Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

      Kiedy otwieram oczy, pierwsze co czuję, to ostry ból głowy, który promieniuje do wszystkich części mojego ciała. Gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej. Przez chwilę próbuje sobie przypomnieć gdzie jestem, bo leżę na nieswojej kanapie, pod obcym kocem, który pachnie inaczej niż mój.

Dopiero po kilku sekundach, wspomnienia z nocy napływają do mojej głowy w zdwojonym tempie. Bombardują moje myśli, a ja z przerażeniem uświadamiam sobie, co się wczoraj wydarzyło i na co pozwoliłem Dylanowi.

– O, śpiąca królewna w końcu się obudziła – słyszę znajomy głos, dochodzący gdzieś zza mnie. Spoglądam w tamtym kierunku i widzę Dylana, opierającego się o drzwi od kuchni. Ma na sobie luźne szorty i szarą, szeroką koszulkę.

– Uh – To jedyne, co mogę teraz powiedzieć. Jeżeli zaraz się czegoś nie napije to umrę. Zrywam się na równe nogi i wręcz biegnę do kuchni, mijając Dylana, który ewidentnie się ze mnie śmieje – No co? – pytam, kiedy wypijam już dwie szklanki wody.

– Jak się czujesz? – pyta, a w jego głosie słyszę prawdziwą nutę troski. Zastanawiam się który Dylan, to ten prawdziwy? Czy to ten, którego widziałem wczoraj? Czy właśnie ten bardziej czuły i martwiący się? Dwie różne osobowości, tak sprzeczne, a zarazem niemożliwe by mogły istnieć ze sobą.

– Jak gówno – wzdycham, odkładając pustą szklankę na blat. Wszystkie obrazy uprzedniej nocy, przemykają mi przed oczami. Jednak to, co się wydarzyło wydaje mi się na tyle nierealne, że nie potrafię wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji.

– Mam nadzieje, że pomimo wypitego wczoraj alkoholu, zapamiętasz coś z naszej lekcji – mówi i podchodzi do mnie, co sprawia, że instynktownie się cofam. Dylan widząc to, uśmiecha się lekko, wyciąga do mnie ręce i przyciąga do siebie w delikatnym uścisku – Spokojnie, nie musisz się mnie bać. Przyjdzie taki czas, że dam ci się poczuć ważnym – szepcze mi do ucha, i pomimo wszystko, jego głos brzmi naprawdę kojąco – Jesteś na tyle trzeźwy, byśmy mogli normalnie pogadać? – pyta, odsuwając się ode mnie.

Kiwam głową, ale za nim pójdę za nim do pokoju, zdążam zadać jeszcze jedno pytanie.

– Jak spałem... nie zgwałciłeś mnie? – Mój głos jest nieco zachrypnięty, jednak to bardziej niedowierzanie na twarzy Dylana wprawia mnie w zakłopotanie.

– Masz mnie za zwyrodnialca?

– Za zboczeńca owszem – odpowiadam niepewnie.

– Właśnie dlatego myślę, że powinniśmy porozmawiać – wzdycha i idzie do salonu, gdzie od razu siada na miękkiej kanapie, na której spędziłem noc.

Na razie nie jest dla mnie ważny powrót do domu, czy odwiedzenie matki. Teraz, chcę się dowiedzieć, o co chodzi w tym wszystkim. W tej chorej grze, którą prowadzi Dylan.

– Wczoraj... – zaczyna, spoglądając na moją twarz – Pokazałem ci trochę inną formę terapii. Zdaję sobie sprawę z tego, że było to bardzo ryzykowne, bo w tym momencie tylko od ciebie zależy, jak dalej się to potoczy. Kurde ale jestem chaotyczny, trochę się denerwuję – mówi, i przeciera rękami twarz. Mimo woli uśmiecham się pod nosem, bo choć raz to nie ja czuję się skrępowany.

– Spróbuj się opanować – przedrzeźniał go, przypominając sobie jego słowa z uprzedniej nocy.

– Tak – Patrzy na mnie porozumiewawczo, ale dalej kontynuuje – Powiedziałem ci wczoraj, że sam byłem hiperseksualny. Byłem, ale już nie jestem, ponieważ nauczyłem się to kontrolować. Tylko, że ja nie miałem terapeuty, do wszystkiego musiałem dojść sam. Ty masz tą możliwość skorzystania z „usług" kogoś doświadczonego – robi przez chwilę pauzę, by sprawdzić czy go słucham – Nie wiem jak powiedzieć ci to, że w momencie w którym wszedłeś na salę pierwszy raz, wiedziałem że chcę ci pomóc. Bawiło mnie bardzo, gdy wiedziałem, że myślisz, że to ty masz nade mną przewagę – parska pod nosem, a ja trochę się krzywię. Nie podoba mi się to, że teraz naśmiewa się z mojej naiwności.

– Dobra, udowodniłeś mi to jeszcze wczoraj. Możesz już przestać – burczę nieprzyjemnie.

– Dobrze widziałem to w jaki sposób na ciebie działam, ale napawanie się tym było niewłaściwe i dobrze to wiem. Nie myśl jednak, że ty nie wywoływałeś we mnie żadnych reakcji. Tylko ja, potrafiłem zapanować nad chęcią zgwałcenia cię na twoim biurku w biurze, wtedy na bankiecie – mówi nieco ciszej. Czyżby się wstydził?

Jego słowa, sprawiają że jest mi przyjemnie ciepło, ale nie czuje z tego seksualnej przyjemności. Myślę, że po nocnych doznaniach, jestem zaspokojony już na conajmniej dwadzieścia cztery godziny.

– Zafascynowałeś mnie, Thomas. W ten najgorszy sposób. Taki, że zapragnąłem poznać cie bardziej i myślę, że ty również zorientowałeś się, że nasze spotkania w restauracjach były jedynie przykrywką – ciągnie, a ja kiwam potakująco głową. Wiedziałem wszystko, ale potrzebowałem dodatkowego potwierdzenia z jego strony.

– Mam rozumieć to w ten sposób, że chcesz stworzyć ze mną normalny związek? – pytam, ale dopiero gdy słyszę swoje słowa, uświadamiam sobie jak autystyczne to brzmi. Dylan patrzy na mnie z zainteresowaniem i uśmiecha się lekko.

– Najpierw muszę nauczyć się zapanowania nad hiperseksualnością. Chcę poznać cię bardziej, znać twoje problemy i cieszyć się twoim szczęściem. Od dawna nie poznałem nikogo takiego jak ty.

– A Harry? – wtrącam nagle, próbując nie skakać z radości na jego słowa.

– Harry?

– No tak, wokalista tego zespołu. No tego, no... – Nazwa jak na złość wylatuje mi w tym momencie z głowy.

– Harry to mój kolega – wzdycha i patrzy na mnie z pobłażaniem, co w tym momencie powoduje, że krew napływa mi do twarzy – Proszę, nie rób tego – dodaje – Nie bądź zazdrosny – Kącik jego ust unosi się ku górze, a ja peszę się jeszcze bardziej.

– Nie jestem – mówię wkurzony, bo nikt nie będzie mi wmawiał, że jestem zazdrosny. Po prostu nie chciałem być nie w porządku, co do Harry'ego.

– Podobała ci się wczorajsza lekcja? – pyta, zmieniając temat i wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Czy mi się podobała? Oczywiście, że tak, jednak ja poprowadziłbym grę wstępną trochę inaczej. Ten moment wyobrażałem sobie bez różnych erotycznych eksperymentów, ale mówi się trudno...

– Tak – odpowiadam ostrożnie, bo nie wiem czy właśnie to pragnie usłyszeć.

– To dobrze, bo następna będzie trochę nieprzyjemna, o ile oczywiście chcesz to kontynuować? – upewnia się, spoglądając na mnie pytająco. Prawdę mówiąc nie powiedziałem mu jeszcze, czy mam ochotę na dalsze terapie, poza tył uprzedzenie mnie nieprzyjemnościach, związanych z następną terapią jest nieco nierozważne.

– Mogę tego żałować? – pytam, próbując nie przerywać naszego kontaktu wzrokowego.

– Zawsze – mówi i uśmiecha się ironicznie.

– W takim razie, zgoda. Będziemy kontynuować terapie.

***

Dzisiejszy obiad, który przyrządzam matce, wychodzi mi o dziwo dobrze. Spaghetti i sos nie z torebki, to mój kulinarny sukces. Matka również jest w dobrym humorze.
Dylan odwiózł mnie pod restauracje, gdzie wczoraj na parkingu zostawiłem swój samochód.
Stamtąd pojechałem prosto do domu, żeby przebrać się w czyste ubrania, bo w tych spędziłem noc u Dylana na kanapie i pojechałem do matki.

Teraz, gdy stoję przy kuchni, cały promienieję, ale naprawdę nie mogę znaleźć źródła mojego szczęścia. Pewnie powinienem się zamartwiać i zastanawiać, co zrobić w tej patowej sytuacji w jakiej znalazłem się wraz z moim terapeutą. Jednak ja stawiam na powiedzenie „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba".
Nie chcę myśleć, co by było gdybym nie przystał na jego propozycję, mimo że szczególnie mnie nie namawiał. Nie czułem żadnej presji, była to czysto moja decyzja, której konsekwencje odczuję zapewne na własnej skórze.

– Thomas, bo przypalisz ten sos, a mówiłeś że wyszedł zjadliwy. Byłoby więc szkoda – Słowa matki wyrywają mnie z zamyślenia. Od razu zaczynam energicznie mieszać w garnku łyżką, odrywając od dna, już przywarty lekko sos.

– Ups – mruczę pod nosem.

– Jak w pracy? – pyta szczerze zainteresowana, co prawie nigdy się nie zdarza. Rzadko kiedy zdarzało się, że matka wykazywała zainteresowanie jego życiem prywatnym.

– Dobrze, dostałem telefon od jednego maklera giełdowego. Mamy umówić się na spotkanie, a być może uda mi się go przekonać do kupienia akcji firmy – mówię powili, choć nie wiem ile z tego ona rozumie. Jednak matka przygląda mi się z zaciekawieniem, czasem mam wrażenie, że przez chorobę stała się bardziej uczuciowa.

– A jak ci idą TE sprawy? – pyta, specjalnie akcentując to jedno słowo. Z zaskoczenia rawie upuszczał talerze ze spaghetti, które niosę w obu rękach. Dlaczego musi pytać o to, akurat teraz.

– Te sprawy? – pytam, nie dając po sobie nic poznać.

– No wiesz. Masz już dziewczynę? Miło byłoby gdybyś kiedyś taką przyprowadził – Uśmiecha się, a ja naprawdę nie mam serca, wyrywać ją z tej bańki ułudy.

– Um, nie. Nie spotkałem jeszcze takiej, która by... – zaczynam, ale wcina mi się w pół zdania i jest już zdecydowanie zirytowana.

– Ah, wy zawsze tacy jesteście. Oczekujecie ideału! – oburza się, a ja siłą powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem. W pierwszym odruchu chcę jej powiedzieć, że ja już znalazłem swój ideał, tylko jest z nim trochę problemów. Mój ideał jest facetem, z pewnością ma coś z głową, poza tym jest moim psychoterapeutą. Bo wiesz mamo, ja jestem gejem, i to na dodatek uzależnionym od seksu.

Dziękuje Bogu w duszy za to, że te słowa nie opuszczają moich ust. Jedyne co robię to posyłam jej blady uśmiech, bo nie wiem co jej odpowiedzieć.
Ona tylko wzdycha i zajmuje się grzebaniem w niezbyt smacznym spaghetti. Master szefem to ja nie zostanę...

Po skończonym obiedzie odnoszę brudne talerze do zlewu i idę do łazienki. Po drodze, moją uwagę przykuwają otwarte na oścież drzwi do sypialni matki. Nie mam w zwyczaju wchodzić tak podczas jej nieobecności, poza tym odkąd pamietam, zawsze zostawia za sobą zamknięte drzwi.
Oglądam się za siebie, by sprawdzić, czy matka nie patrzy za mną i po cichu wchodzę do jej sypialni.

Od razu w oczy, rzuca mi się dość duża szkatułka, która leży otwarta na łóżku. Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Kiedy podchodzę do łóżka, dostrzegam porozkładane na pościeli zdjęcia, oraz kilka jeszcze w szkatułce.
Na każdym zdjęciu jestem w stanie rozpoznać ojca, jednak jest on zawsze w towarzystwie jakiegoś innego mężczyzny.
Oni nie pozują. Widać, że zdjęcia zostały zrobione w spontanicznych sytuacjach, oprócz tych z wojska. Na nich również mój ojciec, jest z przynajmniej trzema różnymi kolegami.
Bezmyślnie gapię się na te zdjęcia, dopóki w mojej głowie nie pojawia się jasne światło, które rozjaśnia mój umysł.
Nie rozumiem jak nie mogłem tego wcześniej zauważyć.

Mój ojciec był gejem, przez to moja matka tak go znienawidziła. Jednak on nie tylko był homoseksualistą. Był też hiperseksualny. Jak ja.

Chcę podziękować wszystkim, którzy do tej pory czytają to opowiadanie ❤️ Życzę wam udanego sylwestra i dobrego przyszłego roku, oraz oczywiście dużo dylmasa! 28 stycznia w heliosie jest premiera leku na śmierć, także... Muszę wam też podziękować, bo dzięki wam wygrałam zakład na 350 obserwatorów 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro