Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.Frank

Pół godziny przed północą, Frank i Gerard rozłożyli ciasteczka, czipsy i inne słodkości na stół oraz przyszykowali sobie ciepły koc, bo na dworze aktualnie było dziesięć stopni na minusie, a chcieli pooglądać fajerwerki. Co prawda Frank nie był ich wielkim zwolennikiem, ale co roku lubił popatrzeć jak niebo nabiera coraz to ładniejszych kolorów. Do spokojnego życia wystarczyło mu to, że nie przyczyniał się do straszenia zwierząt. Rozmawiali o czymś, aż budzik zadzwonił na pięć minut przed północą. Założyli na siebie ciepłe ubrania i otulili się kocem. Aby nie spadł z nich, musieli się przytulić do siebie, co nie przeszkadzało im szczególnie bardzo. Wyszli na dwór i spojrzeli w niebo, na którym powoli zaczęły pojawiać się kolorowe rozbłyski.

Wybiła północ. Niebo nabrało nowych kolorów, na kalendarzu oficjalnie wisiała data pierwszego stycznia dwa tysiące dziewiętnastego roku. Frank wtulił się mocniej do Gerarda i spojrzał na niego. Światła fajerwerków barwiły jego twarz, na której widniał uśmiech.
Gdy zrozumiał, że Frank na niego patrzy, również odwrócił głowę w jego stronę. Praktycznie stykali się nosami.

Frank długo się powstrzymywał, ale te zielone oczy wywierały w nim dziurę na wylot. Brzuch Franka szalał, serce biło tak szybko, że Frank się dziwił że się nie zatrzymało.

Ich usta złączyły się, ale nie zainicjował tego pocałunku Frank, tylko Gerard. Gdy pierwszy szok minął, zaczęli ruszać ustami, całując się namiętnie. Koc spadł z ich ramion, a oni przytulili się do siebie. Frank wplótł rękę we włosy Gerarda i delikatnie je pociągnął, na co Gerard wydał cichy jęk wprost w usta Franka. Odsunęli się od siebie i z polikami czerwonymi od zaskoczenia lub zimna spojrzeli się na siebie z delikatnym uśmiechem. Frank zabrał koc cały w śniegu i łapiąc Gerarda za rękę, poszli do domu. Nie odzywali się do siebie, nie wiedzieli co powiedzieć. Frank usiadł przy stole i zaczął zajadać się ciasteczkami myśląc o sytuacji sprzed chwili.

—Szczęśliwego nowego roku. — Gerard podszedł do Franka od tylu i oparł twarz o jego głowę.

—Szczęśliwego nowego roku.

—Przepraszam.

—Za co? — Frank odwrócił się przodem do Gerarda.

—Za ten pocałunek. — Gerard odszedł kawałek, a Frank szybko wstał i stanął obok niego, łapiąc go za ramie.

—Gerard. Nic się nie stało.

—Stało się. Naprawdę cię przepraszam, Frank.

Gerard chciał odejść, ale Frank złapał go za rękę i obrócił do siebie, przyciągając go. Złączył ich usta w pewny pocałunek.
Ta chwila trwała dla nich wiecznie, ich serca szalały, a napięcie rosło. Spojrzeli po sobie zarumienieni i głośno oddychając.

—Kocham cię, Gerard. — Powiedział prawie szeptem. Gerard nie wiedział co odpowiedzieć, stał jak wryty i próbował przeanalizować słowa Franka.
Frank chciał się odsunąć, czując że za szybko postanowił wyznać swoje uczucia do Gerarda, ale ten mu nie pozwolił. Zamiast tego zamknął go w szczelnym uścisku, w którym trwali kilka minut.

********

—Mamo, proszę cię, zrozum mój wybór. — Frank opierał się o parapet.

—Frank, dlaczego nie chcesz być lekarzem? Masz predyspozycje do tego!

—Nie kręci mnie to. Chce wieść spokojne życie jak do tej pory. Możesz mnie wydziedziczyć, ale nie będę robił czegoś wbrew sobie.

Linda westchnęła i usiadła na stołku przy blacie kuchennym. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.

—Mamo? Co się stało? — Frank podszedł do niej i położył jej rękę na plecach.

—Rozwodzimy się z tatą.

Frank poczuł jakby cały jego świat właśnie rozpadł się na kawałki. Długo się nie odzywał, nie mogąc przetrawić tej informacji. Może nie miał nigdy najlepszych relacji z nim, ale kochał go i wiedział, że mama też go kocha. Zawsze wyglądali na szczęśliwych, nawet jak wracali zmęczeni z pracy, to poświęcali czas Frankowi, odrabiając z nim lekcje, czy pomagając mu się uczyć. Jeździli na wakacje, za granice lub gdzieś w kraju. Byli szczęśliwi.

—D-dlaczego?

—Zdradził mnie. — Kobieta zajęła się głośnym szlochem, a serce Franka na ten dźwięk pękało. Przytulił ją, a po jego policzkach również poleciało kilka łez.

—Będzie dobrze, mamo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro