Rozdział 5
Dwóch mężczyzn niespiesznie zmierzało w ich kierunku. Naruto głośno przełknął ślinę, a kropelka potu spłynęła mu z czoła. W pierwszym odruchu już chciał szukać uspokajającej dłoni Sasuke, jednak w ostatniej chwili zrezygnował.
- Proszę, proszę jaki ten świat jest mały, panie Uzumaki. Oh, przepraszam, doktorze Uzumaki - zaakceptował, jakby trochę złośliwie, przyglądając się całej czwórce. Drugi z mężczyzn stanął nieco z tyłu, wbijając wściekły wzrok w Naruto.
- Pan profesor ... - wydukał w końcu.
Naruto, jak zawsze w obecności profesora Orochimaru, był zdenerwowany. Mężczyzna ubrany był w zwykłe jasne jeansy, ciemne buty i jasną, zwiewną koszule, rozpiętą pod szyją. Czarne włosy jak zawsze luźno spływały po plecach, a oczy skrywały się za przeciwsłonecznymi okularami. W takim stroju Naruto widział go po raz pierwszy. Nawet nie przypuszczał, że szacowny profesor posiada w swojej garderobie coś tak trywialnego jak jeansy. Zawsze uważał, że szafę ma wypchaną po brzegi najlepszymi garniturami, koszulami i krawatami. A teraz wyglądał niemal jak zwykły człowiek. To sprawiło, że Naruto był jeszcze bardziej zdenerwowany, nie mówiąc już o tym, że towarzyszył mu ten dupek Kabuto.
Białowłosy mężczyzna przyglądał mu się z kpiącym uśmieszkiem, jakby chciał powiedzieć "Spójrz na mnie, wygrałem" tylko, że w rzeczywistości on wcale nie nie podjął z nim tej walki. Jak zawsze włosy miał związane w niski kucyk, a na nosie lśniły okrągłe okulary. Ubrany był w szary, luźny t-shirt, ciemne jeansy i jasne adidasy. Jego przebiegłe oczka wpatrywały się w niego zuchwale.
- Yakushi - Naruto posłał mu obojętne spojrzenie.
- Uzumaki - Kabuto poprawił swoje okulary.
Ci dwaj za sobą nie przepadali, praktycznie od samego początku stażu. Obaj zaliczali się do czołówki studentów. Kabuto zabiegał o atencje profesora, Naruto natomiast miał jej, jak na swój gust za dużo. Jawna rywalizacja między nimi rozpoczęła się kiedy profesor Orochimaru szukał asystenta do swoich nowych badań. Bardzo chciał aby to właśnie Naruto stał się jego prawą ręką, jednak on nie był tym zainteresowany. Kabuto natomiast, dałby się żywcem pokroić za taką możliwość. Orochimaru był jego idolem. Praktycznie o nikim innym nie mówił, znał wszystkie jego prace na pamieć, nie wspominając już o całym życiu ekscentrycznego profesorka. Biegał za nim jak pies, będąc na każde skinienie. Najwyraźniej w końcu dopiął swego.
- Przyjechaliśmy na konferencję. - rzekł chłodno - Liczę, że kolega również się na nią wybierze.
Naruto, czytał o niej w prasie medycznej. Nawet zastanawiał się czy się nie wybrać, gdyż temat był iście interesujący "Przełom w leczeniu schizofrenii", jednak nie widział wśród prelegentów jego nazwiska. Czyżby wielki pan profesor przyjechał posłuchać innych kolegów po fachu? Poza tym konferencja miała się odbyć dopiero za kilka dni. Co więc wybitny profesor robił w Japonii tak wcześnie, i to spacerując sobie po zoo? Już chciał o to zapytać, jednak nim otworzył usta ten zmienił temat.
- Cóż za prześliczne dziecko - Orochimaru zwrócił się do Asami, a ta w odpowiedzi pokazała mu język.
- Asami, co ty wyprawiasz? - Naruto ją skarcił, a mała ukryła się za nogami Sasuke.
- Urocze - zaśmiał się - Nie wiedziałem, że ma pan córeczkę. A jak przypuszczam, to szacowna małżonka? - wyciągnął rękę do Shizune.
- Och, myli się pan - zaśmiała się kiedy profesor ucałował jej dłoń.
- Tak? - uniósł jedną brew i spojrzał wyczekująco na Naruto.
- Och, przepraszam. Gdzie moje maniery? - podrapał się w kark - Shizune Takeda, moja droga przyjaciółka, ten mały aniołek to Asami, jej córka, a to Sasuke Uchiha nasz przyjaciel.
- Hm, interesujące - rzekł Orochimaru witając się z Sasuke. - A i doktorze Uzumaki, wciąż nie otrzymałem od pana odpowiedzi. Mam nadzieję, że tym razem pan skorzysta z tak wielkiej szansy, gdyż trzeci raz może się nie powtórzyć. A na razie żegnam, chciałbym jeszcze pozwiedzać to urocze miasto. A i mam nadzieję pana zobaczyć na konferencji, wówczas będziemy mogli spokojnie ustalić szczegóły. Madam - skłonił się lekko, odwrócił i nim Uzumaki mógł w jakikolwiek sposób zareagować oddalił się wraz ze swoim, jakby się wydawało, cieniem.
Naruto odetchnął głęboko, czując jak ucieka z niego całe napięcie.
- Naru, czy to był...?
- Tak, wielki profesor Orochimaru - prychnął wpatrując się w jego plecy.
- O czym on mówił? - Sasuke położył mu dłoń na ramieniu.
- O niczym. - Naruto uśmiechnął się do niego, przykrywając jego dłoń swoją. Ten krótki kontakt był mu bardzo potrzebny.
- To co idziemy dalej? - podrapał się po karku - Mamy jeszcze tyle do zobaczenia.
- Ta - Sasuke zmrużył oczy. Co ty znowu ukrywasz? O co chodziło temu profesorkowi? Coś mi tu śmierdzi, i nie ma to nic wspólnego z mijanym wybiegiem dla słoni.
Reszta wycieczki minęła już w mniej entuzjastycznym nastroju, choć nie można zaprzeczyć, że Naruto bardzo się starał rozładować powstałe napięcie. Po powrocie, zjedli przepyszny tort, przygotowanym przez Sasuke pod czujnym okiem Shizune. Mieli przy tym niezły ubaw, kiedy Sasuke, który nie lubi słodyczy, szykował krem czekoladowy, jednak efekty tej współpracy były naprawdę zjawiskowe.
Do przyjścia Tsunade zostało jeszcze trochę czasu, a że wszystko było gotowe, postanowili odpocząć. Pierwsza część dnia była nader emocjonująca.
Naruto siedział na środku łóżka z podciągniętymi kolanami, wpatrując się w leżąca przed nim kopertę. Sasuke przylgnął do jego pleców, oplótł go zarówno rękoma jak i nogami a brodę oparł na jego ramieniu.
- Patrzysz na tą kopertę, jakby w niej był twój wyrok śmierci. - szepnął, parząc swym oddechem jego szyję.
- Poniekąd... - prychnął odszukując jego dłoń.
- Powiesz mi?
Naruto odetchnął głęboko. Wręcz ubóstwiał być w jego ramionach. Czuł wówczas taki spokój, ciepło i bezpieczeństwo. Nigdy wcześniej, nawet nie przypuszczał, że ręce ukochanego będą dla niego tak ważne, że wystarczy tak niewiele, aby otrzymać tak wiele. Patrzył na ich splecione palce i nie wyobrażał sobie, aby kiedykolwiek zabrakło mu tej dłoni. Nie przetrwałby tego. Już teraz ciężko było mu walczyć ze swoimi demonami, a co dopiero jeśli nie byłoby z nim Sasuke.
- Boję się - wyszeptał kuląc się jeszcze bardziej.
W pierwszej chwili Sasuke zbity z tropu, chciał zadrwić, że to przecież tylko koperta, jednak nim otworzył usta zrozumiał, że nie o to mu chodziło. Przytulił go do siebie jeszcze mocniej.
- Nie bój się. Jestem tu i już zawsze będę - szepnął prosto do ucha.
Ciałem Naruto wstrząsnął dreszcz, a palce mocniej się zacisnęły.
- Kiedy zamykam oczy, ciągle go widzę. Widzę jak jego oczy gasną. Przeze mnie. Zabiłem go... Zabiłem już po raz drugi - ostatnie zdanie ledwie wyszeptał, a ciężkie łzy spłynęły po jego policzkach.
Sasuke tego właśnie się obawiał. On sam zupełnie inaczej do tego podchodził. Potrafił sobie z chłodną kalkulacją powiedzieć, że to było na zasadzie albo oni, albo my. Wybór był prosty MY. Jednak Naruto był delikatniejszy, chociaż jak przypomniał sobie jego postawę tamtego dnia... Jakby stał się kimś zupełnie innym. Zimnym, nieprzyjemnym, oschłym, obcym. Miał nadzieję już nigdy go takim nie ujrzeć.
Teraz zaczynało się wszystko układać w jedną całość. Naruto się przepracowywał, aby nie miał czasu ani siły na myślenie. Aby zwyczajnie padał i zasypiał jeszcze zanim głowa dosięgła poduszki. Jak on mógł tego nie zauważyć? Jak mógł nie skojarzyć? Jakimże jest durniem?
- Ciii... to nie twoja wina, to nie twoja wina - szeptał mu prosto do ucha. - To wszystko przeze mnie - dodał w myślach.
- Ta ciemność mnie przeraża, boję się. Naprawdę się boję. Nie zostawiaj mnie...
- Nigdy...
Przesiedzieli tak, w milczeniu, zatopieni w swoich ramionach dobre dwie godziny, nim trzeba było szykować się na wizytę Tsunade. I chociaż nie mieli zbytniej ochoty na świętowanie, jednak jak zawsze, niewielka ilość alkoholu rozluźniła ich na tyle, że choć na chwilę zapomnieli o kłopotach.
- No Sasuke, jeszcze raz gratuluję! - wykrzyknęła Tsunade - Z takim świadectwem dostaniesz się na każdą uczelnie. To którą wybrałeś na swoją Alma Mater?
- Nie idę na studia - odparł spokojnie.
- Jak to? Naruto, weź mu coś powiedz! - wskazała na niego palcem.
- Ja?! - zdziwił się - A co ja mogę? Uparł się i już! - wzruszył ramionami, wspominając ile już się razy o to kłócili.
- No cholera! W końcu jesteś jego facetem! Przemów mu do rozsądku! - nie poddawała się.
- Dorosły jest, wie co robi - mruknął zerkając na niego z ukosa.
- Obaj jesteście siebie warci - wtrąciła Shizume popijając sok.
Tsunade zwróciła się do niej nic nie rozumiejąc.
- Dzisiaj w zoo natknęliśmy się na jego mentora ze stażu. Fakt gość przedziwny ale z tego co zrozumiałam złożył mu jakąś propozycję pracy. Nie mylę się Naruto? - zmrużyła oczy, czekając na odpowiedź.
Pozostała dwójka również przyglądała mu się uważnie. Naruto nie planował nawet wspominać o tej propozycji. Odrzucił ją jak tylko przechwycił pierwszy list. Dlaczego przysłali kolejny, tego nie wiedział. Propozycja była naprawdę lukratywna. Szczególnie dla młodego, dopiero rozpoczynającego karierę lekarza. Współpraca ze znanym na całym świecie profesorem, przy badaniach klinicznych, w jednym z najlepszych instytutów to jak gwiazdka z nieba, jak uśmiech losu, jak wygrana w loterii przy najwyższej kumulacji, i niejeden na jego miejscu zaprzedałby duszę diabłu za taką możliwość. I być może, jeszcze rok temu skakał by z radości, jednak teraz...
Uśmiechnął się tajemniczo, spojrzał najpierw na obie kobiety a następnie wziął dłoń Sasuke w swoją, ucałował jej wnętrze, zatopił wzrok w jego czarnych jak atrament oczach.
- Ja już wygrałem na loterii - szepnął, jakby pozostali rozumieli co miał na myśli.
************
A tu Kochani, dzięki uprzejmości i wielkiemu talentowi @001michan możemy podziwiać kochaną przez nas wszystkich Asami :)
Razem z Hikaru z opowiadania "Nadzieja jest drugą duszą nieszczęścia" autorstwa 001michan
Tu jako kochane szkraby (normalnie kocham ten rysunek)
Tu jako nastolatkowie
--------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro