Mała Potyczka
08.04.2010r. Niedziela
11:33
Do piero się obudziłem. Otworzyłem powoli zaspane oczy i spojrzałem na zegarek. Złapałem się za głowę z westchnieniem. Juz tak późno.. Powoli wstałem i poszedłem do łazienki by wziąć szybki prysznic. Ubralem dziś brązowe spodnie i ciemno czerwona bluzkę, szarawa dżinsowa kurtke i szaro-brazowa chuste. Zszedlem po schodach na dół i zgarnalem tosta z kuchni wychodząc bez slowa. Mama nie zdazyla nawet się przywitac, a tym bardziej pożegnać. Spokojnym krokiem ruszyłem do kościoła, po drodze spozywajac śniadanie. Niby do końca nie wieżę, ale można zawsze isc i posiedzieć. No i tak właśnie zrobiłem. Po godzinie ruszyłem do domu, przy okazji zachaczylem o sklep kupujac sok grejfrutowy. Mój ulubiony. Popijajac go ruszyłem w dalsza drogę. Nie daleko domu zaczepiło mnie dwóch chłopaków. Na oko o rok starszych ode mnie.
- no hej - powiedział jeden podchodzac do mnie z szerokim uśmiechem. Popatrzyłem na niego znudzonym wzrokiem.
-chyba się nie znamy... - odpowiedziałem.
-ty nas nie, ale my ciebie tak. -odparł drugi, na co pierwszy złapał mnie za bluzkę, przygniatajac do ściany. Zaśmiałem się cicho pod nosem. Napastnicy wyraznie byli zaskoczeni. Opuscilem rękę w dół i z rękawa wyjalem moj drewniany sztylet. Z nudów przemalowalem go tak by wyglądał jak prawdziwy. Chłopak odskoczyl.
-Ej ej ej... nie tak ostro... -powiedział zaniepokojony.
-nic ci nie zrobiliśmy...- powiedział drugi wycofujac się.
-ale ja wam mogę zrobić.. -powiedziałem z psychicznym uśmiechem na twarzy. Gdy tylko zrobiłem krok w przód chłopcy krzyczac zaczeli uciekac. A ja, ja spokojnie dotarlem do domu. W moim pokoju Odsunalem lekko łóżko, podwinalem dywan który znajdowal się wcześniej pod nim i zabralem jeden panel od reszty. W mojej małej skrytce znajdowalo sie mnóstwo sztyletow. Prawdziwych, drewnianych, plastikowych, gumowy. Lubiłem je zbierać. W centrum tego wszystkiego leżała broń. Raz wykradlem ja ojcu. Po tym czynie zorganizowalem wlamanie by było, że ktoś ja ukradł. Udalo się. A bron jest teraz moja. Schowałem drewniany sztylet i zakrylem dziurę deska, zaraz i dywanem no i łóżkiem tak jak było. Wstałem otrzepujac się. Otworzyłem okno by trochę przewietrzyć pokój. Popatrzyłem na piękny widok za oknem. Może. Eh.. juz jutro jadę do tego internatu.. dolozylem jeszcze pare ubran do walizki i schowałem tam broń. Zawsze może się przydać. Gdy skończyłem to pakowanie poszedłem na obiado-kolację. Po pewnym czasie wróciłem z jabłkiem i herbata. Odłożyłem ja na biurko i usiadlem przy nim włączając komputer. Zacząłem buszowac po necie jedzac, a zaraz i kończąc jabłko. Wyrzucilem ogryzek do kosza i wypilem herbate. Poszedłem umyc zeby a potem spac. Oby kolejny dzień byl lepszy..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro