⁴² - ʙᴜᴛ ᴅᴏɴ'ᴛ yᴏᴜ ᴍɪꜱꜱ ᴍᴇ ꜱᴏᴍᴇᴛɪᴍᴇꜱ?
↷ 슬픔은 영원 할 것이다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Lekko zdezorientowany Yuta nie miał zbytnio pojęcia dlaczego Sicheng stał przed drzwiami jego domu z kwiatami, torbą zakupów i szerokim uśmiechem na ustach o dziesiątej rano.
Powoli przetwarzał to co się dzieje, lustrując wzrokiem w to, co ubrany był chińczyk.
Podwinięte wysoko spodnie dżinsowe z dziurami tak dużymi, że więcej odsłaniały niż zasłaniały a do tego długie białe skarpetki oraz tego samego koloru koszulka na krótkich ramiączkach, przysłoniona częściowo rozpiętą koszulą flanelową.
Nowa fryzura też nie umknęła jego uwadze.
Wyglądał zupełnie jak nie on i gdyby nie poczuł jego charakterystycznych perfum, zapewne by go nie poznał.
— Co ci się stało? Ktoś cię okradł? — Zapytał zamiast przywitania, wciąż próbując przetworzyć jego krótko ścięte włosy i wyregulowane brwi.
— Oto efekty spędzania całego dnia z Jongsukiem, skarbie. Nie podoba ci się? — Puszczając mu oczko, wszedł do środka, gdzie kierując się do kuchni zaczął wypakowywać zakupy.
Był wciąż śpiący i nie rejestrował co się działo, dlatego wzruszając ramionami powlókł się za chińczykiem, w myślach układając sobie cichy plan, jak zabić Jongsuka za interwencję, o którą nikt go nie prosił.
Niepotrzebnie się wtrącał w to, jak się ubierał - jemu podobało się to jak ubierał się Dong.
Ten kujonowaty styl, dłuższe włosy, brązowe płaszcze i jasne koszule.
To było dla niego atrakcyjne.
Nie styl na badboya, w który ubierał się sam Nakamoto czy jego koledzy z drużyny.
Usiadł na krześle w kuchni, obserwując co robi chińczyk, który zrobił mu jego ulubioną herbatę i podał do tego suszoną żurawinę, którą ostatnio obydwoje polubili, nieważne że była ciężka do żucia i chciało się po niej pić.
Jego wzrok przykuły kwiaty w wazonie stojące na blacie o które miał już pytać, co zauważył Sicheng, spiesząc z odpowiedzią.
— To różowe gerbery, zobaczyłem je po drodze do ciebie i nie mogłem się oprzeć przed ich kupnem. Gerbery jako kwiaty symbolizują szczęście i ulgę od smutku - zaś ich różowa odmiana jest symbolem uwielbienia i podziwu oraz romansu i miłości; stąd uznałem, że śmiało mogę ci je wręczyć
Uśmiechnął się mimowolnie, słysząc to ostatnie zdanie.
Było to naprawdę urocze z jego strony i już nie mógł się doczekać aż opowie o tym Tenowi, który zzielenieje z zazdrości i będzie krzyczał na Seo, że się nie stara i powinien brać przykład ze swojego współlokatora.
To nic nie znaczący gest z jego strony i nie musiał przypisywać temu drugiego dna, jednak nigdy nie dostał od nikogo kwiatów, zwłaszcza takich o miłosnym podtekście.
Prezenty od Tzuyu się nie liczyły (poza tym wyrzucał je od razu do śmieci, bojąc się powtórki z rozrywki, gdy spędził cały weekend na toalecie po zjedzeniu jej babeczek. Dlatego wolał nie ryzykować i pozbywać się każdego dowodu swojego potencjalnego morderstwa).
— Nie wiedziałem, że stać się na romans i to w takim wydaniu. Chyba cię nie doceniałem
— Potrafię być bardzo czuły i romantyczny. Nie mów mi, że tego nie dostrzegłeś wcześniej
— To po tym, jak zanudziłeś mnie do śmierci w parku, wybrałeś najgłupszą komedie na świecie czy sprowadziłeś do swojego domu tą małpę, która chciała mi cię zabrać? — Zaczął wyliczać na palcach, kończąc pić herbatę i obserwując jak Sicheng kroił marchewkę.
Marszcząc brwi, chińczyk myślał nad tym, co powiedział mu Yuta odnośnie jego definicji romantyzmu i nie widział za bardzo nic w tym złego.
Starał się jak tylko mógł i mimo, że nie był standardowym Rudolfem Valentino, to odnosił wrażenie, że do tej pory szło mu nawet w porządku.
— Może idź się lepiej umyj i przebierz w coś innego niż powycierane koszulki, ukradzione od Tena — Powiedział, wskazując na niego nożem, na co chłopak tylko pokiwał głową i z nieukrywanym ociąganiem, wstał ze swojego miejsca.
Dobrze mu się siedziało w piżamie i potarganych włosach, ale wiedział, że Dong nie lubi jeść, mając na sobie rzeczy w których się śpi, dlatego pójdzie mu na rękę i zrobi jak chce.
Poza tym wciąż czuł na sobie zapach perfum, które zeszłego dnia mama Tena na nim testowała (cytrusowe nuty bardziej do niego pasowały, ale waniliowo-owocowe podobno bardziej oddawały jego charakter, z czym nie może się nie zgodzić).
— To koszulki Jongsuka, Ten śpi bez ubrań albo w koszuli nocnej — Mruknął na odchodne, zgarniając ze stołu garść suszonej żurawiny i idąc na górę do swojego pokoju, gdzie spędzi następne pół godziny, zastanawiając się, w co się ubrać i jakie skarpetki będą pasować najlepiej do jego ubrań.
Po wspólnie zjedzonym posiłku, na który składał się kimchi, fried rice, marynowana rzodkiew i babeczki brzoskwiniowo-jogurtowe (niestety kupne, jednak smakowo tak samo wybitne jak te domowej roboty), postanowili posiedzieć na tarasie Nakamoto, gdzie mogli obserwować ptaki siadające na małej fontannie, czy kwitnące drzewo magnolii.
— O czym tak myślisz? — Widząc zamyślonego Sichenga, patrzącego nieobecnym wzrokiem przed siebie, postanowił przerwać trwającą między nimi ciszę.
Polubił wspólne siedzenie w ciszy, gdzie poza ich dwójką i otaczającym ich spokojem, nic ich nie popychało, nie krzyczało na nich i pozwalało im być tu i teraz.
Tak po prostu - bez robienia czegokolwiek.
Huśtawka na której siedzieli, zaskrzypiała cicho, gdy Sicheng poprawiał swoją pozycję.
Spojrzał mu w oczy, łapiąc go za rękę, zanim powiedział:
— Wiesz, że gdy zaproponowano mi zastępstwo za panią Choi, początkowo nie chciałem się zgodzić? — Zaczął mówić, wzdychając głośno na myśl o wspomnieniu, którym miał się teraz podzielić z Japończykiem — Mierzyłem nieco ambitniej i aplikowałem do prywatnych uniwersytetów, chcąc pracować wśród najlepszych ludzi i mając najlepsze zasoby do poszerzania swojej wiedzy. Pragnąłem uczyć ludzi, którzy podzielają moją pasję i są skłonni do formowania hipotez, które mi również chodziły po głowie....
— Co jest złego w mojej szkole, co? — Obruszył się nieco, czując do czego powoli zmierza jego wypowiedź.
— Jest pełna sportowców, ścisłowców i przyszłych gwiazd rozrywki - nie ma tam prawie nikogo, kto tam jak ja kocha przeszłość; wy za bardzo biegacie za przyszłością, ignorując nawet teraźniejszość i chcąc sławy, pieniędzy i uwielbienia
— Powiedz po prostu, że gnębili cię w szkole średniej i oszczędź mi godzinę zbędnego wykładu — Zażartował Nakamoto, na co Sicheng dał mu pstryczka w nos i pokręcił głową, spodziewając się takiej a nie innej odpowiedzi.
Yuta był popularnym dzieciakiem, którego interesowały równie popularne i nowoczesne rzeczy.
Zawiesił na chwilę wzrok na jego twarzy, podziwiając to, jakiej był zapierającej dech w piersiach urody.
Wyglądał jak żywa lalka z proporcjonalnym nosem, pełnymi ustami i przenikliwym spojrzeniem.
Każdy centymetr jego ciała był idealny i w pełni rozumiał, dlaczego szkolne forum było zaśmiecone miłosnymi wyznaniami skierowanymi do niego.
Gdyby był taką dziewiętnastoletnią uczennicą, zapewne też by wysyłał mu takie anonimowe wiadomości.
— Nie miałem na myśli nic złego z tym gnębieniem wiesz? To tylko taki żart i jeśli cię uraziłem to przepraszam — Powiedział szczerze, bez jakiekolwiek cienia żartu.
— Johnny nalegał na to bym się zgodził i po prostu przyjął ją ofertę. Miała być tylko na rok i gdyby coś poszło nie tak, zawsze mogłem odejść. Z surowym podejściem do całej tej sprawy, chciałem w sposób chłodny i rzeczowy przeprowadzić moje pierwsze zajęcia, byle szybko móc udać się do domu i odhaczyć go w kalendarzu, ale coś mi w tym przeszkodziło
— Kto?
— Ty — Ciągnął dalej — Gdy wszedłeś spóźniony do sali... Nigdy nie widziałem kogoś równie pięknego co ty. Całe zajęcia mogłem patrzeć tylko na ciebie i im dłużej prowadziłem zajęcia, tym bardziej chciałem być blisko twojej osoby. Momentami podnosiłeś mi ciśnienie, gdy jak arogancki debil pajacowałeś na naszych dodatkowych zajęciach i nawet rozważałem by cię zabić. Tylko, że nie mogłem. Czułem, jakby coś między nami klikło i od tamtej pory nic nie było takie samo
— Nie potrafię odróżnić czy prawisz mi komplementy, czy może mnie obrażasz
— Widzę już, skąd się wzięło powiedzenie, że twój najlepszy przyjaciel jest brakującą częścią ciebie. Ty i Ten jesteście pod tym względem niczym jeden organizm — Zachichotał, zdając sobie sprawę, że chłopak najprawdopodoniej nie wyłapie jego drobnego żartu.
Był nieco głupawy w tych kwestiach i ciężko odróżniał naukowy żart od obrazy, jednak ta niewiedza czyniła go tym jaki był i dlaczego każdy tak bardzo za nim szalał (włącznie z nim samym).
— Sicheng, chyba się zgubiłem w tym co do mnie mówisz
— Zakochałem się w tobie Yuta — Wyznał, przygryzając dolną wargę — Po spędzonych miesiącach w twoim towarzystwie i godzinach wspólnych rozmów, przepadłem po prostu dla ciebie i nie mogę już tego dłużej w sobie dusić. Próbowałem to odstawić nieco na bok i skupić się na umowie, którą miałem z Johnny'm ale finalnie i tak przegrałem. Byłbym głupi, gdybym nie przyjął do świadomości, że oddałem ci całe serce i nie ma już dla mnie drogi powrotu
— Naprawdę? We mnie? Nie w Jieun?
— Te kilka lat temu wydawało mi się, że ją kochałem i byłem gotowy oddać dla niej wszystko, ale to przy tobie poczułem co tak naprawdę znaczy kochać i być kochanym. Ona jest dla mnie tylko przeszłością, która czasami przypomina o młodości i latach, w których nie byłem pewny tego, czego jestem pewny teraz.... Że to ty jesteś moją przyszłością i to przy tobie odrodziły się moje prawdziwe uczucia
Yuta słysząc to, co pragnął usłyszeć już dwa miesiące temu, gdy zobaczył po raz pierwszy przyjaciółkę Chińczyka i poczuł uścisk zazdrości w sercu, wiedział, że teraz jest ten magiczny czas, gdzie będzie już między nimi tylko lepiej.
Nie wahając się ani sekundy dłużej, wziął jego twarz w swoje dłonie, zamykając jego usta pocałunkiem, na który czekali już obydwoje wystarczająco długo.
Już nie musieli mijać się rozdrożach przeznaczenia, uciekając za każdym razem, gdy zbliżą się do siebie wystarczająco blisko.
Jongsuk powiedział mu kiedyś, że miłość potrafi przyjść w najmniej oczekiwanych momentach i miał całkowitą rację.
Nigdy nie zamierzał się zakochiwać w swoim całkowitym przeciwieństwie i to akurat teraz, gdy miał wybierać swoją przyszłość.
Wmawiał sobie, że samotność, w świecie sportu będzie jego przewagą, która pozwoli mu uzyskać aprobatę rodziców, dla której mógłby zrobić niemal wszystko.
Teraz to nie było wcale tak ważne.
Sport, ambicje rodziców i dawny styl życia powoli zanikały na liście jego priorytetów i zamierzał skupić się na sobie i swojej nowej miłości.
Odrodzenie, jakiego przyszło mu doświadczyć, zmieniło jego życie o sto osiemdziesiąt stopni, nadając mu zupełnie nowy i kolorowy tor, którym mógł wspólnie z Sichengiem kroczyć przez wspólne życie.
— Czyli teraz mogę mówić, że jesteś moim chłopakiem? — Zapytał go Nakamoto, kładąc głowę na jego ramieniu i patrząc na magnolie, której kwiaty kołysał wiejący leniwie wiatr.
— Możesz mówić o mnie jak tylko chcesz, pod warunkiem, że będziesz mnie przy tym kochał, tak mocno jak ja ciebie — Objął go lewą ręką, podążając swoim wzrokiem, w to samo miejsce co on, zatracając się powoli w pięknie i prostocie natury, która zmieniała się i rozkwitała powoli, tak jak ich miłość.
『dobrze, że yuta i sicheng wyjaśnili
sobie to, co leży im na sercu, bo ich historia powoli dobiega końca
i niedługo będą musieli się z wami pożegnać』
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro