Niedziela
Po śniadaniu w Wielkiej Sali, pełna mieszanych emocji, udałam się do gabinetu profesora Sanguiniego. Wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać o wszystkim – o przyjaciołach, starożytnej magii, a także o Szmaragdowych Oczach. Obawiałam się jego reakcji, ale nie mogłam dłużej milczeć.
Gabinet Sanguiniego znajdował się w jednej z bardziej odosobnionych wież Ilvermorny. Gdy tylko weszłam, otoczyły mnie półmrok i zapach starodawnych ksiąg. Profesor siedział za swoim biurkiem, pochylony nad jakimś manuskryptem, ale uniósł głowę, gdy tylko mnie zobaczył.
- Ophelio...- Powiedział spokojnym, aksamitnym głosem.- Wyglądasz, jakbyś miała na barkach ciężar całego świata.- Zaśmiał się.
Nie wiedziałam, od czego zacząć, więc po prostu wylałam wszystko naraz. Opowiedziałam o tym, że chłopcy także znają prawdę o mojej wampirzej naturze, a także o starożytnej magii. Mówiłam o tym, jak moi przyjaciele zostali w to wszystko zamieszani i że planujemy odzyskać część starożytnej magii, która, jak podejrzewam, znajduje się w Szmaragdowych Oczach. Gdy skończyłam, profesor przez chwilę siedział w milczeniu.
- Rozumiem.- Odezwał się w końcu.- Musisz jednak wiedzieć, że to poważne. To, co robicie, jest niezwykle niebezpieczne, Ophelio. Powinniśmy powiadomić resztę opiekunów o całej tej sytuacji.
Stanowczo pokręciłam głową.
- Nie. Proszę, nie rób tego. To mogłoby wszystko zniszczyć. Moi przyjaciele ryzykują dla mnie, a ja nie chcę ich narażać na większe niebezpieczeństwo. To starożytna magia... i jestem przekonana, że sobie poradzimy. Po za tym pamiętasz ostatnie spotkanie, prawda? Traktują mnie jak dziecko. Nic mi nie mówią. Zrozum..... Ja...
- Rozumiem... Chcesz się wykazać... ale masz świadomość, że nie ryzykujesz tylko swoim życiem ale i swoich przyjaciół? Nie mogę pozwolić abyście poszli tam sami. Nie ma takiej opcji, Ophelio.- Sanguini spojrzał na mnie badawczo, a potem westchnął i dodał.- Będę kręcić się nieopodal, aby mieć pewność, że nic się nie stanie uczniom.
-Czyli nic nie powiesz?- Spytałam chcąc się upewnić.
- Nie powiem nikomu... Co nie sprawia, że uważam to za dobre wyjście z sytuacji....- Dodał na końcu nie pewnie.-Ach... Chcę również znać każdy szczegół waszego planu.
Zaczął mnie wypytywać o szczegóły: jak zamierzamy przejąć magiczną kulę, jakie zabezpieczenia mogą nas powstrzymać i co zrobimy, jeśli coś pójdzie nie tak. Wyjaśniłam mu wszystko tak dokładnie, jak tylko potrafiłam, choć czułam, że nadal nie mam pełnego obrazu. Skrupulatnie próbowałam ominąć do czego służy tajemnice pomieszczenie w piwnicach, aby nie narazić imprezowni na zamknięcie, jednak stwierdziłam, że Sanguini wystarczająco się dla mnie poświęca, więc powinnam być szczera do końca.
Kiedy rozmowa zmierzała ku końcowi, w końcu zebrałam się na odwagę, by wspomnieć o Szmaragdowych Oczach.
- Jest jeszcze coś...- Zaczęłam, czując, jak moje policzki zaczynają płonąć.- To pomieszczenie... w podziemiach szkoły. To miejsce nazywa się Szmaragdowe Oczy i służy ono.... Ehh... Uczniowie organizują tam imprezy...
Sanguini uniósł brew, ale jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Szmaragdowe Oczy, powiadasz?- Zapytał z udawanym zainteresowaniem.
- To nielegalne...- Powiedziałam szybko.- Wiem, że jako nauczyciel powinien pan...- Zawahałam się -...powiedzieć reszcie kadry, ale proszę, niech pan tego nie robi. To byłoby dla wszystkich... zbyt duże ryzyko.
Ku mojemu zdziwieniu, Sanguini zaśmiał się cicho.
- Droga Ophelio...- Powiedział, opierając się wygodnie w swoim fotelu.- Szmaragdowe Oczy nie są dla mnie żadną tajemnicą.- Zamarłam, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- W rzeczywistości to ja je stworzyłem...- Wyznał, a jego ton był mieszanką nostalgii i ironii.- Dawno temu, zanim stałem się... tym, kim jestem teraz.- Otworzyłam szeroko oczy.
– Co takiego?- Zdziwiłam się, ponieważ jego imienia nie było wśród pierwszych założycieli.
Sanguini wyjaśnił, że gdy był uczniem Ilvermorny, Szmaragdowe Oczy zostały założone jako miejsce tajnych spotkań towarzyskich. Było to miejsce, gdzie uczniowie mogli się spotykać, rozmawiać, tańczyć i cieszyć się wolnością z dala od surowych reguł szkoły.
- To nie miało nic wspólnego z nauką czy magią.- Powiedział z uśmiechem.- Była to po prostu ucieczka od codzienności.
Jako młody czarodziej Sanguini był jednym z inicjatorów tych spotkań. Pomógł zabezpieczyć miejsce przed niepowołanymi gośćmi, tworząc magiczne bariery, które do dziś chronią Szmaragdowe Oczy przed wykryciem przez nauczycieli.
Jednak wszystko zmieniło się, gdy pewnego lata, podczas wakacji, Sanguini został przemieniony w wampira przez wędrownego czarodzieja, którego spotkał w odległej wiosce.
- To nie była moja decyzja.- Wyznał z powagą.- Po prostu znalazłem się w złym miejscu o złym czasie.
Po powrocie do szkoły jego natura szybko wyszła na jaw. W tamtych czasach wampiry były traktowane z wielką nieufnością i strachem podobnie jak dziś. Sanguini został usunięty z listy założycieli Szmaragdowych Oczów, a jego imię wymazano z historii Ilvermorny.
- Szmaragdowe Oczy przetrwały jednak jako miejsce spotkań, a ja... cóż, nigdy nie miałem serca, by ich zniszczyć.- Zasmucił się, wspominając odrzucenie jakiego doświadczył od bliskich mu osób.
- Chwila...- Nagle coś do mnie dotarło.- Znasz zaklęcie, które otwiera i zamyka przejście! Prawda?
-Ach... racja. Oczywiście znam... Spiszę ci całą procedurę... Na pewno ułatwi wam to cały plan.- Uśmiechnął się. Mężczyzna złapał kawałek pergaminu i zaczął coś na nim pisać. W między czasie postanowiłam jeszcze go powypytywać.
- A, czy ta kula była tam od samego początku?- Spytałam.
Sanguini przytaknął.
– To możliwe. Na początku było tam o wiele więcej odnóg jaskich, lecz większość z nich została zasypana, bądź ukryta przez pierwszych nauczycieli. My przypadkiem natknęliśmy się na szmaragdowe oczy, gdy uciekaliśmy przed woźnym.- Prychnął pod nosem.
-Więcej korytarzy....- Zamyśliłam się.- Czyli możliwe, że te krzyki dochodzą z innego ukrytego korytarza...- Sanguini uniósł głowę znad pergaminu i zamyślił się.
- Skąd docierały te odgłosy, gdy byłaś w szmaragdowych oczach?- Spytał.
- Docierały... jakby z boku.... Z lewej... nie... z prawej strony.- Powiedziałam pewnie. Mężczyzna się jeszcze bardziej zamyślił.
- Interesujące...- Mruknął.- Gdy byłem uczniem, wiele lat temu.... Obok szmaragdowych oczu znajdowała się odnoga jaskini, która była zwana jaskinią smoka...
-Jaskinią smoka?- Zaciekawiłam się, ponieważ ryki dochodzące z podziemi, można by było przypasować do smoka.
- Tak... nazywała się tak nie bez powodu. W tamtych czasach zima bywała na prawdę sroga. Do dziś nie szkoła Ilvermorny nie doświadczyła ani razu takiej zimy. Zaklęcia nie wytrzymywały długo, więc wtedy wymyślono, aby wykorzystać tę jaskinię, ponieważ była największa i wpuścić tam smoka. Swoim ognistym zionięciem ogrzewał ziemię od piwnic. Zaklęcia utrzymywały się dłużej... Oczywiście lata mijały, a świat się zmieniał i uznano, że to zbyt niebezpieczne dla uczniów i smoka się pozbyto, a jaskinię zasypano uznając za nienadającą się do użytku....- Zakończył.
- A, więc.... ktoś jednak łamię prawo... To musi być smok....- Powiedziała.
-Obawiam się, że masz rację...- Zamyślił się.- A, to by oznaczało... że ktoś mąci w kadrze nauczycielskiej... Nie możliwe, żeby ktoś z poza szkoły przetrzymywał sobie smoka w piwnicach... Będę nastawiał uszy, żeby się czegoś dowiedzieć. Może spróbuję trochę popytać. A ty... uważaj na siebie i swoich przyjaciół...
Obiecałam, że będziemy działać z rozwagą. Kiedy opuszczałam jego gabinet, czułam mieszaninę niepokoju i determinacji. Historia Sanguiniego przypomniała mi, że nie tylko ja noszę ciężar przeszłości i decyzji, których nie mogę zmienić. Jednak czułam, że jego wsparcie daje mi siłę, by iść naprzód – dla siebie, dla moich przyjaciół, a może nawet dla magii, która nas wszystkich łączy. Poczułam, też wielką ekscytację na myśl, że zaraz opowiem reszcie, co się dowiedziała. W głowie układałam plan rozmowy, wiedząc, że każda część tej układanki jest istotna dla naszych dalszych działań.
Zbliżając się do pokoju wspólnego, dotarł do mnie cichy gwar rozmów i odgłos drewna pękającego w kominku. Przekroczyłam próg, a widok naszej grupy siedzącej w kącie na wygodnych fotelach przyniósł mi chwilową ulgę. Rowena przeglądała jakąś książkę, Veronica poprawiała coś w notatkach, a chłopcy – Dorian, Cygnus i Mark – toczyli ożywioną dyskusję o drużynach quidditcha.
- Hej!- Przywitałam się, uśmiechając się lekko. Melodyjny, lecz dziwnie zimny głos przyciągnął uwagę wszystkich.
- Nareszcie!- Rzuciła Veronica, zamykając notatnik.- Jak poszło?
- Mam dużo do opowiedzenia...- Odparłam, siadając na jednym z pustych foteli. Rowena spojrzała na mnie uważnie.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz... na zamyśloną.- Skomentowała.
Westchnęłam, zerkając na każdego z osobna.
- Tak, wszystko w porządku. Ale rozmowa z Sanguinim była... intensywna i ciekawa.
- I?- Zapytał Dorian, pochylając się do przodu.- Powiedziałaś mu o wszystkim?- Kiwnęłam głową twierdząco.
- Tak. Powiedziałam mu też o Szmaragdowych Oczach i ostatnich wydarzeniach....- Mark zmarszczył brwi.
- Co powiedział o imprezowni?- Spytał zaciekawiony. Zaśmiałam się cicho.
- Wyobraźcie sobie, że to on je stworzył.- Wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni.
- Co takiego?- Rowena niemal wypuściła książkę z rąk.
- Był jednym z pierwszych uczniów, którzy stworzyli Szmaragdowe Oczy jako miejsce spotkań. Jednak gdy został przemieniony w wampira, jego imię usunięto z listy założycieli. Nie wspominał o tym z żalem, ale czuć było, że jest z tym związana pewna nostalgia.- Wytłumaczyłam.
- Więc zna wszystkie tajemnice tego miejsca...- Zauważyła Veronica.
- Dokładnie!- Potwierdziłam z dużą dozą ekscytacji.- Dał mi instrukcję, jak otworzyć ukryte przejście. Napisał wszystko na pergaminie. W każdym razie możemy całkowicie skreślić przewodniczącego i grupę przewodnią z udziału w tym planie! Rowena zamiast ich tam zabrać, będzie musiała się upewnić, że w dzień który zamierzamy tam pójść, oni będą jak najdalej....
- Czekaj...- Przerwał mi Cygnus.- Zna szczegóły naszego planu i nic nie powie nauczycielom? Czy wy macie romans?- Zdziwił się.
- Obiecał milczeć, ale ma zamiar trzymać się blisko, żeby upewnić się, że nic nam się nie stanie i nie. Nie ma żadnego romansu.- Wyjaśniłam.
- Cóż, lepsze to niż wtrącanie się... A z tym romansem to dziwne... Żeby nauczyciel tak chodził pod dyktando uczennicy? Szantażujesz go czymś?- Zaśmiał się Dorian.
- A co z kulą?- Zapytała Rowena, przewracając oczami na głupie wymysły chłopaków.
- No właśnie... Podobno kula była tam od samego początku, jeszcze zanim Szmaragdowe Oczy stały się tym, czym są teraz. To może być część starożytnej magii, która może być związana z dawnymi jaskiniami pod szkołą. Sanguini wspomniał o miejscu zwanym Jaskinią Smoka.
- Jaskinia Smoka?- Powtórzył Mark, wyraźnie zainteresowany.
- Tak, podobno w dawnych czasach trzymano tam smoka, żeby ogrzewał podziemia szkoły podczas surowych zim. Ale korytarze zostały zasypane, a smok usunięty.- Veronica spojrzała na mnie z przejęciem.
- Myślisz, że te krzyki i ryki, które słyszeliśmy, mogą pochodzić z tej jaskini?
- To możliwe. Sanguini też to zasugerował. Ale jeśli tak jest, to ktoś musiał nielegalnie sprowadzić tam smoka. Albo... coś, co brzmi jak smok, a co gorsza.... muszą tam być też ludzie.... Dzieję się tutaj coś niedobrego... bardzo niedobrego.- Zadumałam się.
W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko trzaskiem drewna w kominku.
- Więc... jak zamierzamy to sprawdzić?- Odezwał się Cygnus. Westchnęłam głośno.
- Nijak. Szmaragdowe oczy są teraz najważniejsze....- Zaczęłam.- Istnieje możliwość, że to co się dzieje w Jaskini Smoka nie ma nic wspólnego z częścią starożytnej magii. W takim razie im szybciej się do niej dobierzemy tym lepiej, ponieważ jeśli jednak się mylimy i ktoś także czycha na nasza kulę to musimy się do niej dobrać jako pierwsi.
- Słusznie...- Powiedziała Veronica.
- Jeśli nam się uda... Co potem?- Spytała Rowena.
Złapałam za różdżkę i rzuciłam zaklęcie wyciszające, aby nikt, a w szczególności Sanguini nie usłyszał naszej rozmowy. Wszyscy spojrzeli na mnie z powagą, nachylając się i tworząc koło spiskujących studentów.
- A potem... idziemy po smoka...
***
Gdy zbliżał się wieczór pożegnałam się z przyjaciółmi, informując ich o moim wypadzie do Hogwartu. Teleportowałam się z lekkim zawrotem głowy, a przed moimi oczami wyłoniły się mroczne, wilgotne mury krypty w Hogwarcie. Kamienne łuki oświetlały migotliwe świece, których płomienie zdawały się tańczyć w półmroku. W głębi sali czekała Lilith, oparta o jeden z marmurowych filarów. Jej czarne, długie włosy opadały na ramiona, a oczy błyszczały w świetle świec.
- Nareszcie...- Powiedziała Lilith z uśmiechem, gdy podeszłam bliżej, rzuciłyśmy się sobie w ramiona.- Kopę lat, co?- Roześmiałyśmy się.
- Było trochę zamieszania w Ilvermorny...- Zaczęłam, gdy usiadłyśmy na zakurzonej ławce.
- No, opowiadaj, co u ciebie.- Powiedziała Lilith.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, streszczając wydarzenia z Ilvermorny - tajemnice Szmaragdowych Oczów, rozmowę z Sanguinim, odkrycie ukrytych korytarzy, a także ich plan, by dowiedzieć się, co kryje się w jaskiniach. Lilith słuchała uważnie, czasem przytakując, a czasem unosząc brwi.
- Szmaragdowe Oczy... brzmi jak coś, co by mi się spodobało...- Powiedziała z uśmiechem, gdy skończyłam mówić.
- Na pewno...- Zaśmiałam się.- A co u ciebie? Co dzieje się w Hogwarcie?-Spytałam zaciekawiona, na co Lilith spoważniała.
- Dużo się zmieniło, Ophelio. Naprawdę dużo...
- Co masz na myśli?- Zmarszczyłam brwi.
- Śmierciożercy. Tom... Wprowadza nowe zasady, które są, cóż, bardziej drastyczne. Teraz otwarcie głosi nienawiść wobec czarodziejów mugolskiego pochodzenia w grupie. Przekonuje innych, że tylko czysta krew może zapewnić magii przyszłość. Każdy z chłopaków ma pod sobą grupę nowo zwerbowanych śmierciożerców, którzy głównie znęcają się nam czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Robi to przez nich, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Prawie wszyscy nauczyciele jedzą mu z ręki....- Zatrzymała się.- Robi się nieciekawie... a wszystko zaczęło się, gdy dowiedział się o swoim Ojcu....
- Spotykałam się z nim... Nic mi o tym nie powiedział...- Powiedziałam, marszcząc brwi. Wiedziałam, że Tom zawsze był ambitny, ale to, co opisywała Lilith, brzmiało jak początek czegoś naprawdę niebezpiecznego.
- A ty?- Zapytałam.- Jak się w tym wszystkim odnajdujesz?- Lilith jedynie wzruszyła ramionami.
- Staram się trzymać na uboczu. Ale Tom... jest wszędzie. Ludzie patrzą na niego jak na króla.
- To brzmi jak on. Ale... wiesz, skoro już mówimy o nim...- Zaczęłam, zastanawiając się czy powinnam o tym wspominać w owej sytuacji.
Lilith uniosła brwi, wyczuwając zmianę tematu.
- Jak mówiłam wcześniej.... Spotkałam się z nim kilka razy...- Zaczęłam, a na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.- Zbliżyliśmy się do siebie. Bardzo. Nawet... cóż, całowaliśmy się...
Lilith wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem.
- Ophelio... naprawdę? Jesteście razem?- Wypytywała.
- Nie rozmawialiśmy o tym... Więc oficjalnie... nie...- Zamyśliłam się, śmiejąc się w duchu z własnej niepewności.- Ale ostatnio zaczął mnie ignorować. Nie odpisuje na moje sowy, unika rozmów i chęci spotkania się.
- Może po prostu jest zajęty...- Powiedziała Lilith, choć jej głos zdradzał dziwną niepewność. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Może. Ale to dziwne. Czasem myślę, że po prostu za bardzo się nim zauroczyłam i teraz wyolbrzymiam. Po za tym... nie jesteśmy parą, tak?- Prychnęłam.
Lilith nie odpowiedziała od razu. Jej twarz przybrała nietypowy wyraz, jakby walczyła z czymś w sobie.
- Lilith?- Zapytałam, pochylając się w jej stronę.- Coś jest nie tak?- Lilith spuściła wzrok, a jej dłonie nerwowo zacisnęły się na krawędzi ławki.
- Muszę ci coś powiedzieć...- Powiedziała cicho. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
- Chodzi o Toma...- Dodała Lilith, spoglądając na mnie z mieszaniną smutku i niepewności.
- Co z nim?- Zdziwiłam się jej dziwnym zachowaniem.- No dalej... Wyduś to z siebie Lilith...
- On... spędza dużo czasu z pewną Krukonką. Bardzo dużo czasu. Wygląda na to, że są razem.- Powiedziała na jednym wdechu.
Słowa Lilith zawisły w powietrzu jak ciężka mgła. Wpatrywałam się w przyjaciółkę, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam.
- Razem?- Powtórzyłam mechanicznie.
- Tak...- Potwierdziła Lilith, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. - Przepraszam, że ci to mówię, ale... powinnaś wiedzieć.
Zaśmiałam się nerwowo, próbując zignorować uścisk w żołądku.- To... to nic.... Nie masz za co przepraszać, po za tym jak już mówiłam, nie jesteśmy razem, tak?
- Tak mi przykro, Ophelio...- Przytuliła się do mojego ramienia.
- Dziękuje, że mi powiedziałaś...- Powiedziałam w końcu, zmuszając się do uśmiechu.- Chyba potrzebowałam tego zimnego prysznica.- Zaśmiałam się smutno. Lilith spojrzała na mnie z troską.
- Jeśli potrzebujesz porozmawiać, jestem tutaj.- Dziewczyna pogładziła dłonią moje plecy.
Skinęłam głową, choć czułam, jak w środku coś pękło. W głowie kłębiły się pytania - dlatego Tom mnie ignorował, co takiego widzi w tej Krukonce i czy kiedykolwiek traktował nasze spotkania poważnie, a może po prostu się mną zabawił?
Mimo wszystko zachowałam kamienną twarz, udając, że ta wiadomość mnie nie dotknęła.
- Co teraz zrobisz?- Spytała cicho.
- To samo, co on....- Zaczęłam, a złość zaczęła tryskać z moich oczu.- Będę go ignorować, zabawię się nim, tak jak on mną.- Oczy Lilith rozjaśniły się i podniosła rękę jakby była w klasie.
- Wiesz, co? Może powinnyśmy sprawdzić czy mu zależy... gdy wrócę powiem im, że się z tobą widziałam... Powiem, że się z kimś spotykasz... Sprawdzę jego reakcję.- Zakończyła.
- Nawet jeśli go to ruszy, to nie pokaże tego....- Skomentowałam.
- Racja, ale może warto spróbować...
- Spróbuj... Dziękuję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro