Negocjacje#5
- Do mnie nie uśmiechasz się w taki sposób – zamarudził wampir ciasno oplatając ramiona wokół mojej talii.
Zaskoczony nie mogłem się poruszyć. Dopiero dotyk jego ust na moim karku obudził mnie do działania. Marcel nie był pod wrażeniem mojej szarpaniny, trzymał mnie lekko, jakbym w ogóle nie był dla niego przeciwnikiem. Zaczęło mnie to drażnić. Nie miałem jak się z nim kłócić, nie był ze mnie żaden wojownik. Moje mięśnie nie były pokaźne, ani nie posiadałem magicznych zdolności. Byłem naukowcem, moją siłą był mój umysł. W tej chwili tylko jedno przychodziło mi do głowy, trzeba korzystać z dogodności otoczenia.
- Fiona, ratuj mnie przed tym wariatem! – Zawołałem nie przestając się wierzgać – To twoja nowa misja!
Oczy blondynki rozszerzyły się w akcie ekscytacji, momentalnie pognała w naszym kierunku. Nie było to najbardziej męską decyzją podjętą w moim życiu, ale z pewnością najbardziej strategiczną. Nikt nie mógł oczekiwać od Księcia stanięcia do walki, od tego mieli rycerzy. Marshall z irytacją kliknął językiem, odepchnął się od ziemi podrywając nas w powietrze.
- Oszukujesz! – Zawołała dziewczyna rozglądając się w koło.
Fiona nie zamierzała tak łatwo się poddać. Z uśmiechem zaczęła zbierać rzeczy do utworzenia prowizorycznej drabiny. Im wyżej się znajdowaliśmy, tym mocniej obejmowałem Marcela. Z przerażeniem patrzyłem w dół dociskając się coraz mocniej do piersi mężczyzny.
- C-c-c-co ty robisz?! – Zapiszczałem przenosząc wzrok na jego zachwycony uśmiech.
- Używam na tobie uroku osobistego – poinformował wygodniej układając mnie w swoich ramionach – Księżniczkę powinno nosić się, jak prawdziwą księżniczkę.
- Co ty w ogóle wygadujesz?! – Wrzasnąłem machając nogami – Postaw mnie na ziemi, natychmiast!
- Nie bądź nudziarzem, Moja Księżniczko – prychnął podrzucając mnie do góry.
Z krzykiem wpadłem z powrotem w jego ramiona. Z mocno bijącym sercem objąłem go nogami, drugiej takiej podrzutki mogłem nie przeżyć. Blady i bliski zawału nie mogłem otworzyć oczu. Miałem zamiar się zemścić na wampirze za te wszystkie upokarzające rzeczy, przez które musiałem przejść. Nie wiedziałem jeszcze, jak ale zemsta smakuje najlepiej na chłodno. Marshall nie będzie wiedział, z której strony dostał.
- Marshall Lee! Masz puścić Balonowego Księcia, słyszysz?! – Zawołała Fiona próbując upolować nas na lasso – Nie widzisz, że się boi?
- J-ja wcale się nie boję! – Zaprotestowałem nerwowo odsuwając głowę od piersi wampira.
- Czyli mogę cię jeszcze tak trzymać?
- Nie możesz. – Burknąłem posyłając mu gniewne spojrzenie – Odstaw mnie na ziemię, chcę poczuć grunt pod nogami.
- I co dostanę w zamian? – Zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Żądasz nagrody za odrobinę przyzwoitości?
- To Fair dostać nagrodę za spełnienie twojej prośby.
- Chyba nie masz pojęcia co to słowo znaczy – warknąłem nie wierząc na własne uszy – Fair byłoby, gdybyś nie robił ze mną co ci się żywnie podoba nie licząc się z moimi uczuciami!
- Gdybym naprawdę nie liczył się z twoimi uczuciami, dawno nie miałbyś na sobie nic – mruknął przewracając oczami – Czy nie powinienem dostać nagrody za bycie dobrym chłopcem?
- Jesteś chory... - wymamrotałem kręcąc głową.
Mógłbym spróbować wyprostować tę jego pokrętną logikę. Żądał nagrody za odstawienie mnie łaskawie na ziemię? Chyba nie planował trzymać mnie w powietrzu, aż się zgodzę? Marcel od zawsze był nieprzewidywalny, wolałem go nie sprawdzać. Przebywanie w towarzystwie wampira nie było proste, musiałem sobie rozpisać jakąś instrukcję obsługi, inaczej nie damy rady razem funkcjonować. Propozycja wampira z nagrodą dała mi trochę do myślenia.
- W porządku, – mruknąłem obserwując, jak ślepia Marshalla się zapalają – będę wynagradzał cię ilekroć zrobisz coś o co cię poproszę.
- Za każdym razem? – Powtórzył przewiercając mnie wzrokiem.
- Za każdym razem, – skinąłem głową – ale będę cię karał ilekroć zrobisz coś czego sobie nie życzę.
Marcel zagwizdał rozbawiony obrotem sytuacji. Chciał zachowywać się jak dziecko, jak dziecko będzie traktowany. Nie miałem jeszcze własnego potomstwa, ale ta sytuacja wyglądała, jak dobry trening dla przyszłego rodzica. Samo przebywanie z wampirem ostro nadwyrężało moją cierpliwość.
- I w jaki sposób zamierzasz to zrobić?
- Wszystko się okaże. – Wzruszyłem ramionami – Każda nagroda i kara będą adekwatne do tego co zrobisz.
Marceli myślał nad moimi słowami. Widok jego szerokiego uśmiechu przyprawił mnie o gęsią skórkę, ostre ząbki wystawały groźnie.
- Nagroda musi być czymś co ja chcę, nie tym co ty chcesz mi dać.
Zmrużyłem oczy niezadowolony jego słowami. Miało to sens, lecz stawiało mnie w bardzo niewygodnej pozycji. Nigdy nie będę wiedział czego może sobie akurat zażyczyć. Te negocjacje nie szły tak dobrze, jak sobie to wyobrażałem.
- W porządku, – zgodziłem się wreszcie – ale nie możesz sobie zażyczyć niczego czego nie mogę ci dać. Nic co jest niezgodne z prawem, poniża mój status szlachecki, czy zwyczajnie jest ponad moje siły.
- Prawdziwy z ciebie nudziarz, co? – Prychnął stawiając mnie na ziemi – Przyjmuję twoje warunku. Nie możesz odmówić żadnej mojej prośbie, która nie przekracza twoich umiejętności.
- Zatem ustalone. Nie zrobię niczego co uznam za...
- Nie, – Marcel przerwał mi kręcąc głową – nie ty będziesz o tym decydował.
- Nie zgadzam się, żebyś ty o tym decydował – burknąłem niecierpliwie.
- I nie musisz – odpowiedział z przebiegłym uśmiechem – Mamy tutaj doskonałego kandydata do tego zadania. Fiona jest świadkiem i może robić za sędziego.
- Brzmi super! – Zawołała podbiegając do nas – Ale o co chodzi z tym żelkiem między wami?
Wzdychając ciężko zacząłem wyjaśniać jej sytuację, w której się znaleźliśmy dzięki nieroztropnemu działaniu wampira. Dziewczyna kiwała głową bawiąc się zrobionym przez siebie lassem.
- Lodowa Królowa nie mogła postawić bariery – zawyrokowała, gdy skończyłem swoją opowieść – Gdy z Cake dotarliśmy do jej Lodowego Zamku znaleźliśmy tam taką karteczkę.
Zaskoczony wziąłem od niej kartkę czytając krótką notkę:
„Na urlopie nad morzem. Nie przeszkadzać, chyba że planujesz mnie poślubić <3"
Podejrzliwie zmierzyłem każde krzywe słowo. Miałem w to uwierzyć? Ze wszystkich możliwych momentów teraz postanowiła się wybrać na urlop? Bariera postawiona wokół mojego miasteczka zdecydowanie była zrobiona z lodu, nie mogłem pomylić się w tym temacie. Nie, nie mogłem dać sobie wmówić, że to ktoś inny miałby powód do czegoś podobnego.
- Marshall, - mruknąłem oddając notatkę Fionie – nie mówiłeś, że tamtego dnia Lodowa Królowa przyszła do ciebie pod moją postacią? Czy to nie jest dla ciebie trochę dziwne? Po co miałaby to zrobić? Po co przyszła właśnie do ciebie? Po co postawiła tę barierę? Teraz jest na urlopie? Czy to nie brzmi wam potwornie dziwnie?
Im więcej mówiłem, tym sam robiłem się bardziej podejrzliwy. W tej historii coś mi nie odpowiadało i nie tylko mi.
- Ale, na co jej ty i Marshall Lee w jednym miejscu? – Zapytała Fiona trochę zdezorientowana – Królowa szuka Księcia za męża, Marcelem nigdy nie była zainteresowana.
- Ranisz moje uczucia – zamarudził wampir.
- To jest dobre pytanie – przyznałem ignorując niezadowolonego chłopaka.
- A próbowaliście to przegryźć? – Zapytała wskazując na łączącą nas więź – Mówicie, że to żelek chirurgiczny czy coś takiego, tak? To znaczy, że można go zjeść?
- Nie! – Drgnęliśmy zaskoczeni nagłym sprzeciwem wampira.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro