Rozdział 6 "Ból i Żal"
Nico siedział przy swoim przyjacielu, który nadal nie odzyskał przytomności. Do pomieszczenia weszła Eweni i usiadła obok.
-Co z nim?
-Jest lepiej, ale dalej się nie obudził i to mnie martwi - cały czas chłopak miał łzy w oczach. Blondwłosa dotknęła go za ramię, by go wesprzeć w tak ciężkiej sytuacji, sama jednak miała sporo łez.
-Też się martwię w końcu to mój chłopak i nie chce go stracić - po tych słowach złapała ukochanego za rękę, spojrzała na żółtowłosego i spytała.
-Czy mogę z Tobą zostać przy nim?
-Pewnie, będzie mi trochę raźniej - wzrok skierował na nieprzytomnego przyjaciela i cicho płakał, bo nie chciał go tracić, tak samo jak Eweni.
-Będzie dobrze Nico, zobaczysz
-Sam nie wiem, ja się o niego bardzo boję. Jest moim najlepszym przyjacielem i nigdy sobie nie wybaczę tego, jeśli coś mu się stanie
-Też się boję. Myślisz, że ta wizja się spełni?
-Mam nadzieję, że się nie spełni żadna z tych wizji
-Pójdę już, nie będę ci przeszkadzała
-A powiesz Justine, żeby tutaj przyszła?
-Nie ma sprawy Nico - Eweni popatrzyła jeszcze raz na swojego ukochanego, dała mu buziaka w czółko i wyszła z pokoju zostawiając żółtowłosego samego ze swoimi myślami.
Pozostali siedzieli w salonie i dalej nie mogli uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło.
-Jak to się mogło stać?
-Pojęcia nie mam Mikey, nikt z nas tego nie wie - odpowiedział mu Donnie i po chwili spytał.
-A właśnie Mona, gdzie jest Raph?
-On poszedł do swojego pokoju. Próbowałam z nim porozmawiać, ale był zbyt bardzo załamany
-Jak zwykle Leo się tym nie przejął i wszystko ma kompletnie w dupie - Karai wciąż była zdenerwowana
-Dalej jesteś na niego zła?
-A i owszem Shini, bo mam już go dosyć. On się nie nadaję na przywódcę - w tym momencie do salonu weszła Eweni
-I co?
-Ledwie się trzyma Nya. On bardzo się o niego martwi.
-Nie dziwię mu się. W końcu to jego najlepszy przyjaciel
-Wiem o tym Carla
-Dzięki Eweni za informację. Pójdę lepiej sprawdzić, co z nim - Justine skierowała sie na górę, a reszta dalej ze sobą rozmawiała.
Overlady weszła do celi więźnia i podeszła do niego.
-Wciąż wierzysz, że po ciebie przyjdą? - spytała sarkastycznie
-Tak i...będę w to....wierzył...dopóki starczy....mi...sił
-Poważnie? Dziwię się, że ty jeszcze się nie poddałeś
-Może...i...mam...rany...i...dostaję...nowe...ale....przeżyje...wszystko...nawet...najgorszy...koszmar
-Zachowujesz się jak jakiś bohater, który irytuję, ale ja mam na to sposób - zaczęła znowu go katować po całym ciele. Powstawały kolejne rany i z nich leciała krew. Z każdym kolejnym ciosem stawał się coraz słabszy.
-Twoja...zła...natura...może..się...skończyć
-Zamilcz!! - uderzyła go pięścią w brzuch
-Wystarczy....że.....się....zmienisz
-ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU!! - zaczęła go ponownie bić. Rafi był bardzo wyczerpany, ale mimo to wciąż miał nadzieję, że zostanie uratowany, ale za tą wiarę w "ratunek" musiał płacić wysoką cenę. Po godzinie wyszła zamykając za sobą celę i zostawiając biedaka w kałuży krwi.
-D-D-Donnie.......p-proszę....p-po-pospieszcie......s-s-się - ledwie co to powiedział i stracił przytomność z wyczerpania.
Justine weszła do pokoju, gdzie jego ukochany czuwał przy przyjacielu. Usiadła obok niego i próbowała go jakoś pocieszyć.
-Jak się trzymasz?
-Kiepsko, boję się, że on już się nigdy nie obudzi - mówił to przez łzy, bo chciał, żeby jego przyjaciel w końcu się obudził.
-Nawet tak nie mów. Pedro jest silny, na pewno się niedługo obudzi - przytuliła go, żeby mu było choć trochę lepiej. Nico dalej płakał, a wręcz ryczał. Bał się, że mógł go stracić, a tego nie chciał.
-Tyśka, ja nie chce go stracić. Jest jedną z bliskich mi osób jakie mam w życiu, a tak naprawdę najbliższą osobą jaką mam i bardzo mi na nim zależy
-Wiem skarbie, nie martw się. Wyjdzie z tego, przecież sam mi mówiłeś, że nigdy się nie poddaje, że zawsze walczy o siebie i innych
-To prawda, ale i tak się o niego boję. Jak coś mu się stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę
-Będzie dobrze, on z tego wyjdzie
-Szczerze przestałem w to wierzyć
-Nawet tak nie mów, kochanie. Zawsze jest nadzieja i wiara, nawet w najrzadsze cuda
-Dziękuje Tysia - przytulił się do Justine i mocno płakał. Oboje czekali, aż Pedro się obudzi.
Tym czasem Eva siedziała w salonie i nie miała zbyt dobrego nastroju. Selena postanowiła z nią porozmawiać i w jakiś sposób pocieszyć.
-Kochana, wszystko gra?
-Niezbyt. Martwię się o Rafaela, a jak nie zdążymy na czas? Boje się bardzo Selen
-Wiem o tym, ale nie martwisz się tylko z tego powodu, zgadłam - brunetka domyślała się o co chodziło jej przyjaciółce.
-Tak. Chodzi o tą wizję. Nie pozwolę, żeby ona się spełniła
-Niedługo i tak umrę, więc pogódź się z tym
-Nie!! Nie zamierzam się z tym pogodzić, nigdy!! Wizję się przecież nigdy nie spełnią, żadna z nich
-Eva, czasami wizję się spełniają, a ja jestem ostatnią pół wampirzycą na ziemi. Kiedyś prędzej czy później będę musiała umrzeć - na te słowa czarnowłosa się załamała i zaczęła beczeć. Selena usiadła obok niej i ją przytuliła do siebie, by ją jakoś pocieszyć.
-Nie płacz, wszystko się ułoży
-Jak mam nie płakać. Nie chce, żebyś umierała
-Będzie dobrze, a jak ocalimy Rafiego, będzie tak jak dawniej
-Ale bez Ciebie to nie będzie to samo
-Wiem, ale tak musi się stać - dalej pocieszała swoją przyjaciółkę. Sama się bała śmierci, ale wie, że ją dopadnie w niedługim czasie
Rafi powoli otworzył oczy, był bardzo osłabiony po tym co zrobiła mu Overlady. Doczołgał się jakoś pod ścianę i usiadł, patrząc ile stracił krwi.
-Boże ile straciłem....krwi. Nie wiem, jak...długo...jeszcze...wytrzymam...ale tak...łatwo...się...nie dam. Uparcie dam radę to przeżyć....dopóki oni tutaj....nie....przyjdą i mnie nie.....uwolnią z tego....koszmaru. Mam nadzieję, że...Leonardo zrozumie swoje...błędy i im...pomoże. Justine musi ujawnić...ostatnie potomkinie jak najszybciej...zanim ci Łowcy ją...porwą i....przyprowadzą tutaj. Mam nadzieję, że jakoś sobie...radzą - mówiąc te słowa z jego oczu poleciało mnóstwo łez, które mieszały się z krwią. Bał się o swoich przyjaciół i postanowił jakoś skontaktować się z nimi, a głównie z Leo, żeby zrozumiał błędy.
-Jak ja....mam się z tym...żółwiem...skontaktować - po chwili skupienia odkrył w sobie nowe moce potomka, które mu pomogą skontaktować się z Leonardem.
Justine i Nico nadal siedzieli przy czerwonowłosym i czekali aż się w końcu wybudzi. Po chwili chłopak otworzył oczy i spojrzał na nich.
-Nico? Justine? - jego przyjaciel nadal miał łzy w oczach
-Nie rób nam tak więcej. Wystraszyłeś nas wszystkich, a w szczególności mnie
-Wiem stary, sorki - po tych słowach ledwie usiadł, a żółtowłosy od razu go przytulił, wciąż mając w oczach mnóstwo łez
-Aż tak to przeżywałeś, że płakałeś? - otarł mu łzy z oczu
-Bardzo się martwiłem o ciebie po prostu, aż nawet za bardzo
-Cały ty
-Ta wizja była aż taka straszna, że zemdlałeś?
-Tak Justine. Trzech z naszych przyjaciół zginie w czasie ostatecznej bitwy. Nie wiem kto, ale wiem jedno, że to się stanie po uratowaniu Rafiego - Pedro opowiedział im o wszystkim
-Chodźmy do reszty, powiadomimy ich o tym - w trójkę zeszli na dół do reszty, by wyjaśnić im sprawę tej wizji.
Parę pokoi dalej Leo siedział i się jak zwykle nudził. Zrozumiał w końcu, że popełnił ogromny błąd olewając całkowicie wszystko, jak i swoich przyjaciół. Nagle lekko zabolała go głowa. Okazało się, że ktoś próbował się z nim skontaktować
-Kto tam jest? - spytał z powagą, ale też lekkim niepokojem
-L-leo, to ja
-Rafi, jak ci się udało ze mną skontaktować?
-Poprzez m-moje nowe m-moce, s-s-łuchaj m-mu-musisz - Leo nie dał mu skończyć
-Wiem, zrozumiałem to co zrobiłem. Nie potrzebnie wtedy ich olałem, poza tym czemu ledwie co mówisz?
-T-to p-prz-przez Overla..dy o-ona....mnie t-tor-torturuje - kiedy usłyszał te słowa, niebieskooki był w totalnym szoku
-Jak to? Co ci zrobiła? - spytał, jednak nie wiedział, że rozmowę podsłuchiwała Karai za drzwiami
-K-ka-katowała mnie i...i r-raniła po ca-całym m-moim ciele. Proszę....pospieszcie się. Nie....w-wiem j-ja-jak d-długo....to wy-wytrzy-wytrzymam - i kontakt się urwał
-Rafi, nie - załamany tym co usłyszał upadł na podłogę i cicho płakał. W tym momencie dziewczyna weszła do pokoju
-Słyszałaś wszystko prawda?
-Tak, cieszę się, że w końcu zrozumiałeś. Może zejdźmy na dół do reszty, co?
On tylko kiwnął głową na tak i oboje zeszli na dół do pozostałych
Rafael ledwie przekazał Leonardowi informacje o swoim stanie fizycznym. Był cały wyczerpany i to po nim było doskonale widać i czuć. Miał rany na całym ciele. Ledwie zniósł kolejną męczarnie z rąk Overlady, nie wiedział czy zniesie następnej. Z każdym dniem był coraz słabszy i brakowało mu już sił, ale miał coś, co nie osłabło ani razu. To była wiara i nadzieja w to, że go stąd wydostaną i że pomoże im pokonać Morganę i Dylana raz na zawsze.
-Mam coraz...mniej sił, ale pewności...siebie nigdy mi nie zabraknie. Z każdym kolejnym....dniem spędzonym...tutaj, czuję się bardziej....skrzywdzony fizycznie, ale nie psychicznie. Nie mogę się tak łatwo....poddać. Jestem Potomkiem Władcy Światła, wkrótce odzyskam stracone siły i zdołam pokonać Łowców Tajemnic, a światło....będzie...górą....nad ciemnością - kiedy to mówił z oczu leciały mu łzy, ale nie płakał. Starał się być twardy, choć od środka się bardzo bał, ale mimo to się nie poddał i nie zamierzał tego zrobić. Usiadł słabo pod ścianą i zasnął, żeby oszczędzać resztki sił, jakie mu zostały.
W salonie trwała rozmowa i pozostali w końcu wybaczyli Leowi jego błędy i to jak się zachowywał.
-Skoro jeden problem mamy z głowy, czy możemy już wrócić do znalezienia sposobu, na uratowanie go
-Tak Jay możemy wracać do tematu - odpowiedział Kai
-Kiedy Rafi się ze mną skontaktował ledwie co mógł mówić. Był katowany i bity przez Overlady, on jest coraz słabszy i to było słychać po jego słabym głosie - po tym co usłyszeli od Leo, każdy był w szoku
-Biedny, pewnie tak jest z nim codziennie
-Tego nie wiem Carla. Nie zdążyłem go o to spytać, bo wtedy jego zasięg za pomocą tych mocy się urwał. Gdybym się nie zachowywał jak dupek, nie byłby w takim stanie
-To nie twoja wina Leo, po prostu widocznie tak musiało być - Raph objął brata, żeby go pocieszyć
-Co się stanie, to się nie odstanie. Znajdziemy sposób, żeby go jak najszybciej tylko się da go uratować - mówiąc to Lloyd miał jednak wątpliwości w to co mówił
Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.
-Kto to może być? - spytała Bia
-Nie wiem, otworzę - Nico poszedł otworzyć drzwi, gdy to zrobił ujrzał znajomą twarz, którą od bardzo dawna nie widział. Stała w nich dziewczyna z białymi włosami i żółtymi oczami. Była nieco trochę niższa od niego.
-Siostra, jak dobrze, że jesteś
-Pomyślałam, że wpadnę do ciebie, ale w Rio nigdzie ciebie nie było. W końcu dowiedziałam się, że jesteś tutaj - weszła do środka i razem z bratem usiadła na kanapie
-A ona to kto? - zapytała April
-To moja młodsza siostra Maria. Opowiedziałem jej o wszystkim i pomyślałem, że mogłaby nam pomóc - Justine rozpoznała w jego siostrze jedną z potomkiń
-Skarbie, twoja siostra jest Potomkinią Opowieści - na te słowa każdy się zdziwił
-To twoja dziewczyna?
-Tak, potem ci to wyjaśnię. Ty też kogoś w końcu sobie znajdziesz
-Gratuluję ci braciszku - Maria przytuliła się do brata, a on do niej. Justine zauważyła, że kogoś brakuje i poszła na górę, by poszukać tej osoby.
Eva siedziała w swoim pokoju zasmucona martwiąc się czy jej mąż wyjdzie z tego żywy. Nagle usłyszała otwierające się drzwi i zauważyła przy wejściu do pomieszczenia Justine. Ta weszła i usiadła obok.
-Czemu siedzisz tutaj sama?
-Myślę czy jeszcze go zobaczę
-Nie martw się Eva, uratujemy go - starała się ją pocieszyć
-A ta wizja śmierci Seleny, czy ona się spełni? - pytając to miała łzy w oczach
-Niestety tak
-To niesprawiedliwe. Dlaczego ona musi zginąć - Eva mówiła to przez łzy, a brunetka je wytarła
-Moje wizję zawsze się sprawdzają, ale nie martw się kiedy ocalimy Rafiego, wszystko jakoś się ułoży i wróci do normy
-Nie przyszłaś tutaj tylko by mnie pocieszyć, mam rację? - spytała czarnowłosa
-Tak, jesteś Potomkinią Miłości. To jakim uczuciem darzysz do niego, jest bardzo silne. Może to mu nawet pomoże przy wytrzymaniu tego wszystkiego - Eva zgodziła się z jej słowami i uśmiechnęła się do niej. Po chwili spojrzała przez okno myśląc o nim
-Rafael, wkrótce się zobaczymy obiecuję ci to mój amado - mówiąc te słowa patrzyła przez okno, a po portugalsku amado znaczyło ukochany. Bardzo za nim tęskniła, ale wierzyła, że niedługo znowu go zobaczy.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro