SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 37
Dzisiaj ledwo się wyrobiłam. Ale obiecałam sobie pisać codziennie, żeby nabrać nawyk do pisania własnej książki:)
*
Gaara siedział przy biurku w gabinecie i nerwowo stukał o nie palcami. Nie miał pojęcia, co robić. Wtedy, gdy Sakura na jego prośbę, żeby z nim zostali, odpowiedziała, że nie wie i musi to przemyśleć, uszanował jej decyzję.
To nie było łatwe dla nich obojga, chciał dać jej czas. Tyko nie wiedział, co będzie potem. Nikt z nim wcześniej na ten temat nie rozmawiał, dlatego Gaara nie rozumiał kobiet i całe życie był sam.
– Kazekage, przybyła panienka Temari – poinformował jeden ze starszych strażników wioski.
– Pani! – warknęła Temari, wchodząc do środka. – Jestem mężatką!
– Tak, proszę mi wybaczyć. – Mężczyzna kiwnął głową. – Przepraszam, panienko – dodał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
– Daj spokój. – Gaara uśmiechnął się lekko widząc jej irytację. – Trudno im się przyzwyczaić, znają cię od dziecka.
– Ciebie też, a jednak tytułują cię Kazekage – prychnęła Temari i usiadła naprzeciwko niego.
Rozejrzała się po gabinecie. Czuła, że coś się zmieniło, mimo że wszystko na pozór wyglądało tak samo. Może to ten nowy kaktus, który stał w oknie? Może zasłony były jakieś inne? A może to jej brat? Wydawał się jakiś dziwny.
– Co cię tu sprowadza? – zapytała Gaara.
Był szczerze zdumiony, gdy kilka dni temu dostał informację, że się tu wybiera. Czy nie powinna być teraz, zwłaszcza teraz, z mężem?
– Musze zrobić sobie wakacje od Shikamaru? Wiesz, co ja musze znosić? Obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Niby taki geniusz, a idiocieje na wzmiankę o ciąży... I w ogóle co tu tak duszno?
Zdjęła z pleców wachlarz i machnęła nim tak intensywnie, że wszystkie papiery z biurka i rzeczy z szafek pospadały.
– On z tobą też chyba nie ma lekko – mruknął Gaara, którego siła wiatru pchnęła na ścianę.
– Coś mówiłeś? Jestem w ciąży! Masz mnie traktować z szacunkiem!
Gaara pokręcił głową. Raz Temari narzekała na to, że Shikamaru obchodzi się z nią jak z jajkiem, a zaraz potem wypominała, że jest w ciąży. Czy kobiety nie mogłyby być mniej skomplikowane?
Teraz, patrząc na Temari i jej zmienne nastroje, coś mu przyszło do głowy. Bo w końcu kogo miałby zapytać jak nie ją? Była jego siostrą.
– Chciałbym coś wiedzieć.
Westchnął, bo to był dla niego naprawdę trudny temat, ale w końcu się zdecydował. I tak w końcu wszyscy się dowiedzą.
– Jesteś jedyną kobietą, z którą mogę na ten temat porozmawiać, nie znam za bardzo innych.
– To może powinieneś poznać? – Temari zastanowiła się. – Jesteś Kazekage, na pewno dużo z nich się zainteresuje.
– Nie, nie o to chodzi. – Gaara odetchnął ciężko. – Sakura jest w ciąży i...
– Co?! – Oczy Temari rozszerzyły się ze zdumienia. – Czekaj... Jak to w ciąży? To dlaczego wysłałeś Hideakiego do Konohy?
– Nigdzie go nie wysyłałem. Sam mnie o to poprosił... – Gaara zastanawiał się, jak to powiedzieć. – Oni się rozstali. A Sakura... To ja będę ojcem.
– Że co?! – krzyknęła Temari, nie wierząc w to, co słyszy. – Ale... Jak to? Przecież... Żartujesz prawda? Kpisz sobie ze mnie?! – Temari miała ochotę walnąć go wachlarzem.
– Wiesz, że ja nigdy nie żartuję – odpowiedział spokojnie Gaara, powstrzymując piaskiem zapędy swojej siostry.
– No to... Ale jak? Jeszcze niedawno byli razem w Konoha. Ty się raczej nie nadajesz na podrywacza czyichś dziewczyn, więc naprawdę pytam jak? Mów, bo i tak się dowiem!
– Temari, niektórych tematów lepiej nie poruszać. – Gaara oparł się o stół i splótł palce. – Po prostu powiedz mi, co w takiej sytuacji robić.
– Prosisz mnie o radę?
Wyraz twarzy Temari diametralnie się zmienił. O tak! W momencie, gdy wszyscy zostali złapani w Nieskończone Tsukuyomi, właśnie o tym śniła. Każdy wówczas chciał znać jej danie, prosił o pomoc w wyborze, mówił, że jest niezbędna. A teraz to się ziściło!
– Nadal będę musiała dojść z tym do porządku dziennego, ale mów, co chcesz wiedzieć? Na pewno to ja najlepiej ci doradzę.
*
Naruto siedział w szpitalnej poczekalni i gniótł w rękach łodygę słonecznika.
Odkąd Hideaki tu trafił, medycy ciągle się nim zajmowali i nie pozwalali wejść nikomu innemu. Nadal był nieprzytomny. Naruto słyszał, co mówią w międzyczasie. Jego puls słabł, a powieki nie reagowały na żadne bodźce. Niech to szlag, dlaczego do tego doszło? Dlaczego Sasuke zrobił coś takiego? Owszem, mógł być zazdrosny, ale...
– Trzeba wezwać panią Tsunade – usłyszał głos jakiegoś starszego lekarza. – Uszkodzenia są bardzo poważne.
– Jest aż tak źle?
– Niestety. Stan jest krytyczny.
Naruto jeszcze bardziej zacisnął palce na łodydze.
Kiedy Tsunade przybyła o szpitala, rozgoniła wszystkich i weszła do środka pokoju, w którym leżał Hideaki. Już wcześniej na korytarzu powiedziano jej, co się stało i jakie są przypuszczenia. Najprawdopodobniej bardzo silne genjutsu, które mogło uszkodzić mózg.
Tsunade od razu przyłożyła Hideakiemu rękę do czoła i wysłała charkę w głąb ciała. Po chwili, gdy ją odsunęła, westchnęła ciężko. Wiedziała, co to jest i dlaczego nikt sobie z tym nie poradził. Objawy były identyczne jak te Kakashiego po walce z Itachim Uchihą. Genjutsu. Bardzo silne, wpływające na psychikę genjutsu, które tylko ktoś z Sharinganem mógł wykonać. Tylko nie wiedziała jeszcze jakiego typu
– Naruto – wyszła na korytarz. – Gdzie jest Sasuke?
– Nie wiem – Naruto pokręcił głową. – Pokłóciliśmy się i gdzieś zniknął.
Spuścił głowę. Tak, pokłócili się naprawdę na poważnie. Zazdrość zazdrością, ale Sasuke z tej wściekłości zrobił Hideakiemu dużą krzywdę. Stan krytyczny... Dlaczego, no dlaczego zamiast porozmawiać, zaatakował od razu potężną techniką? Omal go nie zabił.
– Lepiej go znajdź. Bo ma naprawdę bardzo poważne kłopoty.
Naruto skinął głową.
– Zostawię tylko Hideakiemu kwiatka.
*
Sasuke, odkąd Naruto zabrał Hideakiego do szpitala, poszedł do lasu wyładować się. Miał nadzieję, że gdy wróci, zastanie go tu. Niestety. Dlatego teraz snuł się po domu i rozmyślał.
Fakt, poniosło go. Zareagował zbyt impulsywnie, zaatakował tak, jakby chciał zniszczyć wroga. Niby było powiedzenie, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, ale złamał zasady narzucone mu przez wioskę.
Był świadomy, że w końcu się dowiedzą i po niego przyjdą, dlatego usiadł na werandzie. Tym razem też, jak wtedy na placu Głównej Siedziby Wioski, nie zamierzał stawiać oporu.
Kuramek, który najwyraźniej wyczuł jego nastrój, podszedł i położył mu łeb na kolanach.
– Czego chcesz, poczwaro? – mruknął Sasuke, nie patrząc jednak na niego, a na zachodzące słońce.
Czy żałował tego, co zrobił? W pewnym sensie tak, bo Naruto naprawdę się na niego wściekł. Zanim podniósł bezwładne ciało Hideakiego, wyrzucił mu, że jest bezlitosnym draniem i że mogli po prostu porozmawiać.
Porozmawiać. Nigdy nie rozmawiali. Zwykle bez słów obijali sobie gęby i to rozładowywało wszelkie napięcia. Ale to wychodziło zawsze tylko między nimi. Nigdy nie było jakiejś trzeciej osoby.
Hideaki za dużo namieszał w ich życiu. I, czego Sasuke aż do dzisiejszego dnia nie chciał przyznać nawet sam przed sobą, był zagrożeniem. Pierwszym realnym zagrożeniem dla ich związku. Musiał jakoś zareagować.
Poczuł liźnięcie ręki i spojrzał w dół.
– No czego? Naruto nie ma, jest w szpitalu z tym... – zamilkł i prychnął. – Idź sobie, jesteś irytujący.
Położył się na deskach werandy. Przypomniał sobie dzień, w który go po wojnie ułaskawili. Podpisał wtedy oświadczenie o nieużywaniu technik ocznych przeciw mieszkańcom wioski. Musiał się zgodzić, nie miał wyjścia. Chociaż na takim Kibie chętnie by ją zastosował między innymi za to za to, że wcisnął mu poczwarę. Mieszkańcy wioski... Jakby oni byli... Zaraz! Wioski! Mieszkańcy wioski! Dlaczego ona na to nie wpadł wcześniej?
– Sasuke Uchiha? – usłyszał i zobaczył przed sobą trzech ANBU. – Pójdzie pan z nami.
– Nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro