Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Niemożliwe - M.Lindvik x D.A.Tande

Czy tym razem mój wieczny optymizm zawieje z północy?

      Pamiętam zapach tamtej kawiarni. Spokojne, zaciszne miejsce, sieciówka, lokalizacja w uliczce w jednej z bogatszych dzielnic. To tam, mój były niedoszły, poprosił mnie o spotkanie. Nie przeczę, ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i poszedłem tam. Ubrałem się zwyczajnie, może nawet trochę bardziej niedbale niż ubieram się teraz, bo takiego mnie pamiętał...

    Czekał na mnie przy przystanku. Wysoki i jakiś taki smutny. Ale było jak zwykle, dużo śmiechu i rozmów na poważne tematy. Zawsze to lubiłem. Czułem, jakby mężczyzna w jakiś magiczny sposób stymulował mój głodny intelektualnych rozważań mózg. Boskie uczucie. Niczego nie podejrzewałem.

    Poszliśmy do tej kawiarni. Usiedliśmy naprzeciw siebie. Chciał widzieć moją twarz, a ja przynajmniej być bokiem do drzwi wejściowych, oh takie przyzwyczajenie.

    Rozmowa przestała się kleić.

- Pamiętasz? - zaczął nagle.

- Co? - zmarszczyłem brwi. Między nami było dużo wspomnień.

- Tamten wieczór na zgrupowaniu.

   Był jeden ,,tamten wieczór", ale nie chciałem o nim mówić. Nie w momencie, w którym zaczynałem wierzyć, że może być między nami przyjaźń.

- Nie powiedzieliśmy niczego wprost. Ty też nie - kontynuował - a jednak się rozumieliśmy. Bolało, kiedy mnie odtrąciłeś. Bolało, kiedy powiedziałeś, że wiesz, co chciałbym, abyś powiedział, ale nie możesz... Mogłeś. Teraz dopiero rozumiem, że było dla ciebie za wcześnie. Naprawdę próbowałem przestać o tobie myśleć, uciąć z tobą wszelki kontakt, ale... To jest silniejsze ode mnie.

- Nic nie rozumiesz - szepnąłem - proponujesz mi TO nagle i niespodziewanie, po paru miesiącach milczenia i niewidzenia się.

- Znamy się lepiej niż wtedy - odpowiedział - wiesz na czym stoisz.

- Nie, Johan, nie wiem - podkręciłem głową, a cały mój dobry nastrój uleciał. Moje oczy stały się tak samo smutne jak jego.

- Wiesz. Tylko ty znalazłeś inny problem. Wydumany i ekskluzywny. Ty lubisz ładnych chłopców - prychnął.

     Przygryzłem dolną wargę. Cytował Robina, więc mój przyjaciel mu o wszystkim powiedział. Dlaczego?

- Podobno teraz jesteś estetą. Kiedyś, mój wygląd by ci nie przeszkadzał, ale teraz... Tak wypiękniałeś Markus, stałeś się bardziej atrakcyjny i potrzebujesz atrakcyjniejszego partnera. Wiem, że tak uważasz. Masz prawo. Szukasz kogoś, kto spełniałby twoje estetyczne zachcianki, zapominając o naszej niezwykłej umysłowej więzi... To przykre. Jestem pewny, że jednak moglibyśmy to naprawić.

- Nie, Johann, naprawdę przepraszam - powiedziałem i wstałem.

- Poczekaj. Nie odchodź jeszcze. Wiem jak wyglądam, wiem że daleko mi do twojego pieprzonego ideału. Nie jestem taki jak panowie z twojego nowego, lepszego, otoczenia, ale czy nie pamiętasz jak kiedyś się z nich śmialiśmy? - mówił tym głosem, któremu nie potrafiłem odmawiać, który intrygował i drażnił mnie na przemian.

- Chciałbym się z nich śmiać, z tobą, znowu, ale jako przyjaciele - podkreśliłem ostatni wyraz.

- No tak... Ciebie zawsze interesowała trochę inna relacja niż mnie czy... - westchnął i przewrócił oczami.

- Jego w to nie mieszaj - przerwałem mu.

- Dlaczego?

- To zawsze było tylko dziecko.

- Którym, jak mną zawsze tylko gardziłeś - uśmiechnął się.

- Nieprawda ja zawsze...

- Szukałeś przyjaciół, bawiąc się nami. Kusząc i mamiąc - jego ton przybrał inną barwę, której wprost nienawidziłem.

- Z waszej perspektywy, rzeczywiście to mogło wyglądać inaczej - niechętnie przyznałem mu rację.

- No tak. Dla nas zawsze byłeś tylko zwykłą kurwą...

***

- I wtedy pojawiłem się ja - wtrącił Daniel, kładąc dłoń na moim kolanie, przez ramię patrząc na to, co przed chwilą napisałem.

- No właśnie. Co tam robiłeś? - zapytałem, odchylając się do tyłu, aby położyć głowę na jego torsie.

- Powiedzmy, że usłyszałem, gdzie się wybierasz tamtego wieczoru. Chciałem sprawdzić czy... Czy nie jesteście razem. Jakie mam z nim szansę. Dla niepoznaki zabrałem Andreasa - wytłumaczył i pocałował mnie w czoło.

- Mhm. Pamiętam. Nie stałeś sam przy barze. Po prostu tamten facet nie był przypadkowy - polowałem głową.

- No nie - Daniel wybuchnął krótkim śmiechem - przypatrywałem się wam. Wasze twarze zmieniły wyraz. Ty wstałeś, ale jeszcze nie szedłeś. Podszedłem bliżej. Było między wami tyle emocji, że nie ośmieliłem się przerywać. Po prostu stałem i słuchałem.

- I właśnie wtedy... - mimo upływu paru miesięcy nadal drżał mi głos.

- Usłyszałem jak cię obraził.

- I postanowiłeś zrobić z tym porządek? - upewniłem się.

- Kiedy jesteś zauroczony, obiekt twoich uczuć jest nieskazitelnie doskonały, a on nazwał cię kurwą. Ten dysonans trzeba było wyjaśnić - Daniel przeczesał włosy najpierw sobie potem mnie.

- Ale jeszcze wtedy mu nie przerwałeś.

- Mimo wszystko za słabo się znaliśmy, nie pamiętasz, kwiatuszku?

- Tak. Masz rację. Po prostu zrobiłeś jeszcze parę kroków w naszą stronę - przypomniałem sobie.

- A ty zrobiłeś się blady. Zacisnąłeś dłoń w pięść. Chciałeś odejść. Bez awantur i dram. Rozpłakać się dopiero na zewnątrz - bezbłędnie zagadywałeś - ale wtedy jego tłusta łapa zacisnęła się na twoim nadgastku. Próbowałeś się uwolnić.

- Był ode mnie dużo silniejszy - szepnąłem.

- Tak, ale ty nie byłeś bezbronnym chłopcem, powiedziałeś:

- Nie jestem z tych, co siedzą cicho. Jeżeli mnie nie puścisz, zacznę krzyczeć.

- Ale jesteś z tych cholernie kulturalnych. Nie zrobisz sceny - Daniel bezbłędnie naśladował głos Johanna. Ciarki przeszły mi po plecach.

- Nie odpowiedziałem już mu...

- Nie musiałeś - blondyn uśmiechnął się.

- Stanąłeś obok mnie. Objąłeś w talii...

- Nie wiem, jakim cudem się wtedy na to odważyłem. Może odczytałem jego zachowanie, jako niebezpiecznie względem ciebie - moje słonko pokręciło jasną głową.

- I pragnąłeś mnie chronić? Niemożliwe - pocałowałem go w brodę.

- Jesteś taki mały i kruchy, i... Uroczy - dokończył, unosząc do góry kącik ust.

- Mój drogi, przypominam ci, że to ja w tym związku lubię się opiekować - udałem lekko obrażonego.

- Ale to ja uwielbiam cię bronić. Brać w ramiona i pokazywać całemu światu, że jesteś pod moją ochroną.

- Brzmi patetycznie - dokuczałem mu.

- Może, ale tak jest - nieporuszony wzruszył ramionami.

- Wiem. Dlatego, wtedy powiedziałeś:

- On nie chce twojego dotyku - dokończył za mnie i jeszcze szczelnie zamknął mnie w uścisku.

- No proszę. Przyprowadziłeś ochroniarza - wzdrygnąłem się, na przypomnienie rechotu Johanna.

- Wychodzimy, Marius - dokończył Daniel i jeszcze raz pocałował mnie w czoło.

     Przez chwilę panowała cisza. A kiedy zauważył, że po moich policzkach zaczęły płynąć łzy i nie mogę mówić, kontynuował:

- Wyszliśmy na ulicę. Puściłem cię. Ty podszedłeś do ściany budynku. Oparłeś się plecami i schowałeś twarz w dłoniach - mówił spokojnie - ja najpierw tylko patrzyłem. Potem podszedłem bliżej, ale już nie ośmieliłem się ciebie dotknąć.

- Szlachetnie - wydukałem.

- Bardzo - mogę sobie wyobrazić, jak w tym momencie przewracasz oczami.

    Dla ciebie to nic takiego, ale dla mnie znaczyło wtedy wiele. Nie naruszyłeś mojej przestrzeni. Pozwoliłeś mi się uspokoić.

- Kiedy już do siebie doszedłem, powiedziałeś, że pewnie nie mam już ochoty na kolejną kawiarnię, dlatego zaproponowałeś, że zaprowadzisz mnie na przystanek i odwieziesz do domu tramwajem - powiedziałem cicho i mocno ściągnąłem dłoń ukochanego.

-  A miałeś ochotę na kawiarnię?

- Gdzieś w środku bardzo. Podkochiwałam się w tobie od pewnego czasu i byłoby to spełnienie moich wszelkich marzeń, ale rzeczywiście nie miałem wtedy ochoty na jakiekolwiek towarzystwo - wyjaśniłem.

- Nie dziwię się.

- Ja naprawdę chciałem przyjaźni od Johanna. Tylko tyle.

- Aż tyle. On cię kochał.

    Znowu zapadła cisza. Nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć.

- A gdybym ci powiedział, że rzeczywiście miał na to wpływ jego wygląd, bo...

- ... Twoje alelle szukają tego co najlepsze, mimo że i tak się z nimi nie połączą? - parsknął śmiechem.

- Chyba za dużo czasu ze mną spędzasz? - również się zaśmiałem.

- Nie. W sam raz.

- A mówili, że to niemożliwe - westvhnąłem.

- Dlatego dobrze, że ty się nigdy, nikogo nie słuchasz - tym razem jego usta wylądowała na moim policzku.

- Czyli mam rozumieć, że już nie będziesz na to marudził? - dopytałem.

- Tego nie powiedziałem. Pamiętaj, że ludzie nadal się zastanawiają...

- Tak. Wiem. Jakim cudem ty i ja... - przewracam oczami - uwierz mi Daniel, doskonale zdaję sobie sprawę, że wszyscy uważają, że jesteś dla mnie za dobrą partią.

- Nieprawda.

- Kto uważa inaczej?  - bardzo doceniam, że próbuje mi podnieść samo ocenę.

- A ja. Najważniejsza osoba w twoim życiu, której zdanie i opinia powinny się dla ciebie liczyć najbardziej, a widzę, że chyba tak nie jest... - znów poczochrał mi włosy.

- Po prostu czasami, kiedy tylu ludzi coś mówi, trudno w to nie uwierzyć - szepnąłem.

- Po pierwsze miej ich w dupie. Po drugie nie płacz. Niemożliwe nam się udało. Jesteśmy razem, mieszkamy razem. Naprawdę nie ma powodu do łez, no chyba, że tych szczęścia....

No proszę i migusiem kolejny shocik, w sumie dla mnie ważny. Ciekawa jestem waszych odczuć względem niego. Buziaczki😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro