Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog.

Nie wierzę, że to mówię, ale udało mi się to skończyć. 

Wiem, że powinnam była już daaawno temu dodać ten rozdział i pewnie mało kto tutaj został - ale niczego bardziej nie nienawidzę, jak niezakończonych historii. Zbierałam się i zbierałam, by w końcu napisać ten epilog. Jeśli ktokolwiek czytał tę "książkę", to wie, jak beznadziejnie mi szło z pisaniem końcówki - tak to jest, jak się wyjdzie z fandomu :/  łatwo wyjść, o wiele ciężej wejść ponownie. 

Tak czy siak, by nie przedłużać, jeśli ktokolwiek nadal to czyta - enjoy, oto oficjalne zakończenie.

----

Byakuya czekał na nią, z miną jak zawsze ponurą oraz rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ichigo podziękowała bezgłośnie niebiosom za to, że Shinigami miał choć tyle rozumu, by czekać na nią na uboczu. Coś czuła, że dyskusja, która ich czekała, nie będzie należała do najspokojniejszych oraz że lepiej, by odbyła się bez postronnych świadków. 

Zignorowała swojego ojca, wykłócającego się o coś zawzięcie z kapitanem Hitsugayą. To była kolejna rzecz, której nie przewidziała. Dlaczego jej ojciec musiał się udać do Soul Society? I dlaczego musiał się od razu wdawać z kimś w kłótnie? Czy naprawdę aż tak ciężko było żyć w spokoju?

Przemknęła obok Rukiego, który dyskutował o czymś z Ganju oraz Kuukaku. Po ich twarzach rozpoznała, że mówią o czymś poważnym i że ona nie powinna się wtrącać w coś, co nie było jej historią. 

Miała własne problemy, które nosiły imię Byakuya. 

Podeszła do niego, nie wiedząc za bardzo, jak się powinna zachować. Spotykała się z nim po raz trzeci jako Ichigo Kurosaki, ale wcześniejsze spotkania... Pierwsze było pełne emocji, a drugie wręcz przeciwnie, pozbawione ich. Nie mieli czasu, by porozmawiać szczerze, gdy Zaraki Kenpachi siedział jej na ogonie. 

Zatrzymała się. 

- Przyszłaś do Soul Society. - Byakuya odezwał się pierwszy. I o ile zwykle była w stanie się domyśleć, o czym myśli, teraz nie była w stanie. Był zły? Udzielał jej reprymendy? A może był dumny, że stanęła przeciwko Soul Society i przeżyła? 

- Przyszłam. - Potwierdziła. 

Między nimi zapadła cisza. 

- Jesteś świadoma tego, że w zwykłych okolicznościach właśnie teraz czekałaby cię egzekucja?

- Ale to nie są zwykłe okoliczności - odważyła się powiedzieć. Uśmiechnęła się lekko, a jej kolejne słowa zostały wypowiedziane z większą pewnością siebie: - Wiedziałam o tym już w chwili, gdy się tutaj udawałam. Nie jestem taka głupia, by planować umrzeć tak po prostu. Poza tym, nie miałam zamiaru siedzieć cicho, gdy mój przyjaciel może w każdej chwili zostać ścięty. 

- Co nie zmienia faktu, że przyszłaś do Soul Society, wiedząc o tym, że już i tak wasze stosunki nie były... najlepsze. Mało tego, musiałaś się pokazać każdemu, komu tylko mogłaś. Oraz musiałaś stanąć przeciwko jednemu z kapitanów Gotei 13. O czym ty myślałaś?

Ah. A więc jednak otrzymywała reprymendę. 

Zaśmiała się cicho. 

- Wiem, że może i moje zachowanie było nieco lekkomyślne...

- ...raczej bardzo, a nie lekko.

- ...ale nie miałam innego wyjścia! - dokończyła. Podniosła oczy do góry. Dlaczego Byakuya musiał być od niej wyższy? Osobiście uważała to za niesprawiedliwe. - Jakby się dało wymyślić coś innego, to bym to zrobiła. A że się nie dało, wybrałam najlepszą z możliwości. I zobacz, zadziałało! Ruki żyje, ja żyję, Soul Society się trzyma i przy okazji odkryliśmy zdrajców, którzy się w nim kryli!

- Ale wszystko mogło się skończyć w zupełnie inny sposób - oparł chłodno mężczyzna. 

- No ale się nie skończyło! - jęknęła. 

- Zresztą - wszedł jej w słowa, nim zdążyła dodać coś jeszcze - mogłaś się choć ze mną skontaktować. Gdybym wiedział, co planujesz, mógłbym...

Nie dokończył. Mógłby co? Pomóc jej? Albo zadbać o to, by wróciła do domu i przestała się narażać?

- Tak czy siak, powinnaś powiedzieć mi, że się udajesz do Soul Society. 

Ichigo wywróciła oczami. 

- Wiem, wiem - westchnęła. - Moja wina. Przepraszam, dobrze?

Po twarzy mężczyzny odczytała, że ten nie był zadowolony z odpowiedzi. Musiał być zły. Pytanie tylko, czy na nią, czy też na coś innego? 

Nie, jednak zdecydowanie był zły na nią, stwierdziła Ichigo, gdy Byakuya nie odezwał się przez chwilę. 

Cóż, musiała przyznać, że miał prawo być na nią zły... Ale z drugiej strony, nie musiała mu wszystkiego mówić. To nie było tak, że znowu byli ze sobą, no nie? A może jednak byli? Nie miała pojęcia. 

- Następnym razem, gdy będę planować atak na Soul Society, postaram się poinformować cię z wyprzedzeniem - obiecała. 

- Następnym razem? - powtórzył, a Ichigo zrozumiała, że popełniła błąd. 

- To nie znaczy, że planuję w najbliższym czasie coś takiego! - zastrzegła od razu. Zamachała szaleńczo rękami, jakby zmazując w powietrzu plany tego pomysłu. - Ale nie mogę przewidzieć tego, co się stanie! Muszę wziąć pod uwagę różne opcje!

- Byłbym wdzięczna, gdybyś nie brała pod uwagę dalszego niszczenia Soul Society - odparł Byakuya. - Nabawiłaś się dzisiaj za kilka następnych lat. 

Z jakiegoś powodu Ichigo stwierdziła, że niebo za nim jest ciekawsze, niż on sam. 

- Przepraszam? - spytała. 

- Za słowami powinny iść czyny - westchnął ciężko Byakuya. Wydawał się być nagle zrezygnowany, jakby nie wiedział, jak do niej przemawiać. A może po prostu się poddał próbować przemówić jej do rozumu?

- Oh, wiem - odparła i, tknięta nagłym impulsem, chwyciła jego dłoń. - Chodźmy, Byakuya-sama. Zaraz nasza nieobecność zostanie zauważona. 

Pociągnęła go delikatnie za sobą. Uśmiechnęła się łagodnie, widząc, że mężczyzna patrzył na nią niechętnie. 

- No co? - spytała. - Wolałbyś tutaj zostać?

- Nie, jednakże...

Nie dokończył, ale nie musiał. Mogła się domyślić, co go dręczy. 

- Ludzie i tak się zaczną wkrótce dopytywać, skąd się znamy, Byakuya-sama - zauważyła. - Tak samo ktoś prędzej lub później zauważy, że posiadam Zanpakutou Hisany. Wątpię więc, by był sens w zaprzeczaniu tego.

- Jest w tym trochę racji, ale...

- Nie przesadzajmy już - weszła mu w słowa Ichigo. - Nic złego się nie stanie. 

Odwróciła się i raz jeszcze pociągnęła go za sobą. Tym razem nie protestował. Ichigo westchnęła w duszy. Tak, będą musieli o tym na poważnie porozmawiać. Byakuya nie znał jej dobrze; nie nowej jej. Może i powiedział, że mu to nie przeszkadza, ale równie dobrze mógł być to efekt ich spotkania. Co, jeśli ostatecznie dojdzie do wniosku, że nie będzie w stanie jej pokochać? 

Będą musieli zacząć spędzać ze sobą więcej czasu, jeśli to miało w ogóle wypalić, przemknęło przez głowę Ichigo, gdy szli w stronę zgromadzonych. Będą musieli się poznać na nowo. Raz jeszcze ustalić, jak powinny wyglądać ich relacje. 

Ale to była dopiero przyszłość. Póki co Ichigo wystarczało, że Byakuya szedł za nią, że był tutaj, przy jej boku. 

Gdy dotarli do Rukiego, chłopak był już sam. Głowę trzymał spuszczoną, ale gdy podniósł na nich wzrok, w jego oczach widniało coś jakby ulga i szczęście. O czymkolwiek rozmawiał z Ganju i jego siostrą, musieli dość do jakiegoś porozumienia. 

- Ichigo i... nii-sama? - spytał z niedowierzaniem. - Co robicie... razem?

Ichigo uśmiechnęła się. 

- Dobrze widzieć, że wszystko z tobą w porządku, Ruki - odpowiedziała, ignorując jego pytanie. - To było kilka szalonych dni. 

Ruki zamrugał oczami.

- Tak, było - powiedział powoli. Jego wzrok chcąc nie chcąc powędrował do Byakuyi, stojącym obok dziewczyny. - Nii-sama, ja... To wszystko, co tutaj się wydarzyło...

Nie dokończył. Opuścił wzrok, ale jego oczy nie wytrzymały na ziemi zbyt długo. Już po chwili wędrowały w stronę swojego brata. 

- Klan Kuchiki jest jednym z Czteru Wielkich Rodów Szlacheckich - zaczął Byakuya. - Musimy być przykładem dla reszty shinigami. Jeśli my nie będziemy przestrzegać prawda, kto wtedy będzie to robić?

Słysząc to, Ruki znowu opuścił głowę. 

Jego brat miał rację, jak zawsze zresztą. Tym razem wszystko skończyło się dobrze - ale mogło być o wiele gorzej. Gdyby nie zdrada kapitana Aizena... Ironicznie, gdyby nie ona, to Ruki mógłby skończyć jako wróg Soul Society - i pociągnąć za sobą swoich przyjaciół, którzy tylko chcieli mu pomóc. 

- ...w to wierzyłem przez długi czas - dalsze słowa jego brata sprawiły, że Ruki drgnął gwałtownie. - Powiedziałem ci wcześniej, że twoją siostrą była Hisana, czyż nie?

Stojąca obok niego Ichigo wydała z siebie stłumiony krzyk protestu, rzucając długowłosemu spojrzenie mówiąca "dlaczego mi nie powiedziałeś, że mu powiedziałeś już o tym?". Została zignorowana.

- Owszem - kiwnął głową Ruki, cały czas nie rozumiejąc, do czego zmierza jego brat. 

- Ożeniłem się z Hisaną wbrew woli naszego klanu. Ciebie także przyjąłem wbrew woli starszych. Uważali, że jest to skala na naszym honorze... ale ty byłeś młodszym bratem Hisany. Przyjąłem cię, nie zważając na to, co mówią starsi. Niedługo później przysiągłem na grób moich rodziców, że jest to ostatni raz, gdy łamię zasady. 

Ichigo ponownie wydała z siebie dziwny odgłos, gdy walczyła z samą sobą, tym razem, by nie wykrzyknąć: "o tym to mi nie powiedziałeś!". 

- Kiedy zostałeś skazany na śmierć, przez pewien czas nie wiedziałem, co mam robić - przyznał Byakuya. - Dotrzymać obietnicy złożonej Hisanie, by cię chronić? Dotrzymać obietnicy złożonej rodzicom, że będę zawsze przestrzegać prawa?

Ichigo nagle zainteresowała się czubkami swoich palców. 

- Teraz wiem, że pewnych obietnic nie powinno się składać. Za swoje wahanie jestem ci winien przeprosiny. 

Powiedziawszy to, Byakuya odwrócił się od nich. 

- Resztę zostawiam tobie, Ichigo - mruknął i odszedł. 

Ruki zamrugał kilkakrotnie oczami, patrząc na swoją przyjaciółkę. 

- Co tu się dzieje? - zadał pytanie, które siedziało w jego głowie przez większość tego dnia. - I co cię łączy z moim bratem? To znaczy, jestem ci wdzięczny za przyjście tutaj i uratowanie mnie i w ogóle... Gdyby nie ty i reszta, pewnie byłbym teraz martwy... Co z tego, że teoretycznie jestem już martwy... ale mniejsza z tym, dziękuję i tak. Ale, Ichigo, co się tutaj dzieje?

Dziewczyna uśmiechnęła się nieco niepewnie, po czym wzięła głęboki oddech i powiedziała:

- Musimy pogadać, Ruki. I to poważnie. 

----

Spotkała się z nim ponownie kilkanaście minut później.

Byakuya czekał na nią - ponownie, z tą samą ponurą miną, jakby właśnie zamierzał kogoś zabić. Z jakiegoś powodu poczuła, że się uśmiecha, gdy tylko ją zobaczyła. Dobrze było wiedzieć, że on jeden się nie zmienił, choć w jej życiu ostatnio tak wiele się zmieniało. 

- Jak zareagował? - spytał na dzień dobry Byakuya. 

- Hm... - zamyśliła się Ichigo. - Na samym początku stwierdził, że jestem szalona. Potem, że mam nie wymyślać takich rzeczy. Potem wszedł w fazę "skąd ty w ogóle o tym wiesz?". Gdy już mi uwierzył, był... hm, chyba zdezorientowany? Jakby nie wiedział, czy ma się cieszyć, płakać, przeklinać mnie czy uciekać jak najdalej. Nie dziwię mu się zresztą, teoretycznie nasze relacje są teraz co najmniej dziwne. Ale poradzimy sobie. Dość dobrze się z nim dogaduję. Wszystko będzie w porządku. 

- To dobrze. 

- Wiem - uśmiechnęła się. - Potrzebujemy trochę więcej czasu... Ale naprawdę cieszę się, że już po wszystkim oraz że mu to powiedziałam. Ruki zasługiwał na to, by znać prawdę.

Zamilkła. 

Oboje nie odzywali się przez jakiś czas. 

- Co masz zamiar teraz zrobić? - odezwał się ostatecznie Byakuya. 

- Wygląda na to, że Soul Society pozwoli mi nadal być Zastępczą Shinigami, więc pewnie będę kontynuować swoją robotę tam. To więc oznacza, że mogę przyjmować gości - zerknęła na niego kątem oka. 

Wcześniej wyrażał chęć podtrzymania ich relacji, jakie mieli, gdy była Hisaną. Miała nadzieję, że teraz się nic nie zmieniło. 

- Skończyłem ze sztywnym trzymaniem się reguł - westchnął Byakuya. - Więc nie licz na to, że gdyby Soul Society zakazało mi się z tobą spotykać, to bym to zrobił. 

- Nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę się cieszę z faktu, że nie będziesz się trzymał zasad - zaśmiała się cicho i przybliżyła się do niego. - Choć, gdybyś miał zamiar nie udawać się na Ziemię, możesz być pewny, że miałbyś w przyszłości pewnego gościa. Kurosaki Ichigo jest dość upartą osobą, mnie tak łatwo się nie pozbędziesz. 

- Zadziwiające, Kuchiki Hisana także była uparta - odpowiedział. - Choć ona była przynajmniej wychowana i miałaby na tyle dobre maniery, by się zapowiadać. 

- Oh, a wiec jeśli się zapowiem, to wolno mi wpaść? 

- Tego nie powiedziałem. 

- Ale chciałeś, prawda? - Ichigo uśmiechnęła się lekko i wspięła się na palce, by być nieco wyższa. - Chyba że nie lubisz już Kurosaki Ichigo, ponieważ nie jest ona dokładnie tym, kim była Kuchiki Hisana? Czy teraz, gdy minęło już trochę więcej czasu, jesteś w stanie myśleć na trzeźwo? Czy teraz wiesz już, że...?

Nie dokończyła, bowiem w tej samej chwili usta mężczyzny przykryły jej usta. Zszokowana, nawet nie pomyślała o tym, by się opierać. 

- Upewniłem się - usłyszała chwilę później. 

- Hę? - zdziwiła się, równocześnie przeklinając swoje policzki. Dlaczego czuła się, że robią się czerwone?

- Na dzień dzisiejszy czuję, że jestem w stanie zaakceptować Kurosaki Ichigo - kontynuował Byakuya. - Oraz że nie mam zamiaru pozwolić jej się gdziekolwiek oddalić. Mamy nadal zbyt wiele do omówienia, czyż nie? Musimy się poznać, raz jeszcze. 

Uśmiechnęła się, tym razem radośnie. 

- Masz rację - zaśmiała się. 

- Ja zawsze mam rację. 

- A przed chwilą, co to miało być? Słowa, które wypowiedziałeś do mojego brata? Zapomniałeś o nich, Byakuya-sama?

Długowłosy odwrócił wzrok na bok; gest, który często wykonywał, gdy byli małżeństwem i nie wiedział, jak zareagować na jej żarty. 

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i złapała za jego dłoń. Jak zawsze, jej ciepło dodawało jej odwagi i otuchy. 

- Wiele się zmieniło, Byakuya-sama - szepnęła, wracając do ich głównego tematu. - Ja się zmieniłam. Jednakże, jeśli jesteś skłonny zacząć raz jeszcze, ja także za tobą podążę. 

- Hisana... - zaczął, po czym urwał. 

Jego samego ogarnęły wątpliwości. Czy dziewczyna chciała, by nadal ją tak nazywał, biorąc pod uwagę, kim teraz była, jak wyglądała? 

- Hisana - kiwnęła głową Ichigo, łapiąc jego spojrzenie i wyczytując z jego oczu niezadane pytanie. - Chciałabym, byś mnie tak nazywał, Byakuya-sama. Nie chcę stracić swojej części jako Hisana. Nie jestem już tylko Kurosaki Ichigo, ale dla świata nią pozostanę. Dlatego właśnie chciałabym, byś mnie tak nazywał. Tylko ty, Byakuya-sama. 

Nie wyobrażała sobie, by Ruki bądź jej przyjaciele mieli zacząć wołać na nią "Hisana". 

Ale chciała, by choć jakaś jej cząstka z tego, kim wcześniej była, pozostała. 

Słysząc jej słowa, Byakuya uśmiechnął się lekko, w jego oczach pojawiła się ledwo dostrzegalna ulga. 

- Zrozumiałem - odpowiedział, ściskając jej dłoń. 

- Dziękuję, Baykuya-sama - powiedziała, poddając się czarowi chwili i wtulając się w niego. Nie zesztywniał, nie sprzeciwił się w żaden sposób, co sprawiło, że uśmiechnęła się i rozluźniła. 

Wiele przeszła odkąd została Zastępczą Shinigami. Prawie umarła, i to nie raz. Została wrogiem Świata Zmarłych, odzyskała wspomnienia z przeszłego życia oraz, co najważniejsze, odnalazła swoją dawną miłość, która, jak się okazała, wcale nie była martwa. 

Tak - wiele się wydarzyło. 

Nie wiedziała jeszcze, co czeka ich w przyszłości. Nie mogła zapominać o groźbie kapitana Aizena, który na pewno wróci, prędzej czy później i przyniesie ze sobą zniszczenie. Być może nadejdą chwile ciężkie i smutne. Być może przyjdzie dzień, w którym pożałuje, że odzyskała swoje wspomnienia. Być może przyjdzie dzień, gdy znienawidzi Hisanę. Ale być może wręcz przeciwnie - będzie wdzięczna światu za to, że nią jest. 

Nie wiedziała, jaka będzie przyszłość. 

Wiedziała jedynie, co teraz czuła. Wiedziała, że chce przebywać ze swoimi przyjaciółmi, rodzicami - a nade wszystkim, z mężczyzną, którego kochała i który zrobił dla niej tak wiele. Z kimś, kto cały czas ją kochał i który nigdy nie przestał o niej myśleć. Wiedziała, że z nim u swojego boku, będzie w stanie poradzić sobie z wszystkim. 

Było jeszcze tak wiele rzeczy, które chciała z nim zrobić, które chciała mu powiedzieć, pokazać... Tak jak sam powiedział, musieli się poznać na nowo. Już teraz czuła, że zakocha się w nim raz jeszcze i mogła się tylko modlić, że z nim będzie tak samo. 

Póki co nie chciała o tym myśleć. 

Ponieważ póki co ona - Kurosaki Ichigo, a także i Kuchiki Hisana - była szczęśliwa. 


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro