiście czekał, aż coś Ci odpowiem, ale nie mam pojęcia, co takiego mógłbym wnieść do tej rozmowy. - Piszę o tobie.
Przez chwilę zdaję mi się, jakby świat spowolnił. Jakbyś rzucił zapałkę pomiędzy stos starych papierów na strychu; płonę tysiącem ogni. Rozglądam się wokół siebie, ale cztery ściany, które mnie otaczają wydają mi się obce. Chłodne światło poranka odsłania cienkie pasmo zakurzonej podłogi. Nasza miłośc jest takim pokoikiem. Pełnym starannie zapamiętanych, a potem usilnie zapomnianych wspomnień. Drżącą ręką sięgam po pierwszy album z wierzchu.
- Domyślił się, że to ty. Bo cię uczył. Bo zna twoje drugie imię. Bo teraz, jak się okazuje, często go używasz. - mówisz, gdy spoglądam na fotografię, której zrobienia nie pamietam. Siedzimy na ławce w ogrodzie Malfoy Manor, po prawej stoi jeden z pawi mojego dziadka, a po lewej widać piękne róże. Dla mnie najwspanialszym kwiatem jesteś Ty, szczególnie, że na tym zdjęciu uśmiechasz się w moją stronę.
- Bardzo jest zazdrosny?
- Zraniony. Może trochę zawstydzony.
- Przykro mi - nie wiem, co więcej mógłbym powiedzieć.
- Nigdy nie widziałem go takiego zdenerwowanego...
- Jestem pewien, że mu przejdzie. W końcu jestem twoim bratem, a nie żadną konkurencją.
Odpowiedź nie przychodzi - wyobrażam sobie, że kiwasz głową zatopiony w swoich myślach.
- Chyba powinniśmy się niedługo spotkać, choć teraz to może być trudne...Powinienem się trzymać od was z daleka, prawda? - pytam się, jakby sam siebie.
- Może na razie tak będzie najlepiej. Przepraszam, że tak użyczyłem sobie twojego imienia i naszej historii..Chyba bałem się, że wszystko zapomnę. Nie chciałem też jej sam nosić w sobie...
- Nie nosisz jej sam. Obaj to robimy, Albusie. Ale ty...powinieneś przestać żyć przeszłością.
- Ty też. Pozdrów swoją dziewczynę.
- Tak zrobię - odpowiadam, a zaraz potem sygnał się urywa.
Moje myśli jeszcze długo pozostają wzburzone jak fale oceanu. Znów idę na nocną zmianę, więc zajmuję się porządkami. Kiedy zbliża się 15, oczy same zamykają mi się podczas składania prania. Kończę dwie ostatnie koszulę i kładę się na kanapie. Szybko zasypiam i tak samo szybko zostaje wyrwany ze snu. Gdy wstaję przez chwilę nie rozumiem, co się dzieje. Chyba nie nastawiałem budzika. A jednak coś wybudziło mnie z gęstego snu pełnego znajomych twarzy. Zdaję mi się, że byłeś w nim obecny. Przecieram zaspane oczy, przeciągam się i wtedy dociera do mnie źródło problemu. Mój telefon znów dzwoni. Dawno nie miałem wrażenia, jakby cały świat dobijał się do mojego wysokiego muru.
Nieznany numer.
Zrezygnowany, odbieram połączenie.
- Halo? - pytam na próbę i gdy spotyka mnie cisza, już zamierzam odłożyć słuchawkę, ale osoba po drugiej stronie linii w końcu się odzywa.
-Pan Scorpius Potter?
- Przy telefonie, a z kim mam przyjemność?
- Ach no bo...my się w sumie już poznaliśmy. Jestem partnerem Albusa.
To on uczy wróżbiarstwa, ale nawet ja nie wróżyłem z tego niczego dobrego. Ta rozmowa raczej nie będzie należała do przyjemności, pomyślałem.
- Chciałbym się z Panem spotkać w miarę możliwości. Porozmawiać w cztery oczy. Jest Pan bardzo ważny w życiu Ala jak rozumiem.
Albusa Severusa, może tak.
Ala? Nie mam pojęcia.
- W celu?
- W zasadzie...dowiedziałem się, co was łączyło.
- Nie wiem, co Albus Panu powiedział, ale cokolwiek to było nie powinno mieć wpływu na wasz związek.
- Mimo to nalegam na spotkanie. Mam przeczucie...że powinniśmy porozmawiać.
Sam mam zupełnie odwrotne przeczucie, ale chyba nie ma innego wyjścia z sytuacji jak zgodzić się na jego ofertę. Oczywiście mogę rzucić słuchawką i dotrzymać złożonej obietnicy, że nie będę mieszał się w wasze sprawy.
Ale Twój chłopak już przekroczył wyznaczoną linię, wyszedł z szeregu. Teraz ja muszę wykonać swój krok. Czas gonił, a ja wciąż stałem w miejscu.
Muszę przyznać, że zmieniłem zdanie. Na początku nie chciałem widzieć na oczy tego, który zajął moje miejsce. Teraz moja ciekawość rośnie z każdą sekundą, a która zwlekam z odpowiedzią.
- Niech będzie. Kiedy i gdzie?
*
Wracam, gdy świt ściera śpiochy z oczu innych ludzi w moim wieku. Jest coś z jednej strony pocieszającego, a z drugiej przytłaczającego w jasnym płótnie zasłaniającym powoli nocne niebo. Spoglądanie na długo wyczekiwany poranek pozwala mi wierzyć w nowe początki, w przelotne uśmiechy, w kawę z mlekiem nad ranem, której nie muszę wypić w pośpiechu. Oglądanie wchodu słońca sprawia, że moje serce staje się ciężkie jak kotwica, moje nogi miękkie jak Twoje objęcia.
Otwieram drzwi, by przywitać dom zasłany ciszą.
Zrzucam z siebie robocze ubrania, trochę niedbale odprawiam wieczorną toaletę i wsuwam się pod pościel. Moja połowa jest chłodna jak rześki poranek. Przypominam sobie niekomfortowe uczucie, które owładnęło mną, gdy usłyszałem od Ciebie szczęśliwą nowinę. To coś w tym stylu, a jednak nie do końca. Może uczucie dyskomfortu nie ma miary, ale i tak zżera cię od środka jak wilgotne ręce, dreszcze zimna, napady gorąca, fale głodu. Słyszę szmer pościeli i ciepłe ciało na swoim. Delikatny dotyk ust. Jak piórko. Może jednak jest ptakiem. Siada na mnie okrakiem i rozplątuje swoje włosy. W powieściach to zazwyczaj moment, w którym główny bohater zdziera ubrania ze swojej wybranki, Albusie. Ale to nie tak, że mam, co z niej zdejmować. To tak na wszelki wypadek, gdybyś postanowił pisać o trochę czymś innym. To nie do końca tak rożny temat, jeśli uznać, że się kochamy.
Moje dłonie suną po jej ciele, jakby czegoś szukały, ale sam nie jestem pewien co to może być. Nasze usta zamykają się w szczelnym uścisku, gdy ściskam jej sutek. Znaczę drogę do jej piersi mokrymi pocałunkami, a gdy biorę jej sutek w zęby jęczy zupełnie jak Ty. Popycha mnie na materac i ściąga moje bokserki, by wziąć w ręce moją męskość. Jej dłonie są drobniejsze niż Twoje, ale dobrze się spisuje. Sunie językiem po jego długości i bierze go w usta. Zamykam oczy i wczuwam się w przyspieszający rytm. Znów jestem na morzu, kołotany falami, napędzany wiatrem. Wszystko się zlewa - niebo, ocean, biała powierzchnia statku. Już nie wiem, czy ona doprowadza mnie do krawędzi wytrzymałości, czy wspomnienie o Tobie. Wczepiam palce w jej włosy, by przywołać rzeczywistość jak za sprawą zaklęcia. Ciągnę raz po raz za jej długie włosy, takie jak sam dawniej nosiłem. Czy tak czułeś się, gdy robiłem Ci małe przysługi? Wylatuję za burtę i tonę w chłodnej głębi. Gdy się ode mnie odsuwa, w mojej dłoni pozostaje kilka blond kosmyków. Spogląda na mnie trochę urażona, a ja przybieram najbardziej pokorną minę. Szybo puszcza moje faux pas w niepamięć. Tylko kolejny szaleniec, który wypuścił się na szerokie wody. Smakuję siebie z jej ust. Nie te usta serwowały mi dawniej ten smak. Czuję jej ciepło na sobie. Czuję też jak mokra jest, gdy wsuwam w nią palec. Dokładam kolejne i obserwuję, jak na mnie reaguję. Jestem prawdziwy, ona jest młoda i pełna życia, a nasze ciała zaraz stworzą całość. Gdy wchodzę w nią, czuję, że zadomawiam się w nowym domu, w nowym życiu. Otula mnie ciepło intymności. Czuję jak jej ciasność stawia mi opór jak tama próbująca zatrzymać ścianę wody. Zapominam o wszystkim - o tym kim byłem i z kim byłem, o tym o czym dawniej marzyłem i co nie pozwalało mi nocą zasnąć. To uczucie, które kojarzę tylko z nią. Obserwuję jej nagie oliwkowe ciało, jej małe piersi i jej płaski brzuch. Moje uszy po brzegi wypełnia jej głos i moje imię.
Hyperion
Zaraz po tym jak słyszę jej jęk satysfakcji, dochodzę w niej i zadomawiam się w swoim nowym, perfekcyjnym życiu. Ciężko mi sobie wyobrazić, że kiedyś żyłem inaczej.
*
Kolejny telefon przychodzi, gdy nie ma jej w domu. Zastanawiam się, o co tym razem może chodzić. Czy dzwonisz do mnie z pretensjami, bo zgodziłem się w przyszły weekend spotkać się z Twoim narzeczonym? Może jeśli nie odbiorę, nie będę czuł wyrzutów sumienia. Dlatego dalej ignoruję Twoje istnienie. Powtarzam sobie, że to dla mojego własnego dobra, dla mojego zdrowia psychicznego. Kładę się na kanapie w salonie z jakąś starą książką i zostawiam telefon w kuchni. Sięgam do miski z chipsami, ale zauwazam że jest pusta. Nechętnie zwlekam się na nogi i zmierzam do kuchni. Po drodze zauważam jeszcze, że nalezy podlać kwiatki. Notuję w umyśle, żeby przy okazji nalać trochę wody do jakiegoś naczynia. Inaczej uschną. Oczywiście to nie moje rośliny, ale czułbym się trochę współwinny, gdyby zwiędły. Poza tym nie zniósłbym tego zawodu na jej twarzy. Wsypuje do miski troche solonych chipsów, wlewam do kubka wody z kranu i już mam wrócić do salonu, gdy widzę wibrujący telefon.
10 nieodebranych połączeń.
No ładnie.
6 od Ciebie, 4 z nieznanego numeru.
Mówiłem Ci już jak czuję się jak patrzę na świt? Aha, to teraz czuję to samo minus pocieszenie. To pewnie coś podobnego do Twoich ukochanych zachodów słońca.
Ene due like fake.
Dobra.
Wybieram Twój numer.
Ecie pecie, mały Potter.
Zaciskam dłoń na blacie, gdy słyszę Twój ciężki oddech w słuchawce.
- Scorpiusie...
Czy ty płaczesz?
- On...on się bardzo wkurzył. Chyba...chyba jedzie do ciebie. Merlinie, Scorpiusie, to wszystko moja...moja wina.
Jasne, w swoich oczach zawsze jesteś czegoś winien. Spoglądam na podjazd, by zobaczyć, czy moja dziewczyna już wróciła od kosmetyczki. Potem odwracam się i staram się uspokoić swój oddech.
- Spokojnie. Jak to do mnie jedzie? Przecież..
Przerywasz mi w połowie zdania.
- Zmusił mnie, bym podał mu twój adres. Wiem, jestem najgorszy.
- Nie waż się tak mówić - Przełykam ślinę i przecinam cienką linkę dystansu pomiędzy nami - Albusie, powiedz mi szczerze, co tam się wydarzyło?
Wybuchasz szlochem, który próbujesz stłumić dłonią. I tak wszystko słyszę.
- Twoje imię. Wypowiedziałem Twoje imię.
- Ale czy to taka zbrodnia? Jesteśmy rodzeństwem. Ten drań chyba trochę...
- Podczas seksu.
Zapada cisza, która dzwoni w uszach. Czu usłyszałbym teraz dzwonek do drzwi?
Osuwam się po szafce i siadam na zimnej podłodze. Znajome aż do kości uczucie. Chowam głowę miedzy nogami i odliczam. Telefon leży na ziemi. Wypowiadasz nieustannie moje imię, które powtarzam w myślach, bym wziął się w garść. Potrzebujesz mnie, a ja zawsze korzystałem z Twojej pomocy. Nie mogę czekać aż rozłączysz się bez pożegnania.
Drżącą ręka sięgam po telefon i włączam głośnomówiący.
- Potter. Jeśli cie skrzywdził....obetnę mu jaja.
- Nie słyszałeś?! Jedzie do ciebie! Nie obchodzi cię, że moze ci się coś stać?
- Wiem, że wymigujesz się od odpowiedzi. Nic mi nie bedzie.
Zapada miedzy nami komfortowa cisza jak miedzy przyjaciółmi, którzy znają się od dziecka. Już nie płaczesz, a ja już nie panikuję. Ze spokojem czekam na moment, w którym będę musiał znów spojrzeć w twarz Twojemu nowemu kochankowi. Chciałbym móc cofnąć czas i ochronić Cię przed nim.
Ale nawet nie miałem pojęcia, że coś między wami było. Czy gdy ja chodziłem z kumplami zalewać się winem i śpiewać sprośne piosenki po pijaku, ty miałeś prywatne lekcje ze swoim profesorem? Czy tak to wyglądało? A może ostrzył sobie na Ciebie zęby dużo dłużej i tylko czekał aż ukończysz Beauxbatons?
Jakoś nie potrafię o nic spytać. Może nie potrafiłbym znieść odpowiedzi, wolę pamiętać Cię takiego jak na fotografii w moim ogrodzie. Uśmiechającego się do mnie. Dziś nawet tam nie mieszkam. Boję się, że nawiedzi mnie duch mojej mamy, że w każdym kącie będę widział swojego ojca. Obawiam się, że w ciszy usłyszę jak wola mnie na obiad.
- Tęsknię za tobą - mówię nie wiem kiedy.
Czy to prawda? Czy byłem świadomy, że tak mi go brakuje, zanim jego spłakany głos rozbrzmiał w słuchawce?
- Nie płacz dla żadnego faceta. Cholera, jakbym tam był, to bym wytarł twoje łzy...jak dawniej.
- Twoja dziewczyna jest farciarą - śmiejesz się, ale wiem, że próbujesz tylko zamaskować cierpienie.
- Być może. Trochę chrapię, więc możliwe też, że nie masz racji.
- Nie chrapiesz. Zauważyłbym.
- Dobra, dobra. Przyłapany. Ale mam mnóstwo innych paskudnych nawyków.
- Niby jakich, chłopczyku z dobrego domu?
- Słucham muzyki tak, że ściany się trzęsą, nie zmywam naczyń od razu po jedzeniu, śpiewam pod prysznicem...A i nie mówię sąsiadowi dzień dobry. Głupi kutas.
Teraz już śmiejesz się do rozpuku. Wcześniej miałem wrażenie, że potłuczesz się na milion kawałków z rozpaczy. Prędzej pękniesz jak balonik.
- Nie brzmi to tak źle w porównaniu z MOIM brzydkim nawykiem, Malfoy.
Stare przyzwyczajenia nie tak łatwo wyplenić. Wsłuchuję się w brzmienie swojego starego nazwiska i odczuwam taką tęsknotę, że aż zbiera mi się na płacz. Nie ma żadnej rady na to, że po moich policzkach spływają ciche rzeki. Staram się nie pociągać nosem.
- Też czasem o tobie myślę.
- Pewnie - prychasz - chyba nie mam do zaoferowania tego co twoja dziewczyna.
- Moze masz znacznie więcej...- zamieram z przerażenia, gdy zdaję sobie sprawę, co wlasnie powiedziałem - Albo i nie, nie podniecaj się, mały gnojku.
Twój śmiech zagłusza pukanie do drzwi. Wypuszczam z rąk telefon, dopiero teraz zastanawiając się, co właściwie powiem, kiedy moja dziewczyna zobaczy w domu obcego faceta. Teraz już nie prosi mnie o wpuszczenie, on go żąda. Wali do drzwi tak, że trzęsą się w zawiasach.
- Wiem, że tam jesteś, skurwysynie. Otwieraj.
Z telefonu dobiega Twój głos i to on nadaje mi odwagi. Nie puszczę mu płazem tego, że jest wobec Ciebie agresywny, że miesza się w Twoje stare życie. Nie mogę znieść tego, że jest tyle rzeczy, których nie wiem. Może przez te ostatnie lata stałeś się dla mnie na wpół obcy. Może na codzień faktycznie jesteś Alem; personą, która znosi szklane kule w salonie i nieczyste gierki w sypialni. Może zasuwasz zasłony, gdy słońce zachodzi, by nie patrzeć w jego krwiste oblicze. Może piszesz o nas, bo w przeciwieństwie do mnie próbujesz sobie przypomnieć, kim byłeś. Gdy zadomawiam się w nowym miejscu, w nowej osobie...Twój narzeczony dobija się do moich drzwi. Zamierzam walczyć o Albusa Severusa. Tego, który nosi imię po dwóch dyrektorach Hogwaru. Po facecie, którego mój ojciec miał zabić. Po ojcu chrzestnym mojego ojca. Może czas, bym spojrzał w oczy Scorpiusowi. Nie ważne jak nazwałeś swoją powieść, to o nim piszesz wszystkie nieopowiedziane historie. W taki czy inny sposób przeznaczenie puka do drzwi człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro