To Twoja wina
Brandon
Wiedziałem, że nie mogę na nią za bardzo naciskać, bo znowu mnie odtrąci. Wpadłem na pomysł z kluczem wczoraj i szybko go dorobiłem. Tylko ona dostała zapasowy klucz i mam nadzieję, że z niego skorzysta. Po wspólnym weekendzie jestem pewniejszy, że tak będzie. Przecież nie przespałaby się ze mną gdyby nic do mnie nie czuła. Widziałam w jej oczach, że toczy ze sobą walkę, ale oddała mi się całkowicie. To było coś zupełnie innego. Nigdy nie czułem nic do dziewczyny, więc seks był dla zaspokojenia potrzeby. Dziś chciałem to przedłużać bez końca. Dotykać ją i całować przez wiele godzin, aby nacieszyć się tą chwilą. Nawet nie zauważyłem kiedy wkradła się do mojego serca i mnie zmieniła. Widziałem co miłość potrafi zrobić z człowiekiem i przysięgałem, że nigdy się nie zakocham. Czułem się niepełny, ale zagłuszałem to przypadkowym seksem. Teraz czuję, że znalazłem swoje miejsce. Czuję spokój i szczęście gdy trzymam ją przytulam. Zostaliśmy na noc w domku, ale ja nie chcę zasnąć. Patrzę na nią i uśmiecham się jak kretyn. Gdyby widzieli mnie teraz chłopaki to mieliby niezły ubaw. Uznaliby, że jestem naćpany i tak właśnie się czuję. Jakby to był sen z którego za cholere nie chcę się obudzić.
Następnego dnia po zjedzeniu śniadania odwiozłem Amandę do siebie po jej rzeczy, a później do akademika. Była milcząca cały poranek, a ja po paru próbach nawiązania rozmowy, zrezygnowałem. Pomogłem jej zsiąść z motocykla i czekałam, aż powie jaką podjęła decyzję. Ona jednak nie patrzyła na mnie tylko ściskała w rękach swoją torbę. Zacisnąłem zęby i potarłem ręką kark, bo czułem się sfrustrowany.
-Nic nie powiesz? Amanda?- odezwałem się pierwszy, a ona odskoczyła przestraszona.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - spojrzała na mnie wreszcie, ale jej wzrok niczego nie wyrażał. Miałem złe przeczucie co do jej zachowania.
-Spotkamy się później?- zapytałem, aby wiedzieć na czym stoję. Znowu się wycofała i zaczynało mi to działać na nerwy. Potrzebuję się wyładować, więc muszę się szybko zmyć.
-Co? Nie, przykro mi ale muszę się pouczyć. Brandon......- zaczęła i dotknęła mojego ramienia.- Dziękuje za ten weekend. Mimo moich obaw, był cudowny. Nie musisz się martwić, nic nikomu nie powiem o Tobie.
-Wiem. Amanda....- odezwałem się i chciałem ją przytulić, ale pocałowała mnie w policzek i pobiegła do środka.
Stałem tam i patrzyłem w ślad za nią jak sparaliżowany. Czy ona właśnie się ze mną pożegnała? To koniec weekendu i koniec wszystkiego? Mam jej dać spokój tak jak powiedziała tamtego poranka? Poczułem jakby mnie wykorzystała i kazała spadać. Czyli tak czuję się te dziewczyny, z którymi sypiałem. Chyba potrzebowałem takiej lekcji, żeby się o tym przekonać. Ale ta świadomość za grosz mnie nie pociesza.
-Niech Cię szklag Amanda!- krzyknąłem i wskoczyłem na swoją maszynę. Odjechałem z piskiem opon i musiałem szybko się przebrać na trening.
Minęło 3 dni, a ona nadal się nie odezwała. Rzadko widywałem ją też na uczelni i czułem się z tym fatalnie. Nie odbierała ode mnie telefonu ani nie odpowiadała na smsy. Spytałem jej koleżanki gdzie ją znajdę i powiedziały, że znika na całe dnie zaraz po zajęciach. Też się o nią martwiły i chciały wiedzieć, co między nami zaszło. Czyli im nie powiedziała, pomyślałem. Przypomniałem sobie jak mówiła, że lubi cisze w parku i tak odpoczywa. Postanowiłem się tam udać i sprawdzić czy tam jest. Pogoda nie była najlepsza, ale zostawiłem motocykl i poszedłem pieszo. Po 20 minutach byłem na miejscu i zatrzymałem się w pół kroku, gdy ją zobaczyłem. Siedziała na kocu, plecami do mnie. Miała na sobie jeansy i .....moją bluzę. Usłyszałem jej płacz i jak mówi coś niezrozumiale do siebie. Zmarszczyłem brwi i podszedłem cicho bliżej, żeby mnie nie zauważyła.
-Kretynka, skończona idiotka! Niczego się nie nauczyłaś?! Znowu to samo! - mówiła do siebie i płakała coraz bardziej, a ja nic z tego nie rozumiałem. Jednak nawet nie wiem kiedy, znalazłem się obok niej i przytuliłem mocno do siebie.
-Już dobrze. Jestem tu. Uspokój się mała. - szeptałem, a ona próbowała mi się wyrwać.
-Zostaw mnie! Słyszysz?! To Twoja wina! - krzyczała i biła mnie gdzie popadnie. Nie czułem bólu, więc pozwoliłem jej na to. Chciałem aby się wyładowała i powiedziała o co chodzi.
-Moja? Co ja takiego zrobiłem?- zapytałem spokojnie, ale ona szarpała się coraz mocniej.
- Wszędzie słyszę Twój głos i czuję Twój zapach! Zwariuję od tego rozumiesz! Nie mogę jeść ani spać! Jak mogłeś na to pozwolić?! - nie przestawała mówić, a ja powstrzymywałem uśmiech, bo zaczynała się przyznawać do swoich uczuć.
-Na co mała?- odpowiedziałem i przytrzymałem ją za ręce, aby spojrzeć jej w oczy.
-Żebym się w Tobie zakochała.- usłyszałem jej szept i nie czekając ani chwili, pocałowałem ją.
Zaskoczona dopiero po chwili odwzajemniła pocałunek i przysunąłem ją do siebie. Straciłem orientację gdzie się znajdujemy i dopiero głośne kaszlnięcie wróciło mi myślenie. Odwróciłem się i zobaczyłem parę starszych osób, która patrzyła na nas karcąco. Amanda wtuliła się we mnie i ukryła twarz.
-Młodość ma swoje prawa, ale może znajdziecie sobie bardziej dyskretne miejsce. - powiedział staruszek po chwili, a następnie oboje się oddalili.
-Co za wstyd. - wyszeptała Amanda, ale po głosie słyszałem że była już spokojniejsza.
-Powinniśmy pójść do mnie. - odpowiedziałem i puściłem jej oczko.
-Muszę się pouczyć. Spotkamy się później. - usłyszałem i przyjrzałem się jej dokładnie. Nie wyglądało jakby kłamała, ale nie chciałem też się z nią rozstawać.
-Posiedzę tu z Tobą. - zaproponowałem i położyłem się wygodnie na kocu. Po godzinie ona nadal czytała, a ja jej dotykałem. Widziałem, że przy mnie nie może się skupić.
-Idź do siebie Brandon. Przyjdę wieczorem. Obiecuję. - powiedziała i delikatnie mnie pocałowała. Uspokoiła mnie tym i zgodziłem się na ten pomysł. Chciałem aby użyła klucza i dała mi pewność swojej decyzji.
Wieczorem leżałem na łóżku i czekałem, aż się pojawi. Minuty ciągnęły mi się jak godziny i cały czas zerkałem na zegarek. Usłyszałem śmiech na dole i nasłuchiwałem czy ktoś się zbliża. Klamka się poruszyła, ale drzwi były zamknięte. Wstałem szybko i stanąłem za drzwiami. Po chwili otworzyły się i zauważyłem jak powoli wchodzi do środka Amanda. Rozglądała się, ale było ciemno.
-Nie ma go? Co za ....- zaczęła, a ja chwyciłem ją w pasie z tyłu.
-Przyszłaś. Teraz już Cię nie wypuszczę. - wyszeptałem jej do ucha i obróciłem twarzą do siebie. Podniosłem ją do góry, a ona oplotła mnie nogami w biodrach. Zatrząsnąłem drzwi i przekręciłem w nich klucz.
-Może nie chcę żebyś mnie wypuścił?- zapytała, gdy kierowałem się z nią w stronę łóżka.
-Zostajesz ze mną Amanda. Na zawsze. - odpowiedziałem patrząc jej w oczy.
Rozdział krótszy, ale w końcu Amanda się poddała. Czy teraz czekają ich same szczęśliwe chwilę? Co na to znajomi Brandona? Czy jej tajemnica wyjdzie na jaw?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro