I wracamy do punktu wyjścia...
Kiedyś wszystko piękne się kończy, nie? No właśnie. Kiedy przetańczyliśmy z Hugiem kilka piosenek, wróciliśmy do stolika, przy którym siedział tylko Octavian.
-A ty czemu nie tańczyłeś?- zapytałam, ponieważ nie widziałam go na parkiecie.- przecież miałeś tyle panienek przy sobie.
-Nie lubię tańczyć.- spojrzał na mnie spode łba.- A ty nie powinnaś uważać, aby Nico nie był zazdrosny?
- Nico o wszystkim wie. Jesteśmy tu jako przyjaciele.- spojrzałam na niego.- A po za tym od kiedy interesujesz się moim związkiem, a nie sobą?
-Bo to ja chcę być powodem waszego zerwania.-wzruszył ramionami.
- I wracamy do punktu wyjścia.- mruknęłam i napiłam się wody.
Nie odpowiedział, z czego bardzo się cieszyłam. Nie chciało mi się z nim kłócić. Po chwili z Hugo zaczęliśmy rozmawiać na temat jutrzejszego, zaplanowanego wydarzenia. Kiedy wszyscy skończyli tańczyć i dosiedli się do stołów, przyniesiono kilka upieczonych Yaków. Jednym cała osada by się nie wyżywiła. Ja wzięłam mały kawałek, w porównaniu do innych, a i tak dla mnie był spory. Po zjedzonym posiłku, każdy z każdym rozmawiał, śmiał się, albo siłował na rękę.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że po jakimś czasie, scenę rozwaliła ognista kula. Pierwsza myśl: smoki. Niestety, myliłam się. Każdy złapał za broń i popędził w stronę plaży, skąd przyleciał pocisk. Przy piasku przycumowały łodzie z innej osady. Zaatakowali wioskę. I nie zgadniecie, kto stał na jednym z nich. Tak, mój największy wróg, pan czarnoksiężnik Neerg we własnej osobie! Od razu złapałam za miecz i pobiegłam w stronę wroga. Zauważył mnie od razu i uśmiechnął się. Po prostu wyszczerzył te swoje żółte zęby do mnie. Ścisnęła rękojeść i kiedy byłam kilkanaście metrów od niego, ktoś złapał mnie za rękę, tym samym zatrzymując. Spojrzałam przez ramię na Huga.
- Idziemy, nie powinno Cię tu być...
- Ale tam jest Neerg.- wskazałam na mojego wroga, który w końcu ruszył w moją stronę.- Ja muszę tu być.
Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo czarnoksiężnik już stał za mną i zamachnął się swoim mieczem. Odparowałam cios w ostatnim momencie, odpychając Huga od siebie. Neerg spojrzał na mnie tymi czerwonymi oczyma z uśmiechem. Z czego on się tak cieszy? Odparowałam jego kolejny cios z łatwością. Nie stara się... Coś jest nie tak... Zaatakowałam go, a on odbił mój miecz, który wypadł mi z ręki.
- Co do jasnej...- zmarszczyłam brwi i dostałam z rękojeści w twarz.
Upadłam na ziemię, a kiedy próbowałam wstać, ktoś przyszpilił mnie do ziemi. Spojrzałam do góry i zauważyłam czerwone ślepia, wpatrujące się we mnie.
-Co jest, nie w formie..?- wychrypiał, po czym zamachnął się i walnął mnie w głowę, co skutkowało utratą przytomności.
Przebudziłam się przywiązana do drewnianego krzesełka. Spróbowałam uwolnić nadgarstki, ale ktoś, kto je związał sznurem, zrobił to nieodwracalnie. Tak jak stopy i brzuch. Na buzi miałam zawiązany kawałek szmaty, więc nie mogłam nic powiedzieć. Przymrużyłam oczy, aby po chwili przyzwyczaiły się do światła. Ile byłam nieprzytomna? Na pewno kilkanaście godzin. Rozejrzałam się. Byłam w skalnej dziurze, to na pewno. Po prawo były metalowe drzwi, a na górze, żelazna krata. Zero możliwości ucieczki. Mam tego serdecznie dość. Zawsze muszę wpakować się po uszy w tarapaty. Kogo najlepiej porwać? O naszą kochaną Jodie! Albo jej przyjaciół! Nie róbmy z jej życia nudnego. Trochę dreszczyku nie zaszkodzi!
- Jeśli masz tego dość.- usłyszałam ten irytujący głos czarnoksiężnika i zwróciłam głowę ku drzwi, w których stał.- To po prostu się poddaj. Ja zawładnę światami, a tobie, może dam spokój.
- Wiesz, że nigdy się nie poddam.- wywróciłam oczyma, wypluwając materiał, który teraz zwisał mi jak naszyjnik.- ile razy jeszcze to będziemy przerabiać? Ja się cudem uwolnię, ty zaczniesz się ze mną bić, a potem wylądujesz w Tartarze.- oznajmiłam mu z lekkim uśmiechem, na co on się lekko zezłościł.
- Zamknij się w końcu!.- wrzasnął i już po chwili znalazł się przy mnie.- Tamto się nie powtórzy. Nie rozumiesz? Nie masz mocy, jesteś bezwartościowym śmiertelnikiem.- warknął i walnął mnie w policzek.
czując silne pieczenie policzka, czułam takie samo na prawym nadgarstku... Tak samo, jak wtedy na wyspie...
-Gdzie on jest?! -krzyknęłam, patrząc w jego czerwone jak krew oczy.
- Na pewno na tej wyspie, ale nie wiem gdzie dokładnie...- zaśmiał się ironicznie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Szczerbatek jest na wyspie. Mój smok znajduje się w tym świecie.Musze go znaleźć i wydostać z tej wyspy. Nie wiem, ile czasu mi zostało, ale wiem, że niewiele. Oby Octavian i Hugo, wcielili plan w życie. Jeśli tak, to przybędą na ratunek, chyba...
***Oczami Huga; kilka godzin wcześniej***
A mówiłem, że jej tam nie powinno być! A teraz jest tam i nie wiadomo, czy żyje! Hugo! Ogarnij się! Na pewno żyje!
- Nie bujaj tak w obłokach.- mruknął Octavian.
- A weź się zamknij.- warknąłem, dokończając przyszykowywać siodło.
byliśmy na polanie, a ja właśnie zajmowałem się moim Cerberusem. Octawian siedział na pieńku i się mi przyglądał. A raczej smokowi.
- I ty umiesz na tym czymś latać?- zapytał, a trzy głowy warknęły, więc musiałem je uspokoić.
- Tak, umiem. Powtórzmy jeszcze raz plan.- oznajmiłem, na co on westchnął, przewracając oczyma.
- Kiedy zbiorą się wszyscy na arenie, ty wejdziesz wraz ze mną. Karzemy im nie robić nic, za wszelką cenę, po czym biegniesz na polane i przylatujesz na smoku. Tłumaczymy co i jak, cała osada oswaja smoki i lecimy na wrogą wyspę, ratować Jodie.- oznajmił znudzony.
- Odkąd zniknąłeś, jesteś inny, o co Ci w końcu chodzi, co?- warknąłem, patrząc na niego.
- Dorosłem.- wzruszył ramionami.
- Zniknąłeś. Gdzie wtedy byłeś?! Szukaliśmy Cię wszędzie!
- W świecie Jodie.- wyznał w końcu, a mnie zdezorientowało.- Wlazłem przez przypadek w portal. Nie wiedziałem, jak się wydostać stamtąd. Tam jest w ogóle inny świat. Budynki wysokie jak góry, ludzie w dziwacznych ubraniach, gadają do świecących kawałków metalu, a dowiedziałem się, że to jakieś telefony... Jeszcze ta technologia... W zaułkach groźne typki, które mnie wprowadzili w tamten świat i zmienili. Zacząłem chodzić do szkoły, uczyć się... Przespałem się z prawie wszystkimi dziewczynami ze szkoły, bo tęskniłem za Jo, a kiedy wróciłem i ją zobaczyłem... nie chciałem jej ranić, więc się od was odsunąłem.- dokończył ze spuszczoną głową.
Podszedłem do niego i go przytuliłem. Złość ze mnie uciekła...
- Zraniłeś ją bardziej, jak odszedłeś. Ona każdego dnia czekała na twój powrót i czeka aż do dziś.- oznajmiłem mu, a on się we mnie wtulił.
- Chodźmy, czas plan wcielić w życie.- powiedział i się odsunął.- a potem, pogadam z Jo.
***Oczami Jodie; kilka godzin później***
Siedzę sama już od jakiejś godziny, myśląc nad wszystkim... policzek dalej piecze, ale mniej. A nadgarstek tak samo. Po raz któryś tam próbuję się wydostać, ale to na nic. Ręce mam już obdarte do krwi, która ścieka mi powoli po palcach.
Usłyszałam otwieranie drzwi i spojrzałam w tamtą stronę. Wszedł tęgi wiking z czarnymi włosami zaplątane w dredy, a na twarzy miał mnóstwo blizn. Kogoś mi przypominał. Kogoś, z kim niedawno się widziałam. Kogoś, komu zaufałam, a on dał mi schronienie. wytrzeszczyłam oczy i wyszeptałam:
- Ty jesteś ojcem Huga...
***********************************************************************************************
Bum! Jestem! Odzyskałam częściowo wenę! Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić... No nic. Mam nadzieję, że wam się spodobało i nie zapomnijcie zostawić gwiazdeczki i komentarza. Strasznie kocham je czytać. Nie ważne, czy to pochwały, czy krytyka <3 Do zobaczenia! Wasza Iki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro