Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kłamliwa śmierć - Capela x Erwin

Miłego dnia, wieczoru bądź nocy wszystkim :3

Miłego czytania <33

-----------------------------------

Kochali się. Każdy to wiedział. Wystarczyło raz na nich spojrzeć i już było wiadome, że byli w szczęśliwym związku. Jednak nikt nie wiedział, że ten związek niszczył się od środka. Kłamstwa i chęć schronienia swojego partnera przed okrutną prawdą go niszczyła. Jednak czy to złe, że chce się chronić swoją miłość? Dante myślał, że nie... Ale czy kłamanie w strachu przed prawdą, która i tak kiedyś wyjdzie na jaw, też jest tak naprawdę dobre? Niektórzy powiedzieliby, że tak, a inni, że nie...

Podobno w związku najważniejsze jest zaufanie i prawda. Tak mówi większość. Jednak są tacy, którzy powiedzą, że nie ma związku bez rozmowy. Czy mieli rację? Każdy ma inny światopogląd więc nie warto pytać. Każdy ma inne zdanie na temat tak powszechnego tematu. Niektórzy chcieliby doświadczyć miłości, bo nigdy jej nie zaznali, a inni chcieliby już nigdy więcej nie czuć, nie kochać, bo zostali przez to zniszczeni...

Wracając, co mogło uratować rujnujący się związek, taki jak domek z kart? Jeden zły ruch i wszystko się rozpada. Zaufanie, zaangażowanie i chęć szczęścia to wszystko znika przez jeden niewłaściwy ruch.

Taki ruch wykonał Dante. Kłamał aby uchronić osobę, którą kochał nad życie. Udawał skrywając smutek i rozpacz. Zakrywał to maską szczęścia. Oczywiście kochał Erwina, lecz jednak uznał za właściwe zatajania pewnych szczegółów swojego życia. Co dokładnie? Dante musiał przejść kontrolne badania, aby dalej móc wykonywać swój zawód. Szkoda, że nie będzie mógł dalej służyć...

Wyniki badań nie były dobre. Okazało się, że Dante chorował na raka. Rak żołądka daje o sobie znać dopiero w późnym stadium. W takim był rak Dantego, który zdążył się rozwinąć do takiego stopnia, że może tylko opóźniać datę swojej śmierci. Nie chciał się męczyć ani mówić nic Erwinowi. Nie chciał leżeć w szpitalu kilka miesięcy pod aparaturą i ciągłą chemią, aby tylko przedłużyć sobie życie o parę marnych tygodni czy miesięcy. Nie chciał aby Erwin widział go w stanie załamania. Mimo tego, że ten już widział go w takim gdy zaczęli się spotykać, gdyż to on pomógł Dante wyjść z depresji, to jednak Capela nie chciał widzieć smutku Erwina. Nie chciał patrzeć jak jego chłopak będzie musiał się oswajać z myślą, że on może jutro umrzeć. Więc zachował to w sekrecie.

Wolał w ostatnie chwile życia spędzić ze szczęśliwym i energicznym Erwinem, niż z przygaszonym i smutnym. Ale obiecał...

Siedział z nim w mocnym uścisku. Właśnie prawie zakończył swoje, jak uważał, nic nie znaczące życie. Dodatkowych smutków doprawiał mu Erwin w którym się zakochał... i który właśnie uratował mu życie.

Dante mocno zaciskał pięści na koszulce Erwina, cicho płacząc w jego ramię. Nie mógł się uspokoić, mimo szeptanych słówek i bujania jak na bójawce w dzieciństwie. Właśnie dzieciństwo... Na te słowa do jego myśli zaczęły napływać obrazy przeszłości. Tak zwane wspomnienia. Jego ojciec alkoholik... Strzał... Śmierć matki... Krew... Dom dziecka... Ostatni widok siostry... Jakiekolwiek miłe wspomnienia z przeszłości, były niesamowicie rzadkie, lecz za to też były piękne. Plac zabaw na którym często bawił się z siostrą... Odrabianie z nią lekcji, co zawsze kończyło się sprzeczkami o to kto ma rację... Częste wojny na jedzenie lub wodę... Lepienie bałwanów... Robienie aniołków na śniegu... Niestety, ale każde dobre wspomnienie chowało się za tymi złymi.

Jego niespokojny i drżący oddech i zatkany nos utrudniały tylko uspokojenie się. Jednak Erwin się nie poddawał i dalej próbował. Gładził jego plecy, a palcami drugiej ręki robił małe kółeczka na jego biodrze i dalej szeptał uspokajające słówka. Po jakimś czasie szepty zmieniły się w nucenia, a to w ciche podśpiewywanie kołysanek. Kołysanek, które śpiewała mu mama zanim poszedł spać.

- Obiecaj, że będziesz żyć - szepnął Erwin gdy przestał nucić, a Dante zdołał nieco się uspokoić. - Dla mnie, okej księżniczko? - zapytał, czekając cicho na odpowiedź. W tym momencie pierwszy raz Erwin wypowiedział jego przezwisko, którego szczerze nienawidził. Nawet nie wiedział czemu, tak po prostu.

- Obiecuję - powiedział, unosząc głowę z ramienia Erwina. Wbił się w jego usta. Jego pocałunek został oddany, a oni stali się szczęśliwą parą... Do teraz...

Szkoda tylko, że obiecał coś, czego nie może dotrzymać...

Siedział samotnie na kanapie oglądając serial. Poprawka, on nie oglądał, tylko patrzył się pusto w ekran telewizora, myśląc. Chciałby mu powiedzieć... Starał się przewidzieć każdy scenariusz, każdy minus i plus. Czuł poczucie winy codziennie od kilku miesięcy go okłamując. Był szczerze zmęczony... Jednak zmartwienie wywołane tym nie pozwalało mu. Przecież Erwin zamknąłby go w domu i nie wypuszczał. Nie mógłby pracować ani wychodzić na samotne spacery, które całym sercem kochał. Mniej od Erwina, ale kochał. Wiedział, że Erwin bałby się, że w czasie jednego ze spacerów, coś by się stało. On trafiłby do szpitala, a on nie mógłby być przy nim podczas śmierci. Nie chciał widzieć jego łez. To najgorszy widok jaki mógłby go spotkać.

- Heeej - usłyszał przeciągnięte powitanie i zamykanie drzwi. Szybko wyrwał się z letargu, a na twarzy wymusił uśmiech. Po chwili jego oczom ukazał się Erwin w przemoczonej bluzie i mokrych włosach z których spływały kropelki wody. Spadały na jego twarz, by po chwili spłynąć na szyję, a w końcu wpłynąć pod bluzę. Wyglądał słodko - tak myślał w tej chwili Capela.

Erwin wyciągnął ręce przed siebie na znak tego, że chce się przytulić. Dante, tym razem ze szczerym uśmiechem, również rozłożył ręce. Erwin wpadł w jego ramiona podkulając nogi, aby zatrzymać jak najwięcej ciepła. Dante przykrył go kocem pod którym chwilę tego leżał sam. Leżeli tak do końca wieczora.

- Kocham cię Erwin - wyszeptał Dante drżącym głosem. Wspomniany mężczyzna spojrzał na niego jednocześnie z niezrozumieniem i rozczuleniem na twarzy.

- Czemu płaczesz kochanie?- zapytał, ścierając cieknące z policzków Dante łzy.

- Przypomniał mi się ojciec - kolejne kłamstwo. Bolało go serce, a jednak musiał to wytrzymać. Jeszcze tylko kilka miesięcy i jego serce się zatrzyma. Szkoda tylko, że odejdzie sam, bez Erwina...

- Też cię kocham skarbie - powiedział po chwili Erwin całując jego usta. Pocałunek był przepełniony smutkiem i tęsknotą. Tęsknotą, którą odczuwał Dante na samą myśl o odejściu. Już zaczynał tęsknić za Erwinem, mimo ich bliskości.

Dante coraz częściej odczuwał duże zmęczenie. Często schodził ze służby wcześniej, aby pojechać do domu i pójść spać. Mimo, że spał długo, to nie wysypiał się. Coraz częściej odczuwał ból po lewej stronie nadbrzusza. Krzywił się, gdy go bolało, ale szybko starał się ukryć ból pod maską uśmiechu przy Erwinie. Coraz mniej jadł. Tracił apetyt... Jadł tylko dla Erwina, gdy ten postawił mu posiłek przed twarzą i kazał jeść. Gdy nie musiał, nie robił tego. Zmizerniał i nie wyglądał jak wcześniej. Pewnego wieczoru zemdlał, a Erwin zabrał go w ramiona i zaniósł do auta. Położył na tylnych siedzeniach, zabezpieczając go w jakiś sposób pasami.

Jechał do szpitala, nie patrząc na przepisy. Co chwila zerkał w lusterko, obawiając się o Dante. Nie wiedział co się dzieje, więc chciał jak najszybciej dotrzeć do placówki leczniczej, aby mu pomogli. Gdy dotarł pod budynek wysiadł, wziął Dante na ręce i zaniósł go jak najszybciej do holu. Zawołał lekarza, który przybiegł po chwili z dwoma pielęgniarkami. Zabrali Dante i zamknęli mu drzwi przed nosem. Martwił się. Chodził w kółko, nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu. Jego telefon cały czas wibrował, aż w pewnym momencie wybiegł ze szpitala, wyrzucając go. Telefon roztrzaskał się o asfalt. Wrócił do środka i robił to co wcześniej. Czekał...

Po dwóch godzinach wyszedł do niego lekarz, który zajmował się Dante.

- Co z nim doktorze? - Erwin od razu zadał pytanie, bawiąc się swoimi palcami.

- Nie mogę udzielić panu takich informacji.

- Jestem jego chłopakiem, prawie narzeczonym, chcę wiedzieć co z jego stanem zdrowia - powiedział szybko i podnosząc swój ton głosu.

- Mimo wszystko, pan Capela jest dorosły i sam powinien powiedzieć panu o czymś takim - odparł lekarz.

- To mogę do niego wejść? - zapytał, a lekarz kiwnął głową w potwierdzeniu.

Wpuścili go do sali w której leżał Dante. Podszedł do jego łóżka, siadając na taborecie. Dante miał przymknięte oczy, nie miał już siły. Odwrócił wzrok, nie chcą mówić mu czegoś, czego tak bardzo unikał od kilku miesięcy. Erwin złapał za jego podbródek, kierując jego wzrok w swoją stronę.

- Co jest z tobą skarbie? - zapytał łagodnie,przemieszczając swoją rękę z jego podbródka na policzek. Po twarzy Dante zaczęły spływać słone łzy, które Erwin starał się ścierać.

- Wiesz... Bo jest jedna rzecz o której ci nie powiedziałem - szepnął drżącym głosem.- Myślałem, że będę miał jeszcze czas, ale ten skurwiel postanowił szybciej ze mną skończyć - Erwin spojrzał na niego niezrozumiale - Mam raka Erwin, raka żołądka.

- Co? - szepnął, a w kącikach jego oczu zaczęły pojawiać się łzy. - Od kiedy wiesz?

- Od ponad pół roku - rzekł ze skruchą. - Nie chciałem cię martwić. Nie potrafiłem ci tego powiedzieć - powiedział łamliwym głosem, spuszczając wzrok.

- Hej, spójrz na mnie - szepnął, przełykając gorzkie łzy i gulę w gardle. - Ile ci zostało? - Dante tylko uśmiechnął się tylko lekko i przymknął oczy. Do pomieszczenia wszedł lekarz i podszedł do łóżka Dante. Ten kiwnął głową w stronę lekarza.

- Erwin? - mruknął słabo Dante spoglądając na niego spod przymkniętych powiek. - Kocham cię, wiesz?

- Wiem, też cię kocham - odszepnął, nie powstrzymując już łez. Dante przymknął oczy, a lekarz wrócił z jakimiś notatkami i dwoma pielęgniarkami. Lekarz zaczął wypisywać coś w notesie, a pielęgniarki zaczęły przewozić łóżko Dante. - Co wy robicie? - zapytał Erwin, nie rozumiejąc sytuacji. - Gdzie go zabieracie, do cholery?- warknął, podnosząc się z taboretu. Podszedł do lekarza, który wcześniej zignorował jego pytanie.

- Aktualnie wypisuje akt zgonu, a pielęgniarki zabierają pana chłopaka do innej sali.

- Że co pan kurwa robi? On żyje, nie mógł umrzeć...

- Nie zauważył pan, że pan Capela nie ma apetytu, marnie wygląda i jest słabszy teraz, niż kiedy się poznaliście?

- Znaczy, on zawsze mało jadł, ale wydawał się być zdrowy...

- Rak zaczął rozwijać się już siedem lat temu, jednak dopiero niedawno go wykryto - powiedział spokojnie lekarz. Erwin zamilkł. Medyk dokończył wypisywanie aktu i wyszedł, zostawiając złotookiego samego, w cichej, pustej sali

Time skip pół godziny

Rodzina Erwina czekała na niego przed szpitalem. On postanowił wkraść się do sali w której leżał Dante, aby móc po raz ostatni go zobaczyć

- Obiecałeś mi, że zostaniesz, obiecałeś żyć ze mną... - szepnął patrząc w jego zamknięte, ale martwe oczy.

Co z tego, że on sam żyje, skoro już nie czuł życia? Nie czuł niczego. Łza spłynęła po jego policzku, spadając na usta Dante, których po chwili dotknął delikatnie swoimi ustami. Podniósł jego ciało, ostatni raz je przytulając. Kiedyś przyjdzie czas na niego, a czuł, że to będzie niedługo. Czuł, że śmierć czeka tylko, aby owinąć go swoimi łańcuchami i zabrać w nieznane ciemności. On zginie przez gwałtowną, rychłą śmierć, ale przynajmniej będzie mógł być z ukochanym. Niestety nie w takim świecie w jakim sobie wymarzyli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro