I
Jestem Pablo Martín Páez Gavira, ale mówcie mi Gavi. Za kilka dni mam urodziny. Jestem graczem Fc Barcelony i nie zamierzam w najbliższych latach zmieniać klubu. Lubię to miejsce i jakoś mi się nie chce. Najlepsze jest to, że mieszkamy razem. Nasz hotel jest idealny. Mamy nawet odrębne pokoje! Poza tym mnie raczej nikt stąd nie wyjebie. Myślę, że jestem tu potrzebny. Na razie. Xavi mnie lubi. Wracając do naszego hotelu. O cholera. On naprawdę robi wrażenie. Mamy na przykład wielką kuchnie. Robert idealnie się w niej odnalazł. On robi nam całe jedzenie. Muszę też wspomnieć o tym, że nasz stół pomieściłby dodatkowy klub. Nie żartuję! No, ale dosyć o wystroju. Za kilka dni są moje osiemnaste urodziny i wiem, że powtarzam to znowu, ale to ważna sprawa! Tylko, że to jest śmieszna sprawa.. mam urodziny w ten sam dzień, w który gramy mecz z Realem Madryt. Nie żartuję. Tak idealnie to wypadło. To może być ciekawy mecz. W sumie jak każdy. Po prostu wkurwia mnie fakt, że będę musiał widzieć tego idiotę. Nienawidzę go całym sercem i nie muszę mówić, o kogo mi chodzi. On zawsze musi mnie zaczepiać, a ja zawsze.. zawsze temu ulegam.
Poszedłem do swojego pokoju. Lubię spędzać czas sam. Chyba rodzina mnie tego nauczyła. Poza tym mama nawet nie ogląda moich meczy. Nie mam już nic do stracenia. Po lewej stronie mojego pokoju znajduję się ten Pedriego, a po prawej ma swój Frenkie. To bardzo przyjaźni sąsiedzi. Nie narzekam na nich. Tylko idiota by narzekał. Towarzystwo jest naprawdę cudowne. Kocham moją drużynę. Są dla mnie jak rodzina. No i każdy mnie zawsze niańczy. Kiedyś zakochałem się w Pedrim. Muszę to przyznać. Teraz widzę, że dobrze, że mu tego nie powiedziałem. On jest dla mnie tylko bratem. Ja dla niego też. Myślę, że czasami lepiej się zamknąć. Przemyślałem to wszystko i my do siebie nie pasujemy. Nie w taki sposób. Obrzydza mnie myśl o tym, że on mógłby mnie wyruchać. Nie mógłbym mu po tym spojrzeć w oczy.
Jest wtorek, więc to jasne, że chłopaki będą odwalali różne rzeczy. Uśmiechnąłem się lekko na tą myśl. Robert pewnie znowu będzie się złościł. Znaczy nie, żeby w inne dni nic nie odwalali. Wtorek nie odstaje od normy oczywiście. Jak Barça czegoś nie odwali to dzień stracony.
- Boże. Wy znowu gracie na tej konsoli. Błagam was - otworzył jednak oczy, gdy zobaczył, że chłopaki przygotowują się do tańczenia Rasputina. Uchylił usta ze zdziwienia.
- Raz się żyje pączusiu - powiedział Pedri do İlkaya i włączył gre. Mówiłem, żeby im nie pokazywać tego Just Dance. Lewy patrzył na nich z podziwem, bo wywijali nieźle. Nagrałem to. Zmęczyli się w chuj, ale im się w miarę udało.
- Nie wrobisz mnie w nic takiego.. nigdy więcej - zdyszany Niemiec usiadł przy Stegenie. - Czego się śmiejesz? - warknął do Félixa, który nie mógł się przestać śmiać. Aż sam zacząłem. Z nimi to zawsze coś się dzieje.
- Gavira pozwól do mnie - Lewy mnie do siebie przywołał. Wstałem i poszedłem z nim do kuchni. - Chodzą plotki, że ty i Vinícius coś tego ten - poruszył lekko brwiami. Oburzyłem się i chciałem złapać za jego koszulkę, ale się powstrzymałem. - Ja tak nie myślę, ale niektórzy tak gadają. Wpienia Cię on, co? - chwycił moją dłoń, która była zaciśnięta w pięść.
- Wkurwia mnie to tyle - powiedziałem beznamiętnie. On tymczasem głośno się zaśmiał i mnie lekko pogłaskał.
- Widzę. Same wspomnienie sprawia, że chcesz coś rozwalić. Może za dużo o nim myślisz, co? - zarumieniłem się lekko. Polak skrzyżował ramiona. - Widzę, że coś jednak jest na rzeczy - parsknął śmiechem.
- Hej! To w cale nie tak! - podrapałem się po karku. - No może troszeczkę za dużo o nim myślę, ale muszę wiedzieć, co może zrobić mój przeciwnik! - przewróciłem oczami. Tylko dlatego od jakiegoś czasu obserwuje jego Instagrama. Eh. On mojego też. Czasami nawet sensowne rzeczy tam wstawia, ale tylko czasami.
- Co ty taki czerwony, co? - chwycił mój policzek. Lekko pochyliłem się w jego stronę. - Ze wstydu? - pokiwałem lekko głową. Puścił mnie. - Gavi ty jesteś dzieciaku wspaniały. Nigdy nie wiem, o czym ty tam sobie myślisz - sięgnął do szafki. Patrzyłem, jak wyjmuje z niej batonika. - Jedz i duży rośnij - ściągnął papierek, a ja go opierdoliłem co do okruszka. Polak szeroko się uśmiechnął.
Czasami tak sobie siedzę i myślę. Tak o jakiś głupotach. Teraz też tak było. Do czasu. Zacząłem się zastanawiać nad tym, jak to będzie, gdy będę pełnoletni. Przecież będę mógł uprawiać seks. Od razu mój członek stał się jakiś żywszy. Nie wiem, jak to będzie. Przecież ja nigdy nie znajdę dziewczyny, która nie będzie lecieć na moją popularność. Potrzebuje kogoś, kto mi powie, że mam się uspokoić. Kogoś, kto będzie umiał kontrolować moje humorki.. no i kogoś, kto zadba o moje życie erotyczne. Ciągle marze o tym, że ktoś mógłby mnie wyruchać albo sprawić, że będę czuł się w chuj dobrze bez tego. Mój penis jest non stop twardy. Wziąłem telefon i zacząłem przeglądać Instagrama. Natrafiłem na zdjęcie tego cholernego Brazylijczyka. Był w samych bokserkach, które reklamował. Nie mogłem już wytrzymać. Było mi za gorąco, zbyt ciasno.. włożyłem rękę do spodni, a telefon przełożyłem do drugiej ręki. Zacząłem ruszać ręką patrząc na te zdjęcie. Coraz szybciej.. wyobrażałem sobie, że to on mnie dotyka, że kładzie swoje gorące ręce na moje ciało, że pieści moje sutki ustami. Zacząłem przez to jęczeć. Byłem coraz bliżej spełnienia. Przesunąłem lekko w bok. Chłopak mówił po swoim języku, a ja byłem już tak blisko, że ten głos sprawił, że mój orgazm był nawet mocniejszy. On zawsze ma taki mocny i gorący głos, jak ze mną rozmawia. Narobiłem bałaganu. Przebrałem się szybko i znów położyłem się na łóżku. Powinienem się wstydzić.. zrobiłem to do jego zdjęć.. i to było świetne.
W końcu po godzinie wstałem i obmyłem twarz. Czy ja będę w stanie spojrzeć w jego oczy? Przecież ja mam o nim fantazje erotyczne, a wciąż go w cholerę nienawidzę i chciałbym go rozszarpać. No i to wszystko mnie tak podnieca. Spojrzałem w swoje oczy. Miałem ochotę rozpierdolić to lustro. Chyba jestem chory.
- GAVI! GRASZ Z NAMI W KARTY!? - wrzasnął Balde, wzdrygnąłem się lekko. Chyba nie mam innego wyjścia. Wyszedłem ze swojego pokoju i poszedłem do salonu. Usiedliśmy w kółku. Ja, Frenkie, Yamal, Balde i Pedri. Alejandro rozdał karty. - Yamal nie oszukuj, bo tym razem Cię wypierdole z zabawy - spojrzał na dzieciaka i wrócił wzrokiem na swoje karty.
- Przecież nic nie zrobiłem! - krzyknął Lemine i położył żółtą kartę. De Jong puknął rękami w podłoge.
- Nie bawimy się tak! - Holender położył czerwoną kartę z numerem 7. - Masz. Szkoda, że to nie da czerwonej karki - Pedri aż stracił swoje skupienie.
- Dla mnie by była? O ty chuju! - zmienił kolor na zielony. Zaśmiałem się lekko. Lubie z nimi grać w karty.
- Dziękuję za zielony braciszku - uśmiechnąłem się szeroko i położyłem +2 dla Balde nie miał co położyć, więc wziął te dwie karty mordując mnie wzrokiem.
- A proszę ja Cię bardzo Gavi - odwzajemnił mój uśmiech. Kolejny do położenia karty był Lamine. Położył +4. Zacząłem się głośno śmiać.
- Tak się nie bawimy ty, ty, ty.. ty brutalu! - Frenkie położył kolejne +4. Pedri położył +2, więc ja też położyłem +2. Mina Balde była piękna.
- Dziękuję koledzy. Zapamiętam to sobie i na pewno kiedyś się odwdzięczę. Nie martwcie się - wziął 10 kart ze stosiku. Zacząłem się bardzo głośno śmiać. Ojejku troszkę mi go żal. - Ja się będę tak jeszcze z Ciebie śmiać - walnął mnie lekko w kark. Rozbawiło mnie to bardziej.
Gra zakończyła się wygraniem Pedriego. Drugi byłem ja, a potem de Jong. Balde niestety nie zdołał tego skończyć.. to nie był jego szczęśliwy dzień. No, ale chociaż ja raz byłem drugi! Taki plus. Poza tym dostał gumę pocieszenia. Może podkreślę, że taką do żucia. Choć chłopaki daliby mu taką inną.. oni już tacy są.
Przed kolacją włączyłem sobie mecz. Nie byle jaki mecz. Oglądałem Real Madryt. Nie wiem, jak się to stało. Naprawdę nie wiem, ale się stało. Westchnąłem głośno. Wziąłem słuchawki i podłączyłem je do telefonu. Ułożyłem się wygodnie. Z kim oni grają? Aha z Getafe.. no tak. Zacząłem coś jeść w między czasie. Vini Jr strzelił bramkę i wykonał dziwną cieszynke. No, ale cóż. Mecz zakończył się wygraną Realu. Nikogo to nie dziwi oczywiście. Zrobiłem screena i wstawiłem na story. Niech się ludzie zdziwią. Ziewnąłem cicho. Chyba trzeba iść zjeść kolacje i iść spać.
- Gavi, maluchu zostań w pokoju. Ja Ci przyniosę jedzenie - Robert mnie zawrócił. Wróciłem, więc i już chwilę później miałem swoje jedzonko. Zrobił dla mnie naleśniki. Raczej każdy dostaje co innego. Podziękowałem mu i zacząłem jeść. On robi najlepsze kolacje. Zjadłem wszystko i wylizałem talerz. To chyba czas kłaść się spać. Sprawdziłem godzinę. Wcześnie, ale potem jeszcze nie wstanę. Poszedłem się umyć, wziąłem prysznic i ubrałem się w piżamę w kaczuszki. Ziewnąłem głośno. Poszedłem spać.
Nagle usłyszałem czyjś głos na korytarzu. Rozmawiał przed drzwiami mojego pokoju, bo jestem uważany za osobę, która najgłębiej śpi. Tym razem tak nie było. Podniosłem się lekko z łóżka.
- Tak też Cię bardzo kocham i nie mogę się doczekać, aż Cię zobaczę - usłyszałem głos ter Stegena. - Jestem tylko twój, wiesz o tym. Nie bądź zazdrosny. Nikt inny nie ma prawa mnie dotknąć, wiesz o tym. Hmm.. tak myślę, że to dobry pomysł. To co? Do zobaczenia Thi - końcówkę ledwo dosłyszałem. Jaki kurwa Thi? A tam. To nie moja sprawa. Pójdę znowu spać. To dobrze, że Stegen znalazł sobie kogoś lepszego. Kim by ten ktoś w zasadzie nie był. Rozciągnąłem się lekko i przekręciłem się na drugi bok. Głos ucichł, a ja mogłem wrócić do spania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro