🌼98🌼
LIAM
Dni mijały wolno. Bez kłótni takich większych i niepotrzebnych sprzeczek. Powiedział bym że za spokojnie. Leżałem sobie na kanapie i rozkoszowałem się ciszą. Nie sądziłem że tu tak może być.
- Możesz się zamknąć!- krzyknęła Alex i zeszła na dół z hukiem.
I jednak nie może.
- Wracaj tu do mnie!- Jackson zszedł za nią.
Złapałem za poduszkę i naciągnalem ją sobie na uszy. Chcę ciszę i spokój! Błagam tylko o to. Całe 3 miesiące było głośno, a moja głowa pęka.
-Odwal się ode mnie wyczerpałeś całą kasę z kąta i jak ja teraz zamówię nowe buty!- warknęła i poszli do kuchni. Powoli wstałem i wyszedłem z domu, miałem mówić Brettowi że wychodzę, ale zaraz oszaleję.
Usiadłem sobie na ławce pod drzewem i rozejrzałem. Jay siedział na ziemi w rozkroku, a Theo już z widocznym brzuszkiem siedział między jego nogami i rozmawiali cicho, a obok Thomas ciągnął ze rękę Dylana w stronę lasu, podskakując podekscytowany. Blondyn ostatnio żalił mi się że na razie boi się spędzić z nim gorączkę. Czeka na odpowiedni moment, a Dylan nie ma nic przeciwko. Każdemu się tutaj układa. Jesteśmy wielką szczęśliwą rodziną i... coś właśnie wypadło przez okno?
- Max przygłupie!- Scotta było słychać nawet tutaj.- Mówiłem ci żebyś uważał!
- Ale to nie ja samo to tak jakoś poleciało kochanie. - powiedział Max spanikowany.- Nie złość się naprawimy to.
- Zamknij mordę! I się do mnie nie odzywaj - krzyknął i usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
- Scott nie wolno ci się denerować!- krzyknął alfa i ponowne trzaśnięcie drzwiami.
Ale klasyka musi pozostać. Pogłaskałem swój brzuch, który też jest lekko widoczny, ale nie tak jak Scott'a czy Theo.
- Liam!- z domu wypadł Brett.
- Tu kochanie!- krzyknąłem, a on spojrzał w moją stronę i odetchnął z ulgą.
- Nie straż, mnie tak.- mruknąłem kiedy znalazł się obok mnie.
- Boli mnie po prostu głowa.,- westchnąłem ciężko i wpakowałem mu się na kolana, a on objął mnie w okół bioder.
-A wziąłeś dzisiaj tabletki które dała ci Lydia?- przytaknąłem.- To chodź położymy się spać kochanie.
-Jest samo popołudnie Brett.- powiedziałem, a raczej ku uciesze chłopaka ziewnąłem.
Mój alfa wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju i przytulił do siebie. Zaczął nucić jakąś kołysankę, a ja szybko odpłynąłem. Jednak moje szczęście jak myślałem nie trwało długo bo do pokoju ktoś wparował.
-Liam pobudka!- Hinata powiedział i wskoczył na łóżko, gdzie nie było Bretta. Gdzie tym razem...zaraz...
Otworzyłem oczy i spojrzałem na rudą omegę z szerokim uśmiechem. O boże zapomniałem. Dziś jest ognisko! Szybko usiadłem i przytuliłem omegę.
-Hej...- szepnąłem i zwlekłem się z łóżka.- Która godzina?
-Zaraz 20.- powiedział jak wyciągnął telefon.- Brakuje nam tylko ciebie, bo już nawet ten Bakugo przyjechał.
Skinąłem głową i ruszyliśmy na dwór. Pomiędzy domami była dziura, a wokół niej kamienie. Derek i Connor wylewali 7 poty żeby to zrobić i wyszło im ładnie. Nie wiem też skąd wytrzasnęli stoliki, ale jak chcą to najwidoczniej potrafią.
-Mówiłem ci żebyś go nie budził.- powiedział Kageyama, a rudowłosy nadął policzki.
-Nic się nie stało.- powiedziałem z uśmiechem.- Fajnie was znowu widzieć.- alfa skinął mi głową, a po chwili byłem w ramionach czerwonowłosej alfy, zaśmiałem się cicho.- Ciebie też fajnie widzieć Kirishima.
-Zdaje mi się czy urosłeś.- powiedział i spojrzał na mój brzuch.- Jak tam maluszek?
-A dobrze., a jak tam twój maluch?- zapytałem i spojrzałem na Bakugo który pił sok jabłkowy z naburmuszoną miną,
-Maluszek dobrze, gorzej z mamusią. Humorki to już ma najgorsze....- powiedział załamany.
-Ja to wszystko złamasie słyszę!- huknął wściekły blondyn i zabił swoją alfę wzrokiem.
-Przepraszam kochanie!- pisnął i poleciał do mnie, posyłając mi przestraszone spojrzenie.
Po chwili poczułem jak ręce mojej alfy obejmują mnie w pasie i głaszczą brzuszek. Położyłem głowę na jego piersi i zerknąłem na jego przystojną twarz.
-Nie lubię jak jakieś inne alfy cię dotkają.- fuknął cicho i przejechał nosem po mojej szyi.
-Jesteśmy przecież twoi.- powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem go we włosy.- Tylko i wyłączenie twoi Brett.
-Podoba mi się to stwierdzenie.- skinął głową, a ja zaśmiałem się pod nosem.
Wszystkie stoliki były złączone tworząc stół biesiadny. Jedzenia i picia było dużo nawet za dużo... nie jest dobrze bo jak widzę ile Thomas, Bakugo i Jacskon zjadają to jest idealnie.
Ulokowałem się wygodniej na kolanach Bretta i przymknąłem oczy. Nienawidzę być zaspanym. Moje oczy kleją się i mam rażenie że odpływam, bo ledwo co słyszę rozmowy.
-Doba ale mów co u was, bo widzę że musi być ciekawie.- powiedział Denki, a ja pamiętam dzień w którym wpadł cały zapłakany z pierścionkiem na ręce. Był taki szczęśliwy, wcześniej go nawet takiego nie widziałem, co było wyczynem.
-Wyjebał okno.- Scott powiedział i wskazał na Maxa, który otworzył usta w zdziwieniu.-Mówiłem patrz pod nogi.
-Ty kazałeś mu to przenieść.- powiedział oburzony.
-Właśnie przenieść, a nie wyjebać i zniszczyć. Kochałem ten magnetofon.- powiedział ze smutną miną.
-Mogłeś sam sobie go wziąć.- syknął zły, a ja już czułem, że będzie kolejna awantura.
-Kurwa wziął bym go sobie, gdybym nie był w jebanej ciąży i to z twojej pierdolonej winy.- warknął, a jego oczy zrobiły się czerwone.- Nie pozwoliłeś mi!
-Może się uspokójcie...- powiedział niepewnie Deku.
-Niech się leją.- powiedział Bakugo z zadowoleniem.
-Od razu cała wina na mnie co?- mruknął.- Przypominam ci, że ty też brałeś w tym udział, a jakoś w tedy ci to nie przeszkadzało.
-Wybacz mi bardzo że to ja jestem takim idiotą i się nie potrafię zabezpieczyć!- huknął na niego.
-Znowu się zaczyna.- Alex westchnęła i wzięła rurkę do ust zaczynając pić swoją cole.
- Tak przepraszam to przeze mnie będziemy mieli dziecko. Zadowolony?- blondyn mruknął zły i spojrzał mu z wyzwaniem w oczy.
- Kurwa nie jedno.- syknął Scott i wstał od stołu.- Ku twojej wiadomości to trójkę.- odwrócił się na pięcie i ruszył do domu.
Max otworzył szeroko oczy i otwierał usta jak ryba, aż w końcu się zerwał i wyjebał o własne nogi, biegnąc do domu.
Trojaczki ? Mój borze dlatego jak na 4 miesiąc ma taki duży brzuch. To jest takie dziwne.
-Dojebał.- podsumował Bakugo i wrócił do jedzenia, a inni siedzieli w szoku, nawet Jackson.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro