Rozdział 33.
Prowadzono mnie schodami w dół i zamknięto w jakimś pomieszczeniu. Zostałam sama z zasłoniętymi oczami i zawiązanymi rękoma. Siedziałam pod ścianą i w głowie miałam obraz Marty, upadającej na ziemie. Pełno krwi i moja bezradność. Czułam się winna, że przeze mnie zginęły dwie młode kobiety. Dwie niczemu winne kobiety. Zaczęłam cicho płakać, jakby to tez było zakazane. Wtedy czułam się słaba i zniszczona. Nie miałam złudzeń. Wiedziałam, że ci ludzie są bezwzględni.
Patrząc na twarz Kirylova czy to w samochodzie, czy to w mieszkaniu, nie potrafiłam odczytać, jakim jest człowiekiem. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam w klubie, wydawał się normalnym, nawet przystojnym biznesmenem. Kolejne spotkania sprawiły, że totalnie nie wiedziałam, kim jest. I dlaczego zajmuje się tym, czym Tomasz. Handlem kobietami...
Usłyszałam skrzypienie drzwi. Ktoś wszedł do środka i oblał mnie lodowata woda.
- Teraz ja cię przygotuje do wyjazdu. Taka będziesz zahartowana, że będziesz błagała o więcej... - glos Sashy docierał do mnie jak przez mgłę. Podszedł bliżej i chwycił mnie za brodę. - Gdybyś nie była Polką, byłbym w stanie się w tobie zakochać. A tak... Brzydzę się tobą - warknął i ponownie wylał mi na twarz wodę. Zaśmiał się, gdy upadlam na podłogę. Nie mogłam się podnieść. Po chwili poczułam ogromny bol w brzuchu. - To za Martę... Przez ciebie musiała zginąć a była nam potrzebna. Глупая сука.... - ostatnie słowa wypowiedział po rosyjsku. Jednak doskonale je rozumiałam.
Po wyjściu Sashy próbowałam się podnieść kilka razy. Leżałam na zimnej, betonowej podłodze i płakałam. Resztkami sił błagam Boga o pomoc. O szybką śmierć, by zabrał mnie z tego piekła.
Tomasz Nowakowski
Po telefonie Marty, mojej dawnej Perły, pojechaliśmy razem z komisarzem Adamowiczem pod wskazany adres. Okolica na Pradze. Stara kamienica. Serce waliło mi jak szalone, myślami bylem już przy Zosi. Drzwi od mieszkania były otwarte. W środku panowała cisza. Komisarz wraz ze swoimi ludźmi weszli do jednego z pokoi, a nam kazali zostać na korytarzu.
- Proszę tam nie wchodzić - powiedział Adamowicz.
- Jak to nie wchodzić? Gdzie jest Zosia? - pytał Wolski. Komisarz wyjął telefon.
- Jesteśmy na miejscu. Przyślijcie karetkę. Mamy trupa. Młoda kobieta. Koło trzydziestki. Nie żyje od kilku godzin. Okej, czekam - po tych słowach nogi się pode mną ugięły. Antoni wyrwał się i wpadł do pokoju.
- Panie Wolski! Proszę tam nie wchodzić!
Ruszyłem za nimi. Zamarłem, gdy zobaczyłem kobietę leżącą we krwi. Doskonale wiedziałem, że to Marta. Nigdy nie widziałam nikogo z bliskich mi osób... Martwych. Antoni złapał się za głowę. A ja straciłem głos. Patrzyłem na nią i nie wierzyłem, w to co się właśnie działo.
- Gdzie moja siostra?! Gdzie Zosia do kurwy nędzy?! - podszedł do mnie i złapał za płaszcz. - To twoja wina! Rozumiesz? To przez ciebie to wszystko! Mów gdzie moja siostra! - rozpacz w jego glosie była jak przekleństwo. Chciałem mu powiedzieć, że ja znajdziemy, ale w tamtej sytuacji traciłem nadzieje. Wyrwałem się z uścisku brata Zosi i wyszedłem na zewnątrz. Potrzebowałem chwili wytchnienia. Docierało do mnie to, co robiłem. Klub i kobiety, perły, Zosia, śmierć Marty. Tego było za dużo.
To moja wina. To wszystko moja wina. Muszę to przerwać, skończyć...
Poczułem na ramieniu dłoń.
- Panie Nowakowski. Jeżeli cos pan przede mną ukrywa...
- Komisarzu, powiedziałem wszystko, co wiem w tej sprawie. Marta dzwoniła do mnie wczoraj, informując, ze Zosia jest tutaj. Bylem pewny, że ją tu znajdziemy. - mówiłem. Adamowicz zacisnął dłoń na moim ramieniu.
- Radze ze mną współpracować. Może to wpłynąć na łagodniejszy wyrok w pańskiej sprawie...- oznajmił i wsiadł do auta.
***
Dotarłem do domu chwile po osiemnastej. W progu przywitała mnie pani Lucyna i moja córka.
- Tatusiu! Zobacz, namalowałam to dzisiaj! - zawołała radośnie. Wskoczyła mi na ręce i mocno przytuliła. - Popatrz. Tutaj jesteś ty, tutaj ja a tu... - posmutniała i spuściła głowę w dół.
- Kto to jest kochanie? - zapytałem. Popatrzyła na mnie, a w jej pięknych oczach ujrzałem bol.
- To pani Zosia, tato... Bo ja, strasznie za nią tęsknie... - powiedziała i ponownie się we mnie wtuliła. Głaskałem ja po włosach, czując jakie to dla niej trudne. Zaniosłem Amelkę do jej pokoju. Położyłem do łóżka i zszedłem do swojego gabinetu. W głowie ciągle miałem obraz leżącej we krwi Marty.
Skoro potraktowali tak Martę... To co dzieje się z Zosia? Zniszczę Aleksieja... Zabije go.
Z barku wyjąłem whisky i szklankę. Nalałem sobie, upiłem łyk i usiadłem na skórzanej kanapie. Byłem rozbity. Pokochałem tę dziewczynę. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Postanowiłem zakończyć działalność Pereł. Nie chciałem już krzywdzić żadnej innej kobiety. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk wiadomości w telefonie.
Od Asia:
Czekam na pieniądze. Jeżeli chcesz nadal sprawować opiekę nad Amelia, musisz mi zapłacić. W innym wypadku widzimy się w sądzie. A jak wiesz, to czym się zajmujesz, zadziała na niekorzyść... Twoja niekorzyść.
Zacisnąłem dłoń na szklance. W tym całym syfie, w jaki sam wpakowałem Zosie, zapomniałem o nacisku Asi. Próbowała zmusić mnie do płacenia. I udało się jej. Wiedziałem, że gdy tego nie zrobię, nie zobaczę już nigdy córki. A tego bym nie przeżył.
Do biura zapukała pani Lucyna.
- Ma pan gościa. - po tych słowach jak burza do środka wpadł Marek. Wyglądał, jakby przebiegł maraton. Pot leciał mu z czoła, a oddech miał szaleńczo przyspieszony. Nie raz prosiłem go, by zaczął ćwiczyć i przestać stołować się w fast foodach.
- Oho, przyjacielu... McDonald's się odzywa... - zażartowałem. Marek oparł się o blat, podniósł dłoń, dając mi do zrozumienia, ze za chwilę mi cos powie.
- Mam... Informacje... - wydukał. - Aleksiej... Kontaktował się... Z Grigorijem... Dzisiaj. - podniosłem się na równe nogi.
- Co?! Co jeszcze wiesz?! Mów!
- Komisarz Adamowicz... On tam pojechał. Jeżeli Zosia nadal tam jest... Stary, będzie wolna... - oznajmił Marek. Nie wierzyłem w słowa przyjaciela.
- Jedziemy tam. Słyszysz? Jedziemy. - warknąłem i wyszliśmy z domu.
Byłem zły, że Antoni i komisarz nie poinformowali mnie o tym. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym była ona. Zofia Wolska.
W tym samym czasie.
Zofia Wolska
Byłam bez sił. Sasha nie dawał mi jeść ani pic. Co godzinę, może mniej oblewał mnie zimną wodą, szarpał za włosy i upokarzał słowami. Wyłączyłam wszelkie uczucia. Wyłączyłam wszystko, co sprawiało, że chciałam żyć.
Gdy Sasha pochylał się nade mną, obawiałam się, ze mnie skrzywdzi. Gwałtem. Tego bym nie przeżyła. To było najcenniejsze, co miałam. Moja kobiecość. To wszystko, co mi pozostało. Co było tylko moje.
- Jak tylko piśniesz słowo Aleksiejowi, zabije cię. Słyszysz? Zabije, ale najpierw zerżnę tak, że będziesz nocami o mnie myślała. Później przyjdę i cię zabije. Jesteś nikim. Zapamiętaj to. - mówił. Szarpał mnie za włosy. Ból był nie do zniesienia. Nagle usłyszeliśmy huk. Sasha kazał mi milczeć. Wyszedł z pomieszczenia i zamknął drzwi na klucz. Niewiele słyszałam, poza kilkoma strzałami. Serce podeszło mi do gardła. Nie wiedziałam, co się dzieje.
Nagle wszystko ucichło. Nie słyszałam już nic, poza swoim ciężkim oddechem. Odliczałam do końca...
Dziesięć... Dziewięć... Osiem... Siedem... Sześć... Pięć... Cztery... Trzy... Dwa....... JEDEN.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro