Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Mała siostrzyczka Yao i jej gege.



Dość długo kręcił się między stoiskami, nie mogąc znaleźć niczego odpowiedniego, drobna postura Meng Yao wcale nie ułatwiała zadania. Dopiero po chwili dostrzegł coś, co zdecydowanie pomogłoby skutecznie ukryć starszego, chociaż niewątpliwie będą obaj stanowić atrakcję. Długo się nie zastanawiał, opisał sprzedawcy posturę mężczyzny i z pakunkiem ruszył do kryjówki w której zostawił Guangyao, miał nadzieję, że ten żyje i nic mu się nie stało przez ten czas.

Wylądował pod chatą i wszedł do środka.

- Mam coś, co pozwoli dotrzeć ci w jednym kawałku do Qinghe. - uśmiechnął się pod nosem podając mu pakunek i licząc, że nie straci przy tym życia.

Yao nie wiedział kiedy zasnął. A kiedy już zasnął to spał bardzo twardo. Nie czuł nawet kiedy Cheng przeniósł go do środka. Obudził się dopiero kiedy wyczuł, że został sam. Nie miał pojęcia która była godzina ani jaka pora dnia. Westchnął ciężko i podniósł się do siadu, a słysząc, że ktoś otwiera drzwi od razu sięgnął po miecz. Widząc Chenga zaraz schował ostrze do pochwy i spojrzał na pakunek niepewnie. Uśmieszek tamtego wcale mu się nie podobał i nie zwiastował niczego dobrego.

- A przyniosłeś jedzenie? - zapytał czując, że jego żołądek jest naprawdę pusty. Otworzył pakunek, a widząc fioletowy kolor wcale się nie zdziwił. Raczej zdziwiłby się gdyby kolor szat był inny. Uniósł materiał w dłoniach, a widząc, że nie są to raczej męskie ubrania wstał i wskazał na niego wściekle palcem.

- Żartujesz sobie ze mnie? Mam się przebrać za kobietę?! Masz jakieś chore fantazje... - sarknął i rzucił materiał na ziemię krzyżując ręce na torsie - Wystarczy, że wszyscy mnie nienawidzą, nie musisz ze mnie dodatkowo robić pośmiewiska..

- Możesz tym nie rzucać? - warknął na niego wkurzony Wanyin, bądź co bądź szaty do najtańszych nie należały - To jest najlepszy sposób, by dostać się niezauważonym do Nieczystej Domeny. Po za tym nikt nie będzie widzieć, że to ty. - podszedł do niego i wyjął z pakunku woalkę i ozdobę na głowę, która miała ukryć jego kropkę na czole - Możesz iść w zwykłych szatach, ale zakapturzona postać będzie przyciągać uwagę niezależnie od tego jakie szaty będziesz mieć pod spodem. Udając moją narzeczoną, będziesz mógł się swobodnie poruszać, a nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie nas zaczepiać. - podał mu szatę - Nie marudź tylko się ubieraj. Chyba, że nie chcesz już iść do Mingjue i syna.

Guangyao spoglądał na niego lekko spod byka. O ile jego argumenty były sensowne o tyle wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że ktoś chciał go wsadzić w damskie ciuchy. Westchnął ciężko i rozmasował swoją skroń czując nadchodzącą migrenę z tego wszystkiego.

- Niech będzie. - odparł pod nosem. Nie miał do tego sił, ani nerwów. Za bardzo zależało mu aby zobaczyć Mingjue i dziecko aby teraz się tak poddać. Jeśli będą mogli poruszać się za dnia miastem, szybciej dostaną się do Qinghe. Westchnął znów aby zaraz rozwiązać pas. Spojrzał na Chenga i uniósł brew.

- Mógłbyś się łaskawie obrócić?

- Jakbym cię nigdy nie widział nago. - prychnął pod nosem, zaraz jednak się obrócił. Niespecjalnie kusiło go oglądanie kogoś innego niż Huaisang, ale takie zachowanie starszego uważał za przesadne, w końcu obaj byli mężczyznami - Postaraj się zrobić jakąś lekką imitacje biustu pod szatami. - powiedział wychodząc na zewnątrz, by dać Meng Yao trochę prywatności.

Starszy westchnął jedynie na jego komentarz i pokręcił głową. Zwyczajnie wstydził się tego jak wyglądał teraz. Nie wspominając już i dużej bliźnie na plecach. Zresztą, gdyby Mingjue się dowiedział, że paradował przed Chengiem nago, najpewniej szybciej oboje straciliby głowy. Rozebrał się do naga i zaczął zakładać na siebie materiały. Były wyjątkowo lekkie i przewiewne. Rozejrzał się po chacie ,a gdy dostrzegł stare lustro przetarł je i tak zniszczonym materiałem poprzednich szat. Westchnął ciężko widząc jak wygląda. Sam dałby się sobie oszukać... Porwał kawałki szat i zrobił z nich kulki, coś co miało naśladować biust. Użył pasa aby obie obwiązać, a ten sam pas uwiązał na swoim torsie ukrywając to wszystko pod ciasno zawiązanym materiałem wyżej.

Pokręcił lekko głową czując się żałośnie, że musi przebiegać się za kobietę. Zaraz też zabrał się za włosy aby upiąć je inaczej i bardziej kobieco. Nałożył na głowę wiszącą ozdobę którą skutecznie zasłoniła część jego czoła  ,a szczególnie czerwoną kropkę. Nałożył również materiał na twarz. Spojrzał w dół do pakunku, a widząc tam kilka kosmetyków do poprawy urody miał ochotę ustrzelić Chenga w łeb przez drzwi. Albo najchętniej pieprznął by go drzwiami.

Na moment zdjął materiał aby poprawić kolor cery pudrem, lekko pomalować powieki i podkreślić usta. Spojrzał na siebie w lustrze czując się jak istny błazen. Nasunął z powrotem pół przezroczysty materiał i wyszedł z chaty.

Gdy usłyszał otwieranie się drzwi Jiang Cheng odwrócił się do tyłu i dosłownie zamarł. Gdyby nie wiedział, że w środku był Guangyao to dałby się oszukać, chociaż nawet teraz miał wątpliwości, kto przed nim stoi. Gapił się na niego z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę.

- Jakbym nie wiedział, że to ty, to dałbym się oszukać. - poprawił swoje szaty, by jakoś się przy nim prezentować. Zaraz też wskoczył na miecz i wyciągnął do niego dłoń - Obiecuję, że to tylko do miasteczka, na miejscu czeka wynajęty dla ciebie powóz, dzięki czemu będziemy się poruszać znacznie szybciej, a ty nie będziesz musiał lecieć na mieczu. - zaproponował nieco już zniecierpliwiony, zaczynał mieć poważne wątpliwości czy Huaisang jeszcze żyje.

Yao spojrzał na niego tak jakby miał go zamordować. Miecz skrzętnie ukrył pod szatą.

- Mam nadzieję, że ta męka nie potrwa długo. - odparł jedynie i wszedł na miecz zaraz łapiąc się mężczyzny. Po cichu liczył, że po drodze nie będzie żadnych nawiedzonych demonicznych kaczek ani łowców głów.

Jiang Cheng trzymał go mocno przez cały lot, mając na uwadze to co stało się wczoraj. Nie chciał by ten z jakiegoś powodu spadł na ziemię, bo upadek z tej wysokości niechybnie skończyłby się śmiercią, a mógł się założyć, że jego własna śmierć nastąpiłaby najdalej kilka godzin później.

Niedługo później wylądował na obrzeżach miasteczka i postawił Meng Yao na ziemi. Podał mu swoje ramię i ruszył w kierunku w którym miał czekać wynajęty przez niego powóz.

Starszy odetchnął z ulgą kiedy wylądowali na ziemi. Ostatnie na co miał ochotę to kolejne loty i liczył, że tym razem na tym się skończy. Ujął go pod ramię z westchnieniem i szedł u jego boku.

- Mam nadzieję, że nikt nie zwrócił na nas większej uwagi... Może być ciężko uciec z miasta - wyszeptał nim przekroczyli granice.

Wanyin szczerze wątpił by nie zwracali na siebie uwagi. Doskonale wiedział jak się prezentują i miał nadzieję, że to właśnie zapewni im idealną ochronę. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuciłby liderowi sekty Jiang, spotykania się z przebranym mężczyzną.

- Zwrócić uwagę, zwrócą. Zwyczajnie nikt nie weźmie cię za mężczyznę. - sam przyjął swoją zwyczajową postawę prowadząc starszego u swojego boku. Skinął głową kilku osobom, które miały odwagę się z nim przywitać, a już kilka chwil później pomagał Meng Yao wsiąść do powozu, samemu dosiadając konia i jadąc tuż obok. Tak jak podejrzewał zostawiono ich w spokoju.

Yao nie był do końca pewien tego wszystkiego. Ale nie miał też za bardzo wyboru. Nie miał już żadnych opcji. Milczał obserwując otoczenie. Trzymał się jego ramienia pozując na nieśmiałą panienkę, pochylał lekko głowę starając się pozostawać czujnym. Poza kilkoma zdziwionymi spojrzeniami nie wzbudziło jednak większych sensacji co uspokoiło go wewnętrznie. Wsiadł do środka i powoli odsunął zasłonę aby spojrzeć na Chenga. O ile wcześniej nie był zachwycony tym planem tak teraz musiał mu przyznać, że był całkiem dobry.

- Mówiłem, że to się uda. Praktycznie nikt nas nie zaczepiał i podejrzewam, że jeśli dalej będziesz udawać panienkę z dobrej sekty, to spokojnie dotrzemy do Qinghe. Nie mówiąc o tym, że tak będzie zdecydowanie szybciej niż pieszo, bo lot z tobą na mieczu... - Wanyin darował sobie dokończenie i pokręcił jedynie głową z dezaprobatą na wspomnienie tego - I tak udało nam się pokonać sporą odległość nim sprawiłeś nam kąpiel. - zakpił z niego lekko.

Meng Yao odsłonił bardziej zasłonę aby oprzeć się na drzwiczkach i przyjrzeć mężczyźnie. Lekko wystawił palec w jego kierunku.

- Mówisz tak jakbym zrobił to specjalnie. - odparł niego urażony tym komentarzem po czym wyjął Hensheng aby zaczepić go mieczem ukrytym w pochwie - Ja dalej jestem głodny. Mam wrażenie, że mój żołądek trawi sam siebie. - zaczął go szturchać mieczem w ramach złośliwości jakie ten mu zgotował - Zanim dotrę do Qinghe umrę z głodu. - mruknął pod nosem i odłożył miecz zsuwając materiał z twarzy aby móc spokojnie odetchnąć - Jak mnie nie nakarmisz, całą drogę będę nazywał cię gege.

- Ani się waż. - warknął na te zaczepki - Powinieneś mieć kosz z zapasami, gdzieś w środku. Zapomniałem ci powiedzieć. - odsunął się jednak na tyle, na ile pozwalała mu szerokość drogi, byle tylko ten nie mógł go więcej sięgnąć. - Jesteś strasznie marudny, gdy czegoś nie zjesz. - rzucił z pretensją - Dobrze, że kazałem coś przygotować, bo nie wiem jak miałbym wytrzymać z tobą resztę drogi.

Yao mimo zakazu uśmiechnął się pod nosem i westchnął.

- Jesteś taki miły, gege.- odparł i sięgnął do kosza aby wyciągnąć sobie coś do jedzenia

Cheng spojrzał na niego spod byka znów słysząc "gege". Gdyby nie kiepski stan Meng Yao, to zdecydowanie starszy masowałby właśnie tyłek po uderzeniu Zidianu.

- Mówisz tak jakbym był najgorszym co cię w życiu spotkało. A wierz mi mogło być gorzej - odparł krótko starszy i rozmasował swoje plecy które dawały o sobie znać po ostatnich niefortunnych upadkach - Ty za to jesteś marudny cały czas niezależnie od sytuacji i jakoś ja z tobą wytrzymywałem. - rzucił w ramach odwetu.

- Nie jestem marudny. - odpyskował mu i zaraz zmienił temat - Nie jestem pewien czy uda nam się dziś dotrzeć do Nieczystej Domeny. Po zmroku bramy i tak będą zamknięte, będziemy musieli chyba przenocować gdzieś po drodze. Oczywiście byłoby dużo szybciej, gdybyśmy mogli lecieć...

Guangyao spojrzał na niego karcąco gdy tylko padła wzmianka na temat latania. Nie było mowy. Ostatecznie mógł zgodzić się na lot tylko w wypadkach zagrażających jemu życiu.

- Masz zamiar znaleźć jakąś gospodę czy będziemy szukać czegoś w lesie? - zapytał i westchnął ciężko czując jak te ciasne i opięte szaty go gryzą.

- Gospoda. Będziesz musiał jedynie dalej robić za moją narzeczoną. To mimo wszystko będzie bardziej bezpieczne niż nocleg w lesie, nie mam ochoty na kolejne potyczki z łowcami głów. Po za tym będziemy mogli zjeść i porządnie się przespać. - odparł poprawiając się na koniu. Zdecydowanie bardziej wolał lot na mieczu, ale nie chciał ryzykować kolejnych upadków, jego duma wystarczająco ucierpiała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro