Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

47. Okrutny los.


Lan Huan ruszył w kierunku głównego placu, oczekując na pojawienie się brata. Nie mógł dłużej zwlekać, Meng Yao już próbował się targnąć na własne życie i nie zamierzał czekać na otrzymanie wieści, że lider sekty Nie zrobił to samo. Po za tym, stan w jakim znajdował się przyjaciel naprawdę go niepokoił. Zaczynał żałować, że pozwolił starszemu odejść wtedy z Zacisza Obłoków. Gdyby wtedy go zatrzymał i wytłumaczył chociaż po części sytuację, może udałoby się uniknąć tego wszystkiego.

- Starszy bracie. - Lan Zhan pokłonił się przed nim, wyrywając go tym samym z zamyślenia.

- Wangji, paniczu Wei, proszę wybaczcie, że tak nagle, jednak nie mogę już dłużej zwlekać. A-Yao próbował dzisiaj zakończyć swoje życie, a wieści które docierają do mnie z Qinghe są również niepokojące. - zaraz przeniósł wzrok na szwagra - Paniczu Wei, proszę byś pod moją nieobecność doglądał A-Yao, by nic mu się nie stało.

Po przekroczeniu głównej bramy Xichen wraz z bratem wzbili się w powietrze. Musieli jak najszybciej dotrzeć do Nieczystej Domeny i porozmawiać z Mingjue. Spodziewał się jednak, że wcale nie będzie to takie łatwe zadanie. Ostatecznie jego zaprzysiężony brat zabronił mu zbliżać się do swoich ziem, jednak lider GusuLan liczył, że obecność Naczelnego Kultywatora pozwoli mu chociaż stanąć przed obliczem przyjaciela.


***



Meng Yao siedział tak w pokoju i milczał cały ten czas. Nie miał możliwości aby chociaż podsłuchać rozmowy Xichena z bratem. Głucha cisza opanowała wnętrze. Był zdeterminowany aby stać uciec i wrócić do Qinghe, by chociaż uratować Mingjue przed kompletnym upadkiem. Skoro dla siebie już nie znajdował ratunku...

Zacisnął lekko szczęki aby wstać z podłogi i pójść się przebrać w czyste szaty. Nie chciał rzucać się w oczy, a głównymi bramami wyjść nie mógł. Nikt nie pozwoli mu przecież na opuszczenie tego miejsca w taki sposób.

Potrzebny był mu żeton albo opaska. Ale bardziej realne i prawdopodobne będzie znalezienie, a raczej ukradniecie komuś żetonu. Mógłby okraść któregoś z medyków. Jednak jeśli mu się nie uda mogą go czekać za to niezbyt miłe konsekwencje.

Miał zamiar wyjść zawołać któregoś z medyków, kiedy przed nim stanął Wei Wuxian.

Wei Ying uśmiechnął się pod nosem widząc, że Guangyao najwyraźniej gdzieś się szykuję.

- Wybierasz się gdzieś? - zapytał od niechcenia, siadając przy stoliku i uważnie obserwując mężczyznę. Szczerze wątpił by ten stanowił dla niego zagrożenie w swoim aktualnym stanie - Xichen kazał mi cię doglądać, aby nic ci się nie stało. Nie uściślił jednak jak mam pogodzić te dwie rzeczy. - postukał fletem miejsce przy stoliku naprzeciwko siebie - Więc? Zamierzasz się rozprawić ze swoim niedoszłym szwagrem?

Widząc Wei Yinga, Meng Yao wycofał się kilka kroków. Słysząc te nowości o pilnowaniu go, aż się wzdrygnął. Jego szanse na ucieczkę zmalały niemal do zera. Wbił w niego umęczony wzrok , naprawdę nie miał sił z nim walczyć, ani się szarpać aby wydostać się z Gusu. Wziął głęboki wdech i niechętnie zasiadł przy stoliku.

- W pewnym sensie tak. - odparł krótko i sięgnął po herbatę aby zalać nią czarki - Tak do końca pozbyć się go nie mogę. Ale mogę chociaż zawalczyć o swoje... Jedyne co ryzykuje to utratę głowy. I tak nic mi już nie zostało - mruknął od niechcenia.- Ale skoro masz mnie pilnować, raczej ciężko będzie mi się stąd wydostać.

- Fakt, z tego co słyszałem to ostatnie bezpieczne miejsce, opuszczenie Zacisza Obłoków to pchanie się w objęcia śmierci. - zakręcił fletem w palcach - Z tego co pamiętam to za zdradę QingheNie grozi śmierć, nie? A w przypadku członka rodziny lidera... Jak to wszystko wyjdzie na jaw, to Mingjue będzie musiał wykonać wyrok prawda? - spytał zaciekawiony. Nie żeby życzył przyjacielowi śmierci, bardziej interesował go fakt, czy lider sekty Nie byłby wstanie to zrobić. - Tak właściwie, to mam cię doglądać...

Guangyao zamilkł na moment aby zastanowić się nad odpowiedzią.

- W Qinghe za zdradę grozi ścięcie. - powiedział po chwili milczenia. Zmarszczył brwi lekko i odwrócił wzrok - W każdym razie. Nie mogę tu zostać. Muszę wracać do Qinghe i to wszystko wyjaśnić.- Odparł ciszej i lekko zacisnął palce na czarce

- Chciałbym zobaczyć te wyjaśnienia. - sięgnął pomiędzy szaty i rzucił w kierunku mężczyzny spinkę, którą ten tak niedawno miał jeszcze we włosach - Ciekawe czy lider sekty Nie ma coś podobnego. Jak myślisz? - wcale go nie podpuszczał, zamierzał jedynie wyciągnąć go trochę z tej depresji.

Starszy złapał spinkę w dłonie i spojrzał w dół. Spinka wyglądała zwyczajnie, przynajmniej w pierwszej chwili. Dopiero po dłuższym momencie dostrzegł wewnątrz dziwne inskrypcje.

- Cóż... - zaczął i aż zabrakło mu słów. O ile wcześniej był pewien tylko otrucia, tak teraz oprócz depresji wzbudziło to w nim agresję. Miał ochotę osobiście dorwać Huaisanga - Wydaje mi się, że nie tylko ja doznałem zaszczytu noszenia tego czegoś na głowie. - rzucił i lekko zacisnął szczęki. Tak jakby był mało obdarty z jakiejkolwiek godności.

Wei Ying sięgnął po czarkę z herbatą i obrócił nią w dłoni. Upił łyk i spojrzał na mężczyznę.

- Wyglądasz jakbyś miał ochotę wyrównać z kimś rachunki. - powiedział spokojnie - Nie jestem jednak pewien czy chce by mój przyjaciel zginął. Jakby nie patrzeć robił to wszystko by chronić brata. Przykre, że przez to zginie. - spojrzał uważnie na Guangyao. Zastanawiał się co dzieje się w umyśle mężczyzny. Jeszcze chwilę temu był pogrążony w depresji, teraz jakby wrócił do życia - Co masz zamiar zrobić?

Meng Yao znów milczał, a w jego umyśle burzyły się różne myśli i to niekoniecznie miłe czy takie które przystały osobie w jego wieku. Chrząknął cicho i sięgnął po herbatę.

- Najpierw mam zamiar stąd wyjść. - odparł a jego wzrok spod przymkniętych powiek padł na niego - Użycz mi więc żetonu. - powiedział spokojnie. Gdyby jednak spotkał się z odmową miał zamiar rozwiązać to inaczej.

- Nie próbuj rozwiązywać tego siłowo. - od razu uprzedził, patrząc na niego - Po pierwsze jestem u siebie, po drugie w obecnej chwili jestem silniejszy, po trzecie musiałbym się nad tym poważnie zastanowić. - wstał ze swojego miejsca i ruszył w kierunku drzwi zakładając ręce za siebie i bawiąc się fletem w dłoniach - Widzę, że udało mi się całkiem wyciągnąć cię z tej depresji. I nie obraź się, ale swojego żetonu dać ci nie mogę. - zatrzymał się i spojrzał na niego. Nie widział powodu dla którego miałby mu pomagać.

Yao milczał dłuższy czas nim w końcu się odezwał.

- Wiem, że nie jestem kimś kto zasługuje na pomoc. Wiem też, że nie jestem kimś kto zasługuje nawet na to drugie życie, które z jakiegoś powodu dostał. Wiem, że nie zasłużyłem na wybaczenie i nigdy na nic nie zasługiwałem. Ale ty też miałeś kogoś kogo kochałeś. Też dostałeś drugie życie z przypadku, mniej lub bardziej zamierzone. Dostałeś szansę na to aby naprawić to co udało ci się zniszczyć nim zginąłeś. Nawet jeśli to wszystko było moją winą, to kara za to co zrobiłem już mnie spotkała, tak samo jak spotkała ciebie. Straciłem rękę, później mój jedyny przyjaciel przebił mnie na wylot,a ostatecznie skończyłem wciągnięty do trumny. Już zostałem ukarany. Tak samo jak ty dostałem drugą szansę. Kiedy chciałem powoli odbudować to co zniszczyłem, zostało mi to zabrane i znów straciłem to co kochałem, straciłem resztki dumy i szansę na to aby coś naprawić. Nie będę cię błagać o pomoc, bo nawet jeśli mam zginąć próbując wyjaśnić to co się stało, jestem ja go gotowy. Już i tak straciłem to co dostałem. Już i bez tego wszyscy mnie nienawidzą i życzą mi śmierci. Jeśli będę musiał ukraść żeton i w ten sposób targnąć się na własne niezasłużone niczym życie... Zrobię to. Nawet jeśli znów będę musiał stracić rękę, albo umierać i być pogrzebanym żywcem. To jest poświęcenie na które jestem gotów. Straciłem kogoś kogo kochałem od wielu lat, straciłem szansę i możliwości na to aby przez chwilę być szczęśliwym. Dlatego nie boję się teraz wyjść i zaryzykować, bo nie mam już nic do stracenia. Jeśli nie mogę tego już odzyskać, to mogę chociaż odzyskać odrobinę dumy, bo od kiedy znów pojawiłem się w tym świecie, nie zawiniłem niczym, ani nie zasłużyłem na piętno czy trucie wszystkiego co tylko jem czy czego się napije... - zamilkł i przełknął gule która niemal utkwiła w jego gardle. Kilka łez uciekło mu z oczu, ale dość szybko wytarł wilgotną twarz.

Wei Ying słuchał go uważnie i w pewnym momencie zrobiło mu się go nawet trochę szkoda. Głównie dlatego, że był naprawdę cholernie zdeterminowany, by odzyskać ukochanego. W pewnym sensie przypominał mu Lan Zhana. Gotów był ponieść śmierć dla kogoś kogo kocha. Ruszył w kierunku mężczyzny kręcąc lekko głową i wzdychając pod nosem. Robił się zdecydowanie za miękki. Nakreślił w powietrzu skomplikowany znak i stuknął końcówką fletu w dłoń mężczyzny.

- Jak spróbujesz mnie zaatakować to urwie ci rękę. - powiedział od niechcenia i ruszył do drzwi - Nie ufam ci. - dodał i zatrzymał się przy drzwiach, oglądając na Guangyao - Nie idziesz? Podobno chciałeś wrócić do Nieczystej Domeny. Jak mam ci pomóc to rusz się trochę i radzę ci się mnie słuchać jeśli chcesz się wydostać z Zacisza Obłoków bez zwracania na siebie uwagi.

Nie spodziewał się tego, że mężczyzna jakkolwiek się zreflektuje. Sądził, że wyjdzie, a on sam będzie musiał wymyślić jakiś plan aby się wydostać do Domeny. Spojrzał na swoją dłoń nieco pytająco, a później na Wei Yinga. Powoli podniósł się z poduszek aby ruszyć za nim. Dziwiło go to, że ten faktycznie chciał mu pomóc. Zmarszczył lekko brwi i skinął lekko głową aby udać się w ślad za nim. Nie miał nic do stracenia.- Wydostać się z Zacisza wcale nie jest tak łatwo, na twoje szczęście trafiłeś na prawdziwego eksperta w tej dziedzinie. - rzucił wesoło, na tyle cicho, by nikt go nie usłyszał - Mam nadzieję, że dasz radę dużo chodzić, bo musimy zgubić dwa ogony. Jeśli uznają, że zabrałem Cię na spacer, to odpuszczą. Nie wiem tylko czy pilnują ciebie czy mnie. - mruknął pod nosem, czując, że to jednak jego kazał pilnować Lan Zhan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro