Kosiarze, Neal Shusterman
Recenzję serii książek „Kosiarze” autorstwa Neala Shustermana przygotowała dla nas Vivienne_Clairette ❤️
Nie życzę ludzkości pokoju, wygody czy radości, a tego, by wciąż umierał skrawek naszej istoty, gdy stajemy się świadkiem śmierci drugiego człowieka i by ból empatii wciąż czynił nas ludźmi. Jeśli to stracimy, żaden bóg już nam nie pomoże.
Nealowi Shusthermanowi udało się zrobić coś, co nie wychodzi sporej części pisarzy. O czym mowa?
Czy przy czytaniu serii zdarza Wam się czasem zatrzymać i zadać sobie pytanie: jak do tego wszystkiego doszło? Ja bardzo często łapię się na tym, że sytuacja w drugim czy trzecim tomie tak diametralnie różni się od tej w pierwszym, że równie dobrze mogłabym czytać zupełnie inną historię. Płynny bieg fabuły to jedno, ale czasem brakuje pewnej spójności — odpowiedniego klimatu, jednolitego pióra i niezmiennego sposobu na prowadzenie narracji. Neal Shustherman zaszalał w „Żniwach śmierci” z ilością wydarzeń i zwrotów akcji, ale utrzymał pożądany, lubiany przeze mnie efekt — jego książki do siebie pasują, płynnie się przenikają i łączą w jedną historię.
No dobrze, ale o czym tak właściwie są „Żniwa śmierci”? To trylogia z pogranicza fantasy i science-fiction. Wyjątkowo innowacyjna, przesiąknięta technologią, nastrojowa i świetnie skonstruowana, a mimo to niezwykle lekka w odbiorze. Autorowi udało się uniknąć kolejnej pułapki — mimo że akcja dzieje się w odległej przyszłości, światem rządzi system, a ludzie zostali niemal całkowicie wyparci przez maszyny — wszystkie opisane przez niego procesy są zwyczajnie zrozumiałe i przemyślane, a nie jak to często w powieściach fantastycznonaukowych bywa, zbyt zawiłe i abstrakcyjne, byśmy jako czytelnicy mogli je zrozumieć.
Całość zaczyna się wprawdzie dość niewinnie — ot, poznajemy dwójkę niepowiązanych ze sobą dzieciaków. Citra i Rowan żyją w świecie w pełni zarządzanym przez Thunderheada — sztuczną inteligencję, która steruje wszystkim na tyle sprawnie, że świat zdołał zapomnieć o chorobach, korupcji, problemach z eksploatacją surowców naturalnych, braku pożywienia, czy śmierci. Ludzie są praktycznie wieczni, bo nawet kiedy umrą (niezależnie, czy celowo, czy nie), ambudrony zabierają ich do centrum ożywiania i wskrzeszają. Przy tym wszystkim nikt nie traci wspomnień. Wspaniała wizja, czyż nie?
Co w takim razie z kwestią przeludnienia, skoro ludzi przybywa? Oczywistym wydaje się, że kogoś trzeba ze społeczeństwa wyeliminować, ale tak jak i my mielibyśmy zastrzeżenia, gdyby to AI miało wybierać, kto z nas zginie, tak samo uwzględniono te obawy w trylogii Shusthermana. Rządy Thunderheada współistniały z działalnością Kosodomu — zorganizowanej grupy, która dokonywała trwałych zbiorów na ludziach. Zaprzysiężeni kosiarze zabijali według szczegółowych wytycznych. Nie mogli zebrać ani mniej, ani więcej osób, niż tego od nich wymagano, ani kierować się przy pracy jakimikolwiek uprzedzeniami. Ich zadaniem było tak dobierać ofiary, aby różnorodność na świecie pozostała niezachwiana. Ponadto po dokonaniu zbioru ich obowiązkiem było odnalezienie krewnych zmarłego i zapewnienie im rocznego immunitetu.
Jak można się jednak spodziewać, znaleźli się wśród nich również tacy, którzy upodobali sobie sam fakt zabijania. W pewnym momencie dochodzi więc do rozłamu Kosodomu na Kosiarzy Starej Gwardii i Nowy Porządek. Trzymające organizację w ryzach przykazania zostają reinterpretowane i podważane, wartości słabną, a Thunderhead nie może ingerować. Konflikt pomiędzy stronami się zaognia, system próbuje obejść własne zabezpieczenia i uratować ukochaną ludzkość, protagoniści zamieniają się miejscami z antagonistami, a sytuacja zmienia się diametralnie w zaledwie paru zdaniach.
Kolejna rzecz warta wspomnienia: bohaterowie są niesamowicie wykreowani. Nie brakuje im tak naprawdę niczego, mają swój własny sposób okazywania uczuć, poziom empatii, zrozumienia, ekspresyjności i zadowolenia z życia. Przyświecają im różne ideały, którym są w stanie w pełni się oddać, nawet jeśli oznacza to przysłowiową walkę z wiatrakami. Za niektórymi z nich ciągnie się przeszłość, inni noszą ciężar swoich decyzji i bycia autorytetem, ale każdy z nich ma w sobie coś, co urzecze czytelnika. Jedynie losy Roberta Goddarda nie zostały wciąż rozstrzygnięte, a to z całą pewnością przewrotna, kluczowa postać. Nie łudzę się, że da mi to spokój — najpewniej sięgnę po dodatek, czyli Opowieści z Kosodomu, w nadziei, że dadzą mi jaśniejszy obraz sytuacji.
Jeśli miałabym się wypowiedzieć na temat relacji zbudowanych przez Shusthermana w „Żniwach śmierci”, najbardziej w moje gusta wpasowały się chyba te pomiędzy kosiarzami. To właśnie wśród nich odnalazłam najcudowniejsze charaktery i osobowości — i nic dziwnego, skoro kandydaci do Kosodomu musieli cechować się rozsądkiem, empatią i wysokim poziomem wrażliwości. Myślę, że jarzmo odbierania życia wystawiało ich za każdym razem na próbę, dzięki czemu stawali się jeszcze bardziej powściągliwi. Cóż, przynajmniej ci należący do Starej Gwardii. Wracając więc do relacji między postaciami, jestem bezapelacyjną fanką tego, co łączyło kosiarza Faradaya z kosiarz Curie, Citrą i Rowanem. Ich duet, trio, a także kwartet (w zależności od rozwoju sytuacji) za każdym razem był tym, któremu kibicowałam i z którym najbardziej się zgadzałam. Ci bohaterowie byli nie tylko zaradni i zabawni, ale także wyrachowani, kiedy trzeba. Swoją drogą niesamowicie podobało mi się to, że kosiarze obejmowali imiona po patronach historycznych, czyli postaciach dobrze nam znanych. To był całkiem miły dodatek.
Sam świat wykreowany przez autora również jest godny podziwu. Można powiedzieć, że Shustherman stworzył sci-fi idealne, osadzone w perfekcyjnej rzeczywistości. Jak to jednak często bywa, perfekcjonizm systemu jest zarówno jego zgubą. Pycha kosiarzy, ludzka uległość i naturalne skłonności do destrukcji doprowadziły go bowiem na skraj. Thunderhead musiał odwrócić się od ludzi, żeby ich ratować, co nie przyszło mu z łatwością, gdyż przez wszystkie lata stał się dla nich niczym ojciec — wiecznie obecny i gotowy do pomocy. Właśnie w związku z jego postacią odczułam w tekście najwięcej emocji. Przewrotnie to system był najwrażliwszy i najprawdziwiej przeżywał wszelkie wydarzenia. Choć nie był człowiekiem, był bardziej ludzki niż pozostali bohaterowie, a to kolejna zaleta jego kreacji.
Muszę przyznać, że to były świetne książki. Naprawdę! Poza wartością merytoryczną i znaczeniową, były też zabawne i relaksujące. Dobra jakość i lekkość to połączenie, którego od dawna szukałam. Z czystym sumieniem mogę „Żniwa śmierci” polecać każdemu, kto zapyta o przyjemną lekturę. To jedne z lepszych pozycji przeczytanych przeze mnie w tym roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro