Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dawka czwarta. Czyżby czarny przynosił pecha?

  Podczas gdy Uczeń dostał poważnej zadyszki i bał się o swoje zdrowie, Gunnarsen dalej biegła ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością.

   Kilka sekund wcześniej schowali ciało dość otyłego ochroniarza z objawami wyraźnego przedawkowania Elitarnych specyfików do szafy w budce strażniczej. Po wykonaniu tej męczącej czynności łuczniczka wyruszyła przed siebie z niesamowitym zapałem, a zmęczony dźwiganiem opasłego cielska chłopak mógł tylko zapłakać w duchu. Co prawda w ciągu tego krótkiego czasu już dwa razy prosił o zmniejszenie tempa, ale zawsze zostawał z fiaskiem. Cóż, do trzech razy sztuka.

   - Możemy zwolnić? - zapytał, pewny negatywniej odpowiedzi.

   - Ile można tłumaczyć?! - oto i oczekiwane zaprzeczenie. - Mamy tylko około minuty do wszczęcia alarmu. Gandalf miliony razy mówiła ci o radarach wykrywających jej magię, które po takim czasie na pewno się odezwą. Jeśli chcemy zrobić cokolwiek pożytecznego, powinniśmy jeszcze przyspieszyć! - Uczeń doskonale wiedział, że spowalnia całą misję, ale prawda rzucona prosto w twarz i tak zabolała. Wniosek wydawał się być prosty - czas przestać przeszkadzać.

   - Biegnij dalej sama, tak jak chcesz. Ja sprawdzę najbliższe pokoje i ostrożnie wycofam się do wyjścia - to rozwiązanie wydawało się być najsłuszniejszym.

   - Nie ma takiej opcji, nie potrafisz walczyć - ta propozycja musiała wydać się Gunnarsen tak niedorzeczna, że przestała biec. Zaciągnęła go do wyłomu w korytarzu i już chciała wypominać nieodpowiedzialność, jednak on ją uprzedził.

   - Zobacz, jak mało czasu zostało! - mówiąc to pokazał wojowniczce swój zegarek, samemu przeklinając w myślach. Dwadzieścia sekund do alarmu!

   Gunnarsen po zauważeniu tego nie zastanawiała się ani chwili dłużej. Spojrzała na niego brązowymi oczami, ciskającymi prawdziwymi piorunami i wyrwała się do przodu, jakby tym zjawiskiem pogodowym porażona. Używając tajemniczej Krav Magii, zaczęła poruszać się z prędkością o wiele przekraczającą Uczniowskie możliwości. Już po chwili zniknęła za załomem korytarza, prawdopodobnie docierając do pierwszych cel. Chłopakowi zaś pozostało tylko się wycofać, sprawdzić pozostawione z tyłu ślepe zaułki i wrócić do punktu spotkania z resztą Kompanii.

    Oczywiście, że nie mógł spodziewać się tego, co znajdzie w tych pozornie nieprowadzących donikąd korytarzach. W końcu na genialnej mapie Mistrza nic tam nie było. A jednak, życie potrafi zaskakiwać.

   Gdy w jednym z zaciemnionych korytarzy zobaczył uchylone, masywne drzwi z ciemnego metalu, naprawdę się zawahał. Później zadzwonił alarm i nie było czasu na rozmyślania, bo zauważył pierwszy minus ich genialnego planu. W skrzydle, które wybrali na patrol, siedzibę miała odnoga straży więziennej. Teraz plan zaliczył pokazową klapę przez nieprzemyślane rozdzielenie się, patrol i podejrzane pomieszczenie w najbardziej strzeżonej placówce w okolicy. Prawdopodobnie już nic nie pogorszy sprawy.

   To dziwne, jak mała może być wyobraźnia kogoś na co dzień żyjącego z kilkunastocentymetrową komarzycą i czarodziejką.

    Po wejściu do ciemni, bo pomieszczenia nie dało nazwać się inaczej, Uczeń natychmiast zamknął za sobą masywne drzwi. Dopiero później zorientował się, że nie będzie w stanie ich ruszyć. No ale od czego ma przyjaciół, którzy muszą kiedyś zacząć go szukać. Na razie należy rozejrzeć się za drugim wyjściem, bo przecież jest szansa na istnienie takowego.

   - Myśl trzeźwo, myśl spokojne, nie panikuj... - zaczął wyliczankę, która chwilowo musiała zastąpić medytację.

   Niewiele myśląc wyciągnął z kieszeni służbowy telefon i włączył latarkę, rozglądając się wokoło. Całe pomieszczenie okazało się być niesamowicie wąskie, bo nawet nie na rozpiętość jego niezbyt dużych ramion, ale też o kilka dobrych metrów wyższe od standardowych cel. Nie to jednak sprawiało wrażenie najdziwniejszego - budulec ścian przyciągał wzrok.

   Metal, taki sam jak na drzwiach, był polerowany tak mocno, że przypominał matowe lustro. Gdy Uczeń zbliżył swoją twarz do jego powierzchni był w stanie dojrzeć swoje przyciemnione odbicie. Blada twarz z rozszerzonymi z przerażenia zielonymi oczyma nie prezentowała się najlepiej. Jego wzrok powędrował w górę, do rozwianych w biegu włosów i jeszcze wyżej, i wyżej, i wyżej... Nie dało się dostrzec momentu, w którym metalowa tafla przechodziła w sklepienie, przez co cała ściana była pokryta jego wydłużonym odbiciem. W tak psychodelicznym miejscu łatwo było stracić rozum.

   Pomimo tego chłopak był w stanie przyrzec, że na "zaufanej" mapie Mistrza tak specyficznego pomieszczenia nie dostrzegł. Przecież ciężko przeoczyć długi, wąski i nienaturalnie wysoki pokój. Może bardziej korytarz? Ale te w tym konkretnym więzieniu nie były oddzielane drzwiami. Więc gdzie on się znajduje?

   Aby wydostać się z klaustrofobicznej przestrzeni i zdobyć odpowiedzi na nurtujące go pytane zrobił jedyna rzecz, która wydawała się słuszna. Ruszył przed siebie. Cały czas świecił latarką na boki, nie będąc w stanie nadziwić się specyfice ścian. Z boku widział swoją wydłużoną twarz , w górze jedynie malutki, rozciągnięty punkt światła na suficie. Szedł, patrząc w górę, próbując dojrzeć jakąkolwiek rysę na idealnej tafli. Taki zafascynowany otaczającym go obrazem.

   Nagle potknął się i upadł, słysząc szczęk żelaza.

    Tuż po zderzeniu z lustrzaną podłogą wyrwał się z dziwnego rodzaju transu. Chodź nie miał żadnego dowodu, zaczynał sądzić, że na refleksje i odbicia rzucono jakiegoś rodzaju czar. Niemożliwym było, aby szedł po tak strzeżonym więzieniu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Przecież słyszał przytłumiony dźwięk alarmu, krzyki strażników i tupot stóp w wojskowych butach. Wszędzie wokół szukano jego przyjaciółek a on, zamiast próbować dołączyć do nich, włóczy się w zapomnieniu po jakimś nieoznaczonym korytarzu. Całkowicie zapomniał o wskazówkach z ćwiczeń z Malarią, telefonie trzymanym w ręce czy obietnicy złożonej Gunnarsen. Nawet teraz gapi się na podłogę, a przecież właśnie o coś się potknął. Obiekt zdecydowanie spory i potencjalnie groźny.

   Zerwał się tak szybko, jak tylko potrafił. Gdy złapał równowagę, wyjął ze specjalnej kieszeni w Pelerynce jedyną posiadaną broń - krótki, srebrzysty mieczyk, bardziej przypominający nóż. Obrócił się, wciągając przed siebie broń, po czym zamarł z przerażenia.

    Przed nim leżał trup. Chłopak, na oko w jego wieku. Ubrany jedynie w podarty, sięgający do kolan, więzienny t- shirt w paski. Całe odsłonięte ciało było nienaturalnie kościste i wychudzone, pokryte bliznami. Uczeń rozpoznał w nich ślady bicza, które miała Gunnarsen po ucieczce z niewoli. Najwyraźniej to więzień państwowy, ale dlaczego jest przetrzymywany w tym zaklętym korytarzu a nie celi? I jak długo żył w takich warunkach, dopóki nie wyzionął ducha?

   Patrząc na włosy, kilka lat. Sięgały mu aż do kolan i były niesamowite. Jedwabiście czarne, splątane, przypominające trochę owcze futro. Uczeń nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to tylko peruka z wełny tych zwierząt. Czy to wina magii korytarza, czy po prostu jego głupoty, ale zdecydował, że dotknie pukla. Tylko jednego, z dala od głowy...

    Domniemany trup właśnie podniósł rękę i złapał Ucznia za nadgarstek. Oczywistą reakcją na coś takiego było przerażone odskoczenie w tył połączone z dość niemęskim piskiem.

   Gdy Uczeń oddalił się na odpowiednią odległość jeszcze raz przyjrzał się ciału. Twarz, z której nieszczęsne włosy całkowicie opadły po gwałtownym ruchu była zapadnięta. Jedynie oczy dalej błyszczały, jakby znarkotyzowane i otępiałe. To zdecydowanie robota Elity. Ale kim on jest i dlaczego się tu znajduje?

   - Nie jesteś jednym z nich, prawda? - trupy nie mówią, więc jest to zdecydowanie żyjący facet. Otumaniony i na skraju wytrzymałości, ale przynajmniej można go odratować.

   - Nie mów nic więcej, ledwo chrypisz. I nie martw się, nie jestem zwolennikiem Elity - na to określenie więzień ledwo drgnął. Choć zdrada swoich rebelianckich zapędów nie była najmądrzejszą decyzją, widocznie chłopak też miał związaną z nimi traumę, ale wycieńczenie było zbyt duże, aby okazać więcej emocji.

   - Zabierz mnie stąd - te słowa były bardziej rozkazem niż prośbą, ale savoir - vivre będą się przejmować później. Na razie należy zrobić coś z żelaznymi kajdankami, które przerastają jego możliwości siłowe.

   - Spokojnie, zadzwonię po... wsparcie - nie chciał zdradzać, kim są jego towarzysze. Musi dowiedzieć się o tym osobniku więcej. A co, jeśli to wyrafinowana, Elitarna sztuczka?! W końcu może udawać, może być otumaniony i zmanipulowany, może być podstawionym aktorem, a do Ucznia należy decyzja, co z nim zrobić.

   Cała sytuacja prezentowała się dość nieciekawie. Przykuty do ściany psychodelicznego korytarza umierający, młody mężczyzna potrzebuje pomocy i jeśli Uczeń miałby być szczery, to nie ma ochoty być jego zbawcą. Jest w niebezpieczeństwie, naokoło strażnicy szukają członków Kompanii i naprawdę jakiś anonim nie jest największym zmartwieniem. Ale skoro przebywa tu tak długo, musi znać pomieszczenie chociaż trochę.

   - Ile jest stąd wyjść? - zapytał, wybierając numer Gunnarsen. W końcu obiecał, że tylko ona dowie się o zmianie planów.

   - Jedno, którym przyszłaś - ledwo wychrypiał owco - podobny osobnik. Widać było, że mówienie sprawia mu ból.

   Gdy urządzenie złapało sygnał, na jaw wyszło kolejne niedopatrzenie w planie.

   Hush now baby.

   I know, I know,

   I know it's crazy.

   The days without you...

   Połączenie zostało odrzucone, a Uczniowi przypomniała się rzecz, która zaczęła go niepokoić przed wejściem do więzienia. Mistrz zabrała telefon wojowniczce, aby ta wciąż nie SMS - owała z Martinusem. Wszyscy wkrótce zapomnieli o komórce i nikt jej nie wyciszył. Teraz urządzenie w kieszeni czarodziejki odezwało się, grając piosenkę kochanka Gunnarsen jako dzwonek, zwabiając połowę straży do kryjówki Gandalfa. Swoją drogą, musi być ona dość blisko, skoro jest w stanie usłyszeć melodię. Ale jakie to ma znaczenie, kiedy życie dziewczyny jest zagrożone?

    Ciężko było opisać, jak bardzo źle czuł się Uczeń. Był obrażony na łuczniczkę z powodu przeoczenia, ale o wiele bardziej pałał nienawiścią do siebie. Za nie zwrócenie uwagi na przeczucie, za rozdzielanie się, za wchodzenie do pomieszczenia z więźniem, za próbę udzielenia mu pomocy. I pewnie wymieniałby tak wszystkie swoje błędy, gdyby nie dostał sygnały zwrotnego w postaci wibrującego telefonu. Czyżby Gandalf miała się dobrze!?

   Tuż po odebraniu zaczął przepraszać i tłumaczyć się nieskładnie, ale Mistrz przerwała mu w połowie zdania. Opowiedziała w skrócie o ucieczce i skrytykowała nieodpowiedzialne zachowanie nie przejmując się, że jest ścigana przez tłum Elitarnych wysłanników. Jak gdyby nigdy nic poprosiła go o podanie swojej lokalizacji i rozłączyła się, wcześniej zwiastując rychłe pojawienie się przy nim.

   Uczniowi pozostało tylko czekać, próbując nawiązać porozumienie z człowiekiem - owcą. Oraz mieć nadzieję, że cała Kompania przeżyje tragedię, jaką okazał się ich zwiad.

   Usiadł więc przy lustrzanej ścianie i zaczął wpatrywać się w kruczoczarne odbicie włosów swojego towarzysza.


~~~

1658 słów

Mam wrażenie, że rozdział troszkę się ciągnie i może być niezrozumiały. Jeśli tak jest i ktoś zechce pomóc mi swoją krytyką, zapraszam do komentowania, wytykania niedociągnięć.

Ogólnie robienia tego, co tygryski (owce?) lubią najbardziej!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro