Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 44


Patrick 

Miałem szczęście, że Anja tę akcję całą prześpi. Ale w rękach spoczywało mi teraz wystarczająco, żeby jeszcze martwić się o nią. Uniosłem brwi, patrząc na wyświetlacz. Czemu u diabła Margo dzwoniła do mnie? Zerknąłem na Marco przez szerokość pokoju.

– Mów – rzuciłem niecierpliwie.

– Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość.

– Zacznij od tej drugiej – zaproponowałem.

– Potrzebuję przysługi.

– Jakiej?

– Nie mów nic mojemu mężowi, ale wykrwawiam się dość mocno, a Celox jakoś nie chce wiązać. – Spiąłem się cały, bo ona nie narzekałaby, gdyby nie było powodu. Sięgnąłem po tablet i wywołałem listę GPS. – Nie tętnica, ale gdzieś obok i... – westchnęła boleśnie. – Boli w chuj! Potrzebuję pomocy. Lokalizacja jest na twoim telefonie, ale nie wiem, kto jest najbliżej. I nie zatargam dwóch ciał do auta.

– A ta dobra? – spytałem, mając na myśli wspomniane dwa ciała.

Wysłałem lokalizację do Adama, dodając zdanie, że zadzwonię za chwilę, ale musi mieć karetkę reanimacyjną dla Margo.

– Mam dwie śpiące królewny a książę wybawca, pojawi się tu tak czy inaczej. – Siliła się na dowcip. – Czekały na niego. Sęk w tym czy dotrwam przytomna, bo inaczej straszna chujówka. Każda dostała znieczulenie bezpośrednie a potem 10mg naszego cudownego środka. – Sapnęła z bólu.

– A Kevlar? – trochę ciężko było zadawać pytanie, bez zwracania na siebie uwagi Marco.

– Mam – wydyszała – ale jak dostaniesz większym kalibrem, to nie ma siły... Niby ja mam pojebaną rodzinę, ale twoja Patrick... – przerwała na chwilę, łapiąc oddech – nie jest wcale lepsza.

– Wiem i żałuję, że was w to wplątałem.

Nerwowo potarłem brodę.

– Będziesz mi dłużny – zażartowała słabo.

– Życie.

– Ta już to widzę – jęknęła – jak mi pozwalasz odpłynąć z nim w siną dal. Chyba że jesteś aż tak bardzo wdzięczny?

– Nie oddam ci go – zaprzeczyłem łagodnie. Na zegarku widziałem wiadomość od Adama „ETA piętnaście minut". – ETA piętnaście minut.

– To idę szukać taśmy klejącej. Co tak długo?

Marco siedział spokojnie z telefonem w ręku, ale założyłbym się o ostatnie euro, że pilnie słucha tej rozmowy.

– Mieliśmy wybuch w szpitalu – uświadomiłem ją. – Zmiotło nasze dobudowane piętro i tylko to piętro. Większość ludzi przeczesuje Oblivion i domy w poszukiwaniu dodatkowych podłożonych ładunków wybuchowych.

– A dziewczyny? – sapnęła.

– Są w bunkrze.

– Czy ty rozmawiasz z moją żoną? – spytał Marco pozornie rozleniwionym tonem.

– Chyba kot uciekł z worka – zaśmiała się niewesoło.

– Puszczę cię na głośnik – zaproponowałem.

– Ehhh i tak się będzie wściekał – westchnęła.

– Co nawywijałaś kochanie? – spytał Marco, podchodząc bliżej.

– Oj tam, oj tam – bagatelizowała.

Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– To inaczej skarbie, czemu pojechałaś sama? – podparł się pod boki.

– Bo tym kamieniem miałam ubić jednego ptaszka, ale okazało się, że są dwa. Oraz nie spodziewałam się, że będzie miała coś innego niż Glocka – przyznała.

Marco zastygł w bezruchu.

– Jesteś ranna?

– Pomoc jest już w drodze – zapewniłem.

– Te koszulki są świetne, ale mają ograniczenia – odezwała się po chwili ciszy.

– Jak bardzo?

– Trochę krwawię. Może robię się za stara?

Ciekawa taktyka na zmianę tematu i rozproszenie jego uwagi, ale szczerze wątpię by zadziałała.

– Skończ pierdolić – padło ostro.

– I dlatego nie zadzwoniłam do ciebie – mruknęła.

– Bo dostałabyś zjebki za działanie na własną rękę, kiedy nadal przy gwałtownych ruchach kręci ci się w głowie! – warknął. – Powinnaś zadzwonić po wsparcie!

– A jakby nam spieprzyły w międzyczasie? – spytała kłótliwie.

– To każda ma GPS i jesteśmy w stanie je namierzyć. Trzeba było unieruchomić im auto, to mogłyby tylko z buta uciekać – zaproponował.

– Czy ja ci wyglądam na mechanika?

– Jezu! Nóż w oponę jest równie skuteczny, co wyjęcie bezpiecznika – warknął. – Na szczęście nie masz w tym kierunku uzdolnień, inaczej nie uprawialibyśmy dzikiego seksu na poboczu drogi! A od tego się wszystko zaczęło.

– Ty mnie już wtedy prześladowałeś – przypomniała z udawaną wesołością.

– Fajny myk na odwrócenie uwagi, kochanie, ale naprawdę mnie wkurzyłaś.

– Blah, blach – ironizowała. – Bez przesady, nie umieram, przecież w końcu zadzwoniłam po wsparcie? Zastanawiałam się tylko czemu Adamowi zajmie to piętnaście minut.

– Dołączę go, poczekaj. – Kliknąłem na ekranie połączenie konferencyjne, dodając Adama, Dariusa i Alessiego. – Poza tym wyjebało w kosmos piętro szpitala – oznajmiłem ponownie. Usłyszeliśmy przeciągłe „hmm". Imiona wskakiwały mi w połączenie z każdym, który dołączył.

– Dla informacji chłopaki, dziś żarcie na wynos – rzuciłem, informując tym samym, że mamy zewnętrzny problem i należy zachować ostrożność. – Wszyscy na słuchawkach żadnego głośnika. – Na wyświetlaczu pojawiły się potwierdzenia. – Co ci chodzi po głowie Margo? – dopytałem.

– Tydzień na Arubie – odparła odruchowo bez zastanowienia. – A z przyziemnych rzeczy taka teoria mi się nasunęła z doświadczenia własnego. Co jeśli Celox to nie Celox?

– Rozwiń – poprosiłem.

– Teoretycznie Celox wiąże krew, tworząc zatyczkę żelową uszczelniającą ranę. A co się stanie, jak nie będzie tym, czym być powinno w opakowaniu? Powinnam przestać krwawić, a mam wrażenie, że się wykrwawiam. Teoretycznie hemostaza nie nastąpiła.

– Wzięłaś pakiet z Mercedesa? – spytał Marco, marszcząc brwi.

– Tak. Wszystko było zamknięte hermetycznie, ale wygląda na to, że nie zadziałało, więc czas na plan B.

Usłyszeliśmy dźwięk rozwijanej taśmy klejącej a ta rzeczywiście mogła zadziałać lepiej niż Celox. Spojrzeliśmy na siebie z Marco, mając w pamięci ranę postrzałową, której się dorobiłem dzięki Rafaelowi. Nieprzyjemne przeczucie zalęgło mi się w głowie.

– Ten, którym opatrywał mnie Enzo pochodził od Adama – skwitowałem.

– A tobie co się stało? – spytała z ciekawością.

– Długa historia.

– Mam jeszcze z dziesięć minut, bo się komuś nie śpieszy – zażartowała.

– Robię, co mogę – mruknął Adam. – I dla porządku jadę jednym z firmowych BMW, a nie swoim autem a karetka za mną.

– To co się stało? – spytała ponownie

– Ktoś podał Antonii zwykłe mleko, dostała wysypki, pojechała do Nicoli, wykiwała ochroniarza i zabrała młodą na spacer po klifach. Rafael dopadł ją z bronią i żądał sprawiedliwości. – Niemal wyplułem z siebie to słowo. Margo zaśmiała się cicho, mamrocząc „czego?" – Powiedziałem mu prawdę, że jest moim bratem, ale gnojek i tak mnie postrzelił.

– Widzę Anja miała bardzo zajęty poranek – usiłowała żartować. – Czemu cię postrzelił?

– Bo myślał, że oddam mu organizację – przyznałem się do kłamstwa.

Margo parsknęła śmiechem.

– Ale absurdów mu nakładła matka do głowy – westchnęła przeciągle. – W życiu nikt nie wziąłby go na poważnie. Darius odwaliłby go z miejsca.

– Teraz zaczynam dochodzić do wniosku, że chodziło tylko o to, żeby ktoś trafił do szpitala i mógłbyś to być ty albo Anja, żeby umożliwić Amalii spierdolenie z domu, zostawiając w nim dzieci – podsumował Darius.

– Matka roku – podsumowała Margo. – Dobry plan Darius tym bardziej, że po takim ataku zbierzecie się w jednym miejscu, żeby przedyskutować strategię i będzie to szpital, bo w tak zaawansowanej ciąży i problemach Anji cesarka jest nie do uniknięcia, albo Patrickowi trzeba by wyjąć kulę.

– Dlatego ja, Darius, Marco i Adam cudem uniknęliśmy śmierci, a jedynym naszym problemem było opadnięcie paru metrów w szybie windy. Nic nam nie jest – dodałem, bo nie chciałem, żeby się martwiła niepotrzebnie. Przy krwotoku wysokie ciśnienie nie było wskazane. – Tak samo jak Anji i Andresowi.

– Dodam go sobie do listy. Tylko jej nie mów, że kazałeś go zaczipować – westchnęła – bo o ile ja bym się cieszyła, że dziecko jest bezpieczne, ona może mieć inne zdanie. Wracając do Celoxu... Mam taką teorię, że ten na izbie przyjęć nie zadziała, jak potrzeba a wręcz sprawi, że ludzi będą się wykrwawiać. W przypadku ran naszych ludzi byłoby wskazane naprawienie ich jak najszybciej, więc to całkiem niezła dywersja.

– Którą może zrobić tylko ktoś, kto siedzi głęboko w organizacji – Alessi zwerbalizował to, co wszyscy myśleliśmy.

– Jaka szkoda, że to nie mogła być Gia – westchnęła Margo z rozczarowaniem.

– Ona załatwiła podmianę mleka – oświadczył Darius. – Jeśli szukasz powodu – dodał nonszalancko.

– A Demetrio pozwolił się zostawić w kiblu specjalnie? – zasugerował Marco.

– Miał dostęp do wszystkich pomieszczeń, zna nasze zwyczaje i jak pracujemy od podszewki. – Przeczesałem włosy z frustracją. – Zawsze był lojalny!

– Pomyśl logicznie Patrick, jeśli ojcem Rafaela jest osoba, o której myślimy, bo to raczej oczywiste, to wszystko ma sens – podsumował Marco. – Demetrio i Gia są jego dziećmi. Obiecałeś się nimi zająć, zabrałeś jego kochankę sprzed oczu jego żony, ale jak w przypadku matki Dariusa nie przeskoczysz odwiecznego pragnienia do bycia na szczycie świata i życia niespełnionymi marzeniami rodziców. Nie obraź się Patrick, ale twój ojciec to była męska dziwka. Ciekawe ile masz jeszcze rodzeństwa w Europie?

– O którym wiem? – spytałem z niechęcią.

Nie zamierzałem się dzielić tymi detalami. Wiedziałem o każdym jednym, ale oni nie musieli.

– A robiłeś kiedyś z Dariusem testy DNA? – wypaliła Margo.

Przymknąłem oczy. Kurwa, nie chciałem tego wiedzieć ani nawet przypuszczać. Zawsze mi się to kołatało z tyłu głowy, ale spychałem te myśli.

– Nie jesteśmy podobni – wycedziłem.

– Ja i Stefania też nie, a popatrz, jesteśmy z tej samej ciąży.

– Margo – stopował ją Marco, widzący narastającą we mnie furię. Niestety to jej nie powstrzymało przed kolejnymi słowami.

– To by tłumaczyło obsesję Talii na temat tego, że to Darius powinien rządzić organizacją. Zawsze uważaliśmy, że to przez to, że wybrał inną bliźniaczkę, ale może nie?

– On jest sześć lat młodszy – przypomniałem, bo on sam milczał jak zaklęty. Czy też mógł mieć jakieś podejrzenia?

– No i co z tego? – kwestionowała. – Kto mówi, że nie zaczął zdradzać twojej matki w noc poślubną?

– Już bym wolał, żeby Rafael był moim synem niż serwować mu to całe rodzinne gówno.

– Dzieciak stał się narzędziem, które powinien przynieść twój upadek, bo Patrick spójrzmy prawdzie w oczy, zmieniłeś organizację i wciąż ją udoskonalasz. – Perorowała dalej Margo. – Robisz wszystko, żeby jak najwięcej kasy szło przez legalny biznes i nie każdemu się to podoba. Niektórzy chcieliby, żeby wróciła brutalna siła.

– To za chwilę ją zobaczą – warknąłem. – Nie obejdzie się bez czystki, zwłaszcza na kontynencie.

– Ale skąd wiedziałby o Amalii? – zakwestionował Darius.

– Nie musiał – odparła Margo. – Wystarczyło, że ona wiedziała o nim i jego romansie na boku. A wiedziała, bo Demetrio jest starszy od Rafaela, ale Gia... – Wypuściła głośno powietrze. – Ja pitolę, to chore... zakochać się w swoim bracie!

Nie chciałem wierzyć w to, że są rodzeństwem.

– A może to tylko zbieg okoliczności? – Usiłowałem dywagować, bo odmalowany obrazek zupełnie mi się nie podobał. – W sensie Amalia wiedziała, że jedyną osobą, która mogłaby mnie obalić to on? Niby ma ten swój sportowy półświatek, ale to nie to samo. Musiałby mieć poparcie co najmniej Włochów i jakiś sojusz Delgado...

– Maria – wpadła mi w słowo Margo.

– Załóżmy zatem, że pozbyłby się całej szóstki, a wiadomo, że żony i dzieci znikną z powierzchni ziemi, albo się ich pozbędzie – podsumował Darius. – Liczył, że wszyscy zbierzemy się tutaj po urodzeniu Andresa, jak to zrobiliśmy z Ivo a potem z Antonią. Idealny plan, żeby wszystkich odwalić, ograniczając straty w cywilach. Zostają ci żołnierze i pusty tron, gotowy na objęcie, więc wystarczy mieć poparcie, Delgado. Wydać Marię za Rafaela i dogadać się z Massimo, Giovannim, Lorenzo i Tereshchenko.

Zmroziło mnie to, co powiedział, bo teraz coś zupełnie innego przyszło mi do głowy. Była tylko jedna osoba, która byłaby w stanie ogarnąć to logistycznie, finansowo i posiadała niezbędne informacje. I też pragnęła zemsty!

– Jeśli Demetrio bierze w tym udział, to wie o bunkrze – rzuciłem szybko na wydechu. – Ale muszą zmodyfikować plan, bo się rozproszyliśmy.

– Będą chcieli wykorzystać ich jako zakładników? – spytał Marco.

– Ja bym spierdalała – wtrąciła się Margo. – Tylko żadne z nich może nie mieć na tyle instynktu samozachowawczego.

– Ja bym wyjebał bunkier w kosmos, skoro się nie udało, żeby chociaż trochę namącić – skontrował Alessi. – I zanim mnie zlinczujecie, przypominam, że moja żona i dzieci też się tam znajdują.

– Czy Demetrio pilnuje bunkra? – Spytałem, ale chyba nikt nie znał odpowiedzi.

Marco już wybierał numer do Fabiano.

– Kawaleria przybyła – oświadczyła Margo.

– Nadal krwawisz? – dopytywał Marco.

– Mniej. Te reklamy to jednak mówią prawdę, wszystko naprawisz szarą taśmą samoprzylepną.

Marco pokręcił głową, wyrażając dezaprobatę dla jej bagatelizującego zachowania.

– Adam nie wykorzystuj niczego z karetki, o ile to jest ta nasza – rozkazałem.

– Nie dam się zabrać na izbę przyjęć! – zaprotestowała Margo.

– To najbezpieczniejsza opcja! – zgasił ją Marco zimno.

– Tak? – doszedł nas głos Fabiano.

– Spuść wzrok – poprosiłem – i powiedz mi czy Demetrio jest w bunkrze.

– Nie, na zewnątrz – padła spokojna odpowiedź.

– Odetnij mu dostęp do wszystkiego – rozkazałem. – A jeśli ktoś z nim jest...

– Nie ma – zaprzeczył. – Jestem tu sam z dziewczynami a on na zewnątrz. Pin do wejścia zmieniony. Dezaktywacja w toku.

– Jestem w drodze, mam pięć minut do celu – odezwał się Darius.

– Ale musisz go wziąć żywcem – ostrzegłem – bo pewnie tylko on wie, gdzie są ładunki w bunkrze lub pod nim. Adam, czy Sofia wie o windzie?

– Tak – przyznał, ale z ociąganiem.

– Fabi, idź do Sofii i powiedz jej, żeby pokazała ci windę. Zjedź dwa poziomy niżej i zamknij drzwi hermetyczne. Będziesz miał obieg zamknięty, ale wdzwonisz się do mnie z telefonu stacjonarnego – nakazałem. – A reszta regularnie melduje, gdzie jest i jak idą postępy w sprawdzaniu i szukaniu. – Najważniejsze dopiero miałem powiedzieć. – Fabi, wypuść zdjęcie Marcela jako głównego podejrzanego. Do ujęcia żywcem, ale jak się nie da, to też nikt nie będzie płakał.

Marco spojrzał na mnie wymownie, aż do teraz nie chciałem przyznać, kogo jeśli nie ojca podejrzewam o ojcostwo Rafaela i przyrodni brat wydawał się najlepszym kandydatem. Nasi ludzie znali go i wiedzieli, że do dzisiaj mogli mu ufać. Czas przeszły dokonany. On i moja była żona jasno określili się w tej wojence podjazdowej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro