27~ Harry
Harry wszedł do pokoju życzeń, który zamienił się w salę treningową. Czekały na niego cztery drewniane manekiny, gotowe do ataku.
Czuł się kompletnie rozchwiany chwilową sytuacją z Ronem, ojcem i prześladowcą który próbował go zabić, a magia domagała się solidnego ujścia na zewnątrz. Więc bez żadnego wstępu zaczął ciskać w okół siebie zaklęciami, a kawałki drewna zaczęły się rozsypywać po podłodze. Gdy zniszczył kompletnie manekin, pojawiał się nowy.
W pewnym momencie jego gniew wzmocnił się i zadziało się coś nowego; nie musiał używać różdżki by użyć swojej mocy. W normalnej sytuacji byłby zaskoczony i starałby się utrzymać nad tym kontrolę, ale w tej chwili naprawdę nic nie było w porządku.
W końcu upadł z dzikim krzykiem na kolana wśród bałaganu, a potem wybuchł płaczem.
Jestem tak bardzo zmęczony rzeczywistością.
Tak zastał go Draco.
-Potter?- ostrożnym krokiem podszedł do czarnowłosego.
Kucnął obok i gdy gryfon nie odpowiedział, wydając z siebie cichy szloch, wziął go w ramiona.
Harry nie był pewien ile czasu spędzili w ten sposób, ale jego ciało wydawało się odrętwiałe, a on sam już nie płakał, czując się dziwnie otępiały w ramionach Malfoya.
W końcu ślizgon bez słowa pomógł mu wstać i przenieśli się na kanapę która pojawiła się w kącie pokoju z kominkiem. Gdy czarnowłosy wciąż nic nie mówił, sam zaczął opowiadać mu o jego dniu i plotkach jakie usłyszał od innych w zamku. Potter kilka razy cicho o coś zapytał, będąc wdzięczny blondynowi że odwraca jego uwagę od bałaganu wewnątrz jego głowy. W końcu zasnął, wtulony w jego klatkę piersiową.
*
Jakiś czas później Draco zaczął budzić niechętnie czarnowłosego, gdy nadchodził czas kolacji.
-Nie chcę tam iść- wymamrotał Harry.
-Opuściłeś już obiad- westchnął Malfoy.
-A nie możemy zjeść tutaj?
-A to sprawi że powiesz mi co się stało?- blondyn czule pogłaskał jego policzek.
Harry nie odpowiedział, uciekając wzrokiem.
-Niech ci będzie. Zgredek!- ślizgon uniósł się na łokciu gdy tylko domowy skrzat pojawił się w pokoju.
Zgredek widząc członka swojej byłej rodziny, wytrzeszczył oczy zaskoczony i już miał coś powiedzieć gdy jego wzrok padł na gryfona.
-Harry Potter, sir! -zapiszczał- Co Harry Potter robi z Draconem Malfoyem?! Czy panicz Malfoy cię skrzywdził?!
-Nie Zgredku, wszystko w porządku- zapewnił Harry- Draco mnie nie skrzywdził. Czy byłbyś tak dobry i przyniósł byś nam trochę kolacji?
-Oczywiście Harry Potterze, dla ciebie wszystko, sir- skrzat uśmiechnął się, a Malfoyowi posłał oceniający wzrok, by po chwili zniknąć.
-Wcale mu się nie dziwię, że jest tak nieufny w stosunku do mnie- skrzywił się.
-Co masz na myśli?
-Gdy byłem z nim sam na sam, starałem się jakoś przyzwoicie go traktować, ale większość czasu był przy mnie w tedy ojciec, a on wymagał żebym był dla niego okrutny. W końcu to był tylko skrzat domowy- skrzywił się- jeśli byłem zbyt łagodny, obrywał nie tylko Zgredek ale ja też.
Zanim czarnowłosy zdążył odpowiedzieć pojawił się Zgredek z wózkiem wypełnionym po brzegi jedzeniem. Skrzat życzył im smacznego i znów zniknął z cichym pyknięciem.
Potter usiadł na kanapie, przed którą pojawił się większy stolik idealnie mieszczący całe jedzenie. Chłopcy bez słowa wszystko postawili na blacie i nałożyli sobie, by po chwili zacząć jeść. Dopiero wtedy Harry poczuł jak głodny był i zaczął pochłaniać dosłownie wszystko w akompaniamencie chichotu Dracona.
-Harry- zagadnął blondyn, gdy gryfon odłożył po raz ostatni widelec.
-W święta, na polecenie taty, poszedłem do uzdrowiciela z Lupinem. Dostałem eliksir, który miał mi pomóc z moim wzrostem- zaczął Harry- warunkiem było nie opuszczenie posiłków.
-Cóż... w takim razie działa, bo jesteś już odrobinę wyższy. Z jakieś pięć centymetrów- odparł Malfoy.
-Właściwie to trzy centymetry- wzruszył ramionami, a widząc pytający wzrok, dodał- o tyle krótsze są moje szaty.
-Dlaczego w ogóle miałeś problem ze wzrostem?
-Ja... pamiętasz jak mówiłem ci o mugolach u których mieszkam?- przytaknął- cóż, przed tym jak poszedłem do Hogwartu, często zdarzało się że miałem kary głodowe za najmniejsze przewinienie. Gdy wracałem na wakacje było już lepiej, dopóki mój kuzyn nie przeszedł na dietę i gdyby nie moi przyjaciele, pewnie znów bym głodował.
-Co za... -Draco rzucił takimi wyzwiskami, że Harry aż szerzej otworzył oczy zaskoczony- i wszyscy każą ci tam wracać?!- warknął.
-No właściwie do tego czasu tak było. Znaczy... nie mówiłem konkretnie nikomu jak jest u tych mugoli, bo wiedziałem że to i tak nie ma sensu. W tedy najpierw pojawił się Syriusz, ale niestety nie mógł mnie zabrać bo wciąż jest ścigany. A potem tata, a on... dla mojego bezpieczeństwa musi się ukrywać i na razie nici z mieszkaniem z nim. Może i lepiej.
-Wciąż się nie dogadujecie?
Potter prychnął.
-Nawet nie stara się pisać do mnie listów. Wczoraj łaskawie pojawił się w skrzydle szpitalnym jakbym co najmniej umierał, a nie że wróciła magia. Grał przykładnego martwiącego się ojca, ale nawet tam nie miał jaj żeby powiedzieć że się mną brzydzi.
-Harry nie sądzę...
-Nie wiedziałeś jego reakcji Draco, nie mów mi że może mi się tylko wydawało. Całe jego zachowanie krzyczy że mnie żałuje -w oczach gryfona stanęły znów łzy- założę się że przyszedł tylko dla świętego spokoju bo Syriusz truł mu dupę, że wypada.
-Harry...
-Odkąd przyznałem się do swojej orientacji, nie mieliśmy żadnej normalnej rozmowy Draco, tylko tygodnie milczenia lub nakazy lub zakazy wysłane pocztą. Żadnych pytań co u mnie, jak się czuję. Sam bym próbował wysłać mu list ale...nie chcę mu się naprzykrzać, jeśli tak bardzo mnie n-nie chce...
Malfoy wziął go znów w ramiona, sam miał w oczach łzy, patrząc na płaczącego załamanego gryfona.
-Zawsze myślałem że będzie ze mnie dumny, że będzie się mną chwalił... jednak okazałem się nie tym, kim chciał żebym był.
Zaległa cisza, a blondyn nie wiedział jak go pocieszyć. Nie chciał rzucać słów na wiatr, bo wiedział jak to jest samemu walczyć o uwagę i uznanie ojca. Nie ważne co robił, wciąż czuł się niewystarczający w oczach Lucjusza.
-Spotkanie z Ronem też nie było przyjemne. Znów się pokłóciliśmy. Straciłem do niego zaufanie po tym co próbował zrobić rano, a on nawet nie stara się tego zmienić- wyrzucił z siebie Harry- nigdy nie sądziłem że Ron... nie poznaję własnego przyjaciela.
-Sam bym popadł w wątpliwości gdyby Zambini coś takiego odwalił...
-Ja już wysiadam Draco... mam już dość wszystkiego.-na chwilę ucichł zastanawiając się nad czymś, a potem by pozwolić aby ostatnia dręczącą go dość mocno myśl, wypłynęła z jego ust- Nawet życia.
Malfoy zacisnął mocniej ramiona wokół czarnowłosego, nie spodziewając się takich słów. Był świadom że dzieje się z Harrym coś niedobrego, ale to...
-Myślę że musisz porozmawiać z kimś dorosłym. Szczerze.
-Co?- Potter zmarszczył brwi, powoli siadając- Nie sądzę...
-Po słuchaj mnie Potter. Masz sporo problemów z którymi sobie nie radzisz. Na pewno taka McGonagall...
-Mam ciebie- przerwał mu oburzony.
-Mamy po piętnaście lat...
-Jeśli jestem takim ciężarem, mogłeś mówić wcześniej- prychnął gryfon, odsuwając się demonstracyjnie od blondyna.
-Nie o to mi chodziło. Dobrze o tym wiesz. Widzę jak ciężko ci jest i chciałbym ci jakoś pomóc ale nie potrafię bo jestem tylko pieprzonym nastolatkiem! Nawet swoich problemów nie umiem rozwiązać, a co dopiero...
-Wracam do siebie.
-Nie zachowuj się teraz dziecinie. To dla twojego dobra Harry, martwię się o ciebie!- Draco podniósł głos zirytowany.
-Oczywiście, wysyłając mnie do kogoś innego. Myślałem że mogę być z tobą szczery.
-Bo możesz!
-Właśnie mi dałeś coś innego do zrozumienia...
-Potter do cholery, nie chcę żebyś popadł w totalny dół lub zrobił coś głupiego!
-To już nie będzie zajmować twojej głowy- czarnowłosy zakończył kłótnię, wychodząc z pokoju życzeń.
Nie dotarł nawet do końca korytarza, gdy dopadły go wyrzuty sumienia, lecz jego ego nie pozwoliło mu zawrócić. Więc przyspieszył kroku, ignorując nieprzyjemny skurcz żołądka.
Nie był pewien dlaczego zareagował tak agresywnie na radę Dracona. Z drugiej strony, sam się mu nie dziwił, bo nie wiedziałby jak zareagować, gdy ktoś wyznał mu, że traci chęci do życia. Ale czy faktycznie byłby zdolny do odebrania go sobie?
Usiadł na schodach. Wokół niego panowała cisza, a jego dłonie drżały nie kontrolowanie.
Czy zakończenie jego życia nie zakończyłoby również wielu problemów z jakimi się borykał?
Tata nie miałby się kogo wstydzić.
Zniknąłby też problem złego dogadywania się z Ronem, Umbridge, prześladowanie na korytarzach...
Nawet Draco nie wpadłby w kłopoty z mojego powodu.
A co z Hermioną? Syriuszem? Weasleyami? Lordem Voldemortem?- odezwał się cichy głosik z tyłu głowy.
Voldemorta mógłby zabić Dumbledore, bo i tak jestem do niczego.
A co z resztą? Tak po prostu ich zostawisz?- znowu ten irytujący głosik.
Jednak nie mógł zaprzeczyć że ma rację. Nie mógł ich zostawić tak po prostu, tak wiele dla nich znaczył i tak wiele dla niego poświęcili choć nie musieli.
Tylko tchórze popełniają samobójstwo, nie prawdziwi gryfoni.
Mogłem być ślizgonem.
Nawet oni są mądrzejsi.
A ja już nie wiem kim jestem, co robić, by nikogo nie rozczarować.
Skulił się, czując nieprzyjemny ból w miejscu gdzie było serce, ale nie był to był ból fizyczny.
Czuł rozdzierający ból w duszy, ale był pewien że nikt nie może mu pomóc. Nie tym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro