1
Wojna między rodzinami skończyła się, wraz z tym zostałem głową drugiej rodziny. Stałem w sypialni ubrany w brązowym graniak, będąc szczerym wolałbym by to Vegas przejął interesy po jego ojcu, ale na chwilę obecną nadal jest w szpitalu, nadal się nie obudził... Pete odchodzi od zmysłów, wiem o wszystkim co ich łączy, znam wszystkie szczegóły, jestem szczerze w szoku, że Pete jest w stanie wybaczyć Vegas to, że go przetrzymywał, ale trochę go rozumiem, ja też wybaczyłem Kinn'owi to , że mnie wykorzystał kiedy byłem naćpany...
Trudno było minęło. Wyszedłem z sypialni i ruszyłem do gabinetu Kinn'a, wszedłem jak do siebie. Bo kurwa jakby na to nie patrzeć jestem u siebie.
Podeszłem do biurka i spojrzałem na niego, znów ulizał swoje włosy... Poprawiłem mu włosy by wyglądał jak człowiek, zdjąłem mu też krawat
- od razu lepiej dziadu wyglądasz - powiedziałem i spojrzałem na papiery- co to jest?- zabrałem mu papiery które trzymał w ręku- zamierzasz przestać wspierać wyspę na której wychował się Pete? Czy ty jesteś kurwa normalny?- uderzyłem go z otwartej ręki w łeb - mało ma chłopak problemów? Kinn, to , że zostawił rodzinie nie oznacza, że masz się mścić na innych - zamarszyłem brwi
- Ojciec wspierał wyspę od lat, powinni sobie już radzić- warknął pod nosem.
- ty jesteś pierdolnięty czy udajesz? Z tej Wyspy nie jest tylko Pete. Naucz się czytać - pokazał mu fragment listu który był dodany do papierów- twoja mama również z niech pochodziła, dlatego Twój tata ją wspierał- dopiero teraz Kinn zmienił zdanie, wiem , że nie pamięta prawię jego mamy zmarła po urodzeniu Kim'a. Pete Opowiadał mi o tym jakiś czas temu. Naszą rozmowę przerwał nagły telefon od Top'a, od razu odebrałem- czekaj mów wolniej. Jak to Macau zaatakował Pim? Dobra zaraz będę - rozłączyłem się
- Co się dzieje?- zdziwiony Spojrzał na mnie, wytłumaczyłem mu to co powiedział mi Top i pojechaliśmy do szpitala, od razu podeszłem do Pete, który stał na korytarzu, objąłem go delikatnie.
- proszę zaopiekuj się Macau... bardzo źle to zniósł. Na dodatek Top zajmuję się Vegas.. nie dam rady zająć się nimi dwoma - wygląda na bardzo zmęczonego, Macau spał u nas już kilka razy, Tankhun przywoził go by nie spał na fotelu w szpitalu.
- spokojnie Pete, zajmij się teraz Vegas.- powiedziałem i poszedłem do gabinetu Top'a w którym siedział roztrzęsiony Macau i Tankhun. No tak Tankhun zakochał się w doktorku i teraz prawię nie wychodzi ze szpitala... A jak wychodzi to zabiera ze sobą Macau bo jest zazdrosny i obawia się, że Macau ukradnie doktora.
Podeszłem do Macau, wiem, że nadal ma mi za złe tą akcję z fontanną, ale chyba zaczyna mi ufać, zapewne przez fakt, że jest dość blisko z Porchay - chodź Macau, zabiorę cię do Porchay...- poprawiłem mu włosy, jest w wieku mojego brata...to nadal nastolatek, nie radzą sobie z emocjami, Porchay od jakiegoś czasu czuł się okropnie przez Kim'a, ale na szczęście zaczyna znów się uśmiechać dzięki Macau.
Na szczęście zgodził się z nami jechać, ale razem z nim jak zawsze przyjechał Nop. Będąc szczerym jestem zafascynowany tym facetem, jest wielki, silny, bezlitosny, ale za razem zajmuje się Macau i Vegas od lat tak jakby był ich prawdziwym ojcem. Kiedy Macau poszedł do pokoju Porchay Nop opowiedział nam o tym, że Macau zaatakował Pim... Nie mieliśmy pojęcia, że spodziewa się dziecka, Nie wiadomo czy dziecko przeżyło to co zrobił Macau, dlatego jest taki roztrzęsiony.
Prawdę mówiąc ten atak jest trochę winą Tankhun'a, który kazał Macau postawić się tej Całej Pim...szkoda mi go naprawdę.
Wiem jak ja się źle czułem kiedy pierwszy raz zrobiłem komuś krzywdę, on nie jest jak jego brat i kuzyni. Mimo, że potrafi obsłużyć broń i obronić się, mówił, że nie zamierza nigdy nikogo zabić... Wiem od Porchay, że Macau chce być lekarzem by ratować życie.
Ta rodzina chyba zawsze jest skazana na takie akcję .
Leżałem w nocy na łóżku głaszcząc tego mojego brwiacza po głowie, miał ją na mojej klacie, dostałem sms' a od Pete, chciałem przeczytać, ale Kinn mnie wyprzedził
- Vegas się obudził- powiedział i znów się na mnie położył - i dobrze, Pete i Macau w końcu odpoczną- wiem , że się nie przyzna do tego, ale Pete jest dla niego przyjacielem, nie tylko pracownikiem, a raczej już byłym pracownikiem.
- mam nadzieję, że już nie będzie z nimi żadnych problemów, Pete zajmie się tą rodziną... Wiesz, że on wiele namiesza- powiedziałem, a on ujebał mnie w cyca.
- wiem.- ale dziad wredny. Pchnąłem go tak, że wylądował na plecach - oho- powiedział pod nosem z tym swoim wrednym uśmiechem. Zabiję go. Teraz to ja go ugryzłem
...i polizałem... Trochę niżej... No cóż nie będę ukrywać uwielbiam to
Po małym " ataku" zasnąłem zadowolony tuląc tego kretyna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro