Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I wracamy do punktu wyjścia...

Kiedyś wszystko piękne się kończy, nie? No właśnie. Kiedy przetańczyliśmy z Hugiem kilka piosenek, wróciliśmy do stolika, przy którym siedział tylko Octavian.

-A ty czemu nie tańczyłeś?- zapytałam, ponieważ nie widziałam go na parkiecie.- przecież miałeś tyle panienek przy sobie.

-Nie lubię tańczyć.- spojrzał na mnie spode łba.- A ty nie powinnaś uważać, aby Nico nie był zazdrosny?

- Nico o wszystkim wie. Jesteśmy tu jako przyjaciele.- spojrzałam na niego.- A po za tym od kiedy interesujesz się moim związkiem, a nie sobą?

-Bo to ja chcę być powodem waszego zerwania.-wzruszył ramionami.

- I wracamy do punktu wyjścia.- mruknęłam i napiłam się wody. 

Nie odpowiedział, z czego bardzo się cieszyłam. Nie chciało mi się z nim kłócić. Po chwili z Hugo zaczęliśmy rozmawiać na temat jutrzejszego, zaplanowanego wydarzenia. Kiedy wszyscy skończyli tańczyć i dosiedli się do stołów, przyniesiono kilka upieczonych Yaków. Jednym cała osada by się nie wyżywiła. Ja wzięłam mały kawałek, w porównaniu do innych, a i tak dla mnie był spory. Po zjedzonym posiłku, każdy z każdym rozmawiał, śmiał się, albo siłował na rękę. 

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że po jakimś czasie, scenę rozwaliła ognista kula. Pierwsza myśl: smoki. Niestety, myliłam się. Każdy złapał za broń i popędził w stronę plaży, skąd przyleciał pocisk. Przy piasku przycumowały łodzie z innej osady. Zaatakowali wioskę. I nie zgadniecie, kto stał na jednym z nich. Tak, mój największy wróg, pan czarnoksiężnik Neerg we własnej osobie! Od razu złapałam za miecz i pobiegłam w stronę wroga. Zauważył mnie od razu i uśmiechnął się. Po prostu wyszczerzył te swoje żółte zęby do mnie. Ścisnęła rękojeść i kiedy byłam kilkanaście metrów od niego, ktoś złapał mnie za rękę, tym samym zatrzymując. Spojrzałam przez ramię na Huga.

- Idziemy, nie powinno Cię tu być...

- Ale tam jest Neerg.- wskazałam na mojego wroga, który w końcu ruszył w moją stronę.- Ja muszę tu być.

Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo czarnoksiężnik już stał za mną i zamachnął się swoim mieczem. Odparowałam cios w ostatnim momencie, odpychając Huga od siebie. Neerg spojrzał na mnie tymi czerwonymi oczyma z uśmiechem. Z czego on się tak cieszy? Odparowałam jego kolejny cios z łatwością. Nie stara się... Coś jest nie tak... Zaatakowałam go, a on odbił mój miecz, który wypadł mi z ręki.

- Co do jasnej...- zmarszczyłam brwi i dostałam z rękojeści w twarz.

Upadłam na ziemię, a kiedy próbowałam wstać, ktoś przyszpilił mnie do ziemi. Spojrzałam do góry i zauważyłam czerwone ślepia, wpatrujące się we mnie.

-Co jest, nie w formie..?- wychrypiał, po czym zamachnął się i walnął mnie w głowę, co skutkowało utratą przytomności.

Przebudziłam się przywiązana do drewnianego krzesełka. Spróbowałam uwolnić nadgarstki, ale ktoś, kto je związał sznurem, zrobił to nieodwracalnie. Tak jak stopy i brzuch. Na buzi miałam zawiązany kawałek szmaty, więc nie mogłam nic powiedzieć. Przymrużyłam oczy, aby po chwili przyzwyczaiły się do światła. Ile byłam nieprzytomna? Na pewno kilkanaście godzin. Rozejrzałam się. Byłam w skalnej dziurze, to na pewno. Po prawo były metalowe drzwi, a na górze, żelazna krata. Zero możliwości ucieczki. Mam tego serdecznie dość. Zawsze muszę wpakować się po uszy w tarapaty. Kogo najlepiej porwać? O naszą kochaną Jodie! Albo jej przyjaciół! Nie róbmy z jej życia nudnego. Trochę dreszczyku nie zaszkodzi! 

- Jeśli masz tego dość.- usłyszałam ten irytujący głos czarnoksiężnika i zwróciłam głowę ku drzwi, w których stał.- To po prostu się poddaj. Ja zawładnę światami, a tobie, może dam spokój.

- Wiesz, że nigdy się nie poddam.- wywróciłam oczyma, wypluwając materiał, który teraz zwisał mi jak naszyjnik.- ile razy jeszcze to będziemy przerabiać? Ja się cudem uwolnię, ty zaczniesz się ze mną bić, a potem wylądujesz w Tartarze.- oznajmiłam mu z lekkim uśmiechem, na co on się lekko zezłościł.

- Zamknij się w końcu!.- wrzasnął i już po chwili znalazł się przy mnie.- Tamto się nie powtórzy. Nie rozumiesz? Nie masz mocy, jesteś bezwartościowym śmiertelnikiem.- warknął i walnął mnie w policzek.

czując silne pieczenie policzka, czułam takie samo na prawym nadgarstku... Tak samo, jak wtedy na wyspie...

-Gdzie on jest?! -krzyknęłam, patrząc w jego czerwone jak krew oczy.

- Na pewno na tej wyspie, ale nie wiem gdzie dokładnie...- zaśmiał się ironicznie i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Szczerbatek jest na wyspie. Mój smok znajduje się w tym świecie.Musze go znaleźć i wydostać z tej wyspy. Nie wiem, ile czasu mi zostało, ale wiem, że niewiele. Oby Octavian i Hugo, wcielili plan w życie. Jeśli tak, to przybędą na ratunek, chyba...

***Oczami Huga; kilka godzin wcześniej***

A mówiłem, że jej tam nie powinno być! A teraz jest tam i nie wiadomo, czy żyje! Hugo! Ogarnij się! Na pewno żyje! 

- Nie bujaj tak w obłokach.- mruknął Octavian.

- A weź się zamknij.- warknąłem, dokończając przyszykowywać siodło. 

byliśmy na polanie, a ja właśnie zajmowałem się moim Cerberusem. Octawian siedział na pieńku i się mi przyglądał. A raczej smokowi.

- I ty umiesz na tym czymś latać?- zapytał, a trzy głowy warknęły, więc musiałem je uspokoić.

- Tak, umiem. Powtórzmy jeszcze raz plan.- oznajmiłem, na co on westchnął, przewracając oczyma.

- Kiedy zbiorą się wszyscy na arenie, ty wejdziesz wraz ze mną. Karzemy im nie robić nic, za wszelką cenę, po czym biegniesz na polane i przylatujesz na smoku. Tłumaczymy co i jak, cała osada oswaja smoki i lecimy na wrogą wyspę, ratować Jodie.- oznajmił znudzony.

- Odkąd zniknąłeś, jesteś inny, o co Ci w końcu chodzi, co?- warknąłem, patrząc na niego.

- Dorosłem.- wzruszył ramionami.

- Zniknąłeś. Gdzie wtedy byłeś?! Szukaliśmy Cię wszędzie!

- W świecie Jodie.- wyznał w końcu, a mnie zdezorientowało.- Wlazłem przez przypadek w portal. Nie wiedziałem, jak się wydostać stamtąd. Tam jest w ogóle inny świat. Budynki wysokie jak góry, ludzie w dziwacznych ubraniach, gadają do świecących kawałków metalu, a dowiedziałem się, że to jakieś telefony... Jeszcze ta technologia... W zaułkach groźne typki, które mnie wprowadzili w tamten świat i zmienili. Zacząłem chodzić do szkoły, uczyć się... Przespałem się z prawie wszystkimi dziewczynami ze szkoły, bo tęskniłem za Jo, a kiedy wróciłem i ją zobaczyłem... nie chciałem jej ranić, więc się od was odsunąłem.- dokończył ze spuszczoną głową.

Podszedłem do niego i go przytuliłem. Złość ze mnie uciekła...

- Zraniłeś ją bardziej, jak odszedłeś. Ona każdego dnia czekała na twój powrót i czeka aż do dziś.- oznajmiłem mu, a on się we mnie wtulił. 

- Chodźmy, czas plan wcielić w życie.- powiedział i się odsunął.- a potem, pogadam z Jo.

***Oczami Jodie; kilka godzin później***

Siedzę sama już od jakiejś godziny, myśląc nad wszystkim... policzek dalej piecze, ale mniej. A nadgarstek tak samo. Po raz któryś tam próbuję się wydostać, ale to na nic. Ręce mam już obdarte do krwi, która ścieka mi powoli po palcach. 

Usłyszałam otwieranie drzwi i spojrzałam w tamtą stronę. Wszedł tęgi wiking z czarnymi włosami zaplątane w dredy, a na twarzy miał mnóstwo blizn. Kogoś mi przypominał. Kogoś, z kim niedawno się widziałam. Kogoś, komu zaufałam, a on dał mi schronienie. wytrzeszczyłam oczy i wyszeptałam: 

- Ty jesteś ojcem Huga...

***********************************************************************************************

Bum! Jestem! Odzyskałam częściowo wenę! Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić... No nic. Mam nadzieję, że wam się spodobało i nie zapomnijcie zostawić gwiazdeczki i komentarza. Strasznie kocham je czytać. Nie ważne, czy to pochwały, czy krytyka <3 Do zobaczenia! Wasza Iki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro