Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Strażnik lasu

- Co to było? - zapytał mężczyzna rozglądając się. Przysiągłby, że kątem oka widział, jak coś się przemieszcza między drzewami.

- Strzelba, opanuj się. Tylko my tu jesteśmy. - odrzekł jego przyjaciel, Damian. - Chodź, już przydałoby się powoli wra...

Bartłomiej odwrócił się w kierunku miejsca, w którym stał jego kompan. Teraz pozostała tam tylko jego broń.

- Damian?! Gdzie jesteś?! - wystraszony zaczął nawoływać. Zamilkł na chwilę, nasłuchując odpowiedzi. Jedyne co usłyszał to cichy szept:

- Więcej szacunku dla lasu.

Korzenie drzewa, znajdującego się nieopodal wystrzeliły w jego kierunku. Oplotły i poczęły ciągnąć do pojawiającej się jamy. Szarpał się, walczył, krzyczał. Bezskutecznie. Nikt go nie usłyszał. Był za głęboko w knieji.

~*~

Wstała z łóżka zadowolona. Po trzech godzinach poszukiwań znalazła kolejną sprawę dla siebie.

- Czas do pracy. Kierunek - Barczewo. - wyszeptała do siebie, uśmiechając się. Spakowała wszystko co jej i opuściła pokój z zamiarem odmeldowania się. Nie miała wiele czasu do stracenia. On nie będzie czekał.

~*~

Wreszcie zajechała do miasteczka, ale nie był to jej dokładny cel podróży. Jest nim las, znajdujący nie niedaleko. Jednakże najpierw należy się upewnić, iż nie pomyliła się. W końcu, jak narazie zginęło dwóch myśliwych. Musiała popytać ludzi, czy byli tu w jakiś sposób ,,znani" i dowiedzieć się jak zginęli.

~*~

To już szósty dom, taki jak wszystkie. Nie chciała tam iść, lecz musiała. Nadal nikt nie podał jej informacji, których szukała, co ją niezmiernie irytowało. Czy oni w ogóle siebie znają?! - krzyczała w myślach, besztając mieszkańców tego przeklętego miasteczka.
Poprawiła swój formalny strój, zdobyła się na sztuczny uśmiech i zapukała.

- Dzień dobry, Sara Jabłońska? - rzekła widząc blondynkę w drzwiach.

- Tak, a pani to...?

- Eleonora Szumska, detektyw. - pokazała fałszywą odznakę. Uśmiechnęła się serdecznie, choć w środku chciała jak najszybciej zakończyć tę konwersację. Nienawidziła marnować czasu. - Słyszała pani o tych dwóch, nieszczęsnych myśliwych?

- Tak, to okropne. Znałam Bartłomieja osobiście, jego kolegę już nie za bardzo. To nie może być przypadek. Coś musiało się tam stać. - gospodyni zaczęła trajkotać. Zmęczone i podkrążone oczy rozszerzyły się odrobinę, sugerując jej zainteresowanie sprawą. Bogata gestykulacja tym bardziej utwierdzała w tym przekonaniu.

- Domyślam się, dlatego tu jestem i rozmawiam z panią. - zabrała głos, idealnie wstrzeliwując się w moment, gdy podchorowana kobieta nabierała powietrza, aby mówić dalej. - Czy ich zachowanie ostatnio nie wydawało się dziwne? Nie bali się czegoś?

- Strzelba, to znaczy Bartek, opowiadał mi o ich dziwnej przygodzie w lesie. Ponoć ktoś ich śledził. Wydawało im się, że widzieli jakieś wysokie coś z korą zamiast skóry, ale policja stwierdziła, że tylko coś im się przywidziało lub coś brali. - skwitowała, prychając.

- Niech mi pani więcej opowie o tym czymś. - zachęciła, uśmiechając się szerzej, tym samym dając blondynce do zrozumienia, iż to, co powie, będzie ważne. Jednocześnie chciała zapytać dlaczego ta nie chce jej wpuścić do domu, na dłuższą rozmowę, ale przez lekko uchylone drzwi zobaczyła w jakim stanie jest salon, a tym samym prawdopodobnie cała reszta domostwa. Oj, kobieto, lepiej szybko zdrowiej. - pomyślała.

- Tylko niech mnie pani nie weźmie za wariatkę... - gospodyni wzięła głęboki wdech. Chwilę milczała, jakby układała sobie wszystko w głowie, aż w końcu przemówiła. - Bartek mi mówił, że ten stwór miał prawie trzy metry, jego skóra to była kora, zamiast głowy miał jelenią czaszkę z porożem i strój z jakiegoś starego materiału. Nie wierzyłam mu... Ja... Jego najlepsza przyjaciółka... - pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, torując drogę kolejnej i następnej. Rozpłakała się na dobre.

- Dziękuję pani, to wszystko i przepraszam. Do widzenia. - rzekła pospiesznie i odeszła nie czekając na odpowiedź. Więcej od niej nie wyciągnie. Już miała pewność kto to, a właściwie co to. Teraz czas na łowy.

~*~

Zbliżał się zmrok, lecz w niczym to jej nie przeszkadzało. Demon, tak zwany Leszy, musiał zostać zabity lub przynajmniej unieszkodliwiony. Miała kilka planów, ale realizacja każdego z nich nie należała do najłatwiejszych. Powinien na niego zadziałać sosnowy kołek, wbity prosto w serce, jednakże czy uda jej się to? Nigdzie nie mogła znaleźć dokładnych informacji jak go skutecznie zgładzić, dodatkowo strażnik lasu, z tego co się dowiedziała, jest sporo wyższy od niej. Będzie musiała uciec się do postępu i to nie byle jakiego. Demony ciężko oszukać, o ile w ogóle jest to możliwe. Ten raczej nie należy do głupich.

Weszła pewnie do lasu, udając, że podziwia przyrodę. Jej najprostszy i najłatwiejszy plan zakładał udawanie zabłąkanej turystyki, szanującej to miejsce. W takim przypadku byt powinien jej jakoś pomóc znaleźć drogę powrotną. W końcu nie zrobiła nic złego, prawda? Nie miałby żadnych powodów, by chcieć ją zabić, czy cokolwiek innego.

Szła pewnie przed siebie. Nie bała się, gdyż te kilka kieliszków, ,,na odwagę" jeszcze działało. Tak, lekko się wstawiła, ale od razu zamaskowała zapach alkoholu. Nie chciała, by demon wiedział, iż boi się. Cholernie się boi, jak zawsze. Dlatego za każdym razem musi wypić choć troszeczkę. Jeśli ta praca jej kiedyś nie wykończy, zrobi to wątroba. Z całą pewnością.

Podążała ścieżką, gdy była już dostatecznie daleko, zboczyła z niej. Poczęła krążyć między drzewami, przy okazji oglądając je. Podziwiała ich piękno, potężną budowę, wszystko. Dopiero po pół godzinie spostrzegła, że nie wie gdzie jest. Zgubiła się. Zaczęła się rozglądać, szukając jakiejkolwiek ścieżki. Nie zobaczyła żadnej. Tylko drzewa, spowite w ciemności i spotykane od czasu do czasu plamy księżycowej poświaty, przebijającej się przez liście i plątaniny gałęzi. Poczuła czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się gwałtownie, a serce podeszło jej do gardła. Nikogo nie było za nią. Coś zaszeleściło pare metrów dalej. Ruszyła w tamtą stronę z małą obawą, choć w środku wiedziała, iż nic jej nie grozi.

- Dlaczego ich zabiłeś?! Co takiego zrobili?! - zatrzymała się i wykrzyczała. Nie miała zamiaru zrobić chociaż kroku bez odpowiedzi, zwłaszcza, że miała pewność, iż on ją słyszy. - Na pewno mieszkasz tu od dawna, nigdy wcześniej nikt tu nie zginął, więc pytam jeszcze raz, co oni takiego zrobili?! - kontynuowała. Po chwili zamilkła, oczekując odpowiedzi. Ta nadeszła dopiero o dwóch minutach, koszmarnych stu dwudziestu sekundach w środku mrocznego lasu.

- Dużo widziałem, dużo tolerowałem, ale to już za wiele. Setki lat ograniczałem się tylko do pomagania i nagradzania. - niski, męski głos zdawał się ją otaczać ze wszystkich stron. Poczuła się osaczona. - Wiem kim jesteś, ale nie wiem do końca czemu tu jesteś... Hm... Chcesz to ukrucić, rozumiem. To twoja nowa praca. Jednak zanim ci się ujawnię, pomyśl, ile razy usłyszałaś to głupie ,,dziękuję"? - zapadła chwilowa cisza, w trakcie której dopadły ją myśli wiecznie tłamszone i zrzucane w najgłębsze czeluści jej głowy. Co jeśli to ludzie są tymi złymi? - pojawiło się znikąd. - Nigdy, prawda? Nikt nawet nie wiedział, że to dzięki tobie przeżył kolejny dzień. - spojrzała za siebie. Stał tam. Trzymetrowy stwór zgodny z opisem Sary. Skóra z kory, jelenia czaszka z pięknym porożem zamiast głowy, skąpe ubranie ze starego materiału dodatkowo przyozdobione czaszkami nieszczęśników, którzy padli jego ofiarą.

- Nikt mi nie dziękuje, ale wiem, że muszę to robić. - odparła, patrząc na niego chardo. Zaśmiał się. - Co jest w tym takiego śmiesznego? - zapytała zmieszana.

- Umierasz ze strachu i myślisz, że tego nie widzę? - zrobił krok naprzód. - Jestem demonem, umiem zajrzeć ci do głowy, czytać w myślach. - następny krok ku niej. - Ten alkohol miał dać ci jedynie złudzenie odwagi, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. - uśmiechnął się z politowaniem. - Nie dam się zabić i nie przestanę wymierzać sprawiedliwości, zatem czeka nas walka. - rzekł, a korzenie drzewa za nim poruszyły się, gotowe do ataku. - Miło było cię zobaczyć Estero, nawet jeśli to nie w pełni ty. - roślina zaatakowała. Uchyliła się przed pierwszym ciosem, lecz cały czas miała na sobie plecak. Ten został przebity na wylot, a to, co się w nim znajdowało, wysypało się. Prędko go z siebie zrzuciła i już miała wziąć kołek, ale została odepchnięta. Uderzyła plecami o pobliskie drzewo. To również okazało się być przeciwko niej, korzenie oplotły się wokół jej klatki piersiowej, rąk i nóg, unieruchamiając. Leszy wciąż stał w jednym miejscu. Dopiero, gdy była unieszkodliwiona zbliżył się. W obliczu prawdziwego zagrożenia życia jej szybki oddech i tętno uspokoiły się. Na twarz wkroczyła obojętność. Z buta wysunęło się ukryte ostrze, które zatopiła w jego lewej nodze. Kiedy stracił równowagę, wyswobodziła się i ponownie ruszyła ku kołkowi. Pochwyciwszy go odwróciła się przodem do przeciwnika. Nie było go tam. Poczuła silne uderzenie w plecy. Upadła, zaś tak ważny dla niej kawałek drewna wypadł jej z dłoni. Wyciągnęła po niego rękę, lecz strażnik lasu stanął na niej, przygważdżając do ziemi. Nie poczuła bólu. Jednym płynnym ruchem przewróciła go, tym samym uwalniając kończynę. Szybko pochwyciła kołek i wbiła prosto w jego serce. Wydał z siebie głośny krzyk, przepełniony cierpieniem, by w chwilę później paść martwym. Kolejny stracony. - przeszło jej przez myśl.
Wstała jak gdyby nigdy nic i odeszła, wcześniej zabierając swoje rzeczy, łącznie z narzędziem zbrodni. Skierowała się do swojego kochanego, czarnego Forda Mustanga Shelby GT500 z 2013 roku.

Dopiero po przejechaniu prawie kilometra odzyskała pełną świadomość. Widziała wszystko co zrobiła, ale nadal w to nie wierzyła. To znowu się stało. Zmieniła się w bestię. Jednak, kim jest Estera? Dlaczego ją tak nazwał? Przecież ma na imię Eleonora. Co to miało znaczyć? A może tylko kogoś mu przypominała? Tak, to chyba najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie, pytanie tylko, czy ona w nie wierzy?

Wtem coś, a raczej ktoś wyskoczył na drogę. To był... Leszy. Jakim cudem?! - obijało się jej o głowę. - On przecież nie żyje! Gwałtownie skręciła, wymijając demona. Opony zapiszczały, a serce znowu przespieszyło tempa. Wcisnęła hamulec z całej siły jednocześnie przeklinając się, iż wszelką broń schowała w bagażniku i na tylnych siedzeniach. Wściekły strażnik lasu w mig znalazł się przy drzwiach od strony kierowcy, chcąc dostać się do środka pojazdu. Odebrała mu tę możliwość blokując je. Zaczął energicznie uderzać w okno. Szatynka w tym czasie rozpięła pasy i rzuciła się na tyły, szukając żelaznej siekiery lub choćby noża. Plan B - odciąć albo odrąbać głowę z użyciem żelaza. Ledwo sięgnęła po porządany przedmiot, samochód zaczął się niebezpieczne mocno kołysać na boki. Dzierżąc siekierę odblokowała drzwi pasażera i wyskoczyła na zewnątrz. Leszy widząc co trzyma cofnął się nieznacznie, by w chwilę później ruszyć na nią z pełną parą. Jednym susem przeskoczył samochód, dzielący ich. Strach ponownie zastąpiła obojętność. Stała nieruchomo. Do czasu. Wyczekała najodpowiedniejszy moment. Zamachnęła się i w ostatniej chwili ścięła głowę demona. Krew trysnęła, obryzgując ją całą, część Mustanga i drogi. Tym razem już się nie pozbierasz. - pomyślała. - To niemożliwe.
Posprzątała wszystko, zmyła jakiekolwiek ślady, a ciało spaliła, dbając o to, by nikt jej nie widział. Po drodze także zamaskowała krew na swoich ubraniach, wylewając na nie mleko czekoladowe.

Zmęczona po nocnych łowach wracała do miasta przez las. Słońce dopiero wschodziło, gdy dotarła do hotelu. Co prawda miała wyjechać z samego rana, lecz była zbyt zmęczona. Musiała coś zjeść i odpocząć, ale nie chciała spać w samochodzie oraz zadowolić się byle czym. Miała ochotę na naleśniki z czekoladą i miękkie łóżko.

______________________________

Jak się podoba pierwszy rozdział? Sama nie jestem pewna co do tego, jak mi wyszedł. Co do błędów, które mogą się pojawić, pamiętajcie, nie jestem nieomylna! Jakieś na pewno zdołały się ukryć przede mną! Jeśli jakiś widzisz - napisz, najlepiej zaznaczając fragment tekstu.
Dziękuję za uwagę i do przeczytania za 5 dni!

~ Karvi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro